autor: Artur Falkowski
Project Gotham Racing 4 - recenzja gry
PGR 4 jest niezwykle rozbudowaną produkcją, w którą można zagrywać się długimi godzinami. Twórcy postarali się o zapewnienie sporej liczby wyzwań dla graczy w dziesięciu porozrzucanych po całym świecie lokacjach.
Recenzja powstała na bazie wersji X360.
Project Gotham Racing 4 to kontynuacja serii zapoczątkowanej jeszcze na konsoli Dreamcast. Od drugiej części związana jest ona z marką Xbox, z czego dwie odsłony ukazały się na starsze urządzenie, podczas gdy kolejne dwie na next-gena. Ta część jest jednak wyjątkowa i to nie za sprawą wprowadzonych do niej nowości, lecz z zupełnie innego powodu. Jak się bowiem okazało na krótko przed premierą, dotychczas tworzące serię studio Bizarre Creations zostało przejęte przez Activision, podczas gdy marka PGR pozostała w rękach wydawcy, Microsoftu. Innymi słowy, nowa odsłona jest zarazem ostatnią opracowaną przez stary zespół i chociaż producent konsoli już zapowiedział, że nie zamierza rezygnować z popularnej marki, pewnym jest, że kolejne części będą w mniejszym lub większym stopniu odbiegać od kierunku obranego przez Bizarre. Jak więc wygląda pożegnanie brytyjskiego producenta z serią? Czy mamy do czynienia z prostym odcinaniem kuponów, ewolucją czy też rewolucją? Zapraszam do lektury.
Na początku kilka informacji dla nieobeznanych z tą dość specyficzną serią. Najprościej mówiąc, mamy tu do czynienia z wyścigami arcade o niebanalnym, półrealistycznym modelu jazdy, w których nie liczy się jedynie to, że dojechaliśmy do mety jako pierwsi, lecz także to, w jakim stylu to zrobiliśmy. Kluczowym słowem do zrozumienia rozgrywki w PGR jest Kudos, termin wprowadzony przez Bizarre na określenie punktów zdobywanych za efektowną jazdę. Jak mówią sami twórcy, „gra nie jest o tym, by jechać szybko, lecz o tym, jak jechać szybko”.
Fani serii grając w PGR4 poczują się jak w domu, ponieważ gros rozwiązań zastosowanych w wydanej jako tytuł startowy na X360 poprzedniczce pozostało bez zmian. Twórcy nie spoczęli jednak na laurach i wprowadzili do gry nieco urozmaiceń, które nadają nowego posmaku rozgrywce. Wśród nich z od razu rzucają się w oczy dwie nowości – doskonale wykonane zmienne warunki pogodowe oraz rewolucja w serii – wprowadzenie motorów. Z innych zmian warto wymienić również nową ścieżkę kariery. Jest ona jednym z trybów rozgrywki dla jednego gracza. Pozostałe to tryb Arcade (wybaczcie mi nieścisłość, ale nie mogę się zmusić do pisania „tryb Arkady”, jak to umyślił sobie polski tłumacz) oraz walka z czasem. O ile ten ostatni nie wymaga większej uwagi, warto poświęcić parę słów wcześniej wymienionym.
Jak już wspomniałem, kariera w takiej formie, jaka jest obecna w PGR 4, to nowość. Startujemy na 72 pozycji i mozolnie pniemy się do góry po szczeblach kariery, uczestnicząc w organizowanych na całym świecie turniejach. Te odbywają się w poszczególnych dniach miesiąca i dostępne są dla zawodników o określonym miejscu w rankingu. Zazwyczaj jest tak, że konkretnego dnia ma miejsce kilka turniejów i trzeba wybrać ten, który w danej chwili nam odpowiada, oczywiście jeżeli nasza pozycja pozwala na wybór. Takie rozwiązanie zmusza graczy do tego, by w celu uczestnictwa we wszystkich pucharach powtórzyli sezon kilkukrotnie. Dość kontrowersyjnym rozwiązaniem jest brak możliwości swobodnego poprawiania wyników osiągniętych w trakcie poszczególnych wyścigów. Jeżeli podwinie nam się noga i nie osiągniemy satysfakcjonujących rezultatów, nie pozostanie nam nic innego, jak pogodzić się z sytuacją i czekać do przyszłorocznej edycji danego turnieju. Wielu osobom może się to nie podobać, mnie osobiście takie rozwiązanie przypadło do gustu jako ukłon w stronę realizmu. Dodam jeszcze, że twórcy zadbali o to, by gracze się nie nudzili, w ten sposób układając zawody, by bezpośrednio po sobie następowały wyścigi z innymi zasadami. Czasami trzeba po prostu prześcignąć przeciwników, innym razem naszym zadaniem jest pokonanie trasy w określonym czasie (ciekawostką jest wprowadzenie do niektórych tego typu wyścigów rozwiązania zatrzymującego na chwilę zegar w nagrodę za zdobycie punktów Kudos), osiągnięcie największej sumarycznej prędkości odczytywanej przez porozmieszczane na drodze kamery czy też szaleńczy slalom między słupkami. Dodajmy, że turnieje przeznaczone są dla samochodów o różnych osiągach. W pewnej chwili pędzimy superszybkimi sportowymi pojazdami, by w następnej musieć przesiąść się na o wiele słabsze auta. W każdym momencie możemy również zwiększyć poziom trudności, więc gdy w połowie sezonu odkryjemy, że wygrywanie kolejnych turniejów nie stanowi dla nas większego problemu, nic nie stanie na przeszkodzie, by podnieść nieco poprzeczkę. Ogólnie mówiąc, kariera jest zróżnicowana, rozbudowana i, co najważniejsze, wciągająca, choć brak możliwości szybkiego powrotu do już przejechanych wyścigów może być irytujący.
Mżawka, ulewa, burza, śnieg, mgła, lód… dla każdego coś miłego.
Tryb Arcade nie jest nowością w serii. Mamy do ukończenia dziesięć rozdziałów, z czego każdy złożony jest z sześciu wyścigów. W większości z nich możemy zdobyć dwa medale. Pierwszy za jazdę samochodem, drugi motorem. Tym, co mnie dość zirytowało, jest przestarzały i jak na mój gust zbyt udziwniony sposób doboru stopnia trudności w tym trybie. Otóż przed rozpoczęciem zmagań musimy ocenić nasze umiejętności i wybrać medal, o jaki chcemy się ubiegać. Najłatwiej uzyskać jest stalowy, z kolei platyna jest już nie lada wyzwaniem. W zależności od naszego wyboru zmieniają się umiejętności przeciwników, a także pozycja, którą powinniśmy mieć na mecie, by uzyskać dany medal. Ten system zdaje się funkcjonować dość dobrze w przypadku typowych wyścigów ulicznych, jednak już przy innych wyzwaniach wychodzą na jaw jego wady. Wyobraźmy sobie bowiem taką sytuację: mamy za zadanie przejechać trasę w jak najszybszym czasie. Stwierdzamy, że nie czujemy się zbyt pewnie na wąskich uliczkach Quebeku, więc decydujemy się na srebro. Przed sygnałem do startu dowiadujemy się, że mamy ukończyć dwa okrążenia w, powiedzmy, 3 minuty. Okazuje się jednak, że nie docenialiśmy własnych umiejętności i do mety docieramy na trzydzieści sekund przed czasem, czyli udało nam się zakończyć wyścig w wymaganym do otrzymania złota limicie. I co? I nic, figa! Nie zdobywamy lepszego medalu, ponieważ na początku ustaliliśmy, że walczymy o srebro i nieistotny jest tu fakt, że poza zmianą czasu na ukończenie trasy wybór medalu nie ma żadnego wpływu na przebieg wyścigu. Innymi słowy, do otrzymania nagrody adekwatnej do naszych umiejętności potrzeba szeregu powtórzeń danego wyzwania. Wydłuża to co prawda czas rozgrywki, ale w gruncie rzeczy jest dość frustrujące.
Czas przejść do tego, co tygryski lubią najbardziej, czyli jazdy. Deweloperzy z Bizarre Creations postarali się, by nie była ona ani zbyt realistyczna, ani zbyt arcade’owa. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu udało im się znaleźć równowagę pomiędzy czysto zręcznościowym modelem prowadzenia pojazdów a techniczną, wymagającą jazdą. W Project Gotham Racing pędzenie non-stop na pełnym gazie nie jest zbyt roztropnym rozwiązaniem. Nikt, kto ma jakiekolwiek doświadczenie w wyścigowych produkcjach, nie powinien mieć problemu z okiełznaniem samochodów, chociaż do osiągnięcia mistrzostwa będzie musiał sporo poćwiczyć. Seria PGR nigdy nie należała do najłatwiejszych i w przypadku czwórki nic się nie zmieniło w tym aspekcie. Model jazdy jest wymagający, ale zarazem daje mnóstwo satysfakcji. Słowa uznania należą się również za odwzorowanie poszczególnych pojazdów i nie mówię tu o wykonaniu graficznym, bo na to przyjdzie pora później, lecz o tym, jak się je prowadzi. Do wyboru mamy sto kilkadziesiąt pojazdów, a każdy z nich wymaga osobnego podejścia: inaczej kieruje się superszybkimi samochodami, które dosłownie wyrywają się od drzemiącej pod ich maskami mocy, a inaczej słabszymi maszynami. Co ciekawe, w oknie wyboru pojazdów mamy zaznaczone wymagane doświadczenie kierowców. W ten sposób można łatwo uniknąć sytuacji, w której wylądujemy na torze w maszynie, nad którą nie będziemy mogli zapanować i zamiast mknąć przed siebie po zwycięstwo, skończymy kręcąc młynki.
Jeżeli chodzi o punkty Kudos, otrzymujemy je między innymi za wchodzenie w poślizgi kontrolowane, płynne pokonywanie zakrętów, wyskoki, jazdę na dwóch kołach, prześciganie przeciwników czy też przejechanie odcinka trasy bez żadnej kolizji. System działa podobnie jak w poprzednich częściach serii, czyli wykonując jedną z punktowanych akcji możemy szybko przejść w kolejną, a z tej z kolei w następną, w ten sposób tworząc efektowne combo. Trzeba jednak uważać, by przez zachłanność nie stracić zbieranej punktacji, ponieważ każda większa kraksa powoduje skasowanie licznika. Tym razem jednak autorzy zlitowali się nad graczami i postawili na system bardziej skłonny do wybaczania, co, przyznaję, przypadło mi do gustu. Tak więc czasami udaje się zdobyć punkty, nawet jeżeli zdarzy nam się zahaczyć o pobocze.
Warto dodać, że punkty Kudos otrzymuje się również za miejsce na finiszu, więc nie należy za bardzo wydziwiać w trakcie wyścigu, lecz zachować równowagę pomiędzy jazdą szybką a efektowną.
Do momentu, kiedy nie zagrałem w PGR4, miałem mieszane odczucia w stosunku rewolucji w serii, jaką było bez wątpienia wprowadzenie do niej jednośladów. Z doświadczenia wiedziałem, że połączenie ze sobą w jednym wyścigu tak odmiennych pojazdów nie zawsze wychodziło na dobre. Na szczęście gra pozytywnie mnie rozczarowała. Owszem, Bizarre Creations musiało pójść na pewne ustępstwa, by zapewnić równe szanse kierowcom samochodowym i motocyklistom, jednak zabawa motorami daje dużo frajdy (chociaż możemy zapomnieć o takich aspektach ich prowadzenia jak obsługa dwóch hamulców czy przenoszenie ciężaru ciała – no, ale w końcu to nie ma być symulator). Dzięki nim można wchodzić w zakręty (a trasy w PGR4 są kręte) z większą prędkością, podśmiewając się w duchu z kierowców samochodów, którzy muszą przed większością ostro hamować. Nie jest jednak zbyt różowo. Lekkie motory nie mają szans w bezpośrednim zderzeniu z samochodem czy poboczem. Motocyklista wylatuje w powietrze i zanim się pozbiera, upływają cenne sekundy. Na szczęście twórcy postanowili w tej sytuacji zrezygnować z realizmu i dopuścić do lekkich otarć i stłuczek pomiędzy jednośladami i cięższymi od nich pojazdami – czyli do czegoś, co w rzeczywistości nie skończyłoby się za dobrze dla kierującego motorem.
W tym miejscu warto jeszcze poświęcić parę słów kwestii przyznawania punktów Kudos. Ogólnie rzecz biorąc, przebiega ono tak samo, jak w przypadku samochodów, jednak motocykliści dostają dodatkowe możliwości. Mogą mianowicie zdobyć Kudos za hamowanie ze staniem na przednim kole czy też świetnie wyglądającą jazdę na tylnym. W jej trakcie za pomocą przycisku B możemy dodatkowo wykonywać różne gesty pod adresem przeciwników.
Zachwycająco wyglądają efekty pogodowe: deszcz, śnieg i mgła. Czasami przyjdzie nam również ścigać się po oblodzonych trasach. Muszę przyznać, że do tej pory w żadnej grze nie spotkałem się z tak doskonale oddanymi kaprysami pogody. Spędziłem sporo czasu pokonując wiodącą przez brooklyński most trasę przy różnych ustawieniach pogody. Czasami mknąłem w pełnym słońcu, które momentami wręcz oślepiało, innym razem rozpocząłem wyścig w lekko pochmurny dzień. Ani się obejrzałem, a zaczęło mżyć, a podczas któregoś z rzędu okrążenia siąpiący deszczyk przeszedł w ulewę z piorunami. W takich chwilach doprze przełączyć się na widok ze środka pojazdu, by zobaczyć, jak woda osadza się na szybach, zamienia się w małe strumienie, które z kolei rozmazywane są przez wycieraczki. Wygląda to niesamowicie. Widok z zewnątrz również robi spore wrażenie, gdy mokra od deszczu droga odbija światła, a woda kropelkami osadza się na masce samochodu. Mało tego, stojący na poboczach ludzie sięgają po parasole. Niby szczegół, a cieszy. Oczywiście oddanie zmiennych warunków pogodowych nie dotyczy jedynie wyglądu, lecz również zachowania pojazdów. Nie zapomnę zmagań na zaśnieżonym torze Nordschleife (Nürburgring), który musiałem pokonać w wyścigówce sprzed kilkudziesięciu lat. Nigdy nie posądzałbym się o znajomość takich słów, jakie przychodziły mi do głowy w trakcie tego ponad dziesięciominutowego białego piekła.
Skoro już jesteśmy przy oprawie graficznej: jak zwykle w produkcjach Bizarre stoi ona na wysokim poziomie. Nie wyznacza jednak nowych standardów, jeżeli chodzi o możliwości X360. Mimo wszystko modele pojazdów wyglądają bardzo dobrze, świetnie animowani są motocykliści, a wnętrza samochodów oddano z należytą pieczołowitością. Z otoczeniem bywa już gorzej, choć i tak wygląda znakomicie. Problemem jest natomiast tu i ówdzie widoczny aliasing. Warto jeszcze wspomnieć o modelu zniszczeń, który sprowadza się w zasadzie do „artystycznych upiększeń” naszych pojazdów o gustowne rysy, zbite lusterka i – o zgrozo – wybite tylne szyby.
W trakcie zabawy towarzyszą nam dobrze oddane odgłosy pracy silnika oraz muzyka, na którą składają się utwory z rozmaitych gatunków, począwszy od obowiązkowej elektroniki, poprzez hip-hop, muzykę poważną, a na ostrzejszych rockowych kawałkach skończywszy. Część utworów wpada w ucho i zagrzewa do walki. Niestety większość dość kiepsko współgra z przedstawionymi na ekranie wydarzeniami. Nie powiem jednak, by bicie rekordu prędkości na torze testowym Michelin przy wtórze Wagnera było nieciekawym przeżyciem.
PGR 4 jest niezwykle rozbudowaną produkcją, w którą można zagrywać się długimi godzinami. Twórcy postarali się o zapewnienie sporej liczby wyzwań dla graczy w dziesięciu porozrzucanych po całym świecie lokacjach (Las Vegas, Quebec, Nowy Jork, Londyn, Sankt Petersburg, Szanghaj, Tokio, Makau oraz wspomniane już tory Nürburgringi Michelin). Każdy znajdzie wśród nich coś dla siebie. Począwszy od krętych i wąskich uliczek Quebeku, a na profesjonalnych torach wyścigowych skończywszy. Dodajmy do tego rozbudowaną karierę, tryb Arcade oraz, co w ostatnich czasach nabiera coraz większego znaczenia, tryb multiplayer online. Ponadto w grze wprowadzono możliwość nagrywania wyścigów i publikowania ich w internecie. Do tego dodajmy prostą zabawę w fotografa, której wynikami możemy pochwalić się przed posiadającymi grę znajomymi za pomocą serwisu społecznościowego PGR Nations, czy też wieszając je na ścianach wirtualnych garaży, a uzyskamy prawdziwie obfitą ucztę dla miłośników wyścigów. A kiedy już zmęczeni samochodami i motorami zapragniemy odmiany, zawsze pozostaje stojący w kącie garażu automat z grą Geometry Wars: Waves, zdecydowanie trudniejszą od znanej z PGR3 i Xbox LIVE Arcade poprzedniczki.
Artur „Metatron” Falkowski
PLUSY
- Świetna oprawa graficzna;
- Bogactwo możliwości rozgrywki;
- Zmienne warunki pogodowe;
- Wyważony model jazdy;
- Motory.
MINUSY
- Brak bezpośredniego dostępu do ukończonych wyścigów w trybie kariery;
- Nieprzemyślany system medali w trybie Arcade;
- Tryb „Arkady” i inne potknięcia w polonizacji.