Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Assassin's Creed III Recenzja gry

Recenzja gry 30 października 2012, 17:00

Recenzja gry Assassin's Creed III - asasyni w Ameryce

Pełnoprawna, trzecia odsłona cyklu Assassin’s Creed jest już faktem. Czy wizyta na amerykańskiej ziemi u boku zupełnie nowego bohatera spełniła wygórowane oczekiwania fanów tej serii?

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

PLUSY:
  • ciekawa, wciągająca fabuła, pełna niespodzianek i zwrotów akcji;
  • nieźli bohaterowie z najlepszą postacią (Haytham!) w historii całego cyklu;
  • usprawniony i bardziej wymagający system walki w zwarciu;
  • kapitalnie zrealizowane bitwy morskie;
  • sandbox z prawdziwego zdarzenia z mnóstwem rzeczy do zrobienia;
  • duże pod względem rozmiarów lokacje, tereny leśne;
  • sporo dodatkowych miejscówek nieopodal wschodniego wybrzeża USA;
  • polowania (choć na dłuższą metę nudne);
  • multiplayer;
  • oprawa audiowizualna.
MINUSY:
  • kiepskie zakończenie;
  • niezachęcająca do działania ekonomia i zmarnowany potencjał craftingu;
  • bezpłciowe, mające niewiele do zaoferowania miasta;
  • irytujące błędy techniczne.

Po trwającym dwa lata odcinaniu kuponów od sukcesu marki Assassin’s Creed ludzie ze studia Ubisoft Montreal postanowili odesłać na zasłużoną emeryturę mocno wyeksploatowanego Ezio Auditore i wzięli się ostro do roboty. W rezultacie, po kilkudziesięciu miesiącach wytężonych prac, udało się im powołać do życia zupełnie nowego herosa, a walczące od pokoleń bractwa asasynów i templariuszy wyprawić biletem w jedną stronę do Ameryki. Czy pierwsza wizyta za oceanem nienawidzących się zakonów wyszła serii na dobre? Odpowiedź na to pytanie nie jest taka oczywista, jak mogłoby się to jeszcze do niedawna wydawać.

Akcję trzeciej gry z serii Assassin’s Creed osadzono w drugiej połowie XVIII wieku na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Fabuła mocno nawiązuje do najważniejszych chwil w historii powstającego w bólach państwa – oderwania od Brytyjskiej Korony i Deklaracji Niepodległości – jednak bez przesadnego patosu, co zapewne ucieszy osoby reagujące alergicznie na kult amerykańskiej flagi. Trzeba przyznać, że autorzy bardzo zgrabnie poradzili sobie z tym tematem, traktując go wyłącznie w charakterze tła dla głównego wątku opowieści – niby cały czas jesteśmy wplątywani w wir wielkich wydarzeń, ale te bardzo rzadko wybijają się na plan pierwszy. Zdecydowanie więcej miejsca poświęcono asasynom i templariuszom, którzy od pokoleń próbują zwalczyć się nawzajem. Nie ukrywam, że z takiego obrotu sprawy jestem bardzo zadowolony, zwłaszcza że scenarzyści generalnie przyłożyli się do roboty. Assassin’s Creed III oferuje niespodziewane zwroty akcji, interesujących bohaterów, którzy pokazują bardzo różne oblicza, przez co nie zawsze są jednowymiarowi, a także przyzwoicie napisaną historyjkę z wyłączeniem rozczarowującego ostatniego epizodu. Tak, rozczarowującego, bo choć zgodnie z zapowiedziami grę faktycznie należy traktować jako zwieńczenie pięcioodcinkowej sagi, to jednak pozostawienie otwartej furtki dla ewentualnych kontynuacji w finałowej scenie psuje końcowy efekt. Cóż, nie zabija się kury znoszącej złote jaja.

Po krótkiej absencji do serii powracają konie. Przydają się, bo lokacje są duże. - 2012-10-30
Po krótkiej absencji do serii powracają konie. Przydają się, bo lokacje są duże.

Jak zapewne doskonale wiecie, centralną postacią w „trójce” jest Connor, który – podobnie jak Ezio Auditore w Assassin’s Creed II – rozpoczyna szkolenie na zabójcę w wieku kilkunastu lat. Gra pozwala prześledzić młodzieńcze życie tego półkrwi Indianina w dwunastu większych sekwencjach, a także wcielić się kilkakrotnie w Desmonda Milesa – żyjącą w czasach nam współczesnych nadzieję starożytnej cywilizacji na uratowanie świata. Epizodów w teraźniejszości nie ma zbyt wiele, ale za to są całkiem przyjemne, bowiem Miles z powodzeniem wykorzystuje umiejętności wyuczone dzięki licznym sesjom w Animusie. Wykonanie wszystkich misji z głównego wątku fabularnego nie powinno zająć nikomu więcej niż 15 godzin, oczywiście gdy nie dbamy o pełną synchronizację, bo jeśli skusimy się na wypełnienie dodatkowych i z reguły trudnych wyzwań, zabawa znacznie się wydłuży. Stuprocentowe ukończenie gry, wymagające m.in. odszukania wszystkich znajdziek i zaliczenia nie zawsze rajcujących zadań pobocznych, to zajęcie na około 40 godzin. Nieźle.

W Assassin’s Creed III dostępne są cztery podstawowe lokacje: posiadłość stanowiąca bazę wypadową Connora, pogranicze, a także dwa amerykańskie miasta: Boston i Nowy Jork. Te ostatnie prezentują się nijako, na co duży wpływ ma brak przykuwających oko zabytków, tak licznie obecnych w poprzednich odsłonach cyklu. Dodatkowym ich mankamentem jest niska zabudowa i spore rozproszenie domów – „trójka” jest pierwszą grą z serii, w której więcej czasu spędziłem, biegając po ziemi niż po dachach. Akrobatyczne umiejętności Connora można jeszcze testować na obszarach leśnych, ale tutaj też szału nie ma. Drzew, po których może się przemieszczać Indianin, wcale nie trafia się tak dużo, jak sugerowały to przedpremierowe zapowiedzi, za to poruszanie się po tych, które są dostępne, jest bardzo satysfakcjonujące. Warto w tym miejscu nadmienić, że autorzy uprościli swobodny bieg, eliminując konieczność przytrzymywania klawisza odpowiedzialnego za skok. Różnica pozornie niewielka, jednak szybko docenicie to rozwiązanie, gdy będziecie zmuszeni przebiec dłuższy odcinek po nie zawsze dobrze widocznych gałęziach.

Poprzednie odsłony cyklu przyzwyczaiły nas do dość mocnej ingerencji w kondycję miast – poprzez kupowanie zabytków czy odnawianie sklepów. W Assassin’s Creed III niczego takiego nie uświadczymy. W Bostonie i w Nowym Jorku dostępnych jest raptem kilka sklepów, a pozostałe interaktywne budowle to kompletnie bezużyteczne drukarnie (niby likwidują rozgłos, ale konia z rzędem temu, kto odwiedzi je więcej niż raz) i tawerny (minigierki). Możemy za to stworzyć małą osadę w pobliżu posiadłości bohatera za pośrednictwem dodatkowych misji pobocznych – sprowadzeni do wioski fachowcy zbiorą za nas cenne surowce, a także skonstruują rozmaite przedmioty. Część wytworzonych gratów zwiększa limity w ekwipunku Connora, pozostałe nadają się wyłącznie do przehandlowania.

Trzy grosze Dela:

Assassin's Creed III to gra pełna sprzeczności. Twórcom udało się stworzyć coś autentycznie nowego, a jednocześnie pozostającego w schemacie utartym przez całą serię. Gra nie ustrzegła się denerwujących błędów i nie do końca przemyślanych rozwiązań. Sprytnie odświeżono system walki wzorując się na rewelacyjnych mechanizmach z Batmana, wprowadzono zmienne pory roku, ogromny obszar do zwiedzania, możliwość biegania po drzewach oraz kilka niezłych gadżetów. Niestety musimy się równocześnie nastawić na płaskie (dosłownie i w przenośni) miasta pozbawione monumentalnych konstrukcji, pięknych kościołów i architektonicznych perełek, których pełno w Europie. Wpływa to nie tylko na brak wizualnych atrakcji, ale również na solidną zmianę stylu rozgrywki – jeszcze nigdy w historii serii tak często nie biegałem ulicami miasta. Assassin's Creed III wprowadza też kilka zupełnych nowości, z których nie wszystkie są celne. Bitwy morskie potrafią być szalenie efektowne, ale na dłuższą metę mogą znudzić. System tworzenia przedmiotów i handlu jest całkiem rozbudowany, ale zupełnie niepotrzebny. Polowania stanowią atrakcję przy pierwszych kilku podejściach – potem zaczynają denerwować. Sklepy są pełne różnych rodzajów broni, których kompletnie nie wykorzystujemy. Równocześnie zrezygnowano z kilku ciekawych elementów poprzednich części, jak na przykład rozbudowy własnego pancerza. Nowy Asasyn to nadal bardzo dobra gra, w którą powinien zagrać każdy fan serii. Szkoda tylko, że twórcy obrali nowy kierunek do końca go nie eksploatując.

Ocena: 8/10

Polowania są miłym przerywnikiem pomiędzy zwykłymi misjami, ale na dłuższą metę nie rajcują. - 2012-10-30
Polowania są miłym przerywnikiem pomiędzy zwykłymi misjami, ale na dłuższą metę nie rajcują.

Kasa nie odgrywa jednak w „trójce” większej roli. Nadal oczywiście można kupić pewne rzeczy, np. mocniejszą broń, ubrania, mapy ułatwiające odnalezienie znajdziek czy kosztowne usprawnienia statku, mimo to większość z tych inwestycji wydaje się zupełnie niepotrzebna – dotyczy to głównie narzędzi mordu. Na dodatek moduł do tworzenia towarów jest toporny w obsłudze, a wysyłane do miast konwoje nie przynoszą aż tylu pieniędzy, by zrekompensować żmudną i czasochłonną zabawę z craftingiem. Odbiór nowej funkcjonalności byłby zapewne inny, gdyby produkt zachęcał do pomnażania gotówki. W poprzednich produkcjach ciułało się ją choćby po to, by kupić nowe elementy zbroi i zwiększyć w ten sposób żywotność bohatera, ale w Assassin’s Creed III długość paska zdrowia pozostaje bez zmian a stracona energia odnawia się samoczynnie. Lepsze ciuchy nie wnoszą tu niczego poza zmianą wyglądu bohatera.

Mimo że to Connor gra w Assassin’s Creed III pierwsze skrzypce, show skutecznie skradł mu Haytham Kenway. Ów bezwzględny jegomość powala swoją charyzmą, w czym ogromny udział ma podkładający mu głos aktor.

O dziwo, wspomniana regeneracja życia okazała się mieć zbawienny wpływ na wzrost stopnia trudności starć, jednego z kluczowych elementów całego cyklu. Teraz w sytuacji kryzysowej nie można szybko sięgnąć po medykamenty i natychmiast poprawić kondycji bohatera – pełną sprawność odzyskamy dopiero wtedy, gdy ostatni przeciwnik padnie u naszych stóp. Żeby było ciekawiej, twórcy zlikwidowali stały blok, więc nie da się już spokojnie unikać ciosów rywali i wykonywać uderzeń z bezpiecznej pozycji. Nowy system walki przypomina rozwiązanie zastosowane w ostatnich Batmanach. Wszystkie ataki oponentów są sygnalizowane, więc w odpowiednim momencie parujemy cios i dopiero wtedy wyprowadzamy kontrę. Wrogów można ponadto wytrącać z równowagi, rozbrajać ich, a nawet wykorzystywać w charakterze żywych tarcz! Żołnierze lubią bowiem czasem wystrzelić z muszkietów i wówczas taka osłona ratuje nas od niechybnej śmierci. Nic nie zmieniło się natomiast w kwestii serii zabójstw, nadal da się w szybki sposób likwidować przeciwników jednego po drugim. Akcję tę wykonuje się nawet łatwiej niż poprzednio, ale nie oznacza to, że wyeliminowanie większej grupy nie nastręcza problemów. Choć wojacy nie grzeszą inteligencją, to jednak często włączają się do ataku, więc Connor zmuszony jest przerywać morderczy taniec i blokować spadające uderzenia.

Przez grę przewija się sporo postaci historycznych. O każdej z nich możemy poczytać w Encyklopedii. - 2012-10-30
Przez grę przewija się sporo postaci historycznych. O każdej z nich możemy poczytać w Encyklopedii.

Walki na morzu prezentują się absolutnie fantastyczne! - 2012-10-30
Walki na morzu prezentują się absolutnie fantastyczne!

Równie pozytywnie co zwykłe starcia prezentują się w Assassin’s Creed III bitwy morskie. Jest to bez wątpienia największa, bo zaprojektowana całkowicie od zera, nowość w cyklu i powiedzmy to od razu – kapitalnie zrealizowana. Możliwość objęcia sterów w głównym wątku fabularnym pojawia się co prawda sporadycznie, jednak dla wielbicieli efektownych potyczek z udziałem okrętów przygotowano również pokaźny zestaw nieobowiązkowych misji kaperskich. Sterowanie statkiem jest banalnie proste i można je opanować w parę minut, ale już nauce przetrwania w walce z kilkoma, a czasem nawet z kilkunastoma rywalami, trzeba poświęcić więcej czasu. Wrogowie są agresywni, nie oszczędzają amunicji i zawsze próbują ustawić się w stosunku do nas tak, by salwa zadała możliwie największe obrażenia. Oczywiście my też nie jesteśmy bezbronni – autorzy oddali nam do dyspozycji trzy rodzaje kul armatnich i folgierz, potrafiący wysadzać jednym strzałem mniejsze łajby, a nawet większe żaglowce, jeśli powstałe wcześniej zniszczenia w kadłubie odsłonią składy z prochem. Dodajcie teraz do tego zmienne warunki atmosferyczne (walka w pełnym słońcu, we mgle, a nawet w trakcie sztormu!), a będziecie mieć kompletny obraz prawdziwej uczty, jaką przyszykował nam Ubisoft. Morskie batalie mają fenomenalny klimat, są wymagające i na dodatek wyglądają bosko, przez co na długo zapadają pamięć.

Trzy grosze Kwiścia:

Assassin’s Creed III nie jest grą rewolucyjną. Zamiast zmieniać to, co dobre, twórcy zdecydowali się dodać jak najwięcej nowych elementów, uatrakcyjniając w ten sposób znaną wszystkim formułę. Większość nowości przypadła mi do gustu, ale to nie one są moim zdaniem najmocniejszą stroną ostatniej produkcji Ubisoftu. Tym, co spodobało mi się w niej najbardziej, jest przede wszystkim ciekawy i pełen charakterystycznych bohaterów scenariusz oraz grafika, która momentami potrafi być wręcz cudowna. Warto zagrać dla samego podziwiania widoków.

Ocena: 9/10

Ostatnim istotnym dodatkiem z serii nowinek, choć już nie tak efektownym, są polowania na zwierzęta. Zaznaczmy od razu, że te dzikie, bo w grze występuje również sporo „udomowionych” przedstawicieli fauny (od psów przez indory po świnki i krowy), ale ich standardowo zabić się nie da, co najwyżej można je pogłaskać. Łowy przeprowadzamy za pomocą dowolnej broni, domyślnym narzędziem mordu jest w tym wypadku myśliwski łuk. Niezłe efekty dają też sidła w połączeniu z przynętą, jednak te nadają się co najwyżej na mniejsze okazy. Z ubitych stworzeń pozyskujemy skóry i dodatkowe materiały (np. pazury), które mogą posłużyć jako surowiec do produkcji innych przedmiotów lub towar na sprzedaż. Polowania nie należą do specjalnie rajcujących, nawet gdy próbujemy podejść bezszelestnie płochliwe zwierzaki lub walczymy na śmierć i życie z żądnymi krwi drapieżnikami: niedźwiedziami, rysiami i kuguarami. Owszem, na początku sprawia to sporo radości, ale stosunkowo szybko się nudzi. W końcu ileż można uganiać się za jeleniami lub odbębniać banalnie proste quick time eventy, eliminujące wilki skaczące do gardła. No ile?

Boston zasypany śniegiem. - 2012-10-30
Boston zasypany śniegiem.

Grę napędza podrasowany silnik Anvil, dzięki czemu prezentuje się ona odrobinę lepiej od swoich poprzedniczek. Największe wrażenie robią sekwencje morskie z kapitalnymi widokami, a także możliwość obserwowania wszystkich lokacji w zmiennych warunkach pogodowych (śnieżyce!). Obiecywana rewolucja dotycząca wyraźnego zwiększenia liczby modeli widocznych na ekranie to natomiast zwykły pic na wodę – owszem, po ulicach miast chadza więcej ludzi, ale o bitwach z udziałem setek żołnierzy, które swego czasu tak intensywnie zachwalali twórcy, możemy co najwyżej pomarzyć. Za każdym razem, gdy Connor wplącze się w większą potyczkę pomiędzy rojalistami a patriotami, na ekranie występuje jednocześnie kilkanaście aktywnych osób. Reszta stanowi jedynie tło i nie angażuje się bezpośrednio w walkę.

W grze licznie reprezentowane są zwierzęta. Tych domowych nie wolno zabijać. - 2012-10-30
W grze licznie reprezentowane są zwierzęta. Tych domowych nie wolno zabijać.

Eksploatując usprawniony silnik, autorzy nie ustrzegli się, niestety, potknięć, na które trudno przymknąć oko, bo w dużej mierze psują przyjemność z rozgrywki. Błędów jest tu więcej, niż ustawa przewiduje – są problemy ze strzelającymi przez ściany muszkieterami, zawieszającymi się questami pobocznymi i znikającymi z mapek ikonami. Niedopracowane wykrywanie kolizji w miastach sprawia, że Connor potrafi podczas wspinaczki zatopić się w budynku, prawdziwą jednak mordęgą jest konna podróż po bezdrożach pogranicza. Wierzchowiec lubi zatrzymać się na byle jakiej przeszkodzie, która – przynajmniej w teorii – powinna być bardzo łatwa do sforsowania. Udało mi się również dwukrotnie w cudowny sposób wypaść z mapy i mogłem obserwować całą krainę od spodu, zawieszoną w przestrzeni. Czyżby zabrakło czasu na porządne testy?

Assassin’s Creed III to dobrze zrealizowany tytuł z górnej półki, który już przy pierwszym kontakcie wciąga na całego. Mimo że typowej dla serii swobody doświadczamy dopiero w piątej sekwencji, trudno narzekać – konsekwentnie zatajany przez Ubisoft, a tym samym zupełnie niespodziewany początek opowieści pozostawia po sobie świetne wrażenie. Kiedy wreszcie worek z dodatkowymi aktywnościami zostaje rozwiązany, gra zalewa nas pobocznymi misjami, różnego rodzaju wyzwaniami i dużą liczbą znajdziek do kolekcjonowania. Nie wszystkie nadprogramowe zadania prezentują zadowalający poziom, dużo tu kilkuminutowych zapchajdziur, w których więcej jest biegania niż faktycznego działania, ale również i ten element wypada zaliczyć na plus. Wreszcie: system walki, bitwy morskie, zwiększona ilość technik zabijania z ukrycia, od biedy nawet i polowania, multiplayer, oprawa audiowizualna i przyzwoity scenariusz, z łagodnym spadkiem formy w środkowej części, ale świetny na początku i dobry w ostatnich sekwencjach, wyłączając jedynie sam finisz – to niewątpliwe zalety tej produkcji.

MULTIPLAYER

Tryb rozgrywki wieloosobowej jest konsekwentnie rozwijany od kilku lat i autorzy ewidentnie mają na niego jakiś pomysł, co doskonale widać właśnie w Assassin’s Creed III. Mapy co prawda nie grzeszą wielkością, ale w zupełności wystarczają, by zgromadzeni na serwerze ludzie mieli odpowiednie pole manewru, nie nudząc się podczas szukania celu w gąszczu przechadzających się po arenach cywilów. Gra premiuje bonusami bardziej wykwintne techniki zabijania (np. w pełnym ukryciu), a za zdobyte podczas zmagań punkty awansujemy na kolejne poziomy doświadczenia. Multiplayer w „trójce” to również masa rzeczy do odblokowania, np. umiejętności defensywne (przypominających perki z serii Call of Duty), ułatwiające przeżycie na placu boju. Wbrew powszechnym obawom balansu nie zakłóca system mikropłatności dla leniwych, pozwalający kupić za prawdziwą gotówkę uaktywniane wewnętrzną walutą zdolności.

Na drugim biegunie stoi zatrważająco duża jak na produkt tej klasy liczba błędów technicznych, kiepska inteligencja przeciwników, kompletne zmarginalizowanie aspektów ekonomicznych, a więc i zmarnowanie potencjału kryjącego się w rozbudowanym systemie craftingu, oraz nijakie miasta –wizualnie ładne, jednak niedorastające do pięt architektonicznym perełkom z Europy. Całkiem sporo tych mankamentów jak na potencjalny hit, który miał zostawić w tyle swoich poprzedników.

Żywe tarcze chronią przed pociskami. - 2012-10-30
Żywe tarcze chronią przed pociskami.

Z tych właśnie względów nowy produkt Ubisoftu trudno mi zaliczyć do dzieł wybitnych – niby zawiera to, co powinna mieć każda gra z tej serii, z drugiej jednak strony po ujrzeniu napisów końcowych pozostawia wyraźne uczucie niedosytu. Nie wszystko zagrało idealnie, wskutek czego „trójka” z pewnością nie stanie się tym dla Assassin’s Creed II, czym „dwójka” była dla pierwowzoru. Mówiąc krótko: jest bardzo dobrze, ale mogło być lepiej. Pierwsze spotkanie z Ezio pozostaje liderem mojego prywatnego rankingu Asasynów.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Draugnimir Ekspert 29 maja 2017

(PC) Zmęczony po Revelations, nie spodziewałem się, że Assassin’s Creed III będzie tak pozytywnym zaskoczeniem. Ubisoft odważnie wyrwał serię ze stagnacji, przenosząc ją w nowe realia – tyleż interesujące pod kątem rozgrywki, co zachwycające klimatem. Byłem też pod dużym wrażeniem „obustronnej” fabuły, świetnie przeplatającej fikcyjne losy wyrazistych bohaterów z historią USA… choć ostatecznie dobre wrażenie zatarł mierny finał. No i nieraz rozsierdziły mnie mechaniczne wpadki – głównie problemy ze sterowaniem i beznadziejna (wciąż) SI. Ale dla mnie to i tak jeden z najlepszych „Asasynów”.

8.5

sekret_mnicha Ekspert 6 kwietnia 2013

(PC) Sporo bardzo dobrej zabawy, trochę nudy, słabiutka końcówka i garść błędów. Oto Assassin's Creed III w całej okazałości.

7.5
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!