Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Warhammer 40,000: Darktide Recenzja gry

Źródło fot. Farshark
i
Recenzja gry 2 grudnia 2022, 14:14

Recenzja gry Darktide - niby to już było, ale Imperatorze, dobrze być Twym sługą!

Niezwykle klimatyczna gra, pełna błędów i niedoróbek, w dodatku przypominająca nieco za bardzo Warhammera: Vermintide’a 2. Studio Fatshark poszło na łatwiznę, ulepszając swoją koncepcję kooperacyjnej rozwałki, ale go za to nie winię, bo gra się dobrze!

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji XSX

Żaden człowiek nie umarł na próżno w służbie Imperatora. W końcu ktoś musi być szczurem laboratoryjnym testującym ten nieoficjalny wczesny dostęp. Ze szczurami Warhammer 40,000: Darktide ma zresztą sporo wspólnego, bowiem firma Fatshark postanowiła skopiować swojego Warhammera: Vermintide’a 2, dodać kilka nowości oraz zmienić nieco otoczenie. Tak oto powstała „nowa” gra, ale – na Złoty Tron! – mimo zatrzęsienia niedoróbek siecze się i strzela do heretyków doprawdy wyśmienicie!

Błędy przeminą, ale Imperator jest wieczny!

Miałem tę nieprzyjemność sprawdzać Warhammera 40,000: Darktide’a podczas przedpremierowej bety dla „preorderowców”. I gdybym wtedy miał zrecenzować tę grę, obniżyłbym jej ocenę o oczko, a nawet dwa. Takiej ilości błędów dawno bowiem nie widziałem. No dobra, od czasów Vermintide’a 2. Misje potrafiły nie dawać punktów doświadczenia, serwery nie dobierały graczy do meczu, a crashe były na porządku dziennym.

Im bliżej premiery, tym sytuacja się poprawiała i ostatecznie finalna wersja daje radę. Weźcie jednak pod uwagę, że brak błędów na premierę u mnie nie oznacza braku błędów w ogóle – te wciąż występują, tyle że w mniejszym natężeniu. Spodziewam się, że po miesiącu od wypuszczenia Warhammera 40,000: Darktide’a nie powinno być już większych kłopotów. Piszę jednak o tym, abyście byli świadomi, iż walka w imię Imperatora to rzecz chwalebna, ale pełna wyzwań.

Taki Vermintide, tylko z heretykami

PLUSY:
  1. służba Imperatorowi jako plus sam w sobie;
  2. niesamowicie przyjemna walka;
  3. ciekawe modyfikatory misji;
  4. klimatyczna oprawa audiowizualna;
  5. polskie tłumaczenie;
  6. to w zasadzie Vermintide 3.
MINUSY:
  1. to w zasadzie tylko Vermintide 3;
  2. fatalna optymalizacja;
  3. ubogi crafting oraz znikoma liczba subklas w dniu premiery;
  4. sporo błędów i niedoróbek.

Od razu mogę powiedzieć, że Warhammer 40,000: Darktide to po prostu Vermintide 3, więc jeśli podobała się Wam walka ze szczurami, polubicie również potyczki ze sługami Chaosu. Pod względem rozgrywki schemat pozostaje ten sam: czteroosobową ekipą ruszamy do określonego miejsca, aby szerzyć ogień jedynej prawdziwej wiary w miejskiej jaskini heretyków. Dobrowolnie ich nie przekonamy, że służba Imperatorowi to godne zajęcie, dlatego użyjemy broni białej oraz karabinów laserowych jako twardych argumentów.

Do dyspozycji mamy kilka rodzajów misji w różnych strefach, które polegają na wyeliminowaniu jakiegoś bossa, zdobyciu próbek czy odblokowaniu czegoś. W efekcie wszystko sprowadza się do walki z przeciwnikami, przerywanej... walką z jeszcze większą liczbą wrogów! Zadania nie są tak angażujące jak np. w Deep Rock Galactic, gdzie cele faktycznie mają wpływ na to, jak gramy. W Warhammerze 40,000: Darktidzie sednem rozgrywki jest eliminacja wszystkiego, co stanie nam na drodze.

Aby nuda i powtarzalność nie zmogły nas za szybko, możemy natrafić podczas zadań na losowych bossów, niezapowiedziane ataki hordy oraz modyfikatory rozgrywki. Te ostatnie to faktycznie coś ciekawego, bowiem przykładowo na mapie może przestać działać wentylacja lub zabraknie światła. W efekcie będziemy poruszali się po mieście we mgle skutecznie obniżającej widoczność, ratując się wątłym światełkiem latarki przy karabinie (o ile mamy ją na wyposażeniu!). W takich sytuacjach rozgrywka nabiera rumieńców, bo nie dość, że poziom trudności rośnie, to i klimat się zgadza.

Strzelanie jest przyjemne, ale dodatkowe

Jeśli liczyliście, że w Warhammerze 40,000: Darktidzie walka dystansowa będzie grała pierwsze skrzypce, to srodze się rozczarujecie. Strzelać, owszem, można, a nawet trzeba (i to jeszcze jak!), ale broń dystansowa stanowi jedynie dodatek. Większość czasu i tak spędzicie, rozłupując czerepy w zwarciu. Głównie dlatego, że na wyższych poziomach amunicji jest mało i liczy się każdy oddany strzał, więc oszczędzamy ją na specjalnych adwersarzy.

Oczywiście można opróżniać magazynek za magazynkiem, radośnie eliminując kolejne sługi Chaosu, ale to zwyczajnie mało wydajna taktyka. Zwłaszcza że zabijając bronią białą, regenerujemy tarczę postaci, co jest niezwykle istotną mechaniką. W Warhammerze 40,000: Darktidzie pasek HP zmniejsza się jest bardzo szybko, a powalenie oraz niektóre przedmioty czy efekty nakładają na niego splugawienie, jeszcze bardziej go redukując. Dlatego utrzymywanie osłony w ten sposób okazuje się tak kluczowe dla zabawy, więc przygotujcie się na taniec z heretykami.

Jeśli chodzi o strzelanie, przeciwnicy nie mają takiego problemu jak my. Chętnie i gęsto zasypują nas deszczem pocisków, ale wystarczy wybiec im naprzeciw, by sięgnęli po broń białą. Warto również ostrzeliwać wroga, żeby zmusić go do schowania się za osłoną. W ten sposób kupimy sobie nieco czasu na przegrupowanie lub wyeliminowanie specjalnego przeciwnika. Takowych nie brakuje i są tak samo irytujący jak w Warhammerze: Vermintidzie 2, dlatego warto traktować ich priorytetowo.

Z nowości należy wymienić możliwość robienia wślizgu, co przydaje się, gdy szarżujemy na heretyków, a także system wytrzymałości (staminy). Ta zużywa się, gdy biegniemy, blokujemy ataki czy odpychamy przeciwników. Walka wymaga więc od nas rozsądnego korzystania z tego zasobu i sprawia, że nie jesteśmy nietykalni. W ten sposób zagrożenie ze strony Chaosu staje się jeszcze bardziej realne, a przy tym znacznie bardziej emocjonujące.

Na Imperatora, jak tu ubogo!

Sklepik, czyli służenie Imperatorowi nie jest tanie

Sprawa wygląda tak, Fatshark się ceni, a przynajmniej jeśli chodzi o sklepik z przedmiotami kosmetycznymi. Czy za tą ceną idzie również jakość? To już sami musicie ocenić, ale przestrzegam, że jest po prostu drogo. Co prawda żadnego z tych fatałaszków nie potrzebujecie do grania, niemniej nabywając Darktide raczej spodziewacie się zdobywania skórek poprzez granie – wiecie, jakieś wyzwania czy nagrody za starania.

I tak też jest, ale najfajniejsze ubranka znajdziecie w płatnym sklepiku! Pamiętajcie tylko, że Darktide oferuje przede wszystkim widok z perspektywy pierwszej osoby, więc Waszego wdzianka praktycznie nie zobaczycie. No chyba, że na pokładzie statku (HUB) lub podczas ekranu ładowania misji. Moim zdaniem nie warto więc inwestować pieniędzy w takie przedmioty kosmetyczne, ale ja Wam do portfela zaglądać nie zamierzam. Jeśli w ten sposób chcecie wesprzeć Imperatora, to Wasza sprawa!

O ile walka w Warhammerze 40,000: Darktide stanowi dla mnie lepszą wersję tego, co oferował Vermintide, tak jeśli chodzi o rozwój postaci, studio Fatshark zrobiło krok wstecz. Mamy ich cztery klasy, które nie różnią się między sobą aż tak bardzo, a do tego nie posiadają subklas, poza startową (nowe pojawią się w sezonowych aktualizacjach). Zamiast tego dostaliśmy jedynie garstkę talentów wpływających mniej lub bardziej na rozgrywkę. Pod tym względem jest ubogo i chciałbym większej customizacji.

Ta zresztą występuje w Warhammerze 40,000: Darktidzie, ale w formie wizualnej. Tym razem nie kierujemy bowiem bohaterami o odgórnie określonym wyglądzie, tylko więźniami odwalających brudną robotę w imię Imperatora. Możemy więc dostosować prezencję postaci do naszych upodobań, chociaż wielkiego wyboru nie ma, a jakość niektórych tekstur nie powala.

Nie jestem fanem otrzymywania lootboksów po skończonej misji, znanych z Warhammera: Vermintide’a 2. Dlatego początkowo z radością przywitałem zwykłą walutę, ale mój uśmiech szybko zgasł, gdy zobaczyłem, jak skończył crafting. W Warhammerze 40,000: Darktidzie mamy sprzedawcę broni, który oferuje losowo wygenerowany sprzęt z modyfikacjami (lub bez nich). Co godzinę jego asortyment się zmienia, więc przy odrobinie szczęścia uda nam się kupić coś znacznie lepszego lub konkretny rodzaj karabinu, odpowiadający naszym preferencjom.

Nie, nie złożycie go samodzielnie – o tym zapomnijcie, bo craftingu po prostu brak. Zawsze pozostaje Rekwizytorium, gdzie za z trudem zdobytą specjalną walutę (zaliczając dedykowane cotygodniowe wyzwania) da się kupić mocniejszy sprzęt. Można więc powiedzieć, że lootboksy pozostały, tylko przybrały inną formę, za to kosztem craftingu. Niech Imperator ma w swej opiece tego, kto to wymyślił...

O balansie broni nie ma co wspominać, bo nie dość, że nie występuje jej tu wcale tak dużo, to na dodatek każda klasa posiada najlepszy typ oręża, z którym powinna ruszać do walki. Chociaż tyle dobrego, że Fatshark pozwoli nam ulepszać rzadkość sprzętu lub zmieniać jego błogosławieństwa, co ma być pewną namiastką craftingu. „Pozwoli” to słowo kluczowe, bo system ten nie został jeszcze w pełni dodany do gry, więc nie oferuje wszystkich opcji. Na bezrybiu i rak ryba...

Na co komu taki hub, hę?

Warhammer 40,000: Darktide to kooperacyjna produkcja, nastawiona na współpracę oraz prezentująca swój świat z perspektywy pierwszej osoby. Dlaczego zatem w hubie sterujemy naszym więźniem, oglądając go w widoku TPP? Z jakiego powodu obserwujemy na statku innych graczy? Co sprawiło, że nie mogę uruchomić prywatnego meczu lub zagrać z botami? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi, ale bez obaw, boty pojawią się w misji w miejsce innych więźniów, gdy gra nie dobierze nam towarzyszy lub ktoś wyjdzie z rozgrywki. Zapomnijcie jednak o samotnej zabawie na życzenie.

Wyznam szczerze, że nie rozumiem decyzji studia Fatshark. Zamczysko z Warhammera: Vermintide’a 2 spełniało swoją rolę, a nasza baza wypadowa w Warhammerze 40,000: Darktidzie przypomina miasteczko w MMO, gdzie ludzie biegają bez celu. Porozmawiać można i tak jedynie na czacie, emotek nie ma, toteż większych interakcji poza zaproszeniem do drużyny tu nie uświadczymy. No więc po co to komu? Komu to potrzebne?

Te same pytania twórcy musieli sobie zadawać, tworząc fabułę, która... po prostu jest. W zasadzie wspinamy się po szczeblach nie tyle kariery, co zaufania w armii Imperatora. W ten sposób zyskujemy dostęp do wyższych poziomów trudności oraz innych atrakcji. Okazjonalnie pojawia się przerywnik filmowy, że ktoś jest z nas dumny, ale nadal musimy się wykazać, dlatego wysyłani jesteśmy na kolejną misję. To oczywiście jedynie wymówka do eksterminowania kolejnych heretyków, do czego zresztą nikt nie powinien potrzebować więcej powodów, prawda?

Darktide wygląda i brzmi świetnie

Dla kontrastu nie mogę przestać zachwycać się oprawą audiowizualną Warhammera 40,000: Darktide’a. Miasto-rój Tertium prezentuje się zniewalająco, jest przytłaczające, a przy tym cudownie splugawione przez Chaos. Przeciwnicy również są odpowiednio brudni i strawieni przez mroczne siły. Gdy na czwórkę więźniów biegnie chmara trupów, po prostu fizycznie ją czuć (nie, Darktide nie posiada technologii imitowania zmysłu węchu) – nie potrafię tego lepiej opisać.

Jeszcze bardziej udanie wypada udźwiękowienie. Laserowy karabin brzmi tak, jak powinien, ryki bestii powodują ciarki, a muzyka towarzysząca hordzie oraz bossom to prawdziwy majstersztyk. Wszystko idealnie pasuje do tanga zniszczenia, jakie wywołujemy swoimi działaniami. Szkoda jedynie, że jeśli chodzi o optymalizację, nie jest już tak kolorowo. Warhammer 40,000: Darktide lubi sobie chrupnąć, gubić klatki oraz rozgrzać PC do czerwoności. I to nawet, gdy posiadacie sprzęt z NASA lub chociażby kombajn.

Pomarudzić muszę również na aktorów głosowych, wcielających się w naszych więźniów. Wymieniają się podczas misji kąśliwymi uwagami, a wybrana przeszłość bohatera ma wpływ na ich odzywki i zachowanie. Mimo wszystko brakuje im charakteru, z którego słynęła piątka z Warhammera: Vermintide’a 2. Na brawa zasługują za to projekty map, które są znacznie bardziej otwarte i pozwalają na kombinowanie z otoczeniem.

Podobał Ci się Vermintide? Pewnie polubisz i Darktide’a

Darktide to jedna z tych gier, w przypadku których – mimo ogromu (słusznej!) krytyki – i tak ostatecznie stwierdzam, że dobrze się bawiłem. W zasadzie grałem w Vermintide’a 3, tylko w innej skórce, co w sumie w ogóle mi nie przeszkadzało. Studio Fatshark co prawda powinno dostać po głowie za wypuszczanie wczesnego dostępu i udawanie, że to pełnoprawna premiera, ale chyba już do tego przywykłem, tak jak i fani tej firmy. Nie mam bowiem wątpliwości, że z czasem Warhammer 40,000: Darktide otrzyma więcej zawartości (nowe bronie, klasy/subklasy, misje czy strefy), błędy zostaną naprawione, a gra jedynie zyska.

Patrząc jednak na stan premierowy Darktide’a, muszę stwierdzić, że w zasadzie mamy „powtórkę z rozgrywki” – wypuszczony przez tego dewelopera produkt dręczą problemy, o których wszyscy dobrze wiedzą (gdyby nie one, nota podskoczyłaby o jedno oczko w górę). Kocha się jednak pomimo, a nie za coś, dlatego ja i tysiące innych więźniów będziemy z radością wykonywać misje w imię Imperatora, zaprowadzając porządek tam, gdzie szerzy się Chaos. I to mimo błędów, bowiem ostatecznie całe to sieczenie oraz strzelanie, jak by nie było powtarzalne, po prostu „oddaje”. A krzyki heretyków to muzyka dla uszu wiernego sługi Złotego Tronu.

OD AUTORA

Z betą Darktide’a spędziłem 17 godzin, a w dniu premiery pograłem kolejne 8. Jako że moje postępy zostały zachowane, po prostu kontynuowałem przygodę i bawiłem się całkiem przyjemnie. Przytłoczyła mnie jednak ilość błędów, chociaż wiem, że z czasem wszystko się naprostuje. W powietrzu czuję również DLC z dalszymi atrakcjami. Tylko dlaczego nie mogło tak być od razu? Wiecie – dobrze, bogato i bezproblemowo?

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!