I Expect You to Die Recenzja gry
Recenzja gry I Expect You To Die – agenci, arcyzłoczyńcy i lasery w wirtualnej rzeczywistości
I Expect You To Die to nie tylko gratka dla miłośników kina szpiegowskiego z lat 60. – to również świetne doświadczenie jako gra logiczna. Niestety, podobnie jak w przypadku większości tytułów wykorzystujących VR, kończy się zdecydowanie za szybko.
Recenzja powstała na bazie wersji PS4.
- jednoczesny pastisz oraz hołd dla klasycznych filmów z Jamesem Bondem;
- spora dawka humoru oraz nawiązań;
- łamigłówki szanujące inteligencję gracza;
- absurdalne, ale ciekawe pułapki potrafią wzbudzić u gracza prawdziwą panikę.
- tylko cztery etapy;
- kontrolowanie agenta przy pomocy pada nie jest dostatecznie dokładne;
- zdarza się, że potrafi sfrustrować – zarówno formułą, jak i błędami.
I Expect You To Die cierpi na tę samą przypadłość, co niemal każdy naprawdę dobry tytuł wykorzystujący technologię wirtualnej rzeczywistości. Produkcja studia Schell Games przez większość czasu bez reszty angażuje gracza, pozwalając wcielić się w tajnego agenta rodem z filmów szpiegowskich lat 60. - drogie cygara, luksusowe alkohole oraz absurdalnie nieefektywne pułapki to tutaj chleb powszedni. I jeśli pozwolicie się wciągnąć w tę specyficzną, nieco kiczowatą atmosferę, będziecie bawić się dostatecznie dobrze, by piać peany na cześć deweloperów w przerwach pomiędzy poszczególnymi etapami. A po skończeniu czwartego z nich, gdy już w stu procentach wczujecie się w klimat, gra zaprezentuje Wam napisy końcowe.
Podobnie jak inspirujące twórców filmy o agencie 007, I Expect You To Die także rozpoczyna się efektowną, czarno-czerwono-białą animowaną czołówką z nagranym specjalnie na potrzeby gry utworem autorstwa Bonnie Bogovich i Tima Rosko. I nawet jeśli propozycja studia Shell Games Was nie porwie, warto obejrzeć choćby samo wprowadzenie, bo nie powstydziłyby się go nawet kinowe przygody Jamesa Bonda.
Ograniczenie I Expect You To Die do nieco ponad trzech godzin rozgrywki to największa bolączka gry, która – oprócz długości – ma w rękawie niemal same asy. To najlepszy symulator Jamesa Bonda z czasów Seana Connery’ego oraz Rogera Moore’a (nawiązań do filmów z tamtej ery jest tu zresztą cała masa). Założenie jest proste: arcygeniusz zbrodni, doktor Zor, raz próbuje stworzyć maszynę antygrawitacyjną, innym razem planuje wypuścić na świat śmiercionośnego wirusa, a naszym zadaniem jest go oczywiście powstrzymać. Ale jako że kino szpiegowskie lat 60. rządzi się swoimi prawami, na naszej drodze staje szereg przeszkód równie wymyślnych, co absurdalnych – lasery, trujące gazy, dynamit, skorpiony, a nawet strzelający z kuszy, wypchany niedźwiedź. Twórcy, projektując poszczególne etapy, musieli się rewelacyjnie bawić, a graczowi ich dobry humor szybko się udziela – tym bardziej, że nasze poczynania ironicznie komentuje narrator w osobie Anthony’ego Danielsa, znanego z roli droida C-3PO z Gwiezdnych wojen.
Same poziomy działają w podobny sposób, co popularne ostatnimi czasy escape roomy. Mamy więc zamknięte pomieszczenie oraz cel do wykonania, a także zestaw różnych przedmiotów, które nam to umożliwią. W przeciwieństwie jednak do swoich rzeczywistych odpowiedników, w I Expect You To Die – jak sugeruje sam tytuł – można zginąć. Każda pomyłka lub zbyt wolne myślenie naraża nas na uduszenie, utopienie się, zastrzelenie czy zatrucie śmiercionośnym gazem. Wówczas rozpoczynamy zabawę od nowa, co jednak rzadko frustruje, bowiem gdy już wiemy, co powinniśmy robić, każdą misję ukończymy w niespełna 5 minut.
Zagadki skonstruowano w taki sposób, że nie wymagają od gracza pomysłowości MacGyvera. Oczywiście, będą momenty, kiedy zatniecie się na dłużej, ale gdy już wpadniecie na rozwiązanie danego problemu, wyda się ono całkowicie oczywiste. Wszystko jest tu kwestią spostrzegawczości i odpowiedniego łączenia różnych elementów. Niestety, nie zawsze działa to w stu procentach – jeśli wymyślimy sobie całkiem sensowne rozwiązanie, którego nie przewidzieli deweloperzy (jak np. wykręcanie śrubek nożem), narrator bez zbędnego objaśnienia stwierdzi, że tego po prostu nie uda nam się zrobić. Na szczęście nie wpływa to znacznie na przyjemność płynącą z rozgrywki.
Równie nieznaczące są kłopoty z kontrolerem. Jeśli macie możliwość ustawienia kamery tak, by łapała wszystkie Wasze ruchy, bez dwóch zdań powinniście skorzystać z PlayStation Move. Ja jednak nie mogłem tego zrobić i w związku z tym przez większość zabawy korzystałem z pada. Uwierzcie mi, to niezbyt intuicyjny sposób rozgrywki. W I Expect You To Die często trzeba wykonywać poszczególne czynności z niemalże chirurgiczną precyzją, a Dual Shock w połączeniu z goglami wirtualnej rzeczywistości trochę to utrudnia. Poza tym dzieło Schell Games ma sporo błędów graficznych, np. przenikające się obiekty czy szalejąca fizyka, na które zazwyczaj da się przymknąć oko, choć zdarza się, że uniemożliwiają one dalszą zabawę. W moim przypadku co najmniej dwa razy nie mogłem odzyskać przedmiotu, który „zapadł się” pod podłogę.
To jednak tylko mało znaczące drobiazgi w porównaniu z ogromem frajdy, którą sprawia I Expect You To Die. Rozwiązywanie łamigłówek to satysfakcjonujące zadanie, wspierane dodatkowo imersją właściwą dla wirtualnej rzeczywistości. Tylko co z tego, skoro po niecałych czterech godzinach zobaczyliśmy praktycznie wszystko, co twórcy mieli do zaoferowania? I pamiętajcie: tyle czasu zajęło to mnie, natomiast prawdziwi wyjadacze w gatunku przygodówek zapewne wyrobią się z ukończeniem produkcji jeszcze szybciej. Nie da się tego usprawiedliwić troską o komfort gracza – jako że deweloperzy sugerują grę na siedząco, kłopotów z błędnikiem raczej nikt mieć nie będzie – ani zbyt wysokimi kosztami produkcji. A znajdźki, które możemy zbierać w każdej misji, nie stanowią wystarczającej motywacji do przechodzenia każdego etapu jeszcze raz.
Wszystko to ostatecznie sprawia, że I Expect You To Die nie da się z czystym sumieniem polecić każdemu. 25 dolarów za grę, którą najbardziej doświadczeni gracze mogą spokojnie ukończyć w godzinę, to cena zbyt wysoka. Jednak sam koncept oraz wykonanie dały mi masę świetnej zabawy – wcielenie się w odpowiednika Jamesa Bonda w wirtualnej rzeczywistości to zabawne, ekscytujące i wymagające przeżycie, które chciałoby się jednak znacznie przedłużyć. Tym bardziej, że obecnie niewiele jest tytułów wykorzystujących nową technologię w ciekawszy sposób.