Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

No More Heroes III Recenzja gry

Recenzja gry 30 sierpnia 2021, 20:09

Recenzja gry No More Heroes 3 - na świecie nie ma już bohaterów

No More Heroes 3 to ostatnia część pokręconych przygód Travisa Touchdowna. Goichi Suda opowiedział tu niebywale krwawą historię miksującą gatunki, style i nawiązania do popkultury. Całość tworzy swojego rodzaju bałagan, ale taki, który może się podobać.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

PLUSY:
  1. ciekawy i bardzo satysfakcjonujący system walki;
  2. interesująca, pokręcona fabuła;
  3. mnóstwo zaskakujących rozwiązań podczas starć z bossami;
  4. przesada, brutalność i niemal kompletny brak barier artystycznych;
  5. znakomita ścieżka dźwiękowa;
  6. przyjemna dla oka, komiksowa stylistyka...
MINUSY:
  1. ...choć nie da się ukryć, że oprawa graficzna przywodzi na myśl czasy PlayStation 2;
  2. fatalna wydajność podczas przemierzania otwartego świata;
  3. hermetyczny charakter żartów, które nie wszyscy zrozumieją;
  4. powtarzalność może dawać się we znaki.

No More Heroes III przypomina morderczy taniec, w którym główny bohater tylko czeka, by wycisnąć z przeciwników kolejne litry wielokolorowej krwi. Nie jest to jednak ani delikatny balet, ani dostojny walc – Travis Touchdown porusza się w rytmie przypominającym breakdance z laserową kataną w dłoni. Goichi Suda po raz kolejny stworzył grę wymykającą się konwenansom i z jednej strony można traktować ją jako pełne nawiązań do popkultury arcydzieło, a z drugiej produkcję bardzo nierówną i na siłę autoironiczną.

No More Heroes III (podobnie jak cała seria) jest niekończącym się morzem dowcipów, dziwnych tekstów i przesady. Ta konwencja śmieszyła i szokowała za pierwszym razem, udała się za drugim, ale powtarzanie jej po raz trzeci powoduje, że dziełu brakuje świeżości. Warto o tym pamiętać, zasiadając do rozgrywki, bo próby jakiegokolwiek logicznego uzasadnienia działań głównego bohatera mogą skończyć się dość brutalnym niepowodzeniem.

Nie można jednak zapominać, że podstawowym założeniem No More Heroes III jest po prostu dobra zabawa i w tym aspekcie tytuł ten wypada naprawdę nieźle. Szkoda tylko, że stan techniczny produkcji pozostawia wiele do życzenia, a mnóstwo żartów wymaga znajomości cyklu oraz związanej z nim specyficznej otoczki.

Ziemia stoi na skraju zagłady

Travis w samym środku swojego śmiercionośnego tańca – robi wrażenie.

Chwila, ale jak to jest możliwe, że zmieniliśmy gatunek gry?

Fanów serii do zakupu raczej nakłaniać nie trzeba, na przestrzeni lat zdążyła ona zyskać wiernych odbiorców, którzy rzucą się na każde kolejne dzieło Sudy. Jeśli natomiast nie mieliście wcześniej do czynienia z serią No More Heroes, na początku będziecie czuć się zapewne dość obco. Gra posiada co prawda rozbudowany samouczek zapoznający z podstawowymi mechanikami i zasadami świata przedstawionego, ale ten nie tłumaczy wszystkich fabularnych zawiłości.

No More Heroes III przenosi nas do momentu, w którym Ziemia ma zostać zniszczona przez obcych najeźdźców. Za wszystkim wydaje się stać książę Jess Baptiste VI, który każe nazywać się FU. Do pomocy zwołał on dziewięciu potężnych kosmitów, a ci zobowiązali się wziąć udział w unicestwieniu planety. W samym środku tego zamieszania znalazł się nasz protagonista – wulgarny i zawsze gotowy do walki – Travis Touchdown. Dowiedział się on od FU, że jeśli zdoła pokonać dziewięciu intruzów (oraz jego samego), to Ziemia przetrwa. Główny antagonista obiecał wstrzymać się z anihilacją naszej planety do momentu, w którym Travis nie zginie. Nie ma w tym nic odkrywczego, ale przynajmniej od początku wiemy, czego mniej więcej spodziewać się po kolejnych rozdziałach gry.

Kolego, ostrzegam – znam sumo!

Tak w skrócie wygląda historia opowiadana w No More Heroes III, ale o podstawowych założeniach dość szybko można zapomnieć. Największą siłą tego tytułu jest jego unikatowość i oryginalność. Gra na każdym kroku stara się szokować odbiorcę niewiarygodnymi wręcz ilościami krwi, bluzgów, brutalności i pokręconych odniesień do popkultury. Produkcja ta złożona została z epizodów przypominających kolejne odcinki serialu na Netflixie. Każda walka z bossem kończy się napisami końcowymi, po których następuje czołówka przedstawiająca głównych bohaterów. Takiej zabawy konwencją znaleźć można tu bardzo dużo. Na przykład jeden z bossów po dość powolnym wejściu na ring przeprasza graczy, że musieli na niego tak długo czekać, a sam Travis zdaje się być w pełni świadomy tego, iż jest bohaterem gry wideo.

No More Heroes III wydaje się zresztą bawić najbardziej, kiedy wsiąkniemy w ten specyficzny klimat i damy się ponieść absurdowi. Dobitnie pokazują to przerywniki filmowe pomiędzy kolejnymi rozdziałami historii. Obserwujemy w nich Travisa dyskutującego ze swoim kumplem Bishopem. Panowie rozprawiają o swoich ulubionych dziełach znanego japońskiego reżysera Takashiego Miike i odnoszą się do wielu innych gier i filmów, jak gdyby brali udział w telewizyjnym talk-show. Pokręcone – takie jest No More Heroes III i takie smakuje najlepiej.

Krwawa jatka w wielu smakach

Takie widoki to codzienność w No More Heroes III.

Rozgrywka w No More Heroes III wymyka się ramom gatunkowym. Na początku wydaje się, że mamy do czynienia z klasycznym slasherem, w którym musimy wysiec sobie drogę przez kolejnych rywali. Później okazuje się, że twórcy w swojej zabawie gameplayem poszli bardzo, bardzo daleko. Przez większość czasu w No More Heroes III faktycznie operujemy energetyczną kataną, a rozgrywka bazuje na refleksie i umiejętności robienia uników. Podczas walk z bossami sytuacja potrafi się jednak diametralnie zmienić.

W takich momentach produkcja ta staje się np. rytmiczną grą muzyczną albo też twórcy zmuszają nas do zabawy na zasadach jRPG (turowa walka w stylu serii Pokemon). Kompletnym odlotem jest sekcja zmieniająca No More Heroes III w pierwszoosobowy survival horror w stylu Outlasta, gdzie wyposażeni jedynie w latarkę eksplorujemy kolejne korytarze. Wyznam, że w takich chwilach zbierałem szczękę z podłogi, bo wydawało mi się, że już nic mnie nie zaskoczy, tymczasem Goichi Suda z każdą godziną dostarczał mi coraz więcej atrakcji.

W środku No More Heroes III znajdziecie kilka innych gier.

Jednak przez znakomitą większość czasu No More Heroes III faktycznie jest slasherem, i to naprawdę dobrym. Sama walka sprawia dużo satysfakcji – ciosy są mięsiste, a świetne wykorzystanie funkcji HD Rumble w Joy-Conach (odpowiedzialnej za system wibracji) sprawia, że czuć ich wagę. Z przeciwników regularnie wylewa się wielokolorowa maź, a dobrze wykonane kombosy prowadzą do cudownie brutalnych ciosów kończących. Te z kolei gwarantują efektowne rozczłonkowywanie kosmicznych przeciwników, a czasem bardzo interesujące ruchy wyjęte żywcem z amerykańskiego wrestlingu.

Walka energetyczną kataną nie należy do najłatwiejszych – sprzęt nieustannie trzeba ładować, unikając przy tym gradu ciosów wyprowadzanych przez wrogów. Ponadto niektórzy przeciwnicy są na tyle potężni, że lepiej nie zbliżać się do nich bez naładowanych umiejętności specjalnych. Te ostatnie przypisane są do rękawicy Death Glove, którą ulepszamy w podziemiach motelu Travisa. Za jej pomocą możemy spowalniać czas, używać telekinezy i atakować specjalnymi kopniakami mocy. Po naładowaniu rękawicy do pełna otrzymujemy dostęp do specjalnego stroju robota pozwalającego na zadawanie gigantycznych obrażeń. Generalnie trudno mieć większe zastrzeżenia do jakości kolejnych starć – jest tak agresywnie, widowiskowo i efektownie, że czasem nie sposób oderwać się od konsoli.

Przepychanie toalet i zbieranie śmieci

Ach, tak, klasyczne udrażnianie kanalizacji w celu zarobienia na wpisowe do walki z bossem.

Fani serii No More Heroes doskonale to wiedzą, ale wszystkim innym należy wyjaśnić, że do walki z kolejnym bossem nie można podejść tutaj ot tak. Nie wystarczy wykonanie jakiegoś zadania, by magicznie odblokował nam się dostęp do starcia. Tu trzeba sobie na to zapracować. Dużą część gry poświęcamy więc na poszukiwanie specjalnych potyczek, oznaczonych kolorami czerwonym i niebieskim, a nazywanych „designated matches”. Przed każdym pojedynkiem z bossem trzeba odbyć trzy walki z pomniejszymi przeciwnikami. Bywają one jednak dość trudne i w żadnym wypadku nie można traktować ich jako kolejnych przystanków na drodze do celu. Wymagają bowiem dużych umiejętności i pełnego skupienia.

Kiedy uda nam się już uporać z trzema kolejnymi wyzwaniami, gra stawia przed nami jeszcze jedną barierę – finansową. Do walki z bossem można przystąpić wyłącznie po uzbieraniu odpowiedniej ilości utopia coins Sposobów na ich pozyskanie jest całkiem sporo, ale nie wszystkie są oczywiste.

Wirtualną walutę otrzymujemy, rzecz jasna, za wygrywanie kolejnych potyczek, ale także za aktywności poboczne, takie jak starcia z kolejnymi falami przeciwników, likwidowanie latających potworów oraz... zbieranie śmieci z plaży, przepychanie toalet czy strzelanie z czołgu do ogromnych aligatorów chodzących na dwóch łapach. Te absurdalne wyzwania stanowią integralną część cyklu i na początku nawet bawią, ale grindowanie monet poprzez udrażnianie zapchanych muszli klozetowych dość szybko staje się monotonne.

Pamiętajcie, żeby ładować baterię w swoich energetycznych katanach.

Po tej dużej porcji słodyczy przyszła więc pora na łyżkę dziegciu. Zabawa w No More Heroes III jest przednia, dopóki zajmujemy się chodzeniem od jednej walki do drugiej. Wspomniane wcześniej aktywności poboczne są ciekawą odskocznią, ale raczej tylko za pierwszym razem i pod koniec gry mamy ich już serdecznie dość. Ponadto konstrukcja świata z podziałem na połowicznie otwarte lokacje powoduje, że ekrany ładowania oglądamy zdecydowanie zbyt często. Miasto Santa Destroy i jego okolice możemy zwiedzać pieszo lub na motorze, ale raczej nie ma co nastawiać się na eksplorację – świat gry jest wręcz przytłaczająco pusty.

Nie zawsze jest pięknie

Kable wysokiego napięcia rysują się na naszych oczach, a to chyba niedobrze.

Ważny element No More Heroes III stanowi charakterystyczny styl graficzny. Tytuł ten cechuje bardzo kolorowa oprawa wizualna z dość grubą komiksową kreską. Może się to podobać – szczególnie że stylistyka pasuje do groteskowego świata gry. Grafika byłaby bardzo mocną stroną tej produkcji, gdyby nie fakt, że prezentuje bardzo nierówny poziom. Podczas wszelkiego rodzaju walk oraz aktywności pobocznych stara się utrzymywać równe 60 klatek na sekundę i w większości się jej to udaje. Towarzyszy temu, co prawda, dynamiczne skalowanie rozdzielczości, ale w ferworze walki nawet tego nie widać.

No More Heroes III cierpi jednak dramatycznie niemal w każdym momencie, w którym akurat nie walczymy. Rozdzielczość w trakcie przemierzania otwartego świata malała tak bardzo, że zacząłem się zastanawiać, czy to ja mam aż takie problemy ze wzrokiem, czy coś jest nie tak z grą. Podczas podróżowania motorem mogłem niemal policzyć piksele na ekranie, a liczba klatek na sekundę spadała poniżej 20. Tekstury na wielu obiektach były bardzo rozmyte, a mnóstwo elementów zostało przedstawionych nader umownie. Gdy zwiedzałem świat i szukałem kolejnych „designated matches”, przypomniały mi się nawet czasy wczesnego PlayStation 2.

Ludzie, przecież tu nikogo nie ma.

Co gorsza, No More Heroes III doczytuje tekstury na naszych oczach, a to nigdy nie wygląda dobrze. Na dodatek gra dwukrotnie zacięła mi się w taki sposób, że musiałem z niej wyjść, co poskutkowało utratą progresu. Ponadto bardzo nie podobało mi się to, że niemal na każdym kroku zauważałem niedoróbki w postaci niewidzialnych ścian, a mój protagonista nie mógł poradzić sobie z przeskoczeniem zbyt wysokiego krawężnika.

Na szczęście, jak już wspominałem, po rozpoczęciu jakiegokolwiek starcia wszystkie problemy ustępują i można cieszyć się dynamiczną i w miarę ładną rozgrywką. W No More Heroes III dużo czasu spędzamy właśnie na walce, więc wymienione przeze mnie problemy mogą irytować, ale nie powinny kompletnie popsuć zabawy.

Travis może odejść w spokoju

Ja też, Travis, ja też.

No More Heroes III wyróżnia się na wielu płaszczyznach – jest nietuzinkowe, nie da się zamknąć w żadnych ramach, a poziom absurdu przekracza tu wszelkie granice. Tytuł ten powinien przypaść także do gustu osobom, które nie lubią szeroko pojętej poprawności politycznej. Goichi Suda nie bawi się w subtelności, obraża wszystkich na prawo i lewo, jest wulgarny i brutalny. Charakterystyczny styl i świetny gameplay sprawiają, że No More Heroes III mogę nazwać naprawdę dobrą produkcją.

Nie da się jednak przejść obojętnie obok tego, że całość wypada bardzo kiepsko od strony technicznej, a schemat rozgrywki jest niemal identyczny jak w poprzednich częściach serii. Zagorzałym fanom Sudy, to raczej nie będzie przeszkadzać, bo większość z nich darzy jego dzieła niegasnącą miłością. Z kolei nowicjusze nieznający formuły rozgrywki nie powinni narzekać na to, że nie dostają zbyt wielu nowości. Ba, dla nich wszystko w No More Heroes III będzie tak przytłaczająco świeże, że prawdopodobnie dopiero przy drugim podejściu zrozumieją, co tak naprawdę autor miał na myśli.

Na tle poprzednich części nowa odsłona cyklu wypada nieco gorzej, ale w dalszym ciągu dostajemy tu to, po co przyszliśmy – krwawą jatkę w absurdalnej otoczce. Ja bawiłem się z No More Heroes III świetnie i pomimo wielu zastrzeżeń po prostu nie mogę nie polecić tej gry (dorosłym) posiadaczom konsolki Nintendo Switch. I nie mówcie, że to zbyt dziwne, japońskie i w ogóle jakieś takie głupie. Dajcie się po prostu porwać temu absurdalnemu doświadczeniu, a nie pożałujecie.

O AUTORZE

Lubię dziwaczne gry, bo zazwyczaj ich twórcy mają odwagę robić to, na co nie zdobyłyby się duże korporacje szukające pewnych hitów. No More Heroes III było moim pierwszym spotkaniem z serią, ale spodobało mi się na tyle, że już teraz zaczynam testować pierwszą i drugą część przygód Travisa Touchdowna.

ZASTRZEŻENIE

Egzemplarz gry do recenzji otrzymaliśmy od firmy Conquest.

Mikołaj Łaszkiewicz

Mikołaj Łaszkiewicz

W GRYOnline.pl pracuje od maja 2020 roku. Najpierw był newsmanem w dziale technologii, z czasem zaczął udzielać się w grach i publicystyce, a także redagować oraz nadzorować działanie newsroomu technologicznego. Obecnie jest redaktorem naczelnym serwisu Futurebeat.pl. Wcześniej swoimi przemyśleniami na temat gier wideo dzielił się m.in. na różnych grupach tematycznych. Z wykształcenia prawnik. Gra na wszystkim i we wszystko, co widać czasem w recenzjach. Jego ulubioną konsolą jest Nintendo 3DS, co roku gra w nową część serii FIFA i stara się poszerzać gamingowe horyzonty. Uwielbia szeroko pojęty sprzęt komputerowy i rozkręca wszystko, co wpadnie mu w ręce.

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!