Far Cry 3 Recenzja gry
autor: Grzegorz Bobrek
Recenzja gry Far Cry 3 - rzeź w tropikach
Far Cry 3 to dowód na to, że Ubisoft wyciągnął wnioski po nieco rozczarowującej "dwójce". Nowe dzieło studia z Montrealu jest świetne w każdym aspekcie: singlu, co-opie i trybie multiplayer, co udowadnia też nasza recenzja.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- długa i zróżnicowana kampania;
- dwie ogromne wyspy do zwiedzenia;
- multum opcji, broni i umiejętności;
- udana minikampania w kooperacji;
- wciągający multiplayer, stawiający na współpracę członków drużyny.
- pewne ograne motywy fabularne i psujące klimat czynności dodatkowe;
- mała różnorodność przeciwników;
- tylko cztery tryby w multi.
Far Cry 3 reklamowane jest hasłem „Poznaj definicję szaleństwa”. Na szczęście najnowsza strzelanina Ubisoftu nie doprowadza do białej gorączki, jak potrafiła to zrobić „dwójka”. Wręcz przeciwnie – najnowsze dzieło studia z Montrealu to naprawdę udana produkcja, poprawiająca większość błędów poprzedniczki, ze świetną kampanią uzupełnioną kapitalnymi dodatkami, które razem tworzą jeden z najlepszych strzelankowych pakietów tego roku.
Opowieść o szaleństwie
Kręgosłupem Far Cry 3 jest kampania dla jednego gracza o wielkim rozmachu i równie wielkich ambicjach. Jak inaczej nazwać bowiem podjęcie się karkołomnego wyzwania połączenia dynamicznej, współczesnej strzelaniny z otwartym światem, elementami RPG i dojrzałą fabułą? Ubisoft z tego starcia wychodzi z tarczą, w czym ogromna zasługa mądrej konstrukcji całości. Historia nieszczęśliwej wyprawy turystycznej Jasona Brody'ego i spółki intryguje, pomimo pewnych sztampowych patentów i nieco przerysowanych postaci niezależnych. Sam fakt wcielenia się w dość zniewieściałego, strachliwego i niepewnego siebie Amerykanina to odważne i oryginalne zagranie. Zazwyczaj wchodzimy w skórę zaprawionego w bojach wojaka, który gołymi rękoma jest w stanie skręcić kark mamutowi. Tym razem nasz heros to pusta, niekontrolująca swojego życia moczymorda, o trywialnej przeszłości i jeszcze mniej ciekawych perspektywach. Dopiero walka o przetrwanie budzi w nim głęboko ukryty potencjał wojownika, a przemiana, jaką przechodzi Jason, to jeden z najbardziej wciągających elementów całej opowieści.
Weteranom strzelanin gorąco polecam rozpoczęcie kampanii na wysokim poziomie trudności. Sama gra nie jest przesadnie skomplikowana i właściwie tylko na Hardzie pojawia się potrzeba większego kombinowania z napojami wzmacniającymi i niecodziennymi taktykami walki w dżungli.
Śledzenie rozwoju bohatera trzyma w napięciu, a jego kolejne decyzje i rosnący entuzjazm wobec przemocy dają do myślenia, czy dżungla w istocie nie zmienia go w kolejnego ze swoich zwariowanych mieszkańców. A tych na archipelagu Rook jest pod dostatkiem: uzależniony od grzybków doktor, paranoidalny agent CIA czy charyzmatyczny, choć mocno stuknięty, Australijczyk Buck, to tylko kliku z listy nieźle zakręconych, a często niepokojących osobników.
Skłamałbym jednak, twierdząc, że fabuła uniknęła banałów czy potknięć. Wielokrotnie gra potrafi odpowiednio uderzyć w emocjonalne struny, czy to poprzez dialogi z postaciami niezależnymi (solidnie oddana mimika twarzy!), czy dziwaczne narkotyczne wizje, retrospekcje i haluny. Niestety, Far Cry 3 zbyt często korzysta też z mocno oklepanych klisz, nijak niepasujących do dość ponurego wydźwięku scenariusza. Zapalniczka zatrzymuje kulę, ratując protagonistę przed niechybną śmiercią, innym razem bohater wpada w wyszukaną pułapkę, kiedy po wielkiej strzelaninie obrywa kolbą od ukrytego, bodajże za zasłoną, przeciwnika. Po takich slapstickowych patentach trudno wrócić do traktowania całej historii serio. Również część „rozpraszaczy” potrafi zepsuć klimat – wyspiarskie wyścigi quadami na ogarniętej ludobójstwem wyspie? Dramat.
Całkowicie poważnie twórcy podeszli natomiast do zadania stworzenia pięknego świata. Tropikalny archipelag staje przed nami otworem już po kilku początkowych misjach. Po poznaniu podstaw rządzących dżunglą świat zaczyna kusić dziesiątkami czynności dodatkowych. Swoją drogą robi to bardzo dobrze – przez kilka pierwszych godzin zabawy nie mogłem powstrzymać się od zwiedzania kapitalnie zaprojektowanych wysp. Atrakcji jest tu naprawdę sporo – od typowych questów, poprzez zrobione z mniejszym rozmachem różne wyzwania i odbijanie kolejnych zakątków wyspy, na znajdźkach kończąc – nudzić się zatem nie sposób. Przede wszystkim deweloper dopilnował jakości zadań pobocznych i skutecznie zmotywował do skrupulatnego przeczesywania lokacji. Zagubione listy pozwalają poznać smutną historię japońskiego garnizonu z okresu II wojny światowej. Figurki bożków zaś (w liczbie 120) porozmieszczane są często w miejscówkach, do których samo dotarcie to mała satysfakcjonująca przygoda. Co więcej, każda najmniejsza czynność w świecie gry premiowana jest pewną liczbą punktów doświadczenia.
Far Cry 3 wprowadza bowiem system rozwoju postaci polegający na zdobywaniu kolejnych umiejętności wojownika z plemienia Rakyat. Oddano nam do dyspozycji 3 rozbudowane drzewka, składające się na ponad 50 ulepszeń. O wielkich decyzjach nie sposób jednak mówić, gdyż zawzięty gracz z czasem odblokuje w całości wszystkie ścieżki. Z gier RPG zaczerpnięto również prosty crafting – własnoręcznie przygotowujemy substancje stymulujące i leczące (z zebranych roślin) oraz ulepszamy kabury, torby i portfel (skórami upolowanych zwierząt). Choć o poziomie komplikacji pełnoprawnego RPG mowy być nie może, to elementy rolplejowe wprowadzają mile widzianą różnorodność i większe poczucie kontroli nad bohaterem.
A wczuć się w Jasona naprawdę łatwo, w czym ogromna zasługa kilku sprytnych sztuczek. Totalnie urzekło mnie nieoskryptowane przewrócenie się nad urwiskiem, kiedy w biegu zahaczyłem nogami o jakiś konar i głową w dół poleciałem w spieniony ocean. Po podtopieniu zaś bohater zaczął realistycznie panikować, co dało się odczuć w chaotycznych ruchach rękoma, które ustały dopiero po wydostaniu się na powierzchnię. Te drobiazgi tworzą pierwszorzędną iluzję, że Jason to człowiek z krwi i kości, a nie jedynie kamera zawieszona na określonym pułapie. Podobnie wiarygodne uczucie towarzyszy strzelaninom – odrzut pewnych broni jest potężny, a celność przy ogniu ciągłym z reguły niewielka. Opanowanie giwer wymaga wprawy, co uważam za strzał (nomen omen) w dziesiątkę.
Twórcy usunęli większość wad Far Cry 2. Wrogowie respawnują się już tylko na własnym terytorium, a to przejmujemy na stałe wraz z kolejnymi posterunkami. Zwiększono też liczbę punktów do szybkiej podróży, a broń się nie psuje.
W całym tym dobrodziejstwie w oczy kole jedynie dość ograniczona liczba rodzajów przeciwników. W sumie ścieramy się z 7 klasami wrogów i choć ich uzbrojenie z czasem ulega poprawie, to po parunastu godzinach można mieć dość ubranych na czerwono piratów i przyodzianych w żółte kamizelki najemników. Przed schematami grę chroni poprzedzielanie misji elementami platformówkowymi, niczym w Uncharted (zwiedzamy nawet pradawne świątynie!), oraz sztuczna inteligencja przeciwników, która nieraz potrafi zaskoczyć w najmniej spodziewanych momentach. Wrogowie chronią się za zasłonami, flankują, podpalają trawę, żeby nas wykurzyć, szarżują, kiedy przeładowujemy, i ogólnie radzą sobie o niebo lepiej niż w ci w konkurencyjnych Black Opsach II. Zachowanie oponentów tym bardziej robi wrażenie, że większość starć jest całkowicie nieoskryptowana.
Zbiorowe szaleństwa
Choć kampania zapewnia około 20 godzin zabawy, to dopiero multiplayer okazuje się prawdziwym pożeraczem czasu. Przed premierą nie obiecywałem sobie zbyt wiele po sieciowych trybach, jednak kilka elementów wyróżnia Far Cry 3 na plus, a samo ganianie po dziesięciu mapkach sprawia ogromną frajdę.
Przede wszystkim Far Cry 3 jest mocno nastawione na współpracę pomiędzy żołnierzami w drużynie. Zasługa w tym m.in. mechaniki okrzyków bojowych, ulepszających umiejętności wszystkich sojuszników w najbliższym sąsiedztwie. Siłą rzeczy trzymanie się razem wymiernie zwiększa szanse przeżycia. Poza tym każdy trafiony kompan przez kilkanaście sekund jest podatny na reanimację. Wskrzeszenie towarzysza zapewnia więcej doświadczenia niż ustrzelenie rywala, co jest odpowiednią zachętą nawet dla tradycyjnych „samotnych wilków”, aby zmienić styl gry. Nieco rozczarowuje za to liczba trybów – propozycja Ubisoftu z jedynie czterema formami zabawy (i żadną niezbyt innowacyjną) wypada blado na tle oferty konkurencji, szczególnie Black Opsów II.
Sprytnie zaprojektowano także tryb kooperacji, w którym bierze udział maksymalnie czterech graczy. Zamiast tworzyć kolejnego klona „Hordy” z Gears of War czy Operacji Specjalnych z Modern Warfare Ubisoft opracował oddzielną minikampanię poświęconą nietypowej grupie wykolejeńców na tropie wielkiej fortuny. Wyprawa zabiera nas na sześć liniowych misji, które na normalnym poziomie trudności powinny zająć solidnej drużynie około 3 godzin zabawy. Dobre wrażenie zrobiło na mnie natężenie sekwencji wymuszających realną współpracę (np. ochrona delikwenta taszczącego pociski rakietowe), ale też rywalizację (osobne punktowanie wkładu w osłanianie łodzi na rzece). Co bardziej ciekawe, to całe doświadczenie zdobyte w ramach co-opa służy do rozwijania ogólnego profilu sieciowego. Dzięki temu po przejściu wszystkich scenariuszy w multiplayerze wystartujemy z nieco lepszym ekwipunkiem niż pozostali nowicjusze. Działa to w drugą stronę i odblokowane w multi dodatki wykorzystamy z powodzeniem w przygodach czwórki pazernych antybohaterów.
Far Cry 3 to jedna z najciekawszych produkcji ostatnich miesięcy. W singlu autorom udało się sprostać wielkiemu wyzwaniu – stworzyć połączenie sandboksa z opowieścią mocno nastawioną na postacie, fabułę i klimat. Choć nie uniknięto pewnych błędów, to wniebowzięci będą zarówno miłośnicy otwartych światów, jak i intrygujących scenariuszy. O dziwo, mutliplayer nie odstaje poziomem od propozycji dla pojedynczego gracza. Starcia sieciowe to nie doczepiona na siłę atrakcja, a pełnoprawny, wciągający tryb, mocniej nastawiony na współpracę niż chociażby w Call of Duty. Całość spina interesujący co-op, mieszający liniową strukturę minikampanii z rozwojem postaci prosto z multi. W sumie otrzymujemy pakiet wypełniony po brzegi atrakcjami: jest tu wielka przygoda w tropikach, potencjalnie dziesiątki godzin zabawy w sieci oraz – dla relaksu – kooperacyjne koszenie piratów. To jak, gotowi na poznanie definicji szalenie dobrej gry?