Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Test Drive: Ferrari Racing Legends Recenzja gry

Recenzja gry 12 sierpnia 2012, 12:18

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Test Drive: Ferrari Racing Legends - O Ferrari Mio!

Test Drive: Ferrari Racing Legends jest kolejnym tytułem przedstawiającym historię słynnej włoskiej marki Ferrari. 65 lat historii zaklętej w 51 samochodach.

Recenzja powstała na bazie wersji PS3. Dotyczy również wersji X360

PLUSY:
  • 65 lat historii Ferrari;
  • nieźle prezentujące się modele samochodów;
  • dobre udźwiękowienie silników.
MINUSY:
  • niezbalansowana kampania;
  • irytująco wysoki poziom trudności;
  • konieczność zaliczania zadań w kampanii w celu odblokowania torów i samochodów;
  • kiepska fizyka modelu jazdy i brak zniszczeń;
  • słaba grafika otoczenia.

Czterysta koni pod maską, rycząca V8, 240 km/h na liczniku i wiatr we włosach. Ferrari migające czerwienią przez ulice mego miasta mknie... Ach, rozmarzyłem się przez chwilę. Ferrari Racing Legends mogłoby wzbudzać właśnie tego typu uczucia wśród fanów motoryzacji. Ogromna kolekcja najlepszych wózków świata zgromadzona na jednej płytce, włoszczyzna w najlepszym wydaniu. Ferrari nowe, stare, Testarossa, Modena, California, Scaglieti, F430, Dino, co kto chce. To powinien być hit. Niestety, włoski koncern nie ma ostatnio szczęścia do branży gier i tytuły nastawione na jego promocję nie są najwyższych lotów. Nie inaczej wygląda rzecz z nowym Test Drive – grą przede wszystkim źle zbalansowaną, pełną nietrafionych założeń, którą trudno komukolwiek polecić poza największymi masochistami.

Ferrari Racing Legends zabiera nas w sentymentalną podróż przez 65 lat historii, oferując możliwość pokierowania wieloma słynnymi samochodami włoskiej marki i przejażdżkę po kilkunastu znanych torach w niemal czterdziestu różnych wersjach. To duża gratka przede wszystkim dla miłośników motoryzacji w wydaniu wirtualnym. Oczywiście w teorii, bo praktyka, jak to zwykle bywa, rozmija się z oczekiwaniami.

Wózki są, i owszem. Nawet całkiem ładnie się prezentują, również z kabiny, bo i taki widok możemy wybrać w trakcie ścigania się na torze. Chcący prowadzić ze zderzaka, z maski czy zza samochodu też nie będą mieć z tym problemu. Jednak nieźle (choć nie rewelacyjnie) wyglądające modele samochodów, dobry dźwięk i co najwyżej poprawnie wykonane otoczenie torów to niemal wszystko, za co można pochwalić autorów gry. Cała reszta, poczynając od jakości symulacji, poziomów trudności, kampanii dla jednego gracza i trybu wieloosobowego jest, krótko mówiąc, ledwie średnia.

W tej generacji konsol poświęcono włoskiej marce już co najmniej dwa tytuły. Ferrari Challenge Trofeo Pirelli autorstwa ekipy System 3 trafiło na rynek w 2008 roku i pomimo interesującego modelu jazdy i niezłej oprawy graficznej nie zdobyło dużej popularności wśród fanów wirtualnej motoryzacji. Dwa lata później to samo studio przygotowało Ferrari: The Race Experience. Obie pozycje, choć z pewnością nie najwyższych lotów, są zdecydowanie bardziej godne polecenia niż Test Drive: Ferrari Racing Legends.

Test Drive: Ferrari Racing Legends trudno nazwać symulatorem, choć model jazdy nie jest oczywiście jednakowy dla wszystkich aut. Gdybym miał go do czegoś porównać, to umieściłbym go gdzieś pomiędzy zwykłymi odsłonami serii Need for Speed a Shiftami. Zacząć jednak wypada od tego, że nie da się wyłączyć ot tak, z palca, dostępnych asyst w rodzaju kontroli trakcji, automatycznej skrzyni biegów, linii przejazdu czy automatycznego hamowania przed zakrętami. Autorzy przewidzieli trzy poziomy trudności i każdy z nich ma z góry narzucone odpowiednie ustawienia. Dla osób, które lubią sobie „podłubać”, nie jest to raczej dobra nowina. Samochody nie zachowują się naturalnie, mają dziwną tendencję do częstego dachowania przy byle sposobności i podczas gry na padzie są bardzo niestabilnie. Nieco łatwiej opanować auto, posługując się kierownicą, w innym przypadku konieczne jest drastyczne obniżenie czułości sterowania, co i tak nie do końca pomaga. Nowicjusz nawet z automatycznym hamowaniem przed zakrętami bardzo łatwo przestrzeli wyjście z łuku, bo samochód po zredukowaniu biegów natychmiast przyśpiesza przy jednostajnym duszeniu gazu, a każda wizyta poza torem w kampanii zmusza do odpalenia wyścigu od nowa, gdyż autorzy wymyślili sobie, że nie tylko nie pozwolą ścinać zakrętów, ale nawet wyjechać dwoma kołami poza tor. Jakakolwiek pomyłka skutkuje przerwaniem zabawy i restartem. O standardzie, jakim w wielu innych, nastawionych na rynek masowy, tytułach jest możliwość przewinięcia wyścigu, należy zapomnieć. Profesjonalistów odstraszy uproszczona, konsolowa fizyka i brak możliwości jakichkolwiek modyfikacji, a także brak modelu uszkodzeń z wyjątkiem odrapań lakieru czy popękanej szyby.

Pierwszym wyprodukowanym przez firmę Ferrari samochodem był model 125 S, dwuosobowy roadster o pojemności 1,5 l, którego dwa egzemplarze wyjechały z fabryki w 1947 roku. Samochód nigdy nie trafił do produkcji seryjnej, ale odnosił pewne sukcesy na torze. Niestety, do dzisiaj nie zachował się żaden oryginalny egzemplarz. W grze Test Drive: Ferrari Racing Legends można zasiąść za kierownicą jego wirtualnego odpowiednika.

Zasadnicza część gry składa się z kampanii dla jednego gracza podzielonej na trzy ery. Złotą, srebrną i współczesną. Mamy tu zatem auta produkowane od roku 1947 po najnowsze modele, jak na przykład FXX. W każdym z tych okresów autorzy przewidzieli po kilkadziesiąt wyścigów, w których stawiane są nam konkretne wymagania. Czasem trzeba pokonać jakieś okrążenie lub parę okrążeń w czasie krótszym niż podany, czasem wyprzedzić kilka wozów jadących z przodu, wygrać wyścig czy pojawić się na mecie przed innym, podanym z imienia i nazwiska, kierowcą. Problem w tym, że poziom trudności tych wyzwań bardzo szybko rośnie tak niebotycznie, że już po kilku pierwszych zaliczonych przejazdach gra traci odpowiedni balans i zaczyna się ciężka harówa niemająca nic wspólnego z naturalnym postępem w nauce coraz lepszej jazdy. Co gorsza, w każdej z er zadania odblokowujemy liniowo, a więc dopóki nie zaliczymy jednego, nie możemy podjąć się innego, choćby po to, żeby spróbować odsapnąć po serii nieudanych prób. Na domiar złego autorzy umieścili tutorial dopiero gdzieś w środku kampanii, a żeby było śmieszniej, jest on jeszcze trudniejszy! Balans rozgrywki leży i kwiczy także z powodu niezwykle agresywnego zachowania wirtualnych kierowców sterowanych przez sztuczną inteligencję. Spychanie jest tu na porządku dziennym. Na dodatek każdy przypadkowy wyjazd za tor zostaje natychmiast ukarany, a gra przerwana. Tego typu sytuacje są frustrujące i demotywujące, a w przypadku gdy w końcu uda nam się osiągnąć korzystny rezultat, nie ma mowy o poczuciu zadowolenia, jakie towarzyszy często pokonaniu szczególnie trudnego fragmentu.

Kolejny błąd popełniony przez autorów wiąże się z odblokowywaniem wozów. Można to załatwić tylko poprzez progres w fatalnie zrealizowanej kampanii. Chcesz wypróbować jakiś konkretny model Ferrari na dowolnym torze? Zapomnij, najpierw musisz sobie wyrwać wszystkie włosy z głowy, zaliczając wyzwania. Nie ma innej opcji, nawet decydując się na tryb szybkiego wyścigu, który został przygotowany trochę na modłę tego, co sprawdziło się w serii Shiftów. Da się wybrać tor (prawie wszystkie – pod warunkiem ich wcześniejszego odblokowania w kampanii!), liczbę i umiejętności oponentów, jak również to, czy będą ścigać się takim samym modelem Ferrari, czy może innymi, a także porę dnia (ranek, południe i wieczór) oraz pogodę (słoneczną lub pochmurną). Istnieje też możliwość bicia rekordów w trybie Phantom Time Trial, gdzie staramy się poprawić osiągane czasy.

Tryb wieloosobowy teoretycznie pozwala na ściganie się ośmiu graczom jednocześnie. Dlaczego teoretycznie? Ponieważ pomimo wielokrotnych prób nigdy nie udało mi się z nikim zagrać. Gra uparcie nie znajdowała żadnych innych chętnych, z czego nieśmiało wnioskuję, że nie cieszy się ona wielką popularnością wśród potencjalnych nabywców.

Grafika pozbawiona jest fajerwerków, choć samochody prezentują się całkiem przyzwoicie. Zawodzi, niestety, wygląd torów i ich otoczenia. W wersji na PlayStation 3 jest ono zwyczajnie brzydkie i ubogie w detale. Straszą rozmazane tekstury i paskudne drzewa. Chwilami ma się wrażenie obcowania z tytułem na poprzednią wersję japońskiej konsoli, i to raczej takim ze średniej półki. Natomiast dużo lepiej wypada udźwiękowienie. Odgłosy silników są zadziorne, brzmią odpowiednio, powiedziałbym wręcz, że filmowo. Agresywne dodanie gazu nagradzane jest pysznym rykiem.

Studio Slighty Mad odpowiedzialne za Ferrari Racing Legends tym razem zawiodło pokładane w nim nadzieje. Autorzy bardzo dobrych Shiftów stworzyli grę ledwie średnią, zupełnie jakby wszystkie swe siły przeznaczyli na przygotowanie Project Cars. FRL sprawia wrażenie dosłownie wystruganego gdzieś na korytarzu firmy przez wynajętych studentów. Za niską ocenę odpowiada przede wszystkim źle zaprojektowana i niezbalansowania kampania. To, co powinno być wisienką na torcie tego projektu, stało się jego najsłabszą częścią. Co z tego, że w grze znalazło się ponad pięćdziesiąt modeli Ferrari, skoro dostęp do nich jest ściśle uregulowany i wymaga pokonania abstrakcyjnie wysokiego dla ogromnej rzeszy osób poziomu trudności. Irytacja sięga zenitu w przypadkach przerywania przez grę wyścigu z powodu wyjechania choćby kawałek poza tor. Lokacje mają mało detali, sprawę ratują nieco niezłe modele samochodów, ale grafika w wersji na PS3 ma niewiele wspólnego z promocyjnymi obrazkami. Produkt nie oferuje radości z obcowania z samochodami marki Ferrari, a przecież założenie miało być z całą pewnością zupełnie odwrotne. Tym samym tytuł uznaję za niewypał, którym nie warto sobie zaprzątać głowy. Chyba że ktoś lubi cierpieć albo uważa, że ma nadzwyczajne umiejętności. Wtedy proszę bardzo, być może znajdzie coś interesującego tam, gdzie ja prawie wyłysiałem.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo

Recenzja gry

Wersja demo Test Drive Unlimited: Solar Crown gotowała nas na najgorsze. Z ulgą donoszę, że najgorsze nie nastąpiło. I choć TDU ma wielkie problemy, broni się na tyle, by rozpatrzeć go jako odświeżającą odskocznię od Forzy Horizon… za rok, może dwa.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.