Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 czerwca 2009, 12:08

autor: Maciej Jałowiec

Prototype - recenzja gry

Prototype ma to do siebie, że nie ma tu wielu kwestii dyskusyjnych. Większość elementów gry można jednoznacznie określić jako dobre lub złe. Tylko które przeważają?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Prototype to tytuł wyczekiwany od dłuższego czasu i dają temu wyraz zarówno redaktorzy serwisów i pism o grach, jak i sami gracze na forach dyskusyjnych. Co więcej, gra od samego początku jawiła się jako tytuł całkiem innowacyjny jak na grę akcji. Nic więc dziwnego, że Prototype ma dość wysoko zawieszoną poprzeczkę. Na szczęście, produkt Radical Entertainment wypada całkiem nieźle i z całą pewnością spełni oczekiwania wielu osób.

To ptak! To samolot! Nie, to Alex Mercer, trzecia strona konfliktuna Manhattanie.

Gra zaczyna się… od końca. Poznajemy głównego bohatera, Alexa Mercera, gdy wyspa Manhattan jest już kompletnie opanowana przez mutanty. Pozwala to graczowi na zapoznanie się z najlepszymi i najciekawszymi zdolnościami Alexa, które ten zdobył w trakcie całej swojej przygody. Po krótkim i dość efektownym wprowadzeniu gra przenosi nas do dnia, w którym Mercer obudził się w prosektorium, nie pamiętając wcześniejszych wydarzeń. Od tej pory sami decydujemy, jak rozwiniemy bohatera, które miejsca zwiedzimy i czym zajmiemy się podczas pobytu w Nowym Jorku. Mercer nie jest, niestety, jedyną zmodyfikowaną genetycznie postacią. Wszystkie stwory i mutanty hasające po ulicach to tak naprawdę mieszkańcy wyspy, którzy zarazili się wirusem stworzonym w laboratoriach korporacji GENTEK. Mercer, choć być może dałby i radę samemu zwiać z Manhattanu, woli pozostać w Nowym Jorku, by powstrzymać infekcję i dowiedzieć się, kto odpowiada za wprowadzenie przeróbek do jego ciała.

Prototype może na samym początku wydać się dość odpychający, głównie ze względu na grafikę, która – jak na grę akcji – jest wyjątkowo uboga w detale. Nie ma tu różnych drobiazgów urozmaicających obraz tętniącego życiem miasta, spotykani na ulicach przechodnie są podobni do siebie, zaś sam Manhattan ma dość jednostajny rozkład dróg i budowli. Rozumiem, że prawdziwe Wielkie Jabłko też tak prezentuje się na mapach, ale nie zmienia to faktu, że na potrzeby gier wideo można nieco nagiąć rzeczywistość i trochę ten teren urozmaicić. Wygląd gry na szczęście ratują pierwszorzędne animacje głównego bohatera.

Warto jeszcze uwzględnić brak pewnych detali charakteryzujący każde większe miasto. Nie uświadczymy tu np. sygnalizacji świetlnej dla przechodniów, znaków drogowych, ludzi rozmawiających z sobą (w tym również przez telefony komórkowe), śmieci na ulicach itd. Grand Theft Auto IV pokazało, że da się to wszystko zrobić porządnie, a efekt końcowy naprawdę może się podobać. Do tego lekko negatywnego pierwszego wrażenia dokłada swoje trzy grosze również sterowanie – choć mysz i klawiatura jak najbardziej są obsługiwane (i na pewno kontrolery te znajdą zagorzałych zwolenników), zdecydowanie wygodniej jest grać na padzie.

Nie najlepsze odwzorowanie miasta to na szczęście tylko problem tymczasowy, bowiem wraz z postępami w rozgrywce Manhattan zmienia się nie do poznania. Całe dzielnice zostają objęte kwarantanną ze względu na szalejący w nich wirus zmieniający ludzi w potwory. Z dnia na dzień zainfekowany obszar rozprzestrzenia się, by na samym końcu okazało się, że cała wyspa jest pogrążona w chaosie. Ciężko w takich warunkach powiedzieć, o jakich szczegółach zapomniano, a które wyeksponowano. Zniszczony wirusem Nowy Jork to miejsce, które ciężko porównać do czegokolwiek innego. S.T.A.L.K.E.R. i inFamous mogą się wydawać nieco zbliżone tematycznie do Prototype, ale i tam sposób przedstawienia katastrofy zdecydowanie odbiega od wizji zaprezentowanej przez Radical Entertainment. Trudno więc o skalę porównawczą, a zmodyfikowany Nowy Jork odbiera się jako coś nowego, oryginalnego i może nawet trochę intrygującego.

Mając dużo zdrowia, można stosować w walce specjalne ataki.

Fabuła niewątpliwe prezentuje się oryginalnie i nie dziwi fakt, że oprócz gry powstały również komiksy oparte na tych samych motywach. Mercer jako superbohater, porównywalny np. z Hulkiem, również wypada całkiem nieźle i to na tle zrujnowanego przez mutanty Manhattanu. Brakuje tylko trochę sprawniej poprowadzonej narracji – wszystko dzieje się za szybko, dialogi są bardzo oszczędne, zaś przerywniki pomiędzy misjami to na dobrą sprawę odprawy informujące o celach. Pomimo tego, że w Prototype w założeniach ma dominować totalna, efektowna rozwałka i błyskawiczne poruszanie się po mieście, nie obraziłbym się, gdyby twórcy wprowadzili kilka spokojniejszych momentów, w których same postacie i ich prywatne historie, przekonania, kontakty z Mercerem itd. zostałyby przedstawione lepiej.

Powyższe utyskiwania dotyczą przeważnie drobiazgów, bo ani początkowy wygląd miasta, ani psychologiczna strona bohaterów nie są tu najważniejsze. Prawdziwe „mięsko”, czyli eksplorowanie miasta, infiltrowanie wrogich baz i wyżynanie mutantów, to istny majstersztyk. Z ręką na sercu przyznam, że samo skakanie po dachach dało mi dużo frajdy, a po dołączeniu do tego opcji wchłaniania napotkanych przeciwników oraz systemu wyzwań (zaliczanie checkpointów, wybijanie wrogów na czas itd.) powstała gra, w której tak na dobrą sprawę można zapomnieć o całej historii Mercera. Okazuje się bowiem, że można skupić się tylko i wyłącznie na sandboksowych możliwościach tego tytułu, czerpiąc z Prototype tyle samo (jeśli nie więcej!) miłych wrażeń, co z przechodzenia fabularyzowanych misji.

Najważniejsze elementy gry wykonano pierwszorzędnie. Bez wątpienia pierwsze skrzypce gra tutaj walka i o niej mogę wypowiadać się w zasadzie w samych superlatywach. Na początku, gdy mocniejsze ciosy są jeszcze zablokowane, gracz zmuszony jest wykorzystywać broń palną, pojazdy lub – w miarę możliwości – wykonywać zadania po cichu. Natomiast później, gdy Mercer dysponuje szponami, ostrzami, biczem lub maczugą, można sobie pozwolić na wskoczenie w sam środek grupy wrażych żołnierzy i przerobienie jej na krwawą miazgę. Walki wyglądają bardzo efektownie i najprawdopodobniej każdy znajdzie tu coś dla siebie. Wymagający gracze mogą wykazać się pomysłowością i finezją w łączeniu ciosów i wykorzystywaniu różnych typów broni. Nic również nie stoi na przeszkodzie, by dołączyć do pojedynków akrobacje, tworząc prawdziwy dance macabre. Ci, którzy wolą pójść na łatwiznę, mogą spamować jednym uderzeniem, idąc tym samym po najmniejszej linii oporu. Gdy bohater ma zapełniony pasek zdrowia, może wykorzystywać ataki specjalne, np. prezentowane na pierwszych ujawnionych obrazkach pale wyrastające z ziemi, przebijające kilku przeciwników naraz.

Przemienianie kończyn w broń, wspomniane przed chwilą pale i cała masa innych ciekawych dodatków – to wszystko dostępne jest tylko i wyłącznie wówczas, gdy gracz dysponuje odpowiednią liczbą punktów ewolucji (czyli po prostu doświadczenia). Gdy przejdziemy kilka misji i nazbieramy parę tysięcy tychże punkcików, możemy włączyć listę odblokowanych ulepszeń, by móc je za owe punkty nabyć. Tak się składa, że upgrade’ów jest cała masa i ciężko doprowadzić do sytuacji, w której wykupione byłyby wszystkie aktualnie dostępne dodatki (oczywiście dotyczy to niezobowiązującej rozgrywki; maniaków chętnych do sprawdzenia, czy rzeczywiście się tak da, zachęcam do podejmowania prób). Jakby tego było mało, gracz cały czas bombardowany jest nowymi ulepszeniami, potworami, pojazdami itd., dzięki czemu trudno się tutaj nudzić.

Czerwone strefy należą do mutantów, niebieskie do wojska.

Niektórych usprawnień nie da się zdobyć, wydając punkty ewolucji. Niektóre są uzależnione od postępów w grze, zaś inne wymagają pochłaniania przeciwników. Przykładowo, jeżeli odwiedzimy bazę wojskową, warto rozglądać się za żołnierzami, którzy najlepiej władają bronią palną. Konsumując ich, przejmujemy ich niebywałe zdolności. Przykład z bronią palną jest jednak tak naprawdę trywialny – co powiecie na przechwycenie zdolności latania helikopterem? Albo wchłonięcie dowódcy mogącego wskazać cel pozostałym żołnierzom? Albo zdobycie możliwości wezwania ostrzału artyleryjskiego?

Umiejętności to nie jedyny powód, dla którego Mercer musi pochłaniać przeciwników. Najważniejsze są dla niego informacje o wirusie i całym eksperymencie przeprowadzonym przez GENTEK, a także o miejscach pobytu ważnych dla niego osób. W całej grze umieszczono ponad setkę osób, które wiedzą coś o całej intrydze. Pochłaniając je, Mercer odkrywa kolejne elementy układanki. Pozornie niezwiązane ze sobą strzępki informacji łączą się w spójną i logiczną całość, zaś każde zdobycie nowych wiadomości uruchamia przerywnik filmowy adekwatny do danych wspomnień – fragmenty rozmów z przełożonymi, teksty odpraw, wyniki eksperymentów biologicznych itd. Owe filmiki są sprytnie złożoną sekwencją różnych obrazów z nałożonym filtrem, dzięki któremu przedstawiane grafiki wyglądają na brudne. Sprawia to takie wrażenie, jakby wspomnienia były odległe, a ich najdrobniejsze szczegóły zostały już zapomniane.

Wchłaniając jakiegoś człowieka, Mercer automatycznie przejmuje jego wygląd. Oznacza to, że – pochłonąwszy żołnierza – może się w niego przeobrazić i w swojej nowej skórze wejść na teren wojskowych placówek, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Nie oznacza to jednak, że Alex może czuć się bezkarnie. Po pierwsze – najważniejsi przeciwnicy (czyli tacy, którzy mogą wchodzić na najpilniej strzeżone obszary) są praktycznie nieustannie obserwowani. Wchłonięcie ich z pewnością wywoła alarm, a zdobyte na nich „przebranie” stanie się nieprzydatne. Co więcej, w bazach znajdują się detektory, które są w stanie rozpoznać Mercera. Dysponując refleksem, można te wykrywacze wyłączać, przechodząc prostą minigierkę polegającą na wciskaniu odpowiedniej sekwencji klawiszy. Podsumowując, unikanie rozgłosu i ciche wykonywanie misji nie należy do najłatwiejszych zadań, lecz za to wzbogaca rozgrywkę i uprzyjemnia zabawę.

Zastrzeżeń nie mam również do poruszania się po mieście. Parkour w wykonaniu Alexa Mercera jest świetny – coś w rodzaju skrzyżowania stylu Mirror’s Edge z Bionic Commando. Bohater już na samym początku imponuje swoją szybkością, zwinnością i wytrzymałością; potrafi doganiać samochody, biegać po ścianach i skakać z dowolnie wysokich budynków, nie robiąc sobie żadnej krzywdy. Jedynie przeciwnicy są w stanie go uszkodzić, nie sposób zranić się natomiast w wyniku upadku. W trakcie rozgrywki Mercer rozwija również i te zdolności – biega tak szybko, że aż wyrywa z ulic kawałki asfaltu, fantastycznie wybija się do przodu w apogeum skoku (i to parę razy!), jest w stanie szybko odzyskać panowanie nad swoimi ruchami, gdy jakiś przeciwnik go wystrzeli w powietrze, może zmieniać kierunek lotu, szybować nad miastem… sporo tego, nie da się ukryć. Prototype to gra bogata w różne ciekawe szczególiki i cieszę się, że to właśnie tym najbardziej podstawowym elementom rozgrywki twórcy poświęcili najwięcej uwagi.

Detektory mogą wykryć Alexa, nawet gdy przybierze postać jednegoz żołnierzy. Trzeba je więc albo niszczyć, albo cichaczem wyłączać.

Muzyka i udźwiękowienie także mogą się podobać. Wprawdzie samych utworów muzycznych jest stosunkowo niewiele, lecz gdy się pojawiają, nie sposób odmówić im klimatu i zgrania z tym, co widać na ekranie. Najczęściej z muzyką mamy do czynienia w opcjach i menusach – jest ona dość spokojna, mroczna i klimatyczna, dobrze dopasowana do ciemnoczerwonej kolorystyki gry. W samym Manhattanie przeważnie słychać krzyki mieszkańców, strzały i ryk mutantów. Ciężko mieć do nich zastrzeżenia, gdyż brzmią dobrze i tworzą udaną całość. Równie wysoki poziom prezentują podłożone głosy. Być może to właśnie one swoją jakością kontrastują i uwidaczniają problem oszczędnych dialogów, o którym była mowa parę akapitów wcześniej.

Poważnym zarzutem, jaki może postawić Prototype, jest brak możliwości gry wieloosobowej. O ile popularnego ostatnimi czasy trybu kooperacji nie dałoby się tu umieścić ze względu na założenia zabawy, to już deathmatch między wojskiem i mutantami byłby całkiem do rzeczy. Albo parkourowy wyścig przez miasto – to byłoby coś! Potencjał drzemiący w sandboksie tej gry nie został moim zdaniem w pełni wykorzystany. Pojedynczy gracz powinien się przy Prototype dobrze bawić, lecz wielbiciele multiplayera, niestety, nie mają tu czego szukać. Pozostaje zatem mieć nadzieję, że tryb rozgrywki online pojawi się w jakimś dodatku lub pełnoprawnej kontynuacji.

Maciej „Sandro” Jałowiec

PLUSY:

  • skakanie po Manhattanie;
  • ciekawa historia opowiedziana w grze;
  • mnóstwo wyzwań niezależnych od głównego wątku fabularnego;
  • dobrze zrealizowana walka z wojskiem i mutantami;
  • kapitalny pomysł z przejmowaniem zdolności, wyglądu i wspomnień;
  • wiele ulepszeń do odblokowania i zakupienia;
  • możliwość przechodzenia niektórych misji po cichu.

MINUSY:

  • niedzisiejsza grafika;
  • brak trybu multiplayer;
  • można byłoby trochę lepiej poprowadzić narrację (dialogi, przerywniki między misjami);
  • krótki główny wątek gry;
  • wygląd miasta na początku rozgrywki.

Maciej Jałowiec

Maciej Jałowiec

Specjalista do spraw marketingu gier wideo. Łączy pasję do gier ze spostrzeżeniami na temat branży i światowej gospodarki. Zawodowo związany z firmą Techland, a wcześniej m. in. z Activision i Perfect World.

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!