Hitman Recenzja gry
Recenzja gry Hitman – kapitalna rozgrywka, bardzo słaby serial
Ostatni epizod Hitmana to ponownie świetnie skonstruowana misja oraz lokacja – i nic poza tym. Przygodom Agenta 47 nie tylko daleko do finału, ale i do jakiegoś konkretnego rozwinięcia opowiadanej historii.
- doskonale wykonane, klimatyczne, sandboksowe lokacje;
- mnóstwo pomysłowych sposobów na likwidację ofiar;
- ogromna swoboda rozgrywki;
- sporo ukrytych detali do odnalezienia na mapie;
- wielokrotne przechodzenie tej samej misji zawsze może być inne i nie nudzi;
- specjalny talent Agenta 47 do odkrycia w każdym ze zleceń.
- kiepska oprawa dźwiękowa;
- pierwszy sezon rozczarowuje wątkiem fabularnym;
- błędy sztucznej inteligencji, czasem zbyt czułej, czasem zbyt wybaczającej;
- długie czasy ładowania.
Z początku bardzo kontrowersyjna decyzja o wypuszczeniu Hitmana na rynek w formie epizodycznej zdawała się tracić stopniowo na znaczeniu, gdy nasze wrażenia skupiały się głównie na sukcesywnie udostępnianych lokacjach i zleceniach Agenta 47. Szósty odcinek miał być klamrą spinającą w całość wszystko, co się do tej pory ukazało. Miał coś zakończyć, pokazując, że produkt jest już gotowy do wydania w pełnej wersji pudełkowej. Nic z tego jednak nie wyszło. Twórcy Hitmana po drodze rozmienili grę na drobne, rezygnując na starcie z większej zawartości, a później z zakończenia wątku fabularnego i zapowiadając aż dwa kolejne sezony. Kłopot w tym, że po finałowej scenie najnowszej misji w Japonii nie mamy nawet poczucia końca sezonu – jesteśmy dokładnie w tym samym punkcie co po drugim czy trzecim odcinku. Odhaczyliśmy następne ciekawe i klimatyczne zadanie bez świadomości, czy miało ono jakiś głębszy podtekst, czy też nie.
RECENZJE POSZCZEGÓŁNYCH EPIZODÓW
Szukasz recenzji poszczególnych epizodów gry Hitman? Oto one:
- Recenzja pierwszego epizodu gry Hitman – krótki epizod z życia Agenta 47
- Recenzja drugiego epizodu gry Hitman – niemal perfekcyjna włoska robota
- Recenzja trzeciego epizodu gry Hitman – Agent 47 i arabska wiosna ludów
- Recenzja czwartego epizodu gry Hitman – Bangkok najsłabszy
- Recenzja piątego epizodu do gry Hitman – fabuła wreszcie nabiera rozpędu
Zwiastun zamiast fabuły
Tym właśnie na razie wydaje się być najnowsza odsłona Hitmana. To rewelacyjne mapy i pojedyncze misje – świetnie wykonane pod kątem projektu lokacji i rozgrywki, jednak fabuła łącząca je wszystkie zawodzi na całej linii. Nie chodzi o to, że jest słaba – widać w niej potencjał na dość ciekawą opowieść, ale sposób, w jaki została przedstawiona, zadziwia nieporadnością. Wyobraźcie sobie dwuminutowy zwiastun jakiegoś filmu, pocięty na sześć kawałków i upubliczniany przez ponad pół roku – podobnie mniej więcej przedstawia się pierwszy sezon gry. Po naprawdę ciekawym i intrygującym przerywniku filmowym z misji w Kolorado nie ma już śladu. Japonia w kolejnej krótkiej rozmowie zaskakuje rozpoczęciem następnego wątku i po prostu kończy sezon – równie gwałtownie jak Agent 47 życie swoich ofiar.
Jeśli jednak spojrzymy na nową grę IO Interactive bez całej tej otoczki fabularnej pomiędzy misjami (która być może rozwinie się kiedyś w coś na kształt opowieści) i weźmiemy pod uwagę tylko same zlecenia – dostaniemy jedną z najlepszych odsłon Hitmana w historii. Każde zadanie to wyprawa do kompletnie innej, tętniącej życiem, klimatycznej lokacji, gdzie ludzie pochłonięci są swoimi sprawami, a nasza ofiara to osoba niemalże z krwi i kości – z konkretną przeszłością, charakterem, słabościami czy nawykami. Związane z tym różnorodne metody likwidowania celów, specjalnie przygotowane przez autorów i starannie oskryptowane, stanowią niewątpliwą zaletę każdej misji i motywację, by do danego zadania podejść kilkakrotnie, ciągle odkrywając coś nowego. Wizyta na zatłoczonym przyjęciu w Paryżu, słoneczny kurort we Włoszech, zgiełk demonstracji w Marrakeszu, hotelowe luksusy w Bangkoku czy wioska terrorystów w USA – każde z tych miejsc z jakichś powodów zapada w pamięć. Poszczególne odcinki może nie wydają się jednakowo dobre, niemniej wszystkie wybijają się ponad przeciętność. W pewnym sensie rzeczywiście dało się odczuć, że przy kolejnych epizodach dostawaliśmy niemal osobną grę do zaliczenia. Nie inaczej jest i z ostatnim zadaniem – Situs Inversus w Japonii.
Przychodzi Hitman do lekarza...
Nowe zlecenie przenosi nas do nowoczesnej prywatnej kliniki GAMA na wyspie Hokkaido i niemal od razu poznajemy kilka naprawdę wyjątkowych aspektów tej misji. Po pierwsze, placówka składa się z sieci dość minimalistycznie urządzonych korytarzy i pomieszczeń, przez co skradanie się jest mocno utrudnione. Co więcej – Agent 47 przybywa tam jako pacjent na badania, nie ma więc przy sobie absolutnie żadnej broni ani wyposażenia – nawet monet do odwracania uwagi. Po aż czterech osobach do załatwienia w Kolorado teraz przyszedł czas na wyjątkowe warunki i nacisk na improwizację. To jakby kwintesencja stopniowego podnoszenia poziomu trudności wraz z kolejnymi odcinkami, choć jest to trochę iluzoryczne, o czym za chwilę.
Najciekawszy okazuje się jednak fakt, że pierwsza z naszych ofiar jest od początku misji niemal martwa – to pacjent czekający na stole operacyjnym na przeszczep serca, co pozwala na stworzenie kolejnych pomysłowych okazji, niewymagających nawet zbliżenia się do celu. Autorzy, jak widać, nie wahają się przekraczać różnych granic – było już przebieranie się za księdza i strzelanie w kościele, a teraz praktycznie dobijamy chorego człowieka.
Drugi z celów wydaje się już bardziej standardowy. Kobieta – prawnik o silnym charakterze i pewnym nałogu – ciągle spaceruje po lokacji, stwarzając niekiedy dogodne sytuacje. Zamknięta klinika nie jest może tak wielowarstwowa jak Sapienza, nie znajdziemy tu tylu zakamarków co w uliczkach miasta, niemniej jej eksploracja to wciąż bardzo ciekawe doświadczenie. Da się tu dostrzec silne kontrasty pomiędzy luksusowymi pomieszczeniami dla gości bądź miejscami do wypoczynku a surowym i sterylnym wnętrzem sal lekarskich czy kostnicy. Ta ostatnia robi szczególne wrażenie, gdy zestawimy ją z kilkoma przemyconymi elementami humorystycznymi w stylu „tylko w Japonii...”. Widać, że autorzy potrafią dostarczyć niezwykle klimatyczną, poważną skradankę, jednocześnie bawiąc się tą konwencją bez burzenia starannie budowanego klimatu.
Recepta na dłuższą rozgrywkę
Wadą tego odcinka, psującą niestety czasem świetną atmosferę, jest zachowanie sztucznej inteligencji. Można przymknąć oko na jakieś ogólne uproszczenia przy zwiedzaniu mapy, jednak podczas specjalnie przygotowanych scen warto byłoby pokusić się o pewne dodatkowe algorytmy. Najlepiej ilustruje to przykład jednej z okazji do unieszkodliwienia celu. Wszyscy pracownicy klinki opowiadają o ich znajomym trenerze jogi, kulejącym ostatnio po wypadku. Gdy jednak chodzimy wśród nich w jego stroju – nikt nie rozpoznaje innej twarzy i nie komentuje tego, iż Agent 47 śmiga jak kozica, zamiast kuśtykać. Czary goryczy dopełnia fakt, że cichy klik kości skręcanego karku od razu alarmuje stojącego nieopodal ochroniarza, natomiast przeraźliwy krzyk spadającej w przepaść postaci – dokładnie w tym samym miejscu – nie robi na nikim wrażenia! Stojący tyłem strażnik akurat to uznał za bardziej normalny dźwięk. Ewidentnie zabrakło jakiegoś specjalnie na tę okazję przygotowanego skryptu, który powinien znaleźć się tu nawet kosztem utrudnienia rozgrywki.
Jak zawsze spore rozczarowanie pozostawia warstwa dźwiękowa. Japońscy pracownicy rozmawiają po angielsku z perfekcyjnym akcentem, a głosy na wolnym powietrzu słychać czasem z ogromnym pogłosem, niczym w wielkiej hali.
Specyficzne stopniowanie poziomu trudności, niepoprzestające jedynie na przewrażliwionej lub zbyt wybaczającej SI, to zresztą jedna z wyjątkowych cech Hitmana, warta wzięcia pod uwagę już od początku gry. Możemy wprawdzie wyłączyć pewne elementy interfejsu w opcjach, jednak jeśli będziemy czujni i wykorzystamy podsuwane tu i ówdzie przez autorów oskryptowane okazje – wiele misji da się ukończyć naprawdę bardzo szybko. Gra oczywiście staje się niezwykle trudna, gdy pozostaniemy tylko w garniturze agenta czy będziemy unikać kamer i pozorować wypadki, jednak tego musimy pilnować już sami. Poza zabiciem celu wszystko inne stanowi opcjonalne wyzwanie i czasem trochę za bardzo rzuca się w oczy prosty schemat: właściwe przebranie – swobodne eksplorowanie. Z jednej strony to dobrze, że tytuł jest przystępny praktycznie dla każdego, ale z drugiej – brak samozaparcia w specyficznym przechodzeniu misji może szczególnie odbić się na tych, którzy czekali na pełną wersję gry w pudełku.
To nie jest jeszcze kompletna gra
System okazji i związany z tym poziom trudności sprawdza się bowiem bardzo dobrze właśnie w epizodycznej formie wydania. Mając tylko jedną mapą przez dobre kilka tygodni, jesteśmy w stanie poświęcić jej odpowiednio dużo uwagi – wypełnić misję szybko i łatwo oraz stawić czoła również tym trudniejszym wyzwaniom, sprawdzić wszystkie metody pozbawienia życia celu, a nawet pobawić się w kontrakty. Kiedy jednak dostaniemy wszystko od razu, pokusa, by zajrzeć do następnej lokacji, będzie z pewnością bardzo silna, a niektórzy mogą już tylko poprzestać na takim jednorazowym podejściu. Tu pojawia się ryzyko dwóch rozczarowań – sześć misji z systemem okazji można przejść naprawdę bardzo szybko, a szczątkowy zarys ogólnej fabuły nie da nam poczucia skończenia gry. Będziemy w podobnej sytuacji co pierwsi nabywcy epizodów, tyle że nasz odcinek był dłuższy i miał sześć rozdziałów.
Ocena nowego Hitmana nie jest łatwa, gdyż teoretycznie powinna nastąpić za jakieś dwa lata, kiedy po ujrzeniu wszystkich odcinków odkryjemy w końcu, o czym była cała historia. Eksperyment w postaci pierwszego sezonu udał się połowicznie. Podzielenie gry na części przysłużyło się jej we wszelkich technicznych aspektach, dając autorom czas na dopieszczenie poziomów, a nam na dokładne poznanie wszelkich sekretów misji i zaliczenie wyzwań. Zupełnie nie sprawdziło się jednak jako serial fabularny, podzielony na sezony.
Autorzy zastosowali tu bardzo złe proporcje. Zamiast konkretnego rozwinięcia fabuły oglądamy długie i rewelacyjnie przygotowane filmy dotyczące naszych ofiar oraz lokacji. Czujemy się przy tym rzeczywiście jak jakiś telewidz, śledzący to wszystko na kanapie z popcornem, zamiast od początku wczuwać się w rolę Agenta 47 i sprawdzać wszystkie informacje na ekranie swojego laptopa czy smartfona, jak to miało miejsce w Krwawej forsie. Formuła serialu atakuje nas nie w tych momentach co trzeba i pozostawia z uczuciem niedosytu. Jeśli ktoś jednak i tak zawsze przewija wszelkie „pokazówki”, znajdzie w Hitmanie kawał naprawdę dobrej gry i kilka zapadających w pamięć zleceń, które wejdą już do klasyki hitmanowskich poziomów. Tymczasem nowa odsłona przygód Agenta 47 jest jak zestaw rewelacyjnie wykonanych dodatków DLC do ciągle powstającej gry, która prawdopodobnie kiedyś, za jakiś czas, przybierze właściwy kształt. Obyśmy nie musieli długo czekać na sezon drugi!