Rage: The Scorchers Recenzja gry
Recenzja gry Rage: The Scorchers - rzeź faszerowana gwoździami
Bethesda nie daje zapomnieć o grze Rage i po miesiącach ciszy, serwuje nagle nowy dodatek. Krótka kampania fabularna w The Scorchers dostarcza wielu emocji.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- Pięć premierowych misji;
- Nowa broń – Nailgun;
- Ładne, zróżnicowane lokacje;
- Dodatkowy poziom trudności, możliwość kontynuacji gry po ukończeniu kampanii.
- Pozostawia niedosyt – po takim czasie chciałoby się więcej.
Od premiery gry Rage upłynęło już tyle wody w Wiśle, że wielu z Was zdążyło dawno o niej zapomnieć. Dla Bethesdy – jak widać – mijający czas nie ma większego znaczenia. Kilka dni temu w Internecie zadebiutował nowy dodatek DLC, oferujący kilkugodzinną wymianę ognia z żądnymi krwi oprychami. Rozszerzenie zostało udostępnione od razu na wszystkie platformy sprzętowe, co w przypadku produktów tej firmy, nie zawsze jest takie oczywiste.
The Scorchers poszerza kampanię dla jednego gracza o pięć misji, które nie ingerują bezpośrednio w fabułę podstawki – opowieść o tytułowej frakcji bandytów stanowi odrębną i zamkniętą całość. Po instalacji dodatku i odpaleniu gry, zostajemy poinformowani notką o pojawieniu się niedostępnej wcześniej lokacji (na podobnej zasadzie jak ma to miejsce w serii The Elder Scrolls). Epizod rozpoczyna się na tyłach osady Hagara, czyli w jednym ze startowych obszarów – dzięki takiemu rozwiązaniu nowa przygoda jest w zasięgu wszystkich graczy, nawet tych, którzy nie dysponują zapisami z późniejszej fazy rozgrywki. Oczywiście nic też nie stoi na przeszkodzie, by zmierzyć się z rozszerzeniem bardzo zaawansowaną postacią. Totalnie dopakowani bohaterowi mają co prawda łatwiejsze zadanie, ale i tak dodatek jest dość wymagający. Z pewnością nie był to dla mnie spacerek, czego się początkowo obawiałem. Inna sprawa, że eksploatowałem go na poziomie trudności Nightmare.
Bronie strzelające gwoździami mają w grach firmy id Software niezwykle bogatą tradycję. Dwa rodzaje gwoździownicy pojawiły się już w pierwszym Quake’u, czyli w 1996 roku – na zdjęciu widoczny jest ten słabszy wariant. Również Railgun zadebiutował najpierw we Wstrząsie, a konkretnie w drugiej odsłonie kultowej serii FPS-ów. Broń w The Scorchers nie przypomina jednak w działaniu pierwowzoru.
The Scorchers na starcie wciska w łapy naszego śmiałka zupełnie nową pukawkę. Nailgun to szybkostrzelny karabin ładowany gwoździami, stanowiący świetną alternatywę dla pozostałych broni maszynowych. Na zasypywaniu wrogów gradem pocisków jego zastosowanie się jednak nie kończy. Po szybkiej wymianie lufy w sprzęt można wsunąć stalowe pręty (faszerowani nimi przeciwnicy mają szansę zostać przybici do ściany) oraz potężne ładunki energetyczne BFG, zdolne przebijać się przez ściany. W ostatnim trybie strzelania dostępny jest także celownik optyczny, zaznaczający na czerwono sylwetki wszystkich rywali znajdujących się w zasięgu. Trzeba przyznać, że zabawa tym cackiem daje niesamowitą frajdę, choć eliminacja wrogów zamienia się wtedy w egzekucję. Trzy rodzaje amunicji do gwoździownicy są powszechnie dostępne u rezydujących w miastach sprzedawców, więc z powodzeniem można używać jej także w innych misjach kampanii.
Rozszerzenie jest mocno nastawione na walkę, dlatego okazji do wypróbowania Nailguna jest naprawdę sporo. Zwykłe gwoździe doskonale spisują się w starciach z ludźmi, nieco gorzej natomiast radzą sobie z niezwykle irytującymi opancerzonymi mutantami, którzy debiutują w The Scorchers jako nowi wrogowie. Dodatkowego asortymentu w DLC niestety nie uświadczymy – autorzy najwyraźniej nie mieli pomysłu na nowe zabawki, które dołączyłyby do wieżyczek strzelniczych, zdalnie sterowanych samochodzików z ładunkami wybuchowymi czy granatów.
W grze pojawia się nowa bohaterka – Sarah. To właśnie od niej otrzymujemy widocznego na zdjęciu Nailguna. Niestety, dziewczyna nie pełni tej samej roli, co Alyx Vance w Half-Life 2 i nie pomaga nam bezpośrednio w walce. Partnerka popycha jedynie do przodu fabułę.
Duże uznanie należy się za to ludziom odpowiedzialnym za projekt map. Twórcy nie poszli na łatwiznę i nie kazali bohaterom zwiedzać raz jeszcze tych samych lokacji – The Scorchers serwuje wyłącznie nowe obszary. Na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza główna baza bandytów, którą osadzono w ruinach pradawnej budowli – nie dość, że na tle innych obiektów w Rage prezentuje się bardzo oryginalnie, to na dodatek w tle można podziwiać wyjątkowo urodziwe landszafty.
Rozszerzenie oferuje około dwóch, trzech godzin rozgrywki – wynik całkiem niezły, ale biorąc pod uwagę fakt, że autorzy mieli naprawdę mnóstwo czasu na przygotowanie pakietu, rezultat ten nie robi wielkiego wrażenia. Sytuację mogłyby z pewnością poprawić dodatkowe wyścigi lub kolejne scenariusze w Legendach Pustkowii, ale autorzy kompletnie zignorowali w The Scorchers tryb multiplayer. Pojawił się za to nowy poziom trudności singla o uroczej nazwie Ultra Nightmare i oczekiwana od dawna możliwość kontynuacji zabawy po ukończeniu kampanii. Być może przekona to kogoś do ponownej wizyty na pustkowiach – ja pograłem kilkadziesiąt minut z opcją UN i stwierdzam, że wyzwanie jest spore.
The Scorchers to niewątpliwie ciekawa propozycja dla miłośników gry Rage, choć nie czarujmy się: zupełnie nieoczekiwane uderzenie ze strony Bethesdy zrobiłoby na fanach większe wrażenie, gdyby dodatek miał znacznie bogatszą zawartość. Na szczęście jego cena nie jest specjalnie wygórowana. Za niewiele ponad 20 złotych otrzymujemy zestaw nowych misji, lokacji, świetną broń i pomniejsze usprawnienia – takie atrakcje niektórzy wydawcy próbują nam wciskać w częściach i to za zdecydowanie większe pieniądze. Problematyczna pozostaje jednak możliwość samego kupna gry. W naszym regionie dodatek jest niedostępny, trzeba więc poprosić kogoś o pomoc zagranicą lub skorzystać z oferty innych systemów elektronicznej dystrybucji, np. brytyjskiego Gamersgate. Dodatek przesłany w formie prezentu na Steamie gładko podpina się do rodzimej wersji gry, trzeba jednak pamiętać, że polskiego języka w nim nie uświadczymy. Co na to Cenega? Nie wiadomo, ale biorąc pod uwagę poprzednie doświadczenia tej firmy z DLC Bethesdy, raczej nie spodziewałbym się rychłej premiery. O ile w ogóle taka nastąpi.
Na koniec krótka dygresja. Rage zebrało u nas solidne cięgi za katastrofalną jakość techniczną konwersji – doprawdy trudno było uwierzyć, że tak żenującego potworka spłodził wielki entuzjasta „blaszaków”, John Carmack. Dziś eksploatacja pecetowej wersji gry to zupełnie inne doznanie. Gra nie wiesza się w najmniej oczekiwanym momencie, wszystko działa sprawnie, w niepamięć odeszły też problemy z doczytywaniem tekstur, skutecznie uprzykrzających podziwianie widoków. Nie jest to oczywiście zasługa dodatku – odpowiednie usprawnienia zostały poczynione wcześniej – ale dopiero po ponownym odpaleniu Rage’a, przy okazji omawianego rozszerzenia, pozwoliło mi dostrzec pracę włożoną w naprawienie produktu. Chciałoby się rzec – szkoda, że tak późno.