Gears of War: Ultimate Edition Recenzja gry
autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Gears of War: Ultimate Edition - odrodzenie Feniksa
Moda na remastery dosięgła również kultową na Xboksie 360 markę Gears of War. W oczekiwaniu na premierę "czwórki" gracze mogą sięgnąć po pierwszą część w edycji Ultimate, która szaro-bury oryginał przenosi na Xboksie One w rozdzielczość full HD.
Recenzja powstała na bazie wersji XONE.
- usprawniona oprawa graficzna w rozdzielczości 1080p;
- po dziewięciu latach od premiery idea gry wciąż się nie zestarzała;
- możliwość zabawy w kooperacji przez sieć i na podzielonym ekranie;
- cała seria w darmowym pakiecie wstecznej kompatybilności (do 31 grudnia 2015 roku).
- kampania tylko w trzydziestu klatkach na sekundę;
- brak poprawek w działaniu sztucznej inteligencji kompanów i przeciwników;
- szkoda, że nie pokuszono się o większą ilość dodatkowej zawartości bonusowej.
Dziewięć lat to szmat czasu, a właśnie tyle minęło od przełomu, jakiego dokonała w 2006 roku ekipa Epic Games z Cliffem Bleszinskim na czele. Gears of War spowodowało, że za sprawą oprawy wizualnej i przemyślanej mechaniki rozgrywki graczom opadły szczęki, a seria na bardzo długo stała się wizytówką konsoli Xbox 360. Śmiało można powiedzieć, że gatunek strzelanin TPP w tamtym momencie historii zaliczył swój punkt zwrotny. GoW nie był prekursorem wprowadzenia chowania się za osłonami przed gradem kul przeciwnika, ale był to pierwszy tytuł, który pokazał w jaki sposób deweloperzy powinni się do tej sprawy zabierać. Przygody Marcusa Feniksa być może nie sprawiły by nam tak dużo frajdy gdyby nie sama postać tego byczo zbudowanego żołnierza i niezwykle zaprojektowane środki zagłady z piłą dorzuconą do karabinu Lancer na czele, za pomocą której szlachtowaliśmy najeźdźców z podziemnego świata planety Sera.
Remasterowaną wersją jedynki nie zajęło się Epic Games, które chyba zupełnie odpłynęło na jakiś czas w odmęty czwartego Unreal Engine, ale byłe Black Tusk Studios - ze względu na przejęcie marki Gears of War przez Microsoft i przyjęcie zlecenia na kolejne części serii przemianowane teraz na The Coalition. Czy ekipie udało się wywiązać należycie z zadania? Czy ten remaster był w ogóle potrzebny? Postaram się odpowiedzieć na te pytania.
Ultimate Edition jest wiernym przeniesieniem na Xboksa One pierwszej części serii, wzbogaconą o dodatkowy epizod, który pojawił się w edycji pecetowej, wydanej rok po premierze oryginału. Jak zapewne większość zainteresowanych wie, fragment, w którym zmagamy się z potężnym Brumakiem został przygotowany przez polskie studio People Can Fly i wydłuża zabawę w kampanii o kilkadziesiąt minut, co dla całości atrakcji dla jednego gracza jest całkiem przyzwoitym wynikiem, ponieważ singla można zaliczyć w czasie poniżej dziesięciu godzin. Jak na tytuł polegający przede wszystkim na strzelaniu do niezbyt rozgarniętych potworów to całkowicie zadowalający wynik. Tym niemniej to nie koniec atrakcji, bowiem wątek fabularny możemy ukończyć również w kooperacji z kolegą. I to zarówno przez internet, czego udało mi się dokonać z zupełnie sobie obcymi osobnikami, jak i na podzielonym ekranie czy nawet poprzez sieć lokalną. Oryginał oferował te same rozwiązania, wobec czego raczej należało spodziewać się takiego podejścia twórców do swojej pracy, ale w dzisiejszych "usieciowionych" już niemal zupełnie czasach, nigdy nic nie wiadomo. Daje to więc kolejne godziny zmagań z Szarańczą, a jeśli wziąć pod uwagę cztery poziomy trudności dostępne od samego początku zabawy (oryginał na X360 posiadał jedynie trzy, z czego najtrudniejszy Insane był zablokowany do momentu ukończenia kampanii na poziomie Hardcore), to wymiatania wrażych sił jest tu całkiem sporo. Odniosłem jednak wrażenie, że obecny poziom Normalny jest nieco łatwiejszy od poziomu Casual z oryginału.
Podobnie jak przy okazji niedawnej recenzji God of War III: Remastered, zanim uruchomiłem nową wersję poświęciłem jakiś czas pierwotnej edycji. W przypadku tytułu od Sony upływ czasu nie miał tak wielkiego wpływu na zestarzenie się oprawy graficznej, a przygody Kratosa nawet na PlayStation 3 wciąż robią piorunujące wrażenie, jednak losy oddziału Delta w pierwszym Gears of War pod względem wizualnym posunęły się w latach znacznie mniej godnie. Oczywiście należy pamiętać, że to gra o niemal trzy lata starsza, a to w tej branży prawie cała wieczność. To także w większym stopniu tłumaczy chęć przypomnienia tej produkcji zarówno starym jak i nowym graczom. Czy wobec tego warto sięgnąć po Ultimate Edition będąc weteranem zmagań z Locustami?
Na tak postawione pytanie nie jest łatwo odpowiedzieć, tym bardziej, że w wersji recenzenckiej nie udało się mi się porządnie przetestować trybu multiplayer. Wyjątek stanowiła zabawa w kooperacji, o czym wspomniałem już wyżej. Przed laty kampania stanowiła jedynie wstęp do uczty, jaką były wielogodzinne zmagania w przez Xbox Live, więc teraz powinno być podobnie, tym bardziej, że gra wzbogaciła się o nowe tryby rywalizacji nie występujące w oryginalnym wydaniu, jak choćby Król Wzgórza. Nie mogłem więc sprawdzić działania systemu matchmakingowego ani stabilności połączenia. Miejmy tylko nadzieję, że po premierze posiadaczy gry ominą problemy, z którymi musieli borykać się użytkownicy zestawu Halo: The Master Chief Collection.
Ekipa The Coalition stanęła na wysokości zadania odnawiając wygląd trybu kampanii. Poprawie uległy nie tylko tekstury obiektów i oświetlenie scen, ale także modele obiektów i postaci, które przeszły przy tej okazji drobny lifting wyglądu twarzy. Ruiny miasta wyglądają jeszcze majestatyczniej i bardziej szczegółowo, a w trakcie zabawy kilka razy da się zauważyć bardzo drobne zmiany poczynione przez twórców, które opowiadaną historię miały za zadanie uczynić ciut bardziej spójną. Uruchamiając grę nie ma mowy o żadnym "szczękopadzie" - tytuł nawet po remasteringu nie ma szans konkurować z grami tworzonymi od razu z myślą o obecnej generacji, ale skala zmian na tle konkurencji jest zadowalająca. Jednak przy tym braku przepychu wizualnego i fakcie, że materiał źródłowy wkrótce będzie miał dekadę, zupełnym nieporozumieniem jest sytuacja, w której kampania działa jedynie w trzydziestu klatkach na sekundę! Teoretycznie nie powinien to być wielki problem, bo gra do najszybszych jednak nie należy, ale wiele osób zapewne ta informacja mocno rozczaruje. Na pocieszenie dodam, że tryb multiplayer powinien działać już w pełnych sześćdziesięciu klatkach.
Sama idea rozgrywki, pomimo, że przez te wszystkie lata znalazła wielu naśladowców, prawie w ogóle się nie zestarzała. Gra nadal daje mnóstwo frajdy i pomimo, że oryginał znam na wskroś, od Ultimate Edition przez pierwsze kilka godzin nie mogłem się oderwać. Remaster jest tak wierny jak to możliwe materiałowi źródłowemu, niestety razem z taką sobie sztuczną inteligencją i kompanów i przeciwników, którym podobnie jak przed laty bardzo często zdarza się pchać wprost pod lufę karabinu.
Niezaprzeczalnym atutem nowej edycji jest dołączenie, w ramach wstecznej kompatybilności, do niej wszystkich części serii wydanych na Xboksa 360. Wraz z przygotowanym przez Polaków, odstającym niestety od reszty, Judgement. To wspaniały ukłon w stronę osób nie mających do tej pory styczności z cyklem i coś czego zabrakło na przykład przy okazji wydania remasterowanej wersji God of War III. Co prawda mamy tu do czynienia z małym haczykiem, ponieważ ten podarunek dostaniemy jedynie wtedy, kiedy uruchomimy grę w tym roku, niemniej jednak trudno go przecenić.
Na płycie znalazło się kilka dodatków. Możliwość obejrzenia scenek przerywnikowych i szkice koncepcyjne to jedne z nich, ale ciekawsze wydaje się być pięć komiksów, strony których odblokowujemy poprzez odnajdywanie nieśmiertelników żołnierzy koalicji. Jednak i tu wydawca nie do końca stanął na wysokości zadania. Należy pochwalić Microsoft, że gra posiada polskie napisy (pierwotna edycja konsolowa nie była w żaden sposób zlokalizowana), ale zabrakło konsekwencji i w rezultacie dymki komiksów nie zostały przetłumaczone. Szkoda również, że na płycie nie znalazły się jakieś dodatkowe materiały z produkcji, wywiady czy inne ciekawostki, które byłyby dodatkowym czynnikiem zachęcającym fanów do ponownego zakupu.
Czy wobec tego warto zainteresować się odnowionymi "gearsami"? Odpowiedź będzie podobna, choć nie tożsama z tą udzieloną przeze mnie w recenzji God of War III. Tak, pod warunkiem, że nie posiadaliście poprzedniej konsoli Giganta z Redmond lub jakimś cudem dzieje wojny z Szarańczą Was ominęły. Tym bardziej, że w pakiecie z grą do końca tego roku otrzymujecie wszystkie pozostałe odsłony. Ewentualnie chcecie ponownie posmakować multiplayerowych zmagań - gwoli ciekawostki dodam, że w oryginalnej wersji nadal bez problemu da się znaleźć partnerów do wieloosobowej zabawy, co daje dobre pojęcie o jej wysokiej jakości. Jeżeli natomiast grałliście w oryginał i nie jesteście zainteresowani trybem multi, Ultimate Edition bez żalu możecie sobie darować.