Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Tom Clancy's Ghost Recon: Future Soldier Recenzja gry

Recenzja gry 24 maja 2012, 10:00

autor: Grzegorz Bobrek

Recenzja gry Ghost Recon: Future Soldier - czy Call of Duty nawiedziło Drużynę Duchów?

Drużyna Duchów powraca, aby znowu poustawiać nacjonalistów i terrorystów do pionu. Czy osłabienie elementów taktycznych na rzecz filmowości wyszło Ghost Recon: Future Soldier na dobre?

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

PLUSY:
  • solidna rozwałka w realiach niedalekiej przyszłości;
  • wciągający tryb multiplayer;
  • kapitalne udźwiękowienie;
  • zróżnicowane, dobrze zaprojektowane lokacje.
MINUSY:
  • odejście od taktyki na rzecz „filmowości”;
  • minimalna kontrola nad oddziałem;
  • chaotyczna, odtwórcza fabuła;
  • jakość niektórych elementów oprawy graficznej.

Od premiery ostatniej odsłony serii Ghost Recon minęło już prawie 5 lat. Dla rynku militarnych strzelanin to cała epoka, a przy Future Soldier Ubisoft stara się nie wypaść z obiegu. Najnowsza produkcja sygnowana nazwiskiem Toma Clancy’ego to wypisz, wymaluj papierek lakmusowy gatunku – można ją traktować jako wyznacznik zmian, jakie zaszły w ostatnich latach, oraz tego, co twórcy w swoim czasie uważali za obowiązkowe elementy produktu celującego w masowego odbiorcę. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że praktycznie na wszystkich płaszczyznach Ubisoft zaspał i – podejmując rękawicę na zasadach konkurentów – dał się wyprzedzić o kilka długości.

Pierwotnie Ghost Recon: Future Soldier miało ukazać się jeszcze w 2010 roku i naleciałości starych prac koncepcyjnych nadal są tu widoczne. Szczególnie pod względem fabularnym przeżywamy mocne deja vu, kiedy drużyna „Duchów” zostaje rzucona przeciwko rosyjskim nacjonalistom, a Londyn staje się celem brutalnego ataku terrorystycznego. Nawet reżyseria pewnych przerywników jako żywo przypomina rozwiązania z innych strzelanin. Na czoło takich swobodnych „nawiązań” wychodzi bezpośrednia relacja ze wspomnianego zamachu nakręcona przez turystów odwiedzających stolicę Wielkiej Brytanii. Osadzenie sceny w dokładnie takich samych realiach, w jakich zrobili to twórcy Modern Warfare 3, stawia pod znakiem zapytania oryginalność fabuły.

Z drugiej strony Ubisoft nie postarał się wystarczająco o odróżnienie swojego produktu od konkurencji nawet na polu mechaniki zabawy. Future Soldier dla wielu fanów będzie gwoździem do trumny marki – na rzecz widowiskowości i przystępności obsługi zlikwidowano wiele charakterystycznych elementów serii, nawet tych okrojonych już w Advanced Warfighter. Przede wszystkim brakuje bezpośredniego dowodzenia drużyną. Ba, od tej pory nie wcielamy się nawet w lidera oddziału, tylko w szaraka pod komendą charyzmatycznego dowódcy. Jedyną pozostałością kontroli nad taktyką „Duchów” jest system oznaczania maksymalnie czterech celów do ich zsynchronizowanej eliminacji, wokół którego skupione są przede wszystkim misje skradankowe. Przy podniesionym alarmie przeważnie rozpętuje się totalny chaos, a nam pozostaje wykazać się zręcznością i celnością, okazjonalnie zwracając uwagę kompanów na wyjątkowo dokuczliwego przeciwnika.

Całe szczęście twórcy zaimplementowali możliwość przejścia kampanii kooperacyjnie, w maksymalnie czterech graczy. Daje nam to więcej pola do popisu, szczególnie jeśli działamy w zgranym i zdyscyplinowanym zespole.

Koordynacja przydaje się zaś w misjach z absolutnym zakazem zaalarmowania wroga. Wymusza to dużą ostrożność oraz planowanie kolejnych ruchów. Choć mapy przeważnie nie wychodzą poza liniową konstrukcję ciągu korytarzy, zdarzają się poszerzone lokacje pełne strażników, w których należy wykazać się sporą dozą subtelności. Kolejność zsynchronizowanego eliminowania celów oraz umiejętne omijanie punktów zapalnych czasami sprawia nie lada problem. Z pomocą przychodzą szeroko rozreklamowane gadżety, np. granaty sensoryczne oznaczające przeciwników, wizja rentgenowska umożliwiająca prześwietlanie przeszkód, kamuflaż optyczny czy też „Truteń” – sterowana maszyna potrafiąca falą dźwiękową ogłuszać wrogów i wyłączać zabezpieczenia. Niestety, części z nich używamy przede wszystkim w oskryptowanych scenkach, co ciut rozczarowuje.

W ogóle Ubisoft położył duży nacisk na „filmowość”. Kampania fabularna miota nami po świecie bez większego ładu i składu, a tło wydarzeń przedstawiono chaotycznie i bez polotu. W myśl owej „filmowości” wprowadzono niezliczoną liczbę sekwencji, w których kontrola nad bohaterem sprowadza się do celowania w wyskakujących zewsząd nieprzyjaciół. Nie mówię nawet o obowiązkowych scenach z obsługą stacjonarnego miniguna (owszem, są). Co powiecie jednak na zrealizowane „na szynach” ostrzeliwanie się z pistoletu w trakcie eskortowania VIP-a? Przypomina to dokonania rodem z Call of Duty, co dla niektórych będzie pigułą nie do przełknięcia.

Przed premierą głośno było o opcji własnoręcznego składania broni z dostępnych części. Faktycznie, kombinacji są tysiące, ale przeważnie różnice pomiędzy lekko zmodyfikowanymi konstrukcjami okazują się minimalne i do naszych rąk trafia, podobnie jak u konkurencji, z grubsza kilkadziesiąt opcji.

Szczęśliwie, w tym zlepku zapożyczonych pomysłów i uproszczonych elementów taktycznych jest kilka punktów, które zapewniają zabawę na dobrym poziomie. Przede wszystkim, choć akcja zawsze dzieje się nieco „obok” nas, a nie za naszą sprawą, gra pozwala poczuć się jak przedstawiciel elitarnej formacji, na którą nie ma mocnych. Kompani działają sprawnie, ogień jest piekielnie skuteczny, a czwórka wrogich żołnierzy położony trupem w mgnieniu oka, to widok, który się nie nudzi. W etapach, gdzie korzystanie z tłumików nie jest wymagane, przez mapy przetaczamy się jak huragan. Kiedy przeszkody ulegają całkiem sporemu zdemolowaniu, granaty padają na prawo i lewo, a towarzysze przekrzykują się w totalnym chaosie, Future Soldier bawi na całego. Za spory kawał klimatu odpowiada kapitalne udźwiękowienie. Broń brzmi fenomenalnie – czuć, że ma się w ręku kawał metalu, a z rzadka udzielający się podkład muzyczny świetnie buduje atmosferę. Brawa należą się także za różnorodność odwiedzanych lokacji i ich rozmach. Mimo że Future Soldier oprawą graficzną nie rzuca na kolana – jakość tekstur i modeli przeciwników odbiega od bieżących standardów – to projektanci odwalili kawał dobrej roboty. Afrykański obóz uchodźców podczas burzy piaskowej czy zalana deszczem wioska w Dagestanie są idealnym tłem dla kolejnych operacji. Na pochwałę zasługuje także podejście do cywilów – osoby postronne stanowią nie tylko scenografię, ale także ważną część pola walki, np. wchodząc na linię strzału.

Ogólnie kampania to spora dawka militarnej akcji, której największym problemem jest zbyt duża ilość zapożyczeń od konkurencji oraz wyeliminowanie charakterystycznych dla serii elementów. Sam Ubisoft najwyraźniej też nie jest do końca pewien jakości singla, gdyż w głównym menu na pierwszej pozycji znajduje się... multiplayer.

Tryb wieloosobowy również nieco cierpi z powodu podglądania przez autorów innych marek, ale w tym wypadku mieszanka ta ma bardziej wyrazisty charakter. Można rzec, że otrzymujemy wypadkową rozwiązań z Gears of War, Battlefielda 3 i Modern Warfare. Z tej pierwszej gry zaczerpnięto mechanikę osłon, wymuszającą mądre manewrowanie po mapach, gdyż broń jest bardzo skuteczna i odsłonięty delikwent czas swojego życia może liczyć w sekundach na palcach jednej ręki. Z BF-a widać nacisk na akcje drużynowe – odradzamy się „na” członkach zespołu, wspieramy ich apteczkami, urządzeniami, a w samych rodzajach rozgrywki próżno nawet szukać Drużynowego Deathmatchu. Wszystkie podstawowe tryby są nastawione na współpracę (np. podkładanie bomb w Saboteurze albo wykonywanie losowych zadań w Conflikcie) i podczas testów nigdy nie zdarzyło się, aby zwyciężyła drużyna maruderów, polujących na podniesienie statystyk, a szczególnie proporcji zabić do własnych śmierci. Z produktem Activision grę łączą zaś podobnie ograniczone obszary starć, wyraźnie dostosowane do możliwości starzejących się konsol. Niewielkie pole manewru to jedyna rysa na całości – ogólnie zabawa jest przednia, a bogate możliwości dopasowywania sprzętu i umiejętności postaci zachęcają do eksperymentowania.

Future Soldier zamyka tryb Guerilla, będący wariacją na temat Hordy z Gears of War. W kooperacji maksymalnie czterech osób można zmierzyć się z coraz bardziej wymagającymi falami przeciwników. To dobra odskocznia od innych typów zabawy, ale raczej wątpię, żeby stanowiła dla odbiorców coś więcej niż ciekawostkę.

W sumie Ghost Recon: Future Soldier to solidny pakiet, choć momentami zbyt mocno starający się dopasować do rynku ukształtowanego przez sukces Call of Duty. Wielokrotnie ściganie się z innymi markami wychodzi grze Ubisoftu całkiem nieźle, ale zawodzi odcięcie się jeszcze grubszą kreską od korzeni serii. Otrzymujemy przez to produkt posiadający zbyt mało unikatowych pomysłów, aby wyróżnić się na tle bardziej udanych konkurentów. Obawiam się, że w przypadku wielu osób premiera Future Soldier przejdzie całkowicie niezauważenie. Jak na ironię – tak jak żołnierz przyszłości w zaawansowanym kamuflażu optycznym.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...

Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet
Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet

Recenzja gry

Mało które uniwersum tak wspaniale nadaje się na soczystego slashera jak Warhammer 40k. Miałem pewne obawy o Space Marine’a 2 – zwłaszcza że twórcy odwołali otwartą betę - te jednak wkrótce zniknęły jak czaszka heretyka pod butem sługi Imperatora.