Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Assassin's Creed III Remastered Recenzja gry

Recenzja gry 29 marca 2019, 14:35

Recenzja gry Assassin’s Creed 3 Remastered - jest ładniej, ale czy lepiej?

Ubisoft w końcu zdecydował się wydać trzecią część Assasin’s Creed na konsole ósmej generacji. Przed premierą obiecywano nam unowocześnioną oprawę graficzną i ulepszoną rozgrywkę. Z tej pierwszej obietnicy twórcom udało się wywiązać…

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji PC, XONE

Oto jest. Piąty z sześciu „Asasynów” z siódmej generacji konsol, który nie doczekał się wcześniej przesiadki na PlayStation 4 i Xboksa One. Gra znienawidzona w Europie za mało interesujący nas setting, za wiecznie poirytowanego głównego bohatera, który nie miał nawet startu do Ezia Auditore, wreszcie za kiepski finał przygód Desmonda Milesa, które po rozciągnięciu wątku barmana w Brotherhoodzie i Revelations wyraźnie straciły na impecie. Taka właśnie pozycja doczekała się odświeżonej wersji, by ludzie mający w pamięci jedynie „asasynowe RPG” przypomnieli sobie, jak to drzewiej bywało. Sporo obiecywałem sobie po tym spotkaniu, bo „trójeczkę” ukończyłem tylko raz i było to naprawdę dawno temu. Jak wyszło? Czy hucznie zapowiadane usprawnienia okazały się na tyle rewolucyjne, żeby uzasadnić konieczność ponownego wydania pieniędzy na remaster?

Kolorystyka jest bardziej żywa, barwy ciepłe - duża zmiana w stosunku do posępnego pierwowzoru.

Przede wszystkim ładniej

PLUSY:
  1. podrasowanie grafiki niepolegające wyłącznie na podbiciu rozdzielczości;
  2. większa ilość roślinności na Pograniczu, co uatrakcyjnia tę lokację;
  3. więcej koloru w życiu Connora!
  4. ćwierć dodatkowej gry w postaci dodatków do „trójki” i pół kolejnej gry w postaci Liberation;
  5. próba usprawnienia mechaniki rozgrywki, choć nie wszystkim wprowadzone zmiany przypadną do gustu.
MINUSY:
  1. niepotrzebne ułatwienia w skradaniu, które negatywnie wpływają na poziom trudności;
  2. nieudana próba uratowania craftingu.

Największe zmiany w Assassin’s Creed III: Remastered dotyczą oprawy wizualnej. Trzeba uczciwie przyznać, że autorzy mocno się postarali, dostarczając nie tylko natywne 4K na konsolach PlayStation 4 Pro i Xbox One X (niestety, to wciąż 30 klatek), ale również dodając nowe tekstury i roślinność, poprawiając modele twarzy i mocno zmieniając oświetlenie lokacji. Ta ostatnia modyfikacja jest zresztą najbardziej widoczna na pierwszy rzut oka. „Trójkę” zapamiętałem jako grę posępną i ponurą, dlatego z zaskoczeniem przyjąłem fakt, że w wersji zremasterowanej kolory są niezwykle żywe i ciepłe (co zauważamy już w londyńskiej operze, gdzie rozpoczynamy zmagania). Pod tym względem tytuł sporo zyskuje, bo oglądanie Pogranicza w promieniach zachodzącego słońca czy przemierzanie Bostonu pozbawionego charakterystycznej mgiełki dodaje tym lokacjom sporo uroku. Oczywiście musimy pamiętać, że scenerie nie uległy większym przeobrażeniom, dlatego budynki nie zyskały nagle tony nowych detali, które zbliżyłyby je do poziomu osiągniętego chociażby w Assassin’s Creed: Unity, ale i tak jest nieźle. Dobrze zrealizowane światło potrafi w takiej grze zdziałać cuda i Assassin’s Creed III Remastered jest tego najlepszym przykładem.

Desmond, coś taki niewyraźny?

Gdzie te poprawki?

Szumnie zapowiadane zmiany w rozgrywce to raczej detale, których oko laika nie ma szans dostrzec. Prawdę mówiąc, miałby z tym problem nawet otrzaskany z „Asasynami” fan, bo większość usprawnień – jak np. możliwość chowania się w zaroślach – była dostępna w tylu grach, że trudno czasem stwierdzić, gdzie pojawiła się po raz pierwszy. Nie zmienia to jednak faktu, że zremasterowana „trójka” wydała mi się łatwiejsza od pierwowzoru. Dzięki możliwości zwabiania przeciwników w krzaki gwizdem (poprzednio dało się to robić tylko wtedy, gdy bohater przyklejał się do rogu budynku), prościej jest przetrzebiać większe grupy przeciwników z ukrycia oraz podsłuchiwać poruszających się wrogów, co stanowiło prawdziwe wyzwanie w pierwowzorze. Gracze lubiący mordować po cichu z zadowoleniem przyjmą też fakt, że teraz Connor potrafi wyłączyć z walki dwóch przeciwników jednocześnie, a próba zaszlachtowania idącego przed nami wroga nie postawi na nogi całego obozu, bo bohater automatycznie użyje ukrytego ostrza, a nie innej broni, którą aktualnie ma pod ręką.

Niestety, w ślad za tymi ułatwieniami nie idą żadne zmiany w sztucznej inteligencji przeciwników. Kiedy narobimy rabanu, otaczający nas rywale nadal będą ustawiać się w kolejce po ciosy, a na wyłamanie się ze schematu zdecyduje się wyłącznie ten niemilec, do którego jesteśmy zwróceni tyłem. System walki można rozpracować bardzo szybko, więc żadna, nawet najliczniejsza grupa nie oznacza tak naprawdę większego wyzwania, no chyba że w szeregach wrogów pojawią się mocniejsze jednostki, ale tych miśków możemy akurat powalać jednym celnym uderzeniem, jeśli wzorem poprzednich odsłon wprowadzimy bohatera w tryb morderczej serii.

Autorzy popracowali nad modelami twarzy. Nie jest to 2019, ale da się przeżyć.

WSZYSTKO W JEDNYM

Oprócz samego Assassin’s Creed III zremasterowana edycja oferuje wszystkie dodatki (m.in. Tyranię króla Waszyngtona, gdzie Ubisoft po raz pierwszy eksperymentował z dzieleniem rozszerzenia na epizody), a także grę Assassin’s Creed: Liberation HD. Ta ostatnia nie ma takich samych usprawnień jak „trójka”, poza zwiększeniem rozdzielczości do 4K, co wydaje się zrozumiałe. Opowieść o Aveline de Grandpre to odprysk w stosunku do dużych odsłon serii i do pozycji tej nie można przykładać takiej samej miary jak do przygód Connora. Niemniej Ci z Was, którzy dotąd nie mieli okazji się z tym tytułem zapoznać, mogą uznać spotkanie z asasynką za dość interesujące. Ciekawie prezentuje się tam przede wszystkim system zmiany strojów, które oferują zupełnie inne możliwości w kwestii eksploracji otoczenia i walki z przeciwnikami.

Ostatnie istotne zmiany dotyczą systemu craftingu, na który mocno narzekałem już w recenzji podstawki. Szczerze? Z niczym przy tym podejściu deweloperzy z Ubisoftu nie przekombinowali tak mocno, jak właśnie z tym. W podstawce dostawaliśmy surowce od naszych rzemieślników, żeby wysyłać je konwojami za marne grosze do dużych miast. Mechanika ta cieszyła się niespecjalnym powodzeniem, bo była pogmatwana i żmudna, dlatego tym razem postanowiono dać graczom możliwość kucia broni... tej samej, którą można znaleźć w sklepach. Żeby nie było zbyt łatwo, tworzenie oręża wymaga odnalezienia schematów (poupychano je w skrzyniach, zawsze znajdujących się w zakazanych, czyt. czerwonych, strefach), a także zwiększenia kwalifikacji naszych rzemieślników, co sprowadza się do wykonania niezbyt skomplikowanych misji pobocznych.

Widząc, ile to wszystko wymaga zachodu, zdecydowałem, że wygodniej będzie po prostu pójść do sklepu, zwłaszcza że kasy mamy tutaj w bród. Oczywiście autorzy przygotowali się i na taką ewentualność, więc sporo broni jest na starcie zablokowanej i pojawia się w ofercie dopiero po dotarciu do określonego miejsca w fabule. Czy jest to problem? Żaden, bo z powodzeniem da się walczyć tym, co akurat mamy pod ręką. Z domyślnym orężem można bez kłopotu ukończyć całą kampanię. Gra znowu nie daje nam powodów, żeby nadmiernie się zbroić. Koło się zamyka.

Starali się jak nigdy, a wyszło...

Na szarym końcu są poprawki kosmetyczne. Na minimapie widać teraz, w którą stronę patrzą wrogowie. Pokazuje ona również wszystkie dostępne w okolicy kryjówki – przydatne, jeśli narobimy zamieszania i przeciwnicy rzucą się w pościg. To przesadne i – szczerze mówiąc – zupełnie niepotrzebne ułatwienia i tak mocno już ułatwionej zabawy. Wolałbym, żeby autorzy pomyśleli raczej o utrudnieniu zmagań, bo wersja Remastered wydaje się wybaczać dużo więcej niż wydany prawie siedem lat temu pierwowzór.

Autorzy chwalą się, że dodano większe tłumy. W cutscenkach tego nie widać, bo i w klasycznej "trójce" było ich sporo, a na ulicach większej różnicy nie widać.

Assassin’s Creed III Remastered to generalnie dość ciekawy produkt i z pewnością najlepszy remaster, jaki saga o skrytobójcach kiedykolwiek otrzymała. Widać, że autorzy chcieli zdziałać coś więcej, niż tylko podbić rozdzielczość, nie wszystkie jednak pomysły należy uznać za trafione. Zmiany w grafice są jak najbardziej na plus, bo zrobiło się zdecydowanie ładniej, ale już crafting i przesadne uproszczenia w skradaniu niespecjalnie przypadły mi do gustu (skoro gra była projektowana bez tych rzeczy, trzeba było zostawiać to po staremu). Więcej pary mogło pójść w usprawnienie inteligencji wrogów lub poprawę systemu walki, który zmusza wyłącznie do cierpliwego obserwowania, kiedy nad głową przeciwników pojawi się ostrzegający przed atakiem trójkąt. Dobre jednak i to, bo odświeżona „trójka” nie wydaje się aż takim skokiem na kasę jak chociażby trylogia Ezia Auditiore, która od wersji na PS3 i Xboksa 360 różniła się jedynie rozdzielczością. Ci, którzy nie widzieli Connora przez kilka lat, a żywią do niego sympatię (co ciekawe, po latach jest ich znacznie więcej niż bezpośrednio po premierze), nie będą po odpaleniu tego remastera niezadowoleni.

Amerykański plakat w Brazylii. Desmond poszukiwany jest na całym świecie.

A CO Z „JEDYNKĄ”?

Pierwsza odsłona serii jest jedyną, która wciąż nie doczekała się premiery na konsolach ósmej generacji. Czy istnieje szansa, że kiedykolwiek ją dostaniemy? Moim zdaniem niewielka. Przygody Altaira nie wzbudziły większych emocji w 2007 roku, kiedy gra trafiła na rynek, ale dziś ich wydźwięk mógłby być zupełnie inny, zwłaszcza że Assassin’s Creed to marka globalna. Zasadniczy problem może stanowić fakt, że wcielamy się tu w syryjskiego mordercę chrześcijan, a sami chrześcijanie zostali zaprezentowani jako bezwzględni najeźdźcy i – w większości przypadków – zwykłe kanalie. Mało tego, „jedynka” robi sobie liczne żarciki z wiary, sugerując, że Jezus był sprytnym hochsztaplerem, używającym kosmicznych zabawek do robienia magicznych sztuczek, np. zamiany wody w wino, a gdy ukrzyżowali go prototemplariusze, to koledzy wskrzesili go przy pomocy tych samych artefaktów.

Podsumowując, gra mogłaby wzbudzić niezdrowe zainteresowanie środowisk, które dwanaście lat temu na ten produkt nie zwróciły uwagi. Znając podejście Ubisoftu, nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek zaryzykował negatywny szum wokół flagowej marki firmy. Zresztą doskonała okazja do wydania odświeżonej wersji „jedynki” była na dziesięciolecie. I co? I nic.

Trudne sprawy

Osobną kwestią pozostaje spotkanie z „Asasynem”, który „Asasynem” po prostu jest. Powrót do „trójki” przypomniał mi, dlaczego kiedyś lubiłem tę serię i dlaczego uważam, że Odyssey to krok w złym kierunku. Wiecznie wkurzony Connor może irytować, ale w przeciwieństwie do Kassandry i Alexiosa jest „jakiś”, a podsuwane mu pod nos questy z głównego wątku fabularnego nie stanowią zlepku głupkowatych historyjek pustych jak dziurawe wiadro. To zręcznie poukładana opowieść o zagubionym w świecie białego człowieka pół-Indianinie, który miota się pomiędzy chęcią pomocy swoim pobratymcom i walczącym o niepodległość Amerykanom, napędzaną – jakby tego było mało – nienawiścią do własnego ojca i jego kamratów.

To wreszcie opowieść o asasynach i templariuszach, a nie durnym najemniku/najemniczce, którzy raz na ruski rok przypominają sobie, że za swoje usługi powinni wziąć kasę. Tego mi w tej serii brakuje i tego chcę. Zrozumiałem to po ukończeniu trzeciej sekwencji i twiście fabularnym. Choć wiedziałem, co się wydarzy, i tak poczułem ciarki na plecach. Te same, które towarzyszyły również wielu asasynowym momentom w Origins, a których nie potrafiłem odnaleźć w Odyssey. O powrót do korzeni proszę. Taki z prawdziwego zdarzenia.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Podobała Ci się oryginalna trzecia część Asasyna?

Tak
68,2%
Nie
18,3%
Nie grałem
13,5%
Zobacz inne ankiety
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!