autor: Piotr Szczerbowski
Quake III: Arena - recenzja gry
Wydając Quake III Arena, id Software postanowił dokonać małego przewrotu w światku strzelanek FPP i po raz pierwszy wypuścił grę stworzoną głównie z myślą o trybie wieloosobowym.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Kiedy na rynku pojawiła się pierwsza część Quake’a, nikt nie spodziewał się, że zapoczątkowana nim seria przejdzie do historii. Już wtedy gra ta wyróżniała się od pozostałych strzelanek FPP doskonałym trybem multiplayer. Jednak ogłoszenie przez id Software, iż najnowszy Quake III będzie tworzony głównie z myślą o grze wieloosobowej, wywołało niemałą burzę mózgów w całym światku komputerowym.
Kolejną niespodzianką były mało przychylne recenzje gry zaraz po premierze. Nie wszystkim podobała się zmodyfikowana broń, lekko zmienione poruszanie się oraz właśnie nieszczęsny tryb multiplayer. Autorzy zachowali co prawda możliwość gry w pojedynkę z komputerem, ale to już nie to samo. Wielu zwolenników Qwaka wolało wrócić do poprzednich części lub przeszło na stronę konkurencji (Unreal Tournament). Ale na szczęście wielu też pozostało i serwery na całym świecie do tej pory oblegane są przez fanatyków wieloosobowej rozgrywki.
W Quake III do dyspozycji gracza oddano wiele świetnie dopracowanych map, zarówno pod względem technicznym, jak i rozmieszczenia broni oraz power-upów. Jeżeli znudzą się nam te, zaprojektowane przez autorów, w Internecie można znaleźć setki nowych, tworzonych przez graczy, poziomów. Jednak skupmy się w tej chwili na mapach oryginalnych. Ich wielkość jest dostosowana do ilości graczy, jaką mogą naraz pomieścić. Jeżeli więc lubisz porachunki we dwoje, to proszę bardzo – któraś z pierwszych map i do roboty. Jeżeli natomiast lubujesz się w wieloosobowych zadymach, to weź którąś z większych i pokaż znajomym, ile fragów można zdobyć jednym strzałem. A co do fragów, to przeciwnika można zlikwidować na różne sposoby: poczynając od prostego karabinka, na rakietnicy i railgunie kończąc. Czyli jednym słowem: każdy może znaleźć coś dla siebie. Nie ma nic piękniejszego jak grupa zapaleńców męcząca się przez parę godzin na wzajemnej anihilacji. Skacząca adrenalina, rosnące emocje, kiedy fragujesz gościa, strzelającego bez opamiętania w twoim kierunku z rakietnicy czy railguna najprostszym karabinem to rzecz, którą po prostu trzeba przeżyć.
Dla początkujących przeznaczono rozgrywkę w trybie single player, co pozwala solidnie poćwiczyć przed prawdziwą walką. Rozgrywka ta podzielona jest na siedem rund o różnym poziomie trudności – dostęp do następnej rundy otrzymujemy po przejściu wszystkich aktualnie dostępnych map na jakimkolwiek poziomie trudności. Niestety wyważenie inteligencji botów może czasami pozostawiać wiele do życzenia. Niech teraz wstaną i podniosą prawą rękę ci, którym udało się przejść pierwszą mapę na poziomie Nightmare! Możecie zawsze sami spróbować swoich sił, jednak ostrzegam – już początek gry doprowadził mnie do ogólnej nerwicy i stanu zapalnego spojówek. W resztę plansz gra się już lepiej, co wcale nie znaczy, że łatwiej. Poziom I Can Win [1] przeznaczony jest dla początkujących – komputer nie unika strzałów, a sam nie potrafi za wiele. Na poziomie trudności Bring It On [2] może zagrać każdy, kto próbował swoich sił w innych produkcjach FPP – inteligencja botów trochę się poprawiła, jednak pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Hurt Me Plenty [3] to już zabawa dla bardziej zaawansowanych lub też solidny trening przed multi-playerowymi rozgrywkami. Natomiast Hardcore [4] to nie przelewki, nie ma tu miejsca na podziwianie krajobrazu (jeżeli można tak nazwać dziwne budowle niewiadomego pochodzenia lub kosmiczną otchłań ;)) jest tylko dobra walka dla prawdziwych wyjadaczy. O Nightmare! można w sumie powiedzieć tylko jedno: jest niesamowicie trudny. Dlatego należy do niego przejść dopiero po solidnym przygotowaniu bojowym. Cała zabawa polega na tym, iż już na poziomie trudności Hardcore do każdej mapy należy podchodzić z zaplanowaną taktyką oraz dobrym przygotowaniem praktycznym.
Po ćwiczeniach nadszedł czas na prawdziwą zabawę. Możemy teraz przejść do multiplayera. Są tu dostępne cztery tryby rozgrywki. Pierwszy to Free for All, czyli rasowy Deathmatch w który może zagrać od dwóch do dwunastu osób, zależnie od pojemności mapy. Następnym trybem jest Team Death Match – czyli drużynowa anihilacja. Dwie drużyny walczą ze sobą o kontrolę nad daną mapą, zdobywając przy okazji jak najlepszy wynik. Tournament to z kolei wala jeden na jednego, pozostali gracze obserwują rozgrywkę czekając na swoją kolej. I w końcu najciekawszy chyba tryb o nazwie Capture the Flag. Wyobraź sobie, że wchodzisz do wrogiej bazy, zabierasz ich flagę i transportujesz ją do swojego centrum dowodzenia. Nic prostszego, mogłoby się wydawać. Jednak jeżeli doda się do tego ciężki ostrzał obrońców wrogiej flagi i możliwość utraty własnej, można wtedy poczuć klimat prawdziwej zabawy. Można pograć ze znajomymi przez sieć lokalną czy Internet lub użyć dedykowanego serwera i zawalczyć z graczami spoza naszych granic, jednak bez solidnego łącza, najlepiej stałego, można o tym tylko pomarzyć. Jednak już niedługo TPSA zapowiada, że połączenia mają się poprawić (nie czyt. stanieć). No cóż, tak to już jest. Zawsze pozostaje jeszcze zmontowanie sieci lokalnej. Dobra zabawa z pewnością zrekompensuje w pełni wszystkie wydatki. Dużo lepiej jest też powalczyć z żywym przeciwnikiem, niż z botami sterowanymi przez komputer.
Jeżeli chodzi o grafikę, jest ona po prostu świetna. Quake III służy wszakże od dawna jako test wydajności kart graficznych (wystarczy popatrzeć na opisy sprzętu w różnych czasopismach lub w Internecie). Modele postaci składają się z ogromnej ilości wielokątów i oprawione są doskonałymi teksturami. W Internecie można znaleźć wiele nowych „skór”, które mogą uzupełnić te już zaimplementowane w grze. Istnieją także narzędzia do tworzenia własnych, więc można samemu zrobić sobie taka skórę – nie jest to trudne, a zabawa przednia. Natomiast architektura map, na których można walczyć jest naprawdę znakomita, lecz w czasie walki jest raczej niemożliwym jej podziwianie.
Wymagania sprzętowe nie są wygórowane - do spokojnej gry wystarcza 16 megowy akcelerator i średni Celeron na pokładzie. Dźwięk natomiast można uznać za średni, ale wykorzystanie odpowiedniego sprzętu (SB Live!) zaowocuje przestrzennymi przeżyciami, co nie jest wcale walorem wyłącznie estetycznym. Lepiej jest zfragować przeciwnika słysząc jego ruchy, niż opierać się tylko na zmyśle wzroku.
Obecnie Quake III już się trochę postarzał, jednak na samym jego enginie wyszło mnóstwo gier, a niektóre są jeszcze w produkcji. Grafika nadal świetnie się prezentuje, a zabawa dalej może być świetna. Jeżeli jeszcze nie miałeś okazji spróbować tej produkcji, to biegnij szybko do najbliższego sklepu. A jeśli jesteś fanem konkurencyjnych produktów, to zmień jak najszybciej banderę i przejdź na naszą stronę :-)
Piotr „Zodiac” Szczerbowski