Gran Turismo 6 Recenzja gry
autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Gran Turismo 6 - pożegnanie serii z konsolą PS3
Tradycyjnie każdy ze stacjonarnych systemów Sony otrzymuje po dwie standardowe części serii Gran Turismo. Jednak szósta odsłona trafia do graczy w chwili, kiedy wielu z nich bawi się już na PlayStation 4.
Recenzja powstała na bazie wersji PS3.
- poprawiony, porządny model jazdy;
- sporo dobrze wyglądających aut;
- mnóstwo torów;
- wsparcie dla szerokiego wachlarza kierownic;
- mobilizujący system awansu;
- usprawniony interfejs.
- brak wielu rozbudowanych atrakcji pobocznych obecnych w piątej części;
- rozczarowująca grafika otoczenia, okrojone cienie;
- niekończący się grinding;
- sztuczna inteligencja;
- na szczęście nieinwazyjne, ale występujące mikropłatności.
Mimo że PS4 sprzedaje się jak świeże bułeczki, Japończycy z Polyphony Digital nie zamierzają porzucać ponad stu milionów posiadaczy PlayStation 3, ogromnego rynku zbytu gotowego na przyjęcie ostatniej wielkiej produkcji na tę konsolę. Z marketingowego punktu widzenia ruch ten wydaje się jak najbardziej właściwy, tysiące wirtualnych kierowców już od dawna rozgrzewały sprzęt i szykowały się na setki godzin spędzonych z ich ulubioną grą. I oto w końcu premiera Gran Turismo 6 stała się faktem, jednak nietrudno zauważyć, że wszystko to odbywa się jakby trochę w cieniu debiutu najnowszego produktu firmy Sony. Czy mniej rozbudowana od swej poprzedniczki „szóstka” jest tylko próbą wyczyszczenia portfeli fanów czy też przygrywką do tego, co szykuje producent w części siódmej?
Pierwsze minuty z grą, niesamowicie dłużące się minuty, nie nastrajają optymistycznie. Z powodu mody na samouczki Polyphony serwuje na początku prawie godzinną męczarnię za kierownicą karawanu – bo tylko takie słowo przychodzi mi na myśl jako określenie Hondy Fit, z której jesteśmy zmuszeni korzystać w tym czasie. Wydaje mi się, że można było jednak zaoferować większy wybór przy zakupie pierwszego auta, choć pewnie za taką promocję Honda wpłaciła ładną sumkę na konto producenta. Zaciskamy więc zęby, kręcimy kółka, zarabiając przy tym wirtualne kredyty, i na szczęście po kolejnych kilkudziesięciu minutach zaczyna się już znacznie przyjemniejsza część gry. Nie tak obszerna, bogata w opcje jak Gran Turismo 5, ale za to znacznie bardziej realistyczna pod względem fizyki i mechaniki prowadzenia pojazdów. A to chyba najważniejsze.
Polyphony chwaliło się na prawo i lewo, że GT6 w końcu naprawdę pokaże, jak prowadzi się sześciuset konnego potwora. Zapowiadano zmianę w pracy zawieszenia i fizyki opon, a pierwsze symptomy mogliśmy podziwiać już pół roku temu w demie. Po kilkunastu godzinach spędzonych z grą z pewną taką nieśmiałością, ale i nieukrywaną przyjemnością donoszę, że istotnie nastąpiła wielka poprawa. Zarówno zawieszenie, jak i opony pracują dużo bardziej realistycznie, nieźle reagują na to, co się akurat dzieje, a same samochody w końcu posiadają środek ciężkości zgodny z rozkładem ich masy. Wszystko to sprawia olbrzymią frajdę, ale jak mantrę będę powtarzać, że aby właściwie poczuć wszelkie niuanse, konieczna jest dobra kierownica. Na szczęście Gran Turismo 6 radzi sobie z wieloma różnymi rodzajami kółek.
W „szóstce” zniknął podział na auta premium, czyli takie, do których twórcy porządnie przyłożyli się przy ich tworzeniu, i całą resztę. Nie znaczy to niestety, że nagle wszystkie samochody cieszą oczy w równym stopniu. Granica została tylko sprytnie zatarta poprzez brak wyraźnego pokazania palcem, co jest czym, i niemożność podejrzenia słabszego modelu w galerii, ale ona nadal istnieje i choć większość tych mniej szczegółowych wózków nieco poprawiono względem pojazdów z Gran Turismo 5, to i tak nawet mało sprawne oko nie da się oszukać. W sumie w grze znalazło się 1200 aut gotowych do przeróbek tuningowych i zabawy nimi na torach. Jasne, że wśród nich wciąż jest po kilkanaście wersji tego samego samochodu różniących się w zasadzie tylko rocznikiem, ale do tego fani powinni się już przyzwyczaić.
Tytuł przyćmił pozostałą konsolową konkurencję liczbą torów. Mamy możliwość zwiedzenia kilkudziesięciu lokacji i ponad stu odcinków wyścigowych, na które zostały one podzielone. Są wszystkie najważniejsze trasy, z którymi w GT mieliśmy już wcześniej do czynienia, drogi miejskie, szutrowe, wyścigi na śniegu, a także zupełnie nowe lokacje, jak australijski Bathurst, amerykańskie Willow Springs czy brytyjskie Brands Hatch. Część oczywiście pozwala na zmagania nocne czy w zmiennych warunkach atmosferycznych. Plansze może nie grzeszą przesadnie urodą, w końcu to tylko PlayStation 3 i nie ma co wymagać efektów rodem z nowej generacji, choć oczywiście obraz wyświetlany jest w 1080p. Publiczność nadal w większości składa się z dwuwymiarowych, ale animowanych sprite’ów, przez co wycięte figurki ludzi nie rzucają się tak bardzo w oczy. No chyba że obok siebie stoi kilka klonów wykonujących identyczne ruchy. Kiepsko wygląda też na przedniej szybie efekt padającego deszczu i zawieszone w powietrzu, machające wycieraczki, które w żaden sposób nie zbierają kropel.
Z gry zniknął zupełnie moduł B-Spec, w którym w poprzedniej części ścigali się wynajmowani przez gracza kierowcy. Również tryb kariery został przemodelowany i zamiast zdobywania poziomów doświadczenia zastosowano system gwiazdek. Gromadzimy je, kończąc wyścig na premiowanych pozycjach. Aby odblokować specjalne wydarzenia czy możliwość uczestnictwa w wyższej lidze, musimy uzbierać ich pewną konkretną liczbę oraz zdobyć licencję poprzez zaliczenie szeregu różnych prób. Przyznam, że nowy system podoba mi się dużo bardziej niż poprzedni, gdyż jest mocniej motywujący. O ile w „piątce” wystarczyło tylko jeździć, by punkty w mniejszej lub większej liczbie trafiały na nasze konto, teraz faktycznie trzeba się postarać. Na tyle, że każdy wyścig musiałem (i chciałem) zawsze kończyć na pierwszym miejscu, żeby zdobyć komplet. Takie postępowanie sprawia też, że jesteśmy zasypywani prezentami w postaci nowych samochodów w garażu, a to niezwykle przyjemne. Tym bardziej że jak w każdym Gran Turismo, również w części szóstej grindowanie zostało podniesione niemal do rangi sztuki. Kredyty konieczne są do zaopatrywania się w nowe samochody i ich tunningowania, a w późniejszej fazie gry na jeden wóz potrzeba ich nawet kilka milionów. Te najdroższe to kwoty rzędu dwudziestu milionów kredytów i choć auta te nie są niezbędne do zabawy, to na pewno znajdą się osoby, które zechcą posiadać je w swoich garażach.
Leniuchom w sukurs przychodzą mikrotransakcje, a właściwie makrotransakcje, biorąc pod uwagę ilość prawdziwej gotówki, jaką trzeba wydać na któreś ze wspomnianych wyżej cacek. Ceny za wirtualne kredyty są wzięte z kosmosu. Największy pakiet siedmiu milionów kosztuje 199 zł. Aby więc kupić auto za dwadzieścia milionów kredytów, trzeba wydać 600 zł na trzy takie pakiety. To już nawet nie jest kosmos. To jest zwyczajnie chore. Niemniej jednak to nieinwazyjna forma mikropłatności. Samochód można przecież zdobyć w normalny sposób, nikt go nie wyciął z gry. Kręć kółka, zbieraj kasę, a kiedyś będzie twój.
Z Gran Turismo 6 znikło także wiele atrakcji specjalnych, w rodzaju wyzwań szkółki Nascar, Top Gear czy Mercedesa. Część z nich, chociaż w innej formie, pozostała jako standardowe wydarzenia którejś z lig, czego trochę żałuję. Podobało mi się to, co Polyphony umieściło w GT5, a nowości w tej części nie w całości przypadły mi do gustu. A są to na przykład wyścigi jednych marek czy tzw. „przerwa na kawę”, w trakcie której zajmujemy się przewracaniem gumowych słupków. Zupełnie zbędną głupotką nazwę misje na Księżycu, kiedy zasiadamy za kierownicą łazika. Zobaczenie osobiście, jak wygląda jazda w zmniejszonej grawitacji może i jako takie jest ciekawe, ale za to zupełnie nijakie są zadania przygotowane przez twórców, polegające na pokonaniu szerokiej trasy z punktu A do punktu B czy zbijaniu pachołków. Bardzo przypadły mi za to do gustu te związane z imprezą Goodwood Festival of Speed. Ciekawy tor, samochody z różnych epok i oczywiście wyzwania, które jak zwykle warto zaliczyć na złoto.
Pora chyba wymienić największą wadę GT5. Koszmarna sztuczna inteligencja nakazująca jechać kierowcom w grzecznym rządku, jeden za drugim, nie zmieniła się tu ani na jotę. W grze wciąż największym wyzwaniem jest walka z czasem, a nie z rywalami. Zdaję sobie sprawę, że takie rozwiązanie ma mnóstwo zwolenników, ale warto mieć świadomość, że konkurencja poszła o lata świetlne do przodu. System drivatarów w Forzy Motorsport 5, choć niedoskonały, daje wrażenie uczestnictwa w prawdziwej rywalizacji, w której każdy chce być zwycięzcą. W dziele Japończyków tylko mijamy kolejnych kierowców, którzy na dobrą sprawę nawet nie próbują podejmować walki.
Oprawa muzyczna to rzecz gustu. Nie razi specjalnie uszu, ale jakoś zdecydowanie wolę obecny w „piątce” smooth jazz niż to, co serwuje część szósta. Dźwięki silników raczej nie zostały poprawione i dzieło Polyphony pod tym względem odstaje od obecnych standardów.
Warto wspomnieć o całkowitym przemodelowaniu interfejsu użytkownika, który jest teraz bardziej przejrzysty, a co najważniejsze, działa o wiele sprawniej niż poprzednio. Wyeliminowano irytujące przerwy pomiędzy ładowaniem się poszczególnych opcji, a ponadto sam wyścig wczytywany jest szybciej. Wciąż jednak nie jest idealnie i zupełnie nie rozumiem, dlaczego program nie potrafi zapamiętać niektórych ustawień dotyczących wspomagania jazdy w opcjach szybkiej gry, gdzie bez zobowiązań możemy od razu poszaleć na wszystkich dostępnych torach.
Multiplayer stanowi przyjemne doświadczenie, o ile trafi się na właściwą ekipę. Twórcy na wszelki wypadek umożliwili oznaczanie każdego z lobby, pozwalające rozróżnić, czy osoba je zakładająca chce ścigać się dla zabawy, czy też jest nastawiona na jak największy realizm lub woli sobie podriftować. Szkoda tylko, że na pierwszy rzut oka nie można zobaczyć, jakie restrykcje dotyczące samochodów i ustawień jazdy wprowadził właściciel sesji. Przez to wyszukiwanie właściwego pokoju to wyjątkowo uciążliwe zajęcie.
Czy zatem warto zawracać sobie głowę Gran Turismo 6, skoro na rynku jest już nowa konsola Sony? Zdecydowanie tak, choć trzeba mieć świadomość, że gra została okrojona z kilku kluczowych dla poprzedniej części elementów. To obecnie najbardziej wszechstronna, najbogatsza i najciekawsza konsolowa seria traktująca o wyścigach. Gra, która pomimo niedoskonałości wciąga niesamowicie na dziesiątki godzin. Olbrzymi wybór aut, mnóstwo znanych i lubianych lokacji oraz torów, obsługa najpopularniejszych na rynku kierownic. I nowy, bardziej realistyczny model jazdy. Wszystko to składa się na solidny produkt, którym Polyphony żegna się z PlayStation 3.