Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

A Way Out Recenzja gry

Recenzja gry 22 marca 2018, 17:00

Recenzja gry A Way Out – bo do ucieczki trzeba dwojga

Przygodówka, skradanka, chodzona bijatyka, samochodówka, strzelanka - A Way Out co krok zaskakuje nowymi mechanikami, dzięki którym kilkugodzinna kooperacyjna przygoda mija szybko i przyjemnie.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji PC, XONE

PLUSY:
  1. fabuła wprawdzie początkowo nie porywa, ale nadrabia to w finale;
  2. powalająca różnorodność rozgrywki, niepozwalająca nawet na chwilkę nudy;
  3. spore różnice w zadaniach obu bohaterów oraz lekka nieliniowość, dzięki czemu tytuł można z zainteresowaniem przejść dwukrotnie;
  4. świetne, filmowe podejście do przedstawiania akcji oraz podziału ekranu;
  5. solidna oprawa wizualna, która nie musi się niczego wstydzić na tle produkcji AAA;
  6. jedna kopia wystarcza, by grać przez sieć ze znajomym.
MINUSY:
  1. chciałoby się, by całość trwała ciut dłużej;
  2. w trybie sieciowym przytrafia się rwanie ekranu.

Wiele można powiedzieć o Electronic Arts, ale trzeba przyznać, że program wspierania twórców niezależnych EA Originals okazał się wielkim sukcesem. Mali, ale ambitni autorzy otrzymali potężne wsparcie, którego nie mogą się nachwalić, samo Electronic Arts stosunkowo niskim kosztem poprawia swój negatywny wizerunek, a gracze dostają świetne tytuły, które w innym wypadku mogłyby nie powstać wcale albo prezentować się znacznie mniej ciekawie. To właśnie ze współpracy między korporacją, kojarzoną z seriami The Sims, Need for Speed, FIFA czy Battlefield, a niezależnymi studiami zrodziły się takie perełki jak Unravel czy Fe, a teraz także najnowsza produkcja Josefa Faresa, twórcy Brothers: A Tale of Two Sons.

A Way Out to na pierwszy rzut oka typowa, mocno oskryptowana gra akcji, wyróżniająca się głównie tym, że można w nią grać wyłącznie w duecie. To jednak tylko pierwsze wrażenie, które dość szybko mija, ujawniając, że jest to tytuł będący czymś znacznie więcej niż kooperacyjną kalką Uncharted. Po poznaniu historii dwóch uciekinierów w pełni rozumiem, dlaczego podczas pamiętnego przemówienia na gali Game Awards 2017 Josef Fares twierdził, że jest tak pewny swojej gry, iż będzie jej bronić nawet wtedy, gdy cały świat uzna ją za niewypał.

O dwóch takich, co uciekli z więzienia

W A Way Out wcielamy się w dwóch mężczyzn z różnych środowisk, których drogi zeszły się w... zakładzie karnym. Vincent to opanowany i stawiający na rozwagę bankier, zaskakująco dobrze odnajdujący się w stresujących sytuacjach. Leo od małego egzystował na ulicy i prowadził przestępczy żywot, który zahartował go, nauczył bezwzględności i tego, że często lepiej najpierw działać, a dopiero potem myśleć. Mimo początkowej niechęci do siebie panowie szybko odkrywają, iż mają ze sobą coś wspólnego – obaj trafili za kratki z powodu działań tej samej osoby. Więźniowie postanawiają więc połączyć siły i najpierw odzyskać wolność, a następnie odnaleźć i ukarać tego, który zrujnował im życie.

Klasyczna współpraca – Vincent odwraca uwagę, a Leo w tym czasie przekrada się.

Większa część historii to retrospekcja – pomiędzy rozdziałami wracamy na pokład samolotu, gdzie bohaterowie snują swoją opowieść.

Materiały przedpremierowe nie robiły z tego żadnej tajemnicy, więc nie zdradzę zbyt wiele, pisząc, że naszemu duetowi w końcu udaje się zbiec z placówki resocjalizacyjnej, a fabuła niczym ze Skazanego na śmierć zmienia się w bardziej typowe kino akcji, które przenosi bohaterów do różnorodnych lokacji – od szpitala miejskiego, przez amerykańskie lasy, po dżunglę.

Opowieść przez gros czasu nie robiła na mnie większego wrażenia, poprawnie przechodząc od jednego typowego motywu do kolejnego. Relacje między protagonistami stopniowo ulegały ociepleniu, panowie uczyli się coraz bardziej sobie ufać, nie zapominając przy tym o regularnym wzajemnym dogryzaniu. Spokojniejsze fragmenty pozwalały zapoznać się bliżej z ich motywacjami oraz rodzinami, podczas gdy sekwencje akcji nie dopuszczały do pojawienia się znużenia. Wszystko jednak odbywało się w rytm znajomych taktów – dobrze zagranych i przyjemnych dla ucha, ale nie porywających do tańca.

W sekwencjach skradankowych ważne jest zgranie w obezwładnianiu strażników.

Mój odbiór opowieści wyraźnie poprawił się jednak dzięki finałowym rozdziałom, które dość mocno minęły się z tym, czego się spodziewałem, i zdołały mnie bardzo pozytywnie zaskoczyć. Warstwę fabularną gry oceniam więc koniec końców pozytywnie. Historia nie jest w żadnym razie ambitna, ale wciąga i zapewnia porządną rozrywkę. Jednak to nie ona przyczyniła się do wysokiej oceny, jaką widzicie w górnej części strony. Siła A Way Out tkwi gdzie indziej.

Od skradanki do strzelanki przez ścigałkę

Podejmowane decyzje nie zmieniają drastycznie głównej osi opowieści, ale potrafią wpłynąć na to, jak wyglądają spore fragmenty rozgrywki.

Materiały przedpremierowe, zwłaszcza opublikowany krótko przed ukazaniem się tytułu gameplay, rodziły obawy, że gra może być zbyt oskryptowana i zmienić się w festiwal sekwencji QTE. Faktycznie, skryptów jest tu dużo, a cała zabawa cechuje się sporą liniowością, ale nie jest to samograjka. Przedstawiony w filmiku z rozgrywki fragment mający miejsce w szpitalu nie okazał się reprezentatywny dla całej gry, gdyż ta cechuje się niewiarygodną wręcz różnorodnością.

Początki zabawy przypominają prostą fabularyzowaną przygodówkę w stylu Heavy Rain czy gier Telltale Games, ale bardzo szybko przekonujemy się, że ekipa Hazelight zadbała, byśmy nawet przez moment nie poczuli się znużeni. Sekwencje przygodówkowe nagle przechodzą w etapy typowo skradankowe, które niewiele później potrafią zostać zastąpione dramatycznym pościgiem samochodowym, zwieńczonym spływem łodzią po rwącej rzece.

Jedna kopia dla dwóch graczy

W A Way Out możemy zagrać w trybie lokalnej kooperacji albo przez sieć. Choć przed premierą funkcja ta jeszcze nie działała, do zabawy online wystarczy tylko jedna kopia gry. Jeśli kupiliśmy ten tytuł, możemy wysłać znajomemu zaproszenie, które umożliwia pobranie specjalnej próbnej wersji i ukończenie z nami wszystkich jej rozdziałów.

Nie istnieje natomiast możliwość przejścia A Way Out solo. Dzieło Josefa Faresa od początku do końca zostało zaplanowane jako doświadczenie dla dwóch graczy i zdaniem producenta straciłoby zbyt wiele ze swego uroku podczas samotnej zabawy, stąd taka opcja w ogóle nie została przewidziana.

W tej sekwencji jeśli któryś z graczy za bardzo zostawi w tyle drugiego, obu czeka porażka.

W ciągu zabawy nie ma miejsca na jakąkolwiek nudę, gdyż co krok jesteśmy zapoznawani z nowymi mechanikami, czasem stworzonymi wyłącznie na potrzeby kilkuminutowych fragmentów rozgrywki albo tylko dla jednego z dwójki protagonistów. Nawet podczas spokojniejszych, nastawionych na eksplorację momentów niemal zawsze możemy liczyć na jakąś prostą opcjonalną minigrę rywalizacyjną z partnerem – pograć w baseball, rzutki czy sprawdzić, który z bohaterów lepiej radzi sobie z utrzymywaniem równowagi.

Same mechanizmy rządzące rozgrywką przygotowano bardzo porządnie. Wprawdzie pojedynczo nie byłyby w stanie udźwignąć całej produkcji i raczej szybko zrobiłoby się monotonnie, ale przeplatając się i kończąc, nim zdążymy choćby pomyśleć, że dana sekwencja trwa zbyt długo, dają wprost podręcznikowy efekt synergii –wrażenia z obcowania z całością są dużo lepsze, niż mogłoby to wynikać z rozłożenia na czynniki pierwsze poszczególnych fragmentów zabawy.

Obaj panowie na wolności zostawili rodzinę oraz rodzinne zmartwienia.

Gra jest wypchana po brzegi opcjonalnymi, prostymi minigrami.

Razem przeciw światu

W silną różnorodność wpisuje się także kooperacyjny aspekt gry – Vincent bardzo często ma do wykonania zupełnie inne zadanie niż Leo. Gdy pierwszy musi się gdzieś zakraść, drugi odwraca uwagę osób, które mogłyby zostać zaalarmowane. Jeśli jeden prowadzi samochód, drugi zamiast siedzieć bezczynnie zajmuje się ostrzeliwaniem ścigających duet radiowozów. Jedyne momenty, kiedy któryś z graczy traci kontrolę nad swoim bohaterem, to te, w których mają miejsce istotne dla niego sceny fabularne (co nie zawsze oznacza, że również jego towarzysz nie ma w tym czasie nic do roboty).

Dzięki temu, choć produkcja nie należy do najdłuższych (ukończenie wszystkich rozdziałów zajęło mi około 6 godzin), warto do niej wrócić po napisach końcowych raz jeszcze i przejść całą opowieść drugim bohaterem. Zachęcają do tego także pojawiające się od czasu do czasu decyzje do wspólnego podjęcia, które wprawdzie nie wpływają jakoś bardzo znacząco na przebieg historii, ale za to istotnie zmieniają rozgrywkę w wybranych fragmentach.

Dwa razy ładnie

Nie mija wiele czasu, a protagoniści zyskują do siebie zaufanie.

Coraz częściej w przypadku gatunków „od zawsze” oferujących podzielony ekran twórcy rezygnują z tego trybu, tłumacząc się, że utrzymanie wysokiego poziomu oprawy graficznej i stałej liczby klatek na sekundę na dwóch ekranach jest trudne, czasochłonne, a czasem wręcz niemożliwe. Zespół Hazelight musiał tych stwierdzeń nie słyszeć, gdyż A Way Out nie tylko okazuje się porządnie zoptymalizowane, ale również ładne.

I nie, produkcja ta nie wygląda dobrze „jak na indyka” – gracz nieświadomy, kim są jej twórcy, może z łatwością na pierwszy rzut oka pomylić ją z tytułem AAA. Oczywiście pewnych rzeczy przeskoczyć się nie dało, podział ekranu wymusił kompromisy i gra nie wygląda tak atrakcyjnie jak Uncharted 4, Wiedźmin 3 czy Horizon Zero Dawn, ale już z takim NiOhem, Yakuzą 6 czy kilkuletnimi pozycjami pokroju Grand Theft Auto V może spokojnie zmierzyć się w wizualnym pojedynku. Modele postaci wykonano z zadowalającą liczbą detali, a lokacje może nie wywołują opadu szczęki, niemniej prezentują się całkiem przyjemnie dla oka. Jedynie animacje od czasu do czasu rażą sztucznością, a teksturom zdarza się doładowywać z lekkim opóźnieniem, jednak nie są to problemy dające się jakoś mocno we znaki.

Bywa, że kompozycja podziału ekranu zostaje zaburzona.

Zanim Josef Fares zwrócił się w stronę wirtualnej rozrywki, nakręcił kilka filmów – i zdobyte w ten sposób doświadczenie mocno procentuje w A Way Out. Oprócz zagrywek typowych dla gier filmowych, jak nagłe zmiany położenia kamery czy spowolnienia akcji w wybranych momentach, uwagę zwraca świetne manewrowanie częściami ekranu, które nie zawsze dzielone są po równo. Przykładowo, jeśli Vincent w danej chwili robi coś ważniejszego, to otrzymuje dwukrotnie więcej miejsca od Leo. Czasem podział jest poziomy, czasem pionowy, bywa nawet tak, że widzimy aż trzy fragmenty zamiast dwóch, gdyż na trzecim kawałku ekranu pokazywane są jakieś istotne wydarzenia. Zdarza się też, że podziału nie ma wcale i bohaterów obserwujemy naprzemiennie. Te zmiany ujęć również świetnie wpływają na odbiór tytułu i jego dynamikę.

Kod sieciowy

Jeśli chodzi o komfort grania w sieci, to jest on nieco niższy niż w przypadku zabawy lokalnej. Podczas testów obyło się bez zrywania połączenia czy zauważalnych lagów, ale zamiast tego momentami A Way Out jakby zawieszało się na około ćwierć sekundy. Najczęściej do takich sytuacji dochodziło w trakcie cut-scenek albo zaraz po nich, czyli w momentach, w których program prawdopodobnie przetwarza większą ilość danych. Podczas zabawy offline tego typu sytuacje nie występują, stąd jest to lepszy sposób obcowania z tą pozycją. Wspomniane mankamenty nie okazują się jednak na szczęście bardzo irytujące, więc jeśli nie dysponujecie możliwością kooperowania lokalnie, grą jak najbardziej można cieszyć się w trybie online.

Prawie każda spokojniejsza sekwencja eksploracyjna skrywa jakąś minigrę.

Różnorodność rozgrywki powala.

Krótko, ale intensywnie

A Way Out zaskoczyło mnie. Z zainteresowaniem obserwowałem postęp prac nad dziełem studia Hazelight, spodziewałem się udanego tytułu – ale nie oczekiwałem, że będzie aż tak dobry. Skromny zespół deweloperski, dysponujący stosunkowo niewielkim budżetem stworzył grę, która pod względem natężenia akcji i różnorodności okazuje się dorównywać, a momentami nawet przebijać wiele wysokobudżetowych hitów.

Choć większość elementów wykonana została „tylko” dobrze bądź bardzo dobrze, jako całość dają o wiele lepszy efekt, niż można by przypuszczać na podstawie części składowych. Fabuła początkowo rozwija się sztampowo, ale zyskuje w finale, rozgrywka nie pozwala się nudzić nawet przez chwilę, kooperacyjny aspekt zabawy sprawdza się doskonale, a oprawa wizualna maskuje swoje „indycze” korzenie. Do tego premierowa cena jest bardzo atrakcyjna, a do wspólnej gry przez sieć wystarcza jedna kopia. Czego chcieć więcej?

O AUTORZE

A Way Out ukończyłem w całości w trybie lokalnym jako Leo, zaliczyłem też około jednej trzeciej gry w trybie sieciowym, sprawdzając różnice w zabawie Vincentem oraz skutki podejmowania innych decyzji. Jestem fanem tytułów nastawionych przede wszystkim na doznania filmowe. Wśród wypróbowanych przeze mnie pozycji tego typu znajdują się chociażby wszystkie odsłony Uncharted, restartowany Tomb Raider czy większość interaktywnych seriali – od Until Dawn, przez Heavy Rain, po Life Is Strange i produkcje Telltale Games.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry A Way Out na PS4 otrzymaliśmy bezpłatnie od jej wydawcy, firmy EA Polska.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych, a od 2024 roku zarządza działem sprzedaży. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

pitaapan VIP 2 kwietnia 2018

(PC) Naszym subiektywnym zdaniem gra jest wybitna i wyjątkowa. To już dawno nie czasy, kiedy chłopak siedział sam w domu i grał w gierki. Teraz każdy gracz ma przynajmniej jednego przyjaciela z którym gra w gry. Moją przyjaciółką do grania jest moja żona i nie ma szans żadne kino, żaden MMO online, dać nam tyle zabawy co TA gra. Mamy nadzieje, że będzie to nowa droga dla gier i developerzy usłyszą, że granie na kanapie we dwoje to genialna rzecz.

10
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...