Halo 4 Recenzja gry
autor: Marcin Łukański
Recenzja gry Halo 4 - wielki powrót Master Chiefa
Po rozstaniu firmy Bungie z Microsoftem za kolejną grę z serii Halo wzięło się zupełnie nowe studio. Fani cyklu nie muszą mieć jednak z tego tytułu powodów do obaw. Powrót Master Chiefa wypadł naprawdę okazale.
Recenzja powstała na bazie wersji X360.
- zróżnicowana i satysfakcjonująca kampania;
- genialny klimat i atmosfera;
- rewelacyjnie zaprojektowane, ogromne lokacje;
- nowe pukawki;
- klasyczny multiplayer i Spartan Ops;
- oprawa wizualna;
- niewielu nowych przeciwników w kampanii;
- przeciętna polska wersja językowa;
- ostatnie misje zdecydowanie odbiegają jakością od wcześniejszych.
Master Chief na długo opuścił serię Halo. Ekipa z Bungie porzuciła legendarnego herosa po trzeciej części gry i poświęciła się rozwijaniu innych wątków w kolejnych odcinkach: ODST oraz Reach. Oprócz głównego bohatera zmieniono też koncepcję artystyczną, którą do 2007 roku podążała seria. Następne odsłony znanego cyklu były coraz bardziej mroczne, pesymistyczne oraz – według złośliwych – mniej kiczowate. Halo 4, stworzone przez studio 343 Industries, podąża wytyczonym kilka lat temu szlakiem, równocześnie przywracając do rangi najważniejszej postaci dzielnego Spartanina.
Czwarta gra z serii Halo od początku była wielką niewiadomą, a to za sprawą nowego dewelopera. Dotychczasowy producent – firma Bungie – rozstała się z Microsoftem po zakończeniu prac nad Reach, pozostawiając schedę ludziom z 343 Industries. Nowa ekipa ostro trenowała na remake’u Halo: Combat Evolved, po czym wskoczyła na głęboką wodę i przygotowała „czwórkę”. W starciu z legendą amerykańskiemu studiu udało się wyjść obronną ręką – Halo 4 nie odbiega jakością od tego, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić przez lata.
Halo 4 jest bezpośrednią kontynuacją „trójki”. Master Chief wraz z Cortaną trafiają na tajemniczą planetę, gdzie spotykają nie mniej tajemniczą rasę Prekursorów oraz złowrogiego Dydakta. Ten ostatni jest bardzo perfidny i jak każdy paskudny charakter chce zapanować nad światem. Nasz dzielny Spartanin nie może oczywiście do tego dopuścić, więc tradycyjnie próbuje go powstrzymać. Łatwo nie będzie, bo jakby tego wszystkiego było mało, Cortana zaczyna się psuć i wariować.
Infantylna fabuła niestety nie zachwyca, ale szczerze mówiąc, Halo 4 nie sprawiło w tej kwestii wielkiej niespodzianki – kolejne odcinki sagi nigdy nie opowiadały fascynujących historii, „czwórka” trzyma podobny poziom. Tak naprawdę opowieść ratują jedynie Prekursorzy i od samego początku zmagań widać, że autorzy mieli na nich jakiś pomysł. Cała gra jest wręcz naszpikowana motywami związanymi z tą tajemniczą rasą i to cieszy, bo po raz pierwszy od lat otrzymujemy coś naprawdę nowego.
Halo 4 jest zdecydowanie najładniejszą, najbardziej epicką, monumentalną i klimatyczną odsłoną serii. Koncepcja artystyczna obrana przez 343 Industries okazała się tu przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Studio kontynuuje trend zapoczątkowany w ODST, czyli rezygnację z nadmiaru jaskrawych barw, a rekompensuje to stonowaną, często mroczną oprawą, przemieszaną z ciemno-pomarańczowymi akcentami Prekursorów. Lokacje, które odwiedzamy, są absolutnie prześliczne. Spowita mgiełką dżungla, szerokie, wypalone stepy, potężne stacje kosmiczne, rozświetlone industrialne kompleksy. No właśnie – rozświetlone. To przede wszystkim światłu zawdzięczamy tę niesamowitą atmosferę, umiejętne użycie odbić, refleksów i promieni słonecznych dokonało cudów. Co jednak najważniejsze, mimo tych wszystkich fajerwerków wizualnych w nie uświadczymy tutaj dawnego, często mocno krytykowanego kiczu. Bez dwóch zdań firma 343 Industries stworzyła najpiękniejsze Halo w historii serii, dzięki czemu zwiedzanie lokacji jest jedną z jego największych atrakcji.
Sami Prekursorzy również zostali rewelacyjnie zaprojektowani, pod względem artyzmu zostawiają Przymierze daleko w tyle. Szkoda tylko, że nowych przeciwników można policzyć na palcach jednej ręki: tak naprawdę spotykamy jedynie psopodobne szybko biegające istoty oraz wysokie opancerzone bestie dzierżące wysokiej klasy śmiercionośne zabawki. Te drugie są o tyle perfidne, że zwykle występują z latającym dronem, który może je leczyć, osłaniać tarczą, a nawet wskrzeszać. Walka z kilkoma takimi przyjemniaczkami bywa naprawdę ciężka.
W Halo 4 nie brakuje za to nowych pukawek, które prezentują się naprawdę wyśmienicie. Moim ulubieńcem szybko stał się karabin świetlny – idealny na dalekie odległości, szybkostrzelny i zadający duże obrażenia. Broń binarna to z kolei odpowiednik potężnej snajperki, potrafiąca dwoma celnym strzałami zdjąć największego nawet twardziela. Oczywiście cztery naboje w magazynku to dla tego cacka wręcz nadmiar, zatem trzeba liczyć się z permanentnym niedoborem amunicji. Potężnym środkiem zagłady jest też wielkie działo wypuszczające wiązkę granatów. Gdy taki ładunek trafi bezpośrednio w cel, to za bardzo nie ma co zbierać. Jeśli chybi, to nic straconego – po zderzeniu z ziemią lub ścianą pocisk wyrzuca na boki rozpryskową serię. Mamy również bardziej standardowe uzbrojenie, jak pistolet, karabin maszynowy i strzelba. Na bliski i średni dystans szczególnie przyjemny jest ten drugi, który zadaje naprawdę pokaźne ilości obrażeń i posiada dość dużo amunicji.
Warto nadmienić, że cały arsenał Prekursorów został zaprojektowany w bardzo interesujący sposób. Składa się on bowiem z osobnych „kafelków”, które podczas przeładowania lewitują obok siebie, a następnie wracają na swoje miejsce. Pukawki te bardzo dobrze komponują się z tajemniczą rasą, a strzelanie z nich jest wyjątkowo przyjemne i satysfakcjonujące.
Jeśli już mowa o pozytywnych aspektach, to z pewnością należy do nich kampania dla jednego gracza. Co prawda można ukończyć ją w trybie kooperacji ze znajomymi, ale z uwagi na wyjątkowo udaną atmosferę proponuję pierwsze przejście zaliczyć samemu. Misje są zróżnicowane, chociaż miejscami można zauważyć typową dla serii rutynę – jest tu obowiązkowa jazda czołgiem, latanie samolotem i walka Warthogiem. Dzięki Prekursorom, nowej architekturze pomieszczeń i premierowym rodzajom broni gra potrafi zaskakiwać i przez dużą część przygody doświadczamy nieodpartego wrażenia odkrywania ciekawych elementów. Można do nich zaliczyć na przykład zaproponowane przez autorów ulepszenia. Master Chief ma okazję użyć specjalnego trybu widzenia, który odsłania przeciwników znajdujących się w okolicy, wezwać na pomoc własnego latającego drona lub osłonić się energetyczną tarczą. Powraca również kilka starych ulepszeń, jak na przykład jetpack czy hologram.
Niestety Halo 4 ma straszny problem z końcowymi fragmentami, czyli z wielkim finałem – inna sprawa, że większość gier z tej serii również cierpi na tę chorobę. Ostatnie misje są nudne, niezbyt urozmaicone, chwilami wręcz frustrujące. Przechodzimy przez dziesiątki podobnych korytarzy i walczymy cały czas z tymi samymi rodzajami przeciwników. Pod koniec mocno daje się też we znaki mała liczba jednostek Prekursorów. Coś, co na początku sprawiało frajdę i stanowiło powiew świeżości, wraz ze zbliżaniem się do ostatniej walki zaczyna być naprawdę męczące. Szkoda, że nie pokuszono się o większe zróżnicowanie wrogów – gra z pewnością zyskałaby na tym i to mocno.
Wiele osób z pewnością zainteresuje fakt, że Halo 4 jest dostępne u nas w pełnej polskiej wersji językowej. Microsoft wyraźnie zmienia strategię i coraz częściej decyduje się na wsparcie gier wydawanych na naszym rynku, czego dobrym przykładem była ostatnio Forza Horizon. Niestety o ile lokalizacja Forzy była na naprawdę niezłym poziomie, tak Halo 4 wypada pod tym względem nie najlepiej. Szczególnie drażni głos Cortany. Jest słabiutko – i pod względem gry aktorskiej, i oddania charakteru postaci. Wariująca i popadająca w psychozę sztuczna inteligencja wyraźnie przerosła możliwości lokalizacyjne naszej ekipy. Co ciekawe, głos Master Chiefa jest całkiem dobry, a przynajmniej nie irytuje.
Kampanię na normalnym poziomie trudności można przejść bardzo szybko, sprawny gracz spokojnie „przebiegnie” ją w około pięć godzin. Polecam jednak – jak zresztą nakazuje tradycja serii – podnieść sobie od razu poprzeczkę. Dopiero wtedy gra pokazuje pazurki, wymusza częste zmiany rodzajów broni, przeciwnicy nie okazują się aż tak bardzo tępym mięsem armatnim, a walka sprawia mnóstwo frajdy i satysfakcji. W takim przypadku rozgrywka potrafi rozszerzyć się do około 8 godzin, serwując przy okazji znacznie większe emocje. Szczególnie gdy możemy zostać zdjęci jednym celnym strzałem ze snajperki lub większego działa.
Na deser autorzy przygotowali także powiązany z serialem animowanym, którego odcinki będą okresowo emitowane i gotowe do odpalenia w menu gry, tryb o nazwie Spartan Ops. Posiada on oddzielną fabułę, której akcja rozgrywa się na planecie Rekwiem w pół roku po wydarzeniach z głównej części kampanii. Naszym zadaniem jest w pojedynkę lub maksymalnie w kooperacji z trzema innymi osobami pomyślne przejście kilku misji polegających w większości na eksterminacji coraz bardziej wymagających przeciwników. W bardzo dużym uproszczeniu można by tryb ten porównać do standardowej Hordy, ale to nie byłoby całkiem uczciwe. Spartan Ops pozwala bowiem na sporą dowolność przejścia każdej z misji, oferując coś w rodzaju nie nazbyt dużego sandboksa. To z pewnością kilka godzin dodatkowej frajdy i zabawy ze znajomymi, pod warunkiem, że zdecydujemy się ukończyć całość na poziomie Legendarnym.
A co z klasycznym multiplayerem? W Halo 4 tryb rozgrywki wieloosobowej kryje się teraz w menu pod pozycją o nazwie Infinity, oznaczającą największy okręt, jaki kiedykolwiek zbudowała ludzkość. Na jego pokładzie toczą się symulacje potyczek określanych jako Gry Wojenne. To dosyć standardowy zestaw opcji umożliwiający wybranie kilku tradycyjnych trybów rozgrywek, znanych z poprzednich części serii, na dziesięciu różnej wielkości mapach. 343 nie zasypiało jednak gruszek w popiele przygotowując nowe atrakcje.
Pierwszą niespodzianką jest tryb o nazwie Dominacja, który zastąpił popularną Inwazję. Jego główne założenia są dość podobne, czyli nadal celem głównym jest przejmowanie baz przeciwnika, jednakże z pewnymi modyfikacjami przypominającymi sposób przejmowania punktów w serii Battlefield. Bardzo ciekawy jest także tryb o nazwie Królobójstwo, w którym jeden z graczy, widoczny dla wszystkich oponentów poprzez wyświetlenie jego pozycji na ich wizjerach, staje się obiektem polowań. Osoba, która zabije wskazanego wroga automatycznie sama staje się królem, którego zabicie wiąże się z większą liczbą zdobytych punktów. Co prowadzi nas do kolejnej, najpoważniejszej zmiany związanej z nowym Halo.
Można uznać, że gra została troszkę "uCODowiona", bowiem teraz każdy frag, asysta, czy inna premiowana akcja powoduje wyświetlenie na ekranie punktów doświadczenia. Zwykłe zabójstwo jest warte 10 punktów, pomoc w eksterminacji 5 punktów, zaś wyeliminowanie wspomnianego wyżej Króla wartość standardową plus bonusy zależne od wcześniejszej skuteczności przeciwnika. Przyznam, że tego typu dodatki mocno motywują do zabawy, tym bardziej, że w trakcie walki możemy otrzymać różnego rodzaju odznaczenia. Awansując na kolejne poziomy doświadczenia zdobywamy też punkty pozwalające odblokowywać nowe rodzaje broni głównej, dodatkowej, czy typy granatów. Gra pozwala na tworzenie gotowych pakietów, które można później dowolnie zmienić w trakcie zabawy. Konsekwencja tego rozwiązania jest usunięcie broni znajdowanych na mapach, a nawet jeśli takowe miejsca wciąż występują, to są one generowane losowo.
W walce pomagają także umiejętności specjalne, jak na przykład jetpack czy możliwość wypuszczenia hologramu. Nowością jest specjalna zdolność, dzięki której widzimy pozycję przeciwników przez ściany. Przypomina to trochę tryb detektywa z serii Batman i jest kolejnym twórczym rozwinięciem znienawidzonych wallhacków.
W sumie do zdobycia jest pięćdziesiąt poziomów doświadczenia, po których można wybierać poszczególne specjalizacje. Po raz pierwszy w serii możemy także dołączyć do już trwającej gry. Niestety, być może jest to kwestia wcześniejszego dostępu do gry, ale póki co trudno dobrze wypowiedzieć mi się na temat matchmakingu. Sytuacje, w których Halo 4 łączy ze sobą "dopakowanych", wysoko poziomowych graczy z osobami na niskich levelach jest na porządku dziennym. Mam też wrażenie, że sama walka stała się nieco bardziej skillowa i już nie tak łatwo pakować headshoty, aczkolwiek wspomaganie celowania nadal jest bardzo wyraźne.
Podsumowując, studio 343 Industries z Halo 4 wykonało zdecydowanie krok w dobrym kierunku. Nie jest to może krok rewolucyjny, ale wreszcie do skostniałej już trochę serii wnosi nieco świeżości. Zbyt mały, aby paść przed twórcami na kolana, ale wystarczający, żeby się dobrze bawić. Starzy wyjadacze na pewno będą zadowoleni, a wszyscy przeciwnicy Master Chiefa dostaną okazję, by dać mu kolejną szansę.