Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 grudnia 2006, 14:17

autor: Anna Nowopolska

Rayman Szalone Kórliki - recenzja gry

Jeśli więc na Twej drodze stanie białe, pozornie niewinnie wyglądające, uszate żyjątko, nie zastanawiaj się, tylko przepychaczem zatkaj mu otwór gębowy, zanim Twoje uszy zostaną trwale nadwyrężone dźwiękiem o koszmarnie przenikliwej częstotliwości.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Śliczne, bielutkie jak śnieg (którego – co prawda – chwilowo nie dowieźli), urocze, milutkie, słodziutkie, puchate, przytulne i rozkoszne... króliki – hmmm...? Może i tak, ale... kórliki – o, to już całkiem inna bajka. Ich przerażające zęby (w liczbie przeważnie: dwa), ich pomysły rodem z niezłego wariatkowa, a przede wszystkim ich ogłuszający wrzask dadzą Ci nieźle popalić. Jeśli mi nie wierzysz... zapytaj Raymana!

Oto znany wszystkim wielbicielom platformówek bohater, ratujący już wielokrotnie nie tylko własny tyłek (i to z nie byle jakich opałów), zostaje brutalnie porwany z beztroskiego pikniku. Sielankową scenerię w bajkowej kolorystyce przerywają niepokojące tąpnięcia, w wyniku których towarzyszące Beznogiemu potomstwo Globoxa zapada się pod ziemię, a na jego miejscu pojawiają się... taaaa... kórliki, a któż by inny. Zaś autor owych wstrząsów, czyli kórlik w wersji monstrum, cap Bezszyjnego pod pachę i ziuuu w wiadomym sobie kierunku. W ten oto sposób Rayman zostaje wbrew własnej woli gladiatorem, który ku uciesze rozsadzonej wokół areny kórliczej gawiedzi przez 15 kolejnych dni zmuszony jest podejmować mniej i bardziej idiotyczne wyzwania. Jego zmaganiom przyglądają się zza krat także dzieciaki Globoxa, oczywiste więc jest, że Bezramienny nie ma innego wyjścia, jak zakończyć ten maraton zwycięsko.

Zarys fabuły jest tak naprawdę tylko wprowadzeniem do zabawy polegającej na przejściu szeregu minigierek, zróżnicowanych zarówno tematycznie, jak i pod względem stopnia trudności. Każdego dnia Twój bohater ma przed sobą cztery zadania kwalifikacyjne, z których zaliczenie trzech umożliwia mu udział w rozgrywce głównej, czyli strzelance lub wyścigu. Warto jednak zakończyć sukcesem wszystkie cztery rundy (ostatnią jest zawsze dyskoteka), bowiem otrzyma wówczas w nagrodę nowy strój lub kolejną piosenkę – do odtwarzania na gramofonie w swojej celi. Kres serii zmagań wygląda za każdym razem identycznie – Rayman zostaje przez wielgachnego kórlika wrzucony do więziennego lokum, na które składają się: obskurna szafa, takież wyrko, wspomniany patefon i kącik WC, gdzie zasiadłszy na tronie, można powspominać minione starcia.

Hen wysoko w górze widnieje zaś nieosiągalne (na razie) okienko, przez które wlatujący ptaszek uparcie załatwia swoją potrzebę fizjologiczną na raymański nochal. Ale do czasu... Stopniowo garderoba zapełnia się kreacjami, dzięki którym Twój mistrz potyczek może przebrać sie za Dee-Jay’a, torreadora, piłkarza, babcię, bywalca dyskotek, Elvisa, wielbiciela stylu Gothic czy Gangsta, a nawet (o zgrozo!) kórlika. Wraz z kolejnymi sportowymi sukcesami ponura nora zamienia się w przyjemny pokoik o niezłym standardzie, z dywanikiem, wycieraczką, łożem z baldachimem, grającą szafą (na której do wyboru coraz więcej piosenek), umywalką, a z czasem nawet – z wykładziną, tapetami, obrazami na ścianach, kwiatami doniczkowymi i kryształowym żyrandolem. Zamiast pilnujących Twego sportsmena klawiszy pojawiają się spragnieni jego widoku fani.

Kórliki na trybunach, początkowo rzucające obelgami i wygwizdujące nieszczęsnego zawodnika, ziewające i pokładające się ze znudzenia na ławkach, z czasem zaczynają coraz bardziej znajdować się pod jego urokiem. Najpierw słychać nieśmiałe pojedyncze oklaski, które rychło przechodzą w wiwaty, fajerwerki, pojawiają się transparenty z napisami „I love Rayman”, a murawa boiska pokrywa się czerwonymi serduszkami. Osobisty cerber Twego milusińskiego nie śmie już brutalnie ciskać nim na środek celi, tylko oddaje mu honory przed każdym wyjściem i powrotem, a w końcówce rozgrywki Beznogiego odprowadza pod drzwi kórlicza orkiestra dęta.

Warto było dożyć tych chwil, niemniej nie myśl, że traktowanemu z takimi szykanami Raymanowi sodówa uderzy do głowy i postanowi on pozostać maskotką kórlików na wieki. Co to, to nie! Niemal od samego początku Bezszyjny knuje przewrotny plan wydostania się na wolność, w którym to arcysprytnym pomyśle zaszczytną role odgrywają ssawki, zwane również przepychaczami toaletowymi. Ten oto – jakże przydatny przedmiot użytku codziennego – jest bowiem nagrodą za każdy zwycięsko zakończony dzień gladiatora. Notabene, jest również kursorem w grze oraz bronią obu stron we wszelkich potyczkach. Ma on kapitalną właściwość przysysania się nie tylko do kórliczych mordeczek, ale również do... ściany w pobliżu niedostępnego okienka. Niedostępnego dnia pierwszego, piątego, siódmego, ale po piętnastu...? Ha, sprawdź, jeśli nie wierzysz.

Wszystkich – którzy poczują się rozczarowani krótkością rozgrywki (choć 15 x 5 minigierek, to moim zdaniem bardzo przyzwoita porcja zabawy) i którzy niechętni będą opuszczeniu przepięknego, jeśli chodzi o grafikę, kolorystykę i animację świata – pocieszę, że zakończenie trybu opowieści nie oznacza wcale końca zabawy. Do dyspozycji jest bowiem jeszcze opcja rywalizacji i współpracy. Obie, jeśli chodzi o układ zadań, wyglądają identycznie, przy czym ta ostatnia polega na wspólnym przechodzeniu tej samej scenki, kiedy jedna osoba działa za pomocą myszki, a druga klawiatury czy joysticka. Z kolei ta pierwsza stanie się z pewnością nie lada gratką dla wszystkich miłośników bicia rekordów. Już po jednym dniu zmagań w obu wspomnianych trybach dostępne są gry, które udało się Raymanowi zakończyć z sukcesem. Do czterech graczy ma okazję, wyjąwszy uprzednio z szafy ulubione przebranie swego zawodnika, posługując się myszką, klawiaturą lub padem, ścigać się o to, który z nich stanie na najwyższym stopniu podium.

Znane już z trybu opowieści scenki pogrupowane zostały tematycznie i tak możesz raz jeszcze wziąć udział np. we wszystkich dziesięciu wieńczących codzienne zmagania strzelankach. Wystarczy z kolorowej, wyglądającej jak układanka mapki wybrać dowolny fragmencik, by znów atakować kórliki niezawodnymi przepychaczami lub rękawicą na łańcuchu. A wszystko to w scenerii miasteczka westernowego, kanionu, plaży, cmentarza, kopalni czy podziemnego laboratorium. We wspomnianych konkurencjach rywalizujesz na czas, na punkty bądź na przetrwanie.

Zadania sportowe odnajdziesz w grupie Sports, gdzie podzielone są na zaprawę, wyścigi, precyzyjne i umiejętności. Tu ponownie możesz zatapiać kórliczych płetwonurków salwami soku, obdarować jednego z nich wybuchającą paczką, strzyc owieczki czy doić krowę albo odbyć lot przez pierzaste obręcze, czy przejechać się na galopującym mastodoncie. I tak dalej i tym zabawniej. Zdobywane w ten sposób punkty nie są przez Ciebie gromadzone sobie a muzom, ale co jakiś czas ich powiększająca się pula służy odblokowywaniu bonusów, czyli prześmiesznych króciutkich filmików z życia kórlików, rzecz jasna. Osobną konkurencją są dyskoteki – moja ulubiona rozrywka w kórliczym świecie. Tu masz okazję posłuchać znanych przebojów (m.in. „La Bamba” Ritchie Valensa, „Girls Just Want to Have Fun” Cyndi Lauper, „Pump it” Black Eyed Peas) w nowej aranżacji, w kilku (np. coraz szybszych) wersjach. W ich trakcie należy wykazać się poczuciem rytmu, klikając w odpowiednim momencie właściwymi przyciskami myszki, w zależności, z której strony pojawiają się kórliczy tancerze. Jest to idealna konkurencja, jeśli chodzi o możliwość podziwiania animacji. Ewolucji, jakie wykonuje Rayman ze swoją formacją taneczną, pozazdrościć mogliby mu członkowie grupy Agustina Egurroli.

Nie wątpię, że podniosą się głosy krytyki, jeśli chodzi o tę odsłonę przygód Raymana – że nie jest platformówka, że nie ma w zasadzie fabuły, że za niski stopień trudności... Wiadomo, niezadowoleni znajdą się zawsze. Uważam jednak, że gra ta – jakby nie było dla dzieci – została bardzo sprytnie pomyślana. Tryb opowieści – teoretycznie niezbyt trudny, z pewnością doskonale zabawi najmłodszych. Przy tym ogromna różnorodność zadań sprawi, że każdy natrafi na coś, z czym będzie musiał pomęczyć się trochę dłużej. Nawet jeśli jest mistrzem strzelanek, to niekoniecznie błyskawicznie poradzi sobie z najeżonym przeszkodami labiryntem. Nawet jeśli jest królem szybkości, może mieć kłopoty z dokładnym poskładaniem rozsypanego pajacyka. Zaś starsi amatorzy zręcznościówek niewątpliwie odnajdą się w trybie rywalizacji, gdzie ukończenie scenki nie oznacza automatycznie sukcesu, bowiem trzeba zrobić to z lepszym czasem czy większą liczbą punktów niż przeciwnik.

Niewątpliwą atrakcją jest też możliwość zapisywania wyników w sieci i porównywania swoich osiągnięć na tle innych graczy, i to w skali światowej. Ale i tak absolutnie poza konkurencją w przypadku Szalonych Kórlików jest przepiękna kolorowa bajkowa grafika, trójwymiarowe lokacje, kapitalne animacje i sposób poruszania się postaci zarówno w czasie filmików jak i podczas gry. Wreszcie przebogaty świat dźwięków począwszy od menu, w którym gra radosna muzyczka, słychać śmichy, chichy i bulgotanie płetwonurków, poprzez wszelkie odgłosy w czasie potyczek, a zwłaszcza wszechobecny wrzask kórlików pojawiający się przy każdej Twej porażce. Na skocznej, tanecznej, wręcz podnoszącej z fotela dyskotekowej muzie kończąc. Warto też wspomnieć o całej masie humoru sytuacyjnego, o prześmiesznych minkach kórlików, o atmosferze radosnej zabawy, która zdecydowanie podnosi poziom endorfin zwłaszcza w pochmurne zimowe wieczory.

Jeśli więc na Twej drodze stanie białe, pozornie niewinnie wyglądające, uszate żyjątko, nie zastanawiaj się, tylko przepychaczem zatkaj mu otwór gębowy, zanim Twoje uszy zostaną trwale nadwyrężone dźwiękiem o koszmarnie przenikliwej częstotliwości. A potem oddaj się odprężającemu i najwyraźniej zaraźliwemu szaleństwu w świecie Szalonych Kórlików.

Katarzyna „kassiopestka” Pestka

PLUSY:

  • przemiła grafika;
  • przezabawne animacje;
  • kapitalne udźwiękowienie;
  • różnorodność wyzwań;
  • wariacka atmosfera.

MINUSY:

  • mało rozwinięty wątek fabularny;
  • to nie jest platformówka;
  • powtarzanie tych samych scenek po jakimś czasie jednak nieco nuży;
  • mimo całego swojego uroku, nie jest to gra na długo.
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...