Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 października 2013, 09:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Batman: Arkham Origins - prequel bazujący na sprawdzonym schemacie

Seria Arkham po raz trzeci i ostatni w tej generacji sprzętu trafia pod strzechy. Batman: Arkham Origins, choć chronologicznie pierwszy, jest najmniej oryginalny, ale czy to przeszkadza w dobrej zabawie?

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

Sporym osiągnięciem obecnej generacji jest prawdziwe odrodzenie jednego z najbardziej archetypicznych bohaterów współczesnej popkultury. Bawidamka i miliardera, który w nocy zamienia się w łowcę walczącego z bezprawiem w mieście Gotham. Bruce Wayne i Batman – dwie strony tej samej monety. Wykorzystać posiadane bogactwo, by jako zamaskowany mściciel nieść anonimową pomoc wszystkim potrzebującym – marzenie każdego nastolatka.

PLUSY:
  1. najciekawszy bohater uniwersum DC znowu w akcji;
  2. zmodyfikowany i wzbogacony tryb detektywa;
  3. nieco wyższy stopień trudności walki;
  4. jak zwykle mnóstwo dodatkowych aktywności;
  5. cięższy klimat niż w poprzednich częściach;
  6. oprawa artystyczna.
MINUSY:
  1. wyraźny brak świeżych pomysłów i wrażenie zbyt częstego recyklingu;
  2. w początkowej fazie gry za dużo biegania po mieście;
  3. opustoszałe Gotham, po ulicach którego poruszają się jedynie zakapiory i skorumpowane oddziały SWAT;
  4. bardzo słabe walki z niektórymi bossami.

Niestety, popularność Batmana nie szła w parze z rozwijającą się branżą gier wideo. Mroczny Rycerz nie miał szczęścia do deweloperów i do pewnego momentu z góry można było założyć, że kolejna gra z tym bohaterem znowu zaliczy blamaż. Do czasu Arkham Asylum przygotowanego przez ekipę Rocksteady – dzieła wybitnego pod względem mechaniki, klimatu, scenariusza i konstrukcji uniwersum. Rozwinięciem pomysłów z „jedynki” było Arkham City, które z dusznych korytarzy azylu dla przestępców zabierało nas do półotwartego świata dającego jeszcze więcej możliwości myszkowania po kątach. Gra oczywiście opierała się na podobnych założeniach, ale dało się też wyczuć progres, jaki zrobili autorzy, przygotowując tytuł pod każdym względem większy. Kwestią gustu pozostaje, czy również ciekawszy, choć niewątpliwie obie części wypracowały pewien wzorzec, wyznaczający kierunek kolejnym odsłonom cyklu. I z tego właśnie szablonu skorzystało montrealskie studio Warner Bros, które zajęło się przygotowaniem trzeciej, a chronologicznie pierwszej gry z serii Arkham.

Batman rozwija skrzydła w Gotham City... - 2013-10-25
Batman rozwija skrzydła w Gotham City...

Akcja w Batman: Arkham Origins rozgrywa się dwa lata po tym, jak Bruce Wayne postanawia po raz pierwszy przywdziać kostium nietoperza. Dla mieszkańców Gotham jest on tylko plotkarskim wymysłem, w który nie za bardzo wierzą nawet stróże prawa. Tu pojawia się pewien zgrzyt w scenariuszu, bowiem na tego wymyślonego bohatera postanawia zapolować jeden z nękających miasto arcyłotrów, gangster o przydomku Czarna Maska. Tenże jegomość jest w stanie wyłożyć pięćdziesiąt milionów zielonych dla tego, kto pokona Batmana. Gruba kasa jak za ponoć nieistniejącą postać. Ale przejdźmy nad tym do porządku dziennego, bowiem Czarna Maska wynajmuje ośmiu zbirów gotowych zgarnąć kapuchę. Wśród nich są tak kanoniczne postacie jak Bane czy Deathstroke, ale również złoczyńcy, których skojarzą jedynie osoby zgłębiające uniwersum DC w większym stopniu niż przeciętny gracz. Na przykład gość z miotaczem ognia w kostiumie owada (Firefly) czy akrobatka Copperhead, umiejętnie posługująca się w walce truciznami. Historia rozgrywa się w wigilijną noc w Gotham, podzielonym na kilka oddzielonych od siebie długaśnym mostem dzielnic. A wszystko to w rytmie niepokojącej muzyki typowej dla klimatu Batmana i wśród padającego przez większość czasu śniegu.

...poznaje nowych przyjaciół... - 2013-10-25
...poznaje nowych przyjaciół...

Fabuła, dialogi i postacie są najsilniejszą stroną gry. Poprzednie części przyzwyczaiły nas, że nie schodzą poniżej pewnej, bardzo wysoko ustawionej poprzeczki, i tak samo jest z Arkham Origins. Historia trzyma w napięciu, nie wszyscy okazują się być tymi, kim być powinni, a tajemnica goni tajemnicę. Nie wiem, jak wielką schedę pozostawiło po sobie Rocksteady i na ile to właśnie autorzy z tego studia brali udział w przygotowaniu scenariusza, ale jeśli jest to dzieło własne ludzi z Warner Bros, to należą im się duże brawa.

...I spotyka starych... ekhm, po raz pierwszy. - 2013-10-25
...I spotyka starych... ekhm, po raz pierwszy.
Recenzja gry Batman: Arkham Origins - prequel bazujący na sprawdzonym schemacie - ilustracja #2

Choć fabuła nowego Batmana to najsilniejszy punkt gry, okres, w którym toczy się akcja, nie należy już do zbyt oryginalnych. Sięgnijmy do roku 2011 i nowelki zatytułowanej Batman Noel. Komiks ten, autorstwa Lee Barmejo, również rozgrywa się w Gotham przed świętami, z tą różnicą, że historia w nim przedstawiona nawiązuje do Opowieści wigilijnej Charlesa Dickensa. Poza Batmanem w ramkach przewijają się inne znane postacie DC: komisarz Gordon, Catwoman, Joker, a nawet Superman.

I gdyby do fabuły dopisać rozdział pod tytułem „Panowie, robimy coś nowego i wyjątkowego”, to moim zachwytom nad Arkham Origins nie byłoby końca. Niestety, jak to bywa z wieloma sequelami, kiedy główny deweloper myśli już intensywnie o przyszłości, prace nad popularną marką traktuje się trochę po macoszemu, w myśl zasady „wszystko przecież mamy gotowe, dołóżmy do tego trochę odrzuconych, ale lekko podrasowanych rzeczy i będzie trylogia jak się patrzy”. Piszę to ze smutkiem, bo nowy Batman jest właśnie takim zbiorem pomysłów, które albo pokrywają się z tym, co już wcześniej mieliśmy okazję widzieć, albo sprawiają wrażenie, że doczepiono je nieco na siłę, by wypełnić czymś pustkę mrocznej metropolii.

W Gotham pojawiają się nawet te same modele budynków co w Arkham City, np. kościół wraz z najbliższym otoczeniem. Niby wszystko w porządku, wszak trudno oczekiwać, by za każdym razem to samo miejsce akcji wyglądało zupełnie inaczej – wrażenie recyklingu jest jednak zbyt silne. Miasto też nie okazuje się jakieś olbrzymie, tylko zbudowane tak, aby dotarcie do innej dzielnicy odbywało się możliwie najdłuższą drogą. A to trzeba omijać jakieś mury, a to przedostać się przez most, który ciągnie się bez końca. W początkowej fazie gry to prawdziwa katorga. Później jest nieco łatwiej, bo po pozbyciu się wież zakłócających sygnał otrzymujemy możliwość szybkiej podróży do odblokowanego w ten sposób rejonu.

Używając sprawdzonych metod perswazji... - 2013-10-25
Używając sprawdzonych metod perswazji...

Właśnie, Gotham City. W wigilijny wieczór i noc jest zupełnie puste. Po ulicach szwendają się jedynie łobuzy... i łobuzy, ale te z policyjnych, skorumpowanych jednostek SWAT. Jedni i drudzy chętnie skopią Batmanowi pośladki. Arkham City było skonstruowane trochę tak, że kiedy nie chcieliśmy za bardzo wdawać się w bójki, dość łatwo dawało się ich uniknąć. W Origins już tak łatwo nie jest, a ponadto twórcy troszkę podkręcili trudność walk. Nie w jakiś drastyczny sposób, ale wyraźnie zmienił się tzw. timing. Na przykład, kiedy Batman atakowany jest nożem, poprzednio wykonanie trzech uników nie sprawiało większego problemu. Teraz ciosy nie są zadawane z identyczną szybkością, wobec czego trzeba trochę lepszego wyczucia czasu, aby nie zostać pociętym. Nieco łatwiejszą do opanowania zmianą jest moment, w którym napastuje nas więcej niż jeden zbir. W pierwszej i drugiej części wystarczyło wyprowadzić jedną kontrę. Tym razem szybkich, następujących po sobie uderzeń jest tyle, ilu atakujących, czyli maksymalnie trzy. Ponadto spotykamy również nowe zagrożenie w postaci karateków, którzy przeprowadzają parę ataków pod rząd i jeżeli nie chcemy odnieść obrażeń, to każdy z nich musi zostać skontrowany. Oczywiście mechanika walki w nowym Batmanie stoi na najwyższym poziomie i jeżeli podobała się Wam wcześniej, to i teraz znajdziecie w grze całe godziny więcej niż przyzwoitej mordoklepki.

Przed premierą głośno było o ulepszonym trybie detektywa. Faktycznie – zbieranie informacji na miejscu przestępstwa i późniejsze poszukiwanie dowodów poprzez przewijanie rozgrywających się w przeszłości zdarzeń wprowadza trochę świeżości i na tych kilka minut mocno angażuje w zabawę. Szkoda więc, że tego typu działań trafia się przez całą grę zaledwie kilka, z czego jedno z bardziej skomplikowanych, z udziałem Deadshota, zdążyliśmy zobaczyć w całości na długo przed premierą.

...nie zaniedbuje nauki nowych. - 2013-10-25
...nie zaniedbuje nauki nowych.
Recenzja gry Batman: Arkham Origins - prequel bazujący na sprawdzonym schemacie - ilustracja #2

Po raz pierwszy w serii trafiamy do jaskini Człowieka Nietoperza. Lokacja jest niewielka i nie stanowi większej atrakcji. Może poza odważnym lokajem Alfredem, który przypomina swojemu panu o tym i owym oraz oczywiście przekazuje odpowiednie informacje, przedmioty czy gadżety.

Superłotry pełnią w grze rolę bossów, przygotujcie się więc na godne ich rangi walki. A właściwe niegodne, bo te z minimalnymi wyjątkami są całkowicie sztampowe, a czasem nawet... żenujące, jak np. starcie z Electrocutionerem. Batman wyprowadza jeden cios i koniec. Przeciwnik leży pokonany. Z niektórymi zbirami nawet nie musimy walczyć, ponieważ misje z ich udziałem oznaczono jako poboczne. Pamiętacie Arctic Lounge z Arkham City? Trafiamy do niemal identycznego pomieszczenia (teraz to bank) z mostkiem przerzuconym przez środek sali, patrolowanego przez kilku uzbrojonych łachmytów, a pomiędzy nimi spaceruje sobie boss. Kilka cichych podejść i ataków z zaskoczenia wieńczy przestępczą karierę tego złoczyńcy. No cóż, panowie deweloperzy poszli po linii najmniejszego oporu. Jest też paru bardziej przekonujących bossów. Mnie szczególnie spodobała się walka, w której pierwsze skrzypce gra Deathstroke – wymagała wyczucia czasu i korzystania z gadżetów.

W arsenale Batmana pojawia się nowa zabawka, pozwalającą przeciągnąć linę pomiędzy dwoma punktami lub przeciwnikami, a także pomiędzy rywalami a elementami otoczenia w postaci gaśnic czy butli z gazem. Przedmiot ten często przydaje się w trakcie eksploracji, ale jest niezbyt użyteczny podczas walki. Przynajmniej do czasu, aż się go nie ulepszy, gdyż wzorem poprzednich odsłon w Batman: Arkham Origins za zdobyte punkty doświadczenia wykupujemy zarówno ulepszenia pancerza, jak i gadżetów.

Oczywiście ukończenie fabuły nie oznacza finału samej gry. Twórcy zaproponowali sporo dodatkowych aktywności, choć nic specjalnie oryginalnego. Mimo że Gotham nie jest upstrzone pytajnikami Riddlera, to zagadek Enigmy znajdziemy w nim do diabła i trochę. Jeżeli przypomnicie sobie dodatkowe zadania w Arkham City zlecane przez Bane’a, dla którego mieliśmy niszczyć wielkie pojemniki, to teraz robimy to samo, tyle że w środku znajduje się narkotyk. Nie zabrakło wyścigów z czasem, związanych z rozbrajaniem tykających bomb itp. Poza tym zawsze możemy rozpocząć zabawę od nowa w trudniejszym trybie czy starać się sprostać wyzwaniom, pokonując przeciwników na różnych arenach.

Pada śnieg, pada śnieg, biją tu i tam... - 2013-10-25
Pada śnieg, pada śnieg, biją tu i tam...

Czy te tony narzekań znaczą, że Batman: Arkham Origins jest grą nieudaną? W żadnym wypadku. Jest grą odpuszczoną. Niewielkim kosztem własnym, wykorzystując stworzone wcześniej elementy, autorzy przygotowali zwieńczenie trylogii na obecną generację konsol. Biorąc pod uwagę rychłą premierę nowego sprzętu, nie mogło być inaczej. To odcinanie kuponów od niezwykle popularnej marki, ale dla miłośników serii nie powinno mieć większego znaczenia. Bo to po prostu kolejna dobra gra z Batmanem. Nie odkrywcza, ale mam nadzieję, że tym tematem zajmuje się obecnie Rocksteady (Year One!) i że w ciągu najbliższego roku poznamy następcę „Arkhamów”.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

eJay Ekspert 3 listopada 2013

(PC) Batman atakuje wrogów po raz trzeci. Nie jest to jednak atak zbyt udany, bo Arkham Origins zawodzi. Przede wszystkim fabularnie i technicznie.

6.0
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...

Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet
Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet

Recenzja gry

Mało które uniwersum tak wspaniale nadaje się na soczystego slashera jak Warhammer 40k. Miałem pewne obawy o Space Marine’a 2 – zwłaszcza że twórcy odwołali otwartą betę - te jednak wkrótce zniknęły jak czaszka heretyka pod butem sługi Imperatora.