Counter-Strike: Global Offensive Recenzja gry
autor: Kamil Ostrowski
Recenzja gry Counter- Strike: Global Offensive - kultowa strzelanina w nowych szatach
Nawet najbardziej zatwardziali przeciwnicy zmian w Counter-Strike'u zdali sobie sprawę, że popularność ich ulubionej gry gaśnie. Czy nowe szaty i drobne zmiany w Global Offensive wystarczą, by przywrócić shooterowi Valve'a dawną świetność?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- fantastyczna grywalność;
- kilka zmian w ekwipunku;
- usprawnienia interfejsu.
- nowe tryby nie są konkurencją dla tradycyjnego 5v5;
- grafika, delikatnie mówiąc, nie powala;
- to w gruncie rzeczy stara gra w nowych szatach.
Couter-Strike przeżywa ciężki okres. Niegdyś niezwykle popularny „kanter” kończy się jako e-sport – w tym roku zrezygnowali z niego organizatorzy większości liczących się imprez i lig, m.in. Intel Extreme Masters i World Cyber Games. Dwie próby odświeżenia tego kultowego tytułu, rozpoczynającego swoją karierę jako mod do gry Half-Life, nie powiodły się – Counter-Strike: Condition Zero i Counter-Strike: Source pod względem popularności nie sięgały do pięt kultowej wersji 1.6. Global Offensive może być ostatnią deską ratunku dla tej marki.
Co my tu mamy?
Gra tej chwili standardowo oferuje cztery warianty zabawy:
- Wyścig zbrojeń – wariacja na temat deathmatchu drużynowego. Odradzamy się praktycznie od razu po śmierci, a kolejne bronie zdobywamy po każdym zabójstwie. Jest trochę chaosu, ale o dziwo – sprawdza się.
- Demolka – połączenie wyścigu zbrojeń i klasycznego trybu wykonywania zadania (bomba do podłożenia lub zakładnicy do odbicia). Nie kupujemy broni, a za każde zabójstwo otrzymujemy w następnej rundzie nową pukawkę.
- Klasyczny uproszczony – stare dobre „podłóż bombę/uwolnij zakładników” z ułatwieniami dla współczesnych „noobów”. Wyłączony ogień przyjacielski, mniejsze premie za zabójstwa, przenikanie się postaci, spotkanie jest krótsze.
- Klasyczny turniejowy – absolutnie klasyczny tryb, esencja Counter-Strike’a. Tak grają zawodowcy, tak gra się na turniejach, tak grają prawdziwi mężczyźni i kobiety! Dziesięciu uczestników, mecz do szesnastu zwycięstw z zachowaniem dwóch punktów przewagi i zero litości dla słabeuszy.
Dwa pierwsze tryby to – jak widać na pierwszy rzut oka – „zapchajdziury”. Sprawdziłem z ciekawości, nawet sympatycznie spędziłem w nich kilkadziesiąt minut, ale powiem szczerze, że specjalnie dla nich gry bym nie włączył. Trzeci to rozgrzewka dla osób, które z CS-em nigdy nie miały styczności – miły ukłon w stronę początkujących, zatwardziali miłośnicy pierwowzoru z pewnością ominą go szerokim łukiem.
Rzecz jasna do naszej dyspozycji są też samouczki i gry z botami. Nie zabrakło także wsparcia serwerów dedykowanych. Nie ma problemu, żeby każdy klan, klanik czy drużyna miał swoje miejsce do gry w Counter-Strike: Global Offensive. System automatycznego wyszukiwania ułatwia znacząco życie osobom, które nie posiadają stałych partnerów meczowych. Brakowało tego w poprzednich odsłonach – zazwyczaj, koniec końców, trafialiśmy na serwer, gdzie bez ładu i składu strzelało do siebie dwadzieścia postaci, a przecież nie o to chodzi.
Co nas kręci, co nas podnieca
Najwięcej czasu spędzimy, oczywiście grając „klasycznie”, to znaczy w pięcioosobowych drużynach, zmagając się do szesnastu punktów, ze zmianą po połowie meczu. Ten tryb nadal dostarcza ogromnych emocji i nieziemskiej satysfakcji z każdego zabitego przeciwnika, celnego strzału, nie mówiąc o euforii po rozbrojeniu bomby. Im lepiej nam idzie, tym więcej dostajemy pieniędzy. Im więcej mamy kasy, tym mocniejszą kupujemy broń. Im bardziej śmiercionośne pukawki, tym lepiej nam idzie – koło się zamyka. To nie jest zabawa dla prujących naprzód, niecierpliwych Rambo. Tutaj nie trzeba wpakować w gracza połowy magazynku, wystarczy chwila nieuwagi i już po nas (albo po przeciwniku). Counter-Strike wymusza grę drużynową, ostrożną, ale wynagradzającą niejednokrotnie podjęcie ryzyka, taktyczną i na wyżynach naszych zdolności. To nie piknik ani relaks, tutaj emocje są skrajne – od krańcowej frustracji do maniakalnej radości.
Twórcom udała się sztuka niezepsucia jednej z najlepszych strzelanin w historii. Nie grzebali specjalnie w jej mechanice, poczynili jedynie kroki, aby esencję CS-a delikatnie podrasować, a samą rozgrywkę usprawnić. Starzy wyjadacze od razu zauważą kilka zmian w menu zakupów. Pojawiły się dwa dodatkowe rodzaje granatów: wabik i ładunek zapalający. Inaczej wygląda tabela wyników – jest w niej parę nowych statystyk. Na górze ekranu możemy natomiast w każdej chwili szybko sprawdzić, którzy z graczy „odpadli” już z danej rundy. Niby drobnostki, ale bardzo pomocne.
Stary, nowy Counter-Strike
Nie uświadczycie tu jednak świeżych map do klasycznego trybu gry ani jego uproszczonej wersji. „Demolka” i „Wyścig zbrojeń” doczekały się za to kilku dedykowanych plansz. Są one naprawdę niewielkie, co jednak nie przeszkadza, wziąwszy pod uwagę inny, mniej turniejowy, charakter zabawy.
Jeżeli chodzi o grafikę, to Counter-Strike: Global Offensive jest bez wątpienia najładniejszą grą na silniku Source. Nie oznacza to niestety, że jest piękny. Stareńka technologia nie zapewni fajerwerków rodem z trzeciego Battlefielda. Jest poprawnie, ale nic poza tym. Dużą rolę w Counter-Strike’u od zawsze odgrywał dźwięk. Cytując mojego znajomego: „Dobre słuchawki dają efekt wall-hacka”. Global Offensive nie zawodzi w tej materii – dźwięk przestrzenny i dobre nagłośnienie wciąż potrafią nam uratować życie.
Wiedzieliście, że Polacy mogą pochwalić się jedną z najlepszych drużyn Counter-Strike’a 1.6 na świecie? Ekipa grająca aktualnie pod nazwą „Golden Five”, w składzie: kuben, Loord, Neo, pasha, TaZ, od wielu lat plasuje się w ścisłej czołówce na wszystkich międzynarodowych i krajowych zawodach. Team ten jako jedyny zdobył trzy tytuły mistrzów świata World Cyber Games.
Stary dobry kotlet, tylko lepiej przyprawiony
Autorzy nie podjęli się zadania stworzenia nowej gry. Spragnionych odmiany pozbawię złudzeń – chociaż w Global Offensive znalazło się miejsce na drobne innowacje, to tytuł ten jest dostosowaniem znanej już produkcji do współczesnych realiów. Po kilku godzinach poczułem coś na kształt ulgi, że deweloper nie zepsuł starego dobrego „kantera”. Później naszła mnie jednak refleksja. Nie wprowadzono radykalnych zmian, a jedynie zastosowało wyraźny lifting, a przecież seria ta jest w poważnych tarapatach. CS:GO to świetna gra, ale wyłącznie dlatego, że pierwszy Counter-Strike nią był. Komu ten rodzaj zabawy nie odpowiada, nie ma po co Global Offensive kupować, bo tytuł ten niczego odkrywczego nie proponuje. Kto jeszcze nie próbował swoich sił z CS-em – nie powinien się natomiast wahać, podobnie jak ci, którzy przepadają za umieszczaniem i rozbrajaniem ładunków wybuchowych za trzema beczkami na środku pustyni.