Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Far Cry: New Dawn Recenzja gry

Recenzja gry 14 lutego 2019, 12:00

Recenzja gry Far Cry: New Dawn – farbowana apokalipsa

Różowa apokalipsa w New Dawn okazała się przede wszystkim dalszym ciągiem piątej części serii Far Cry, a nie nową marką, która wstrząsnęłaby nurtem postapo. Tylko, czy Joseph Seed byłby zadowolony z takiego dzieła?

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji PC, XONE

PLUSY:
  1. świetna struktura misji fabularnych z przeróżnymi aktywnościami;
  2. ekspedycje po surowce na wielu nowych, zróżnicowanych graficznie mapach;
  3. bardzo przystępny rozmiar sandboksowych aktywności, nieprzytłaczający swoim ogromem;
  4. filmowe nawiązania i easter eggi;
  5. ciekawe zagadki środowiskowe.
MINUSY:
  1. gra to niezbyt ambitny reskin Far Crya 5 na mniejszą skalę;
  2. niepotrzebna mechanika RPG regulująca moc broni;
  3. sporadyczny efekt „gąbek na pociski” u wrogów;
  4. mocno wyeksponowane mikrotransakcje;
  5. kiepska fabuła: słaby nowy wątek bliźniaczek i jeszcze gorsza kontynuacja losów bohaterów Far Crya 5;
  6. tylko jeden rodzaj zadań podczas ekspedycji.

Far Cry: New Dawn nie jest kolejną pełnoprawną odsłoną serii. To jeszcze nie Far Cry 6, a my z tego powodu nie powinniśmy wrzucać go do jednego worka z kultowymi grami w klimatach postapokaliptycznych. Fallout, Stalker czy nawet Mad Max grają chyba w trochę innej lidze. New Dawn sporo udaje, sporo zapożycza z filmowej klasyki, ale nie robi tego całkiem serio. Apokalipsa jest tutaj taka raczej farbowana – i nie mówię tylko o wszechobecnych różowych elementach świata gry.

Far Cry: New Dawn to bezpośrednie dokończenie Far Crya 5 i tak właśnie powinniśmy go odbierać – jako nową „skórkę” i dodatek do „piątki”. Paradoksalnie jednak dalszy ciąg losów hrabstwa Hope w Montanie i kultu Josepha Seeda mocno rozczarowuje, tak samo zresztą jak i nowy wątek okrutnych bliźniaczek. Czuć, że był to jedynie pretekst do podmiany strojów przeciwników na inne, a nie chęć opowiedzenia ciekawej historii.

W Far Crya: New Dawn nie grało mi się jednak aż tak źle. Dzięki temu, że mapa okazuje się mniejsza i wszelkich aktywności pobocznych jest automatycznie mniej, całość nie przytłacza ogromem. To taki zwarty, kompaktowy sandbox o idealnych rozmiarach, do szybkiego zaliczenia przez weekend lub dłużej – jeśli zechcemy pobawić się w ukończenie go na sto procent. Dodatkowo gra chwilami błyszczy w tych samych momentach co „piątka”, czyli w projektach niektórych misji, urozmaiconych zagadkami i scenami wprost ze znanych filmów. To chyba głównie dla nich warto ponownie odwiedzić Hope County.

Po nuklearnej zagładzie życie i codziennie zwyczaje mieszkańców Hope County nie zmieniły się za bardzo. W zasadzie jest tak, jak w Far Crayu 5.

Gra nie pozwala zapomnieć o poprzedniej części.

Ubisoftowe kopiuj-wklej

Cała reszta elementów to już niestety taki średniak z ubisoftowego edytora do klepania kolejnych, identycznych gier. Sandbox – jest. Kooperacja – jest. Namiastka fabuły – jest. Znajdźki i crafting – są! Sprzęt o kolorowych levelach rodem z MMO – jest! Zaraz, co? No właśnie… Świetna farcryowa mechanika strzelania doczekała się w New Dawn „ulepszenia” w postaci broni o sile wyrażonej kolorami. Tak jak w niektórych RPG i loot-shooterach: szare to pukawki mizerne, niebieskie – jako takie, fioletowe są solidne, a żółte wypasione. Mechanika z ostatnich „Assassynów”, The Division, a nawet wyścigowego The Crew 2 zawitała i do Far Crya.

Taki sam system kolorów posiadają też paski zdrowia wrogów, więc dopóki mamy przed sobą przeciwników stojących o „kolor niżej” od naszej broni, walka po staremu jest przyjemna i sprawia dużo radości. Jeśli jednak z niebieskim shotgunem natrafimy na – powiedzmy – fioletowego rosomaka, sytuacja zmienia się w typowy FUBAR. Mały futrzak jednym gryzem zabierze nam bowiem pół zdrowia, a sam przyjmie między oczka trzy salwy śrutu i tylko się otrzepie z miną mówiącą: „No dawaj, raptem na tyle cię stać?!”.

W takich momentach przeciwnicy okazują się typowymi gąbkami na pociski, zupełnie niepasującymi do tak klasycznego shootera. Far Cry nagle staje się Destiny! Dookoła fruwają cyferki zadawanych obrażeń, choć i tak nie tworzymy przecież żadnych buildów postaci, nie awansujemy na kolejny level i nie zerkamy na statystyki. Powstała z tego trochę taka niczemu niesłużąca, kolorowa wizualizacja rosnącego poziomu trudności misji. Zamiast jednak zaserwować lepszą sztuczną inteligencję jedynie dopakowano paski zdrowia.

Recenzja gry Far Cry: New Dawn – farbowana apokalipsa - ilustracja #3

„IDĘ PO SARĘ” – SF

Uważni gracze podczas jednej z ekspedycji doświadczą zderzenia z uniwersum Sama Fishera i serii Splinter Cell. Szukając śladów, dowiemy się, co aktualnie porabia Sam Fisher, co stało się z jego bliskimi współpracownikami, a także – jak wyglądał początek nuklearnej zagłady w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. Wisienką na torcie owych poszukiwań będzie kombinezon Sama Fishera z ikonicznymi goglami noktowizyjnymi.

Recenzja gry Far Cry: New Dawn – farbowana apokalipsa - ilustracja #4Recenzja gry Far Cry: New Dawn – farbowana apokalipsa - ilustracja #5

Far Cry 5 kontra Far Cry: New Dawn

Recenzja gry Far Cry: New Dawn – farbowana apokalipsa - ilustracja #6

DRUGA OPINIA

Far Cry: New Dawn nie jest grą złą, nie jest też grą dobrą. Nie wiem, czy w ogóle nazwałbym go grą – to raczej powstały z wyrachowania produkt, stworzony po to, by poodcinać kupony od komercyjnego hitu, jakim okazała się piąta część serii. Trafiały się co prawda momenty, kiedy bawiłem się naprawdę dobrze – wyprawy do odległych zakątków byłych Stanów Zjednoczonych pozwalają na zwiedzenie paru ciekawych lokacji, kilka zadań z wątku głównego ma charakterystyczny klimat, a strzelanie nadal sprawia niemało frajdy. Ale przez kilkanaście godzin spędzonych w postapokaliptycznym Hope County dryfowałem pomiędzy jawą a snem, na autopilocie oswobadzając kolejne posterunki i rozwijając bazę.

Duża w tym „zasługa” nieszczególnie natchnionego scenariusza. O ile Jacob i jego kult z „piątki” posiadali pewien (niewykorzystany w pełni) potencjał, o tyle bliźniaczki Mickey i Lou oraz Highwaymen, czyli zbiry na ich usługach, wyglądają jak marne podróbki band terroryzujących postapokaliptyczną Australię w Mad Maxie. Sama idea nuklearnej zagłady też ma praktycznie żaden wpływ na środowisko. Oprócz wszechobecnych różowych kwiatków oraz oglądanych tu i tam ruin świat w nowym Far Cryu wydaje się niezmieniony. Z kolei jeśli chodzi o rozgrywkę, jedynym efektem wojny atomowej jest przymus wytwarzania sobie broni, zamiast jej kupowania – co nie stanowi najmniejszego problemu, bo użyteczne przedmioty walają się praktycznie wszędzie.

To zabawa, w którą nie sposób się na serio zaangażować, ale też nie sposób postawić jej jakichś naprawdę poważnych zarzutów. Poza scenariuszem i sztuczną inteligencją przeciwników New Dawn to przyzwoita rzemieślnicza robota. Produkcja Ubisoftu prawdopodobnie zapewni sporo uciechy tym, którym ten model rozgrywki nie zdążył przez tych kilka lat zbrzydnąć. Mnie jednak Far Cry w tej przerabianej już parę razy postaci znudził się do tego stopnia, że bez poważniejszych nowości nie wyobrażam sobie wypróbowania pełnoprawnej szóstej części.

OCENA: 6/10

Jakub „Miro” Mirowski

Kolorowy wyścig zbrojeń

Zamiany w mechanice walki można niby wytłumaczyć tym, że w ten sposób powinniśmy bardziej wsiąknąć w postapokaliptyczny crafting, wszechobecne zbieranie złomu oraz używanie przez całą grę bardzo wielu modeli broni (Far Crya 5 przeszedłem prawie całego tylko z jednym shotgunem i pistoletem). Zwierzaki są przecież zmutowane, a świat się zmienił. Trudno nie dostrzec w tym jednak innego, równie istotnego powodu.

Karabin o “gorszym” kolorze, niż oznaczenie wroga oznacza długie zbijanie paska zdrowia pana Gąbki. Damage 27 to marny damage.

Fabuła ma potencjał, ale głównie niewykorzystany. Wątki są dziurawe i podoklejane na siłę do świetnych misji głównych.

Wiele żółtych, najmocniejszych typów uzbrojenia można bowiem nabyć bez czekania i zbierania surowców na ulepszenia za pomocą waluty premium z mikrotransakcji. Małe zakupy od razu pozwalają na komfortowe granie na wszystkich etapach poziomu trudności. Na szczęście system ten okazuje się jako tako wyważony i nieagresywny. Generalnie nie czujemy się nagabywani na każdym kroku, by się wzmocnić.

Grając we w miarę normalnym tempie i wybierając różnorodne aktywności, awansujemy dość proporcjonalnie do postępów w fabule, a do spotkań z napakowanymi przeciwnikami dochodzi sporadycznie, choć trzeba zaznaczyć, że takowe jednak się zdarzają i mogą mieć wpływ na co bardziej niecierpliwych. Warto również dobrze wybrać podczas tworzenia swojej pierwszej najmocniejszej broni, bo niektóre są mało skuteczne mimo złotej ramki.

Recenzja gry Far Cry: New Dawn – farbowana apokalipsa - ilustracja #9

MIKROTRANSAKCJE KONTRA RNG

W Far Cryu: New Dawn nie znajdziemy lootboksów, ale oprócz broni oraz szybszych i mocniejszych samochodów są też dostępne przedmioty kosmetyczne w formie strojów. Można je kupić za walutę z mikrotransakcji lub liczyć na ich wylosowanie po zakończeniu konkretnego wyzwania, np. po odbiciu posterunku. Do nabycia są również punkty do wymiany na perki postaci oraz surowce do craftingu. Dwie ostatnie kategorie znacznie przyspieszają wzmocnienie naszego bohatera, choć jedyną przewagą może być szybsze ukończenie gry i wyzwań na najwyższym poziomie trudności.

Cień Josepha Seeda

Elitarna broń przydaje się szczególnie pod sam koniec fabuły Far Crya: New Dawnfabuły niestety wyjątkowo słabej, nawet jak na niezbyt wygórowane przecież standardy tej serii. Przybywamy do hrabstwa Hope po 17 latach od nuklearnej katastrofy jako bezimienny „kapitan” – spec od walki i ochrony, by pomóc tubylcom bronić się przed gangiem postapokaliptycznych bandytów z wojowniczymi bliźniaczkami na czele.

Skazany na Far Cry Redemption. Misje fabularne są pomysłowe i zróżnicowane.

Kiedy kolory dają radę, walka daje olbrzymią frajdę, a z jej finezji byłby dumny sam John Wick - wspominają go zresztą bohaterowie gry.

Nasza postać jest nowa, ale jeśli już graliśmy w Far Crya 5, od razu rozpoznamy stare śmieci i znajome twarze. Część sprytnych preppersów przetrwała nuklearny atak, kultyści Josepha Seeda żyją sobie teraz niczym Prasłowianie za drewnianą palisadą swojego Biskupina, ale rolę miejscowych terrorystów przejęła kolorowa banda Highwayman. Czas wyzwolić kolejny gnębiony lud od swoich ciemiężycieli.

Historia miała spory potencjał na coś naprawdę fajnego, ale niestety nic z tego nie wyszło. Są świetne misje, jest styl „bardzo chcemy być Quentinem Tarantino” z podziałem na rozdziały i antrakty, są przerywniki filmowe, które czasem potrafią nieźle zaciekawić, ale wszystko to ma tyle dziur i nieścisłości, że ostatecznie wypada fatalnie. Twórcy nie poświęcają właściwej ilości czasu żadnemu z istotnych wątków. Nie zadowalają ani weteranów „piątki”, ani fanów postapo. Miałem wrażenie, jakby nad fabułą pracowały dwie osoby oddzielnie, a następnie przyszła trzecia i losowo wycięła połowę zawartości. A najprawdopodobniej najpierw powstały misje fabularne, a potem starano się dopasować do nich jakąś tam historyjkę – bo główne zadania są naprawdę świetne jako takie!

Recenzja gry Far Cry: New Dawn – farbowana apokalipsa - ilustracja #3Recenzja gry Far Cry: New Dawn – farbowana apokalipsa - ilustracja #4

Far Cry 5 kontra Far Cry: New Dawn

Recenzja gry Far Cry: New Dawn – farbowana apokalipsa - ilustracja #5

CZY W NEW DAWN MOŻNA GRAĆ BEZ ZNAJOMOŚCI FAR CRYA 5?

Można, ale jeśli choć trochę zwracamy uwagę na aspekt fabularny, nie wyłowimy z rozgrywki i świata gry mnóstwa szczegółów i ciekawostek dotyczących spotykanych bohaterów czy wspominanych wydarzeń. Do „piątki” nawiązują postacie NPC w rozmowach i scenkach filmowych oraz liczne kartki i dokumenty rozrzucone po całej mapie.

Już na samym początku naszą przewodniczką po świecie New Dawn zostaje Carmina – dziewczyna, z którą każdy weteran „piątki” powinien czuć silną więź, choć poprzednio nie zamienił z nią przecież ani jednego słowa.

“Kiedyś żyło tam 50 tysięcy ludzi, teraz to miasto duchów…” - ekspedycje zabierają nas w nowe rejony…

… które niestety pokazują, jak dobrze mogłoby wyglądać New Dawn na zupełnie nowej mapie.

Pod kopułą wyścigu śmierci

Nowy Far Cry czerpie, ile się da, z filmowej klasyki, pozwalając graczowi poczuć się jak bohater niektórych scen znanych z kina. Raz jesteśmy Sandrą Bullock, raz Melem Gibsonem czy Jasonem Stathamem. Nurkujemy, skradamy się, jeździmy po torze, pracujemy niewolniczo, tłuczemy maczugą i rozwiązujemy wcale niebanalne zagadki środowiskowe. Może i wykorzystano tu głównie oklepane motywy, ale ich wybór akurat trafia w dziesiątkę, pasuje do gry i klimatu. Widać, że twórcy właśnie w takim stylu czują się doskonale i lubią nas zaskakiwać. Dzięki temu misje okazują się wciągające, zróżnicowane i nie polegają wyłącznie na strzelaniu.

Ciekawą nowość stanowią także specjalne wyprawy po surowce. Tutaj największą niespodzianką jest zawsze pierwsza wizyta, bo ekspedycje przenoszą nas w zupełnie nowe scenerie, inne niż lesista Montana. Tereny wokół lotniskowca na Florydzie, kanion Kolorado, Alcatraz czy choćby położone na południu bagna są na tyle duże, że można nawet poruszać się tam pojazdami oraz eksplorować obszar poza celem wyprawy w poszukiwaniu znajdziek.

Rozczarowuje jednak, że podczas owych występów gościnnych wykonujemy ciągle jedno i to samo zadanie – przejęcie małej torby i ewakuacja z nią do śmigłowca. Tu aż prosi się o losowe wyzwania w postaci likwidacji ważnego celu czy jakichś zagadek środowiskowych. Wyprawy uświadamiają też, niestety, jak ciekawie mógłby wyglądać Far Cry: New Dawn na zupełnie nowej, dużej mapie – np. na surowych, postapokaliptycznych pustkowiach, a nie na opatrzonym już kwiecistym obszarze po graficznym recyklingu.

Far Cry: Nie (tak) Dawno

Pozostała zawartość Far Crya: New Dawn to już tylko więcej tego samego, co – niedawno! – widzieliśmy w „piątce”. Wracają kryjówki preppersów z pomysłowo ukrytą drogą do skarbów, posterunki do odbijania, konwoje do przejmowania, złom do zbierania, zwierzaki do upolowania i ryby do złowienia – wszystko w postaci odpowiednich wyzwań, by w naszych staraniach był jakiś cel. Aktywności jest tu jednak dużo mniej, a świat gry nieco bardziej pusty – jak na apokalipsę przystało. W mniejszych ilościach grasują także nasi wrogowie, co naprawia jedną z głównych bolączek Far Crya 5 – agresywne ataki na każdym kroku. W New Dawn jest pod tym względem o wiele spokojniej.

Nie wszędzie apokalipsa ma różowy kolor.

Fani poprzedniej odsłony z pewnością ucieszą się z kolejnej porcji tych samych atrakcji, zwłaszcza jeśli grają w kooperacji ze znajomym. Jeśli jednak kogoś Far Cry 5 nie przekonał, to New Dawn raczej także się to nie uda. To odcięty na szybko kupon bez większych ambicji, „piątka” z dużym pakietem nowych skórek choć trzeba przyznać, że z bardzo ładną grafiką, rewelacyjną (jak zawsze) muzyką, paroma zaskakującymi zadaniami i fajnym strzelaniem – o ile tylko balans kolorów się zgadza.

Ta wtórność nie miałaby nawet takiego znaczenia, gdyby tylko fabuła stała na odpowiednim poziomie. Ubisoft wyraźnie dysponuje potencjałem, by serwować gry na miarę singleplayerowych perełek Sony, tylko jakoś nie chce uwierzyć, że nieco ambitniejsza historia też potrafi mieć duże znaczenie. Najwyższy czas, by to zmienić. Pora na taki prawdziwy nowy świt w ciągle tych samych grach – na świeży, nowy porządek.

O AUTORZE

Grałem w każdą odsłonę cyklu i poza klasyczną pierwszą największe wrażenie nadal robi na mnie trzecia część. Powielanie tego samego schematu w kółko odbija się już jednak serii czkawką. New Dawn zupełnie niepotrzebnie wprowadziło elementy RPG, które ujęły sporo frajdy z poprzednio dobrze działającej mechaniki strzelania. Poza tym to jednak tylko uboższa kalka „piątki”. Miałem okazję recenzować również Far Crya 5, którego oceniłem na 7,5.

Z New Dawn spędziłem jakieś 15 godzin, koncentrując się głównie na misjach fabularnych i aktywnościach pobocznych, koniecznych lub przydatnych do ukończenia fabuły. Gdybym chciał zaliczyć wszystkie wyzwania w grze, pewnie spędziłbym tam jeszcze drugie tyle czasu.

Ostatnie części serii Far Cry to dla mnie takie hamburgery gier wideo. Proste, estetyczne, sycące i do zapomnienia zaraz po konsumpcji. Lubię ich mechanikę, piękne, otwarte światy bez ekranów ładowania, ale ciekawe pomysły na misje zawsze giną gdzieś w ogromie powtarzalnych aktywności pobocznych i w miałkiej, szczątkowej historii. Ogromnie chciałbym zobaczyć kiedyś nieco ambitniejszą fabularnie odsłonę cyklu – albo bardzo ponurą i poważną, albo totalnie humorystyczną.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry otrzymaliśmy bezpłatnie od polskiego oddziału firmy Ubisoft.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Czy seria Far Cry potrzebuje zmiany formuły rozgrywki?

Tak, ile można
87,3%
Nie, to wciąż bawi
12,7%
Zobacz inne ankiety
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Saint GutFree Ekspert 16 lutego 2019

(PS4) Nuklearna zagłada nie zmieniła w Hope County praktycznie nic. Postapokaliptyczny Far Cry niesie ze sobą trochę zmutowanych zwierząt, wszechobecne różowe kwiatki oraz kiepskich naśladowców zmotoryzowanych band z Mad Maksa, poza tym to jednak produkcja korzystająca z tego samego schematu, który seria wykorzystuje od 2012 roku. Jest nieco większy nacisk na proste elementy craftingu, aspekt rozwijania i dbania o swoją bazę oraz przyjemne zmiany otoczenia podczas wypraw do takich lokacji jak Wielki Kanion czy Alcatraz. Wszystkie pozostałe elementy New Dawn są jednak niestety skrajnie odtwórcze.

6.0
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...

Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet
Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet

Recenzja gry

Mało które uniwersum tak wspaniale nadaje się na soczystego slashera jak Warhammer 40k. Miałem pewne obawy o Space Marine’a 2 – zwłaszcza że twórcy odwołali otwartą betę - te jednak wkrótce zniknęły jak czaszka heretyka pod butem sługi Imperatora.