Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

LEGO The Lord of the Rings: Władca Pierścieni Recenzja gry

Recenzja gry 26 listopada 2012, 12:29

autor: Maciej Kozłowski

Recenzja gry LEGO The Lord of the Rings: Władca Pierścieni - jedna gra, by wszystkimi rządzić

LEGO Władca Pierścieni to do tej pory najlepsza gra przygotowana przez studia Traveller's Tales. Gotowi na wyprawę do Śródziemia zbudowanego z klocków?

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PC, PS3

PLUSY:
  • pierwszorzędna grywalność;
  • zróżnicowana i bardzo przystępna rozgrywka;
  • otwarty świat;
  • masa znajdziek i sekretów;
  • klimat Władcy Pierścieni;
  • dialogi i humor.
MINUSY:
  • sztuczna inteligencja towarzyszy;
  • nadmiernie prosty system walki;
  • zbyt łatwa.

Te święta będą radosne dla wszystkich fanów prozy J.R.R. Tolkiena. Nie dość, że na ekrany kin wejdzie długo oczekiwany Hobbit, to jeszcze studio Traveller’s Tales postanowiło stworzyć grę opartą na kasowym hicie Petera Jacksona – LEGO: Władca Pierścieni. Wydawca specjalizujący się w komputerowo-klockowych adaptacjach słynnych filmów nie zawiódł i tym razem. Chociaż po bardzo dobrym LEGO Batman 2: DC Super Heroes postawił sobie poprzeczkę naprawdę wysoko, to jednak przyznać trzeba, że dopiero teraz pobił wszelkie rekordy. Najnowsza gra z serii LEGO to nie tylko kwintesencja cyklu, ale wręcz najlepsza jego odsłona!

Ta gra jest super*

Zacznijmy od tego, co sprawia, że zabawa wirtualnymi klockami daje tyle radości. LEGO: Władca Pierścieni to przede wszystkim doskonała platformówka, w której nie brakuje fragmentów skradankowych oraz zagadek logicznych. Etapy pełne emocjonujących wydarzeń i dynamicznej akcji przeplatają się ze spokojniejszymi sekwencjami, w których należy przystanąć na parę chwil i zastanowić się nad dalszymi krokami. Rozgrywka jest bardzo zróżnicowana, a oferowane przez nią wyzwania – nieraz zaskakujące. W jednej chwili kieruje się małym hobbitem czmychającym przed straszliwymi Mrocznymi Jeźdźcami, by nieco później zdemolować siedzibę Sarumana przy pomocy gigantycznych drzewców. Szarżę na polach Pelennoru można ujrzeć z końskiego siodła, a obronę Helmowego Jaru – ze szczytu warowni. A wszystko to w ogromnym, heroicznym uniwersum Śródziemia.

Chociaż drużyna jest liczna, to kierować można tylko dwiema postaciami. - 2012-11-28
Chociaż drużyna jest liczna, to kierować można tylko dwiema postaciami.

Otwarty charakter krainy jest jedną z największych zalet gry. Poszczególne misje stanowią swego rodzaju instancje, w których rozgrywają się konkretne przygody zaczerpnięte z filmu. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by po rozległym terenie Śródziemia podróżować swobodnie – zbaczając z kanonicznej ścieżki. W lesie okalającym Hobbiton można przecież spotkać Toma Bombadila, a tereny wokół Minas Tirith obfitują w ruiny pełne skarbów i tajemnic – któż nie chciałby ich zbadać? Otoczenie samo zachęca do swobodnej eksploracji i poszukiwania znajdziek – zwłaszcza że te potrafią znacznie wzmocnić drużynę bohaterów. Najlepsze przedmioty i ulepszenia zdobywa się jednak podczas wykonywania dodatkowych, zupełnie opcjonalnych zadań: niektórzy mieszkańcy krainy mogą zlecić herosom odnalezienie pewnych artefaktów. Aby wejść w posiadanie tego typu cacuszek, trzeba się jednak nieźle nagimnastykować – co samo w sobie stanowi ciekawe i emocjonujące wyzwanie.

Misje fabularne to nieco inna para kaloszy – przebiegają one wedle ściśle określonego planu, wzorującego się na konkretnych scenach z dzieła Petera Jacksona. Znajomość oryginalnego scenariusza bywa bardzo przydatna podczas zabawy – w oczywisty sposób pomaga w rozwiązywaniu niektórych problemów. Przykładowo, jeśli w filmie Nazgule zostały pokonane poprzez podpalenie pochodniami (starcie na Amon Sul), to dokładnie tak samo należy je przepędzić w grze. Na tym inspiracja przebojem ze srebrnego ekranu wcale się nie kończy – postacie bohaterów przemawiają bowiem głosami filmowych aktorów, a wszystkie dialogi zostały przeniesione z kinowego obrazu (chociaż często towarzyszą im żartobliwe pantomimy zmieniające wydźwięk poszczególnych wypowiedzi). Nie trzeba chyba wspominać, że dzięki tego typu zabiegom klimat jest więcej niż fenomenalny. Przyzna to każdy, kto zobaczy Gimliego przeładowującego topór czy Lurtza strzelającego bananami.

Ja chcę grać Samem!

Zasadniczym elementem zabawy – podobnie jak w poprzednich odsłonach serii – jest dwuosobowy tryb kooperacji. Gra sprawia najwięcej frajdy podczas wspólnej rozgrywki – tym bardziej że ścisła współpraca między postaciami jest naprawdę wskazana. Zasady współdziałania bywają nieraz zaskakujące – nie zawsze jest tak, że obaj gracze znajdują się na tej samej planszy (w takim wypadku ekran dynamicznie dzieli się i łączy w zależności od rozlokowania herosów): bohaterowie często przebywają w dwóch zupełnie różnych miejscach, wpływając na siebie nawzajem. Przykładowo wydarzenia pod bramą Morannor mają znaczenie dla sytuacji wewnętrznej w Mordorze, a bitwa Gandalfa z Balrogiem rozgrywa się równolegle z przygodami uszczuplonej Drużyny Pierścienia. Zdarza się więc, że każdy z graczy rozwija swój osobny wątek, wspomagając jednak towarzysza. Widać to szczególnie w późniejszych partiach (opartych na Dwóch wieżach i Powrocie króla), gdzie tego typu zabieg był nieunikniony. Co jednak ważne, przygody Sama i Froda – potencjalnie nudne – zostały pokazane w sposób równie ciekawy jak perypetie pozostałych herosów.

Skoro już przy bohaterach jesteśmy, dodam, że w trakcie zabawy można pokierować wszystkimi członkami Drużyny Pierścienia, a po pierwszym zaliczeniu gry – ponad siedemdziesięcioma innymi postaciami. Protagoniści dysponują zróżnicowanymi umiejętnościami, przez co dobrze sprawdzają się w jednych okolicznościach, by zupełnie nie radzić sobie w innych. O ile więc Legolas potrafi wskoczyć na wysoko położone platformy, o tyle nie uda mu się wślizgnąć do niewielkiego otworu przy samej podłodze (z czym bez problemu poradzą sobie hobbici). Analogicznie Gandalf wspomoże swych towarzyszy przy pomocy magii, a Gollum wespnie się na niedostępne dla innych skały. Współdziałanie jest więc podstawowym elementem zabawy, a zdolności bohaterów uzupełniają się wzajemnie. Szkoda więc, że zabawa w pojedynkę praktycznie mija się z celem – nie tylko sprawia mniej frajdy, ale jeszcze wiąże ze sporą frustracją (inteligencja komputerowych towarzyszy pozostawia wiele do życzenia). Niektóre fragmenty są wręcz nie do przejścia dla pojedynczego gracza – krzemowy pomocnik potrafi całkowicie zignorować swoją rolę i stanąć jak słup soli, uniemożliwiając ukończenie etapu.

Dotychczasowe odsłony cyklu LEGO oferowały bardzo prymitywny system walki, niepozwalający graczom na rozwinięcie skrzydeł. Niestety, podobnie jest i we Władcy Pierścieni – postacie dysponują ledwie 2-3 atakami, z których większość wygląda identycznie, niezależnie od doboru bohaterów. Cieszą jednak te nieliczne starcia, podczas których należy się nieco wysilić i podejść do sprawy nietypowo. Niektóre z nich opierają się na sekwencjach Quick Time Event, podczas gdy inne to proste zagadki (np. pokonanie olifantów wiąże się z odpowiednim ich ostrzelaniem i wspięciem po promieniach pocisków). Czego by nie napisać, to jednak przyznać trzeba, że walka nie stanowi absolutnie żadnego wyzwania – podobnie jak w sekwencjach platformowych śmierć gracza oznacza jedynie uszczuplenie jego kiesy. Z jednej strony szkoda, bo gra staje się przez to zdecydowanie zbyt prosta i mniej emocjonująca, ale z drugiej – bardziej przystępna dla początkujących poszukiwaczy przygód.

Klocki LEGO liczą sobie grubo ponad pół wieku – pierwsze zestawy wydano już w 1949 roku. Nazwa firmy pochodzi od duńskiej frazy „leg godt”, co można przetłumaczyć jako „baw się dobrze”. Chociaż w swej historii klocki zmieniały się kilkakrotnie (głównie pod względem tematyki i klimatu), to jednak pewne ich cechy pozostają stałe od lat – najnowsze edycje są w pełni kompatybilne ze starszymi.

Łap klocucha!

Mimo kilku pomniejszych wad LEGO: Władca Pierścieni wypada uznać za najlepszą część serii. Kapitalny klimat produkcji połączony z niesamowicie zróżnicowaną i przyjemną rozgrywką oraz przystępnością zabawy stanowi o wysokiej jakości gry. Nie jest to co prawda żadna rewolucja w cyklu, jednak poczynione – i wyraźnie ewolucyjne – kroki pozwalają na snucie pozytywnych wizji przyszłości. A to dobra wiadomość nie tylko dla fanów Władcy Pierścieni, ale graczy w ogóle.

*Śródtytuły zaczerpnąłem z wypowiedzi mojej Żony.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...