Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Lost Planet 3 Recenzja gry

Recenzja gry 27 sierpnia 2013, 09:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Lost Planet 3 - zwrot w stronę Gears of War i Dead Space

Gdyby nie zobowiązujący tytuł, Lost Planet 3 można by potraktować jako zupełnie nową markę, którą z poprzednimi odsłonami cyklu łączy bardzo niewiele. Capcom na taki zabieg się nie zdecydował, ale czy zrobił słusznie?

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

Od jakiegoś czasu nikogo chyba nie dziwi fakt, że japońskie firmy chętnie korzystają z doświadczenia zachodnich deweloperów, powierzając im przyszłość kolejnych marek. Taką taktykę przyjął właśnie Capcom. Nie tak dawno byliśmy świadkami restartu serii Devil May Cry, przygotowanego przez zespół Ninja Theory. Azjatycki wydawca podjął także decyzję o konieczności odświeżenia cyklu Lost Planet, którego kolejna część trafia właśnie na sklepowe półki. Nie jest to jednak lifting totalny. Zmieniono bowiem jedynie czas akcji, w rezultacie czego Lost Planet, pomimo cyfry trzy w tytule, tak naprawdę jest prequelem i przedstawia początki kolonizacji lodowej planety E.D.N. III.

PLUSY:
  • spowolnienie akcji w stosunku do poprzedniczek;
  • wielki mech, którym porusza się główny bohater;
  • możliwość zakupu i ulepszania broni oraz elementów maszyny kroczącej;
  • nastawienie na fabułę i głębszy zarys postaci głównego bohatera;
  • udane przedstawienie atmosfery samotności na powierzchni lodowej planety;
  • klimatyczne lokacje rodem z Obcego;
  • towarzysząca zmaganiom muzyka.
MINUSY:
  • bardzo dużo backtrackingu;
  • powtarzalni przeciwnicy odradzający się w oczyszczonych wcześniej rejonach;
  • walki z bossami oparte na systemie quick time eventów;
  • brak swobody – lokacje w większości będące wąskimi korytarzami;
  • poza przepięknymi krajobrazami grafika nie powala;
  • niewielkie miejscówki i wiążący się z tym częsty widok ekranu ładowania.

Jim Peyton to zwyczajny robotnik, operator maszyny przypominającej mecha, który po podpisaniu kontraktu ze spółką NEVEC wyrusza z Ziemi na nowo odkrytą planetę pokrytą wieczną zmarzliną, by zająć się tam wydobywaniem energii, będącej podstawą wszelkiego życia na E.D.N. III. W tym i niezwykle niebezpiecznych stworzeń zwanych akridami.

Dobrze pamiętam swoje oczekiwanie na premierę pierwszego Lost Planet i spore rozczarowanie, jakie towarzyszyło rozgrywce, kiedy gra wreszcie się ukazała. Nie żeby mnie jakoś specjalnie odrzucało od japońskich strzelanek, ale fabuła oraz sama mechanika rozgrywki, wymuszająca pośpiech z powodu utraty ciepła, nie potrafiły mnie do siebie przekonać. Wobec tego najlepsze, co zapamiętałem z „jedynki”, to tryb multiplayer, który pochłonął mnie na dość długi czas. Dlatego też, pomimo zapowiadanych zmian, do Lost Planet 3 podchodziłem trochę nieufnie. A nuż gra znów zaserwuje jakiś nietrafiony pomysł, a ja będę się wściekał, popędzany tykającym zegarem wskazującym utratę energii. A przecież tak lubię pomyszkować w każdym kącie, pokręcić się czasem bez celu, a nawet przystanąć na chwilę i po prostu chłonąć klimat lokacji. Szczególnie gdy towarzyszy temu odpowiednia muzyka.

Centrum dowodzenia NEVEC. - 2013-08-27
Centrum dowodzenia bazą Coronis.

Dlatego też odetchnąłem z ulgą, kiedy po pierwszych kilkudziesięciu minutach eksploracji nikt mnie nie poganiał (z jednym wyjątkiem, ale to akurat stanowi ważną część fabuły), a jakby tego było mało, okazało się, że protagonista nie jest przechadzającym się po wybiegu modelem, ale facetem z krwi i kości, ze swoimi pragnieniami, planami i aspiracjami, a przede wszystkim kochającym pozostawioną na Ziemi rodzinę. Gość nie wziął się znikąd, wykopany spod śniegu niczym mamut, a potem bezwolnie wykonujący powierzone mu niebezpieczne zadania. Peyton to nie typ niebojącego się niczego awanturnika, chociaż za odpowiednią ilość gotówki decyduje się zaryzykować. Jego niezamierzone bohaterstwo bierze się bardziej z przypadku oraz ciekawości towarzyszącej odkrywaniu pewnej tajemnicy. Jego charakter nie sprawi jednak, że będzie miał kiedyś szansę trafić do panteonu sław. Brak mu cech oryginalnych czy przykuwających uwagę. Myśli, marzy, kombinuje, ale poza tym to typowy średniak. Jak w życiu. A może to właśnie wyróżnia go spośród tych wszystkich karków spoglądających na nas spode łba z monitorów i telewizorów?

Spacer po powierzchni. - 2013-08-27
Spacer po powierzchni.
Recenzja gry Lost Planet 3 - zwrot w stronę Gears of War i Dead Space - ilustracja #2

Za Lost Planet 3 odpowiedzialny jest kalifornijski zespół Spark Unlimited, który do tej pory nie wyróżnił się niczym szczególnym. Chyba że za życiowe osiągnięcie uzna się wydanie trzech dość słabych, ale zaskakująco rozpoznawalnych wśród graczy dzieł: Call of Duty: Finest Hour, Turning Point: Fall of Liberty i Legendary. W Polsce dużą popularnością cieszą się szczególnie drugi i trzeci tytuł, z racji faktu, że oba trafiły na PC. O pierwszej konsolowej odsłonie marki Call of Duty w naszym kraju zapomniano.

Jim nie wszystkie misje wykonuje na własnych nogach. Część z nich (a także przemieszczanie się pomiędzy lokacjami) realizowana jest za sterami potężnej maszyny kroczącej. Kamera zmienia wtedy perspektywę i pokazuje obraz widziany oczyma postaci. Mech, wyposażony w dwa ramiona zakończone manipulatorem i wiertłem, służy nie tylko do pracy, ale także do walki z potężnymi akridami, na które natykamy się chyba nawet częściej, niż byśmy chcieli. Można na przykład złapać przeciwnika jednym ramieniem i za pomocą drugiego wywiercić mu dziurę w brzuchu, co definitywnie kończy jakikolwiek pojedynek.

Poza tym z mechem wiąże się kilka innych udogodnień. W jego pobliżu działa wyświetlacz HUD postaci, a każdorazowa wizyta w kokpicie kończy się uzupełnieniem amunicji i granatów. Maszyna jest niezniszczalna (wyjątkiem są dokonywane w późniejszej fazie gry odwierty geotermalne) i potrafi się sama naprawiać, ale kiedy jej uszkodzenia osiągną wysoki poziom, postać musi automatycznie ewakuować się na zewnątrz i pozostawać tam do czasu zakończenia procesu reperacji. W znacznej mierze ułatwia to zabawę, ale przede wszystkim ją urozmaica. Samo przebywanie w kabinie mecha na pewno potęguje klimat, szczególnie gdy ustawimy widok na szalejącą za jego pancerną szybą burzę czy krajobraz demonstrujący majestatyczną potęgę lodowej planety.

Walka z jednym z bossów z pokładu maszyny kroczącej. - 2013-08-27
Walka z jednym z bossów z pokładu maszyny kroczącej.

Akcja w Lost Planet 3 zwalnia, a mechanika strzelania i ukrywania się za osłonami wskazuje wyraźnie, że grze miejscami bliżej do Gears of War niż poprzedniczek. Nadal liczą się uniki w otwartej walce i ostrzał wrażliwych miejsc przeciwników, ale wraz z pojawieniem się bardziej inteligentnych stworów, również wykorzystujących możliwość ukrycia się za osłoną, nie pozostaje nic innego jak tylko przystosować się do nowych warunków. Twórcy niespecjalnie chyba chcieli eksperymentować z czymś zupełnie świeżym i porzucając styl właściwy dwóm pierwszym częściom Lost Planet, postanowili oprzeć się na mieszance wspomnianego wcześniej Gears of War i Dead Space. To rozwiązanie sprawdza się w trakcie zabawy, tym bardziej że poza szybką akcją w grze nie brakuje fragmentów bliskich przygodom Isaaka Clarke'a czy wręcz ociekających klimatem Obcego. Fanom serii pozostawiono możliwość włączenia w menu pływającego celownika sterowanego prawą gałką analogową, ale ja zdecydowanie wolę standardowe ustawienie.

W trakcie starć pojawiają się także quick time eventy. Głównie wtedy, kiedy Peyton jest na granicy śmierci, bo udana akcja oddala ten moment. Z elementem tym wiążą się moje dwa spostrzeżenia. Pasuje mi sposób ich implementacji w walce ze standardowymi przeciwnikami. Nie wystarczy bowiem samo wciśnięcie przycisków w odpowiednim czasie i kolejności. Aby oddalić zagrożenie, konieczne jest jeszcze ugodzenie nożem w oznaczoną część przeciwnika, co wymaga zmagania się z chaotycznie poruszającym się celownikiem. Z początku spodobały mi się też QTE wykonywane podczas przebywania w maszynie kroczącej, ale w końcu zaczęło mi brakować jakichś rozwiązań dających nieco większą swobodę. Tym bardziej że zdarzają się całe potyczki z bossami polegające jedynie na staniu w miejscu i pilnym śledzeniu środka ekranu, by dowiedzieć się w porę co akurat należy nacisnąć. Kudosy dla osoby, która nie uśmiechnie się pod nosem na widok Peytona uruchamiającego ekran z notatkami i ekwipunkiem. To akcja uderzająco podobna do tej z serii Dead Space.

Dostępną w grze broń można modyfikować, chociaż do końca towarzyszyła mi świadomość, że część z ulepszeń zupełnie nie sprawdza się w praktyce lub zwyczajnie nie ma większego znaczenia, bo równie dobrze radzę sobie w inny sposób. Z jednej strony to plus, że twórcy nie wymuszają na graczach dokładnie sprecyzowanych działań, z drugiej jednak ma się wrażenie, że trochę pary poszło w gwizdek. Podobnie wygląda rzecz z usprawnieniami mecha. Te naprawdę niezbędne i tak otrzymujemy w trakcie wypełniania zadań.

Gęsta atmosfera opuszczonej przed laty bazy. - 2013-08-27
Gęsta atmosfera opuszczonej przed laty bazy.

Do tej pory raczej Lost Planet 3 chwaliłem, pora więc na odrobinę przykrych spostrzeżeń. Gra zdecydowanie zbyt długo się rozkręca. Zanim dowiemy się o istnieniu czekającej na rozwiązanie tajemnicy, nachodzimy się w tę i we w tę, chcąc nie chcąc, stale podziwiając ekran ładowania. Doczytywanie danych jest szczególnie uciążliwe w składającej się z trzech poziomów bazie. Nie pomaga w tym struktura zadań, w trakcie których nierzadko trzeba udać się do windy, pojechać na inny poziom, znowu wrócić do windy i ponownie czekać, aż załaduje się poziom docelowy.

Dopóki nie pojawi się możliwość szybkiej podróży, niezwykle męczy też backtracking. Szczególnie podczas wykonywania zadań pobocznych, które wymagają często kolejnej wizyty w niedawno odwiedzanym miejscu będącym częścią wątku fabularnego. Co gorsza, oczyszczone z przeciwników lokacje ponownie się nimi zapełniają. Zanim doszedłem do dalszej części kampanii, miałem już po dziurki w nosie walki z pospolitą fauną zamieszkującą pustkowia.

Uciekaj myszko do dziury... - 2013-08-27
Uciekaj myszko do dziury...

Pomimo świetnie oddanego klimatu osamotnienia nie porwała mnie fabuła. Nim cokolwiek zaczyna się dziać, mija zbyt wiele czasu, a kiedy już odkryjemy wielką tajemnicę, okazuje się ona nie aż tak gigantyczna, zaś motywacje otaczających Peytona postaci nie zawsze są... zrozumiałe. Na tym muszę poprzestać, aby uniknąć spoilerów.

Mimo że gra w pewnym stopniu zaczyna po jakimś czasie przypominać sandbox (nie wgłębiając się w szczegóły), daje o sobie znać brak swobody. Lokacje są niewielkie i niemal w stu procentach stanowią wąskie korytarze. Jak na pozycję z 2013 roku nie powala również oprawa graficzna, z wyjątkiem pięknych landszaftów w jakiejś mierze skutecznie przysłaniających rękawową budowę mapy dostępnego świata. Wymienione wady nie zabijają jednak przyjemności płynącej z gry, która jak na tego typu produkcję jest dość długa i wystarczy na pewno na kilkanaście godzin zabawy. Niemniej sporo z owych ograniczeń wynika z użytej technologii. Silnik Unreal 3 do najmłodszych nie należy i trzeba o tym pamiętać.

Lost Planet 3 z całą pewnością stanowi najbardziej udane dzieło ekipy Spark Unlimited, co akurat nie było aż tak trudne do osiągnięcia. Dziwić może nieco fakt, że Capcom wybrał to nie do końca sprawdzone kalifornijskie studio dla – jakby nie było – poważnej i chyba nawet szanowanej marki. Na szczęście operacja raczej się udała – jeżeli nie macie nadto wygórowanych wymagań, kręci Was klimat mroźnej planety, a przy okazji podobała się Wam trzecia część Dead Space i nie zaspokoiła ona do końca Waszego apetytu, to Lost Planet 3 bierzcie w ciemno. Mnie „trójka” przypadła do gustu znacznie bardziej niż poprzednie dwie odsłony i jeżeli w przyszłości Capcom zechciałby wydać część czwartą, to mam nadzieję, że pójdzie obecnym tropem.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...