Fable Heroes Recenzja gry
autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Fable Heroes - Albion bez króla Piotrusia
Peter Molyneux porzucił zespół Lionhead oraz markę Fable. Ponowna wycieczka do Albionu na razie będzie możliwa jedynie za pośrednictwem mniejszych tytułów nawiązujących do serii. Oto jeden z nich.
Recenzja powstała na bazie wersji X360.
- kooperacja w sieci i lokalnie dla czterech osób;
- nieustająca rywalizacja – także w minigierkach;
- widoczna inspiracja „dużą” serią;
- muzyka.
- oprawa artystyczna może odstręczać;
- gra planszowa w wykupywanie ulepszeń;
- tylko dla zatwardziałych fanów serii.
Mój stosunek do pracy, jaką włożył Peter Molyneux w serię Fable, jest bardzo pozytywny. Szczególnie do części drugiej, którą uważam za najlepszą. Fable III było już zdecydowanym przerostem zapowiedzi nad efektem ostatecznym, co wraz z brakiem perspektyw na sensowny rozwój marki zapewne w jakiś sposób mogło wpłynąć na decyzję projektanta o porzuceniu Albionu oraz studia Lionhead. Molyneux szuka więc nowych wyzwań, a my tymczasem otrzymujemy jeden z ostatnich efektów pracy jego ekipy, ponieważ on sam w projekt Fable Heroes nie był już zaangażowany.
Fable Heroes to zręcznościowa gra z gatunku kooperacyjnych chodzonych bijatyk, w której udział mogą wziąć jednocześnie nawet cztery osoby. Zarówno poprzez Xbox LIVE, jak i lokalnie, co – niestety – nie zawsze jest oczywiste. W tym przypadku to bez wątpienia największa zaleta tego tytułu, choć nie jedyna. Sposobem rozgrywki produkcja ta do złudzenia przypomina na przykład Castle Crashers – pełny trójwymiar w przypadku FH okazuje się zabiegiem czysto kosmetycznym. W rezultacie i tak poruszamy się z góry przewidzianym przez autorów korytarzem. Żeby zabawa nie wydawała się zbyt monotonna, automatycznie sterowana kamera często zmienia położenie. Ten element został przygotowany znakomicie – nigdy nie zdarzyło mi się, bym odczuł z tego powodu jakiś dyskomfort.
Do wyboru jest kilka postaci, z których każda posługuje się odmienną bronią. Można zdecydować się na laleczkę z mieczem, wielkim młotem, strzelca albo maga. W miarę postępów istnieje także możliwość odblokowania dodatkowych herosów. Wszystkie ludziki bez problemu da się skojarzyć z konkretnymi bohaterami z „dużej” serii, co jest tylko jednym z całego szeregu powiązań. Spotkałem się z kilkoma opiniami, że ich design jest odpychający, z czym po części się zgadzam. Rzeczywiście jawią się brzydko, wręcz topornie. Pomiędzy prezencją ich a laleczek znanych z serii LittleBigPlanet jest przepaść – mam nadzieję, że Lionhead nawet przez chwilę nie myślało o konkurowaniu pod tym względem z dziełem Media Molecule. Niemniej wygląd bohaterów całkiem nieźle wpisuje się w projekt przedstawionego świata, wobec czego po kilkudziesięciu minutach przestaje się zwracać na ową toporność uwagę. Tym bardziej że akcja jest dość wartka i na tyle chaotyczna, że czasem nawet nie wiadomo, gdzie dokładnie nasza postać się znajduje.
Podoba mi się, że autorzy za sprawą kilku patentów wymuszają na graczach nie tylko wspólną walkę z napotykanymi potworami zamieszkującymi Albion, ale także ciągłą interakcję pomiędzy sobą. Poza likwidacją przeciwników trzeba zbierać sypiące się girlandami złote monety – etap wygrywa ta osoba, która zgromadzi ich najwięcej. Przy okazji nie wolno dać się zabić potworom. To niby oczywiste, ale nie do końca, ponieważ ginąc, nie przerywamy rozgrywki. Autorzy pozwalają takiemu delikwentowi bawić się dalej – tyle tylko, że w formie fantomu, który nie ma już szans zdobywać monet. Oprócz tego co chwilę natykamy się na różnego rodzaju skrzynie z bonusami, do których trwa ciągły wyścig. W środku mogą być bowiem mnożniki punktów, dodatkowe zdrowie w formie serduszek, czary powodujące zmniejszenie lub zwiększenie postaci, spowolnienie czasu czy chwilowe przeistoczenie się w hobbesa. Jeszcze większa integracja z oryginalnym Fable następuje w przypadku znalezienia skrzyń z umieszczonymi nad nimi uśmiechniętymi lub złośliwymi twarzami. W zależności od tego, której z nich dopadniemy, losowany jest efekt, jaki przenosi się na współtowarzyszy zabawy. Może się nad nimi unosić chmura, z której strzelają pioruny, pozbawiając ich życia, lub na przykład wyskakują monety, powiększając ich stan posiadania.
Ludziki bohaterów wędrują po wielkiej planszy, na której rozmieszczono znane z serii Fable lokacje. Dostęp do nich jest odblokowywany stopniowo. Jest więc i miasteczko Bowerstone, są góry Mistpeak, są jaskinie hobbesów, Gravestone, a nawet pustynna Aurora. Oczywiście wszystkie te miejsca przedstawione zostały w sposób adekwatny do wyglądu postaci – prosty i mocno kreskówkowy. Nie każdemu ten rodzaj wizualizacji się spodoba. Cieszy natomiast fakt, że zadbano, byśmy każdy z etapów chcieli przechodzić co najmniej dwukrotnie. W pewnym momencie dochodzimy do rozstajów dróg i wybierając jeden kierunek, nie mamy możliwości zawrócenia bez ponownego rozpoczęcia całego poziomu. Odnogi wiodą najczęściej do walki z bossem lub minigierki. Szkoda, że w przypadku bossów zabrakło pomysłów na urozmaicenie starć z nimi, te bowiem sprowadzają się jedynie do okładania typa stojącego w miejscu i nasyłającego na nas mniejszych pomagierów. Również minigierki nie grzeszą oryginalnością i polegają między innymi na jak najdłuższym pozostawaniu przy życiu, podczas gdy wszędzie dookoła wybuchają bomby. Kompania udanie dobranych znajomych zwykle w takich sytuacjach bawi się wyśmienicie, ale w przypadku samotnego przechodzenia całej gry, kiedy trzy pozostałe postacie sterowane są przez sztuczną inteligencję, takie zmagania nie sprawiają większej frajdy.
Fable Heroes oferuje też trochę elementów RPG, ale sposób rozwijania bohatera zupełnie nie przypadł mi do gustu. Wykupywanie za zdobyte monety ulepszeń odbywa się w formie gry planszowej, w której – rzucając kostką – poruszamy się o kolejne pola. Dzięki temu można zwiększyć zadawane obrażenia czy ilość zdobywanych monet, jak też przyśpieszyć ruch postaci. Problem w tym, że stanięcie na odpowiednim polu jest całkowicie losowe, wobec czego możemy długo, długo rzucać kostką, zanim natrafimy na to ulepszenie, którym jesteśmy zainteresowani. Niby wesoła gierka, a tu taki frustrujący element.
Oprawa graficzna nie powala, choć jest stylowa i miejscami naprawdę może się podobać. Za to bardzo przyjemna okazuje się muzyka autorstwa Robina Beanlanda i Steve'a Burke'a. Obaj panowie znani są przede wszystkim ze współpracy z ekipą Rare, gdzie w czasach jej świetności odpowiadali za oprawę muzyczną takich hitów jak Goldeneye 007, Conker: Bad Fur Day, Starfox Assault czy późniejszych Kameo: Elements of Power i Viva Pinata. Na tym tle ich kompozycje napisane do Fable Heroes nie mają się czego wstydzić.
Ostateczna ocena tego tytułu nie jest specjalnie trudna. To przyjemny produkt, który można nabyć za niewygórowaną kwotę. Gra ma szansę spodobać się głównie osobom znającym serię Fable, ale niekoniecznie uznającym ją za świętość, której zszarganie zasługuje na powieszenie na wieży zegarowej Bowerstone. Pamiętajcie też, że to tytuł przy którym niezłą zabawę zapewnia przede wszystkim towarzystwo znajomych.