autor: Krzysztof Marcinkiewicz
Port Royale - recenzja gry
Port Royale to kolejna, po Patrician II: Quest for Power, strategia pochodząca z niemieckiej firmy Ascaron Software, przenosząca graczy na tereny Karaibów, do czasów największego rozkwitu piractwa, tj. od XVI do XVII wieku.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Witajcie w Port Royale, karaibskim porcie, który stał się siedliskiem piratów wszelakiej maści. Jeśli kiedykolwiek marzyłeś, aby dowodzić własnym okrętem czy też ich całą flotą, lub być budzącym lęk na morzach piratem, to gra Port Royale jest dla Ciebie idealna! Nie jest to tytuł oryginalny, gdyż jego twórcy garściami czerpali z kultowej już gry Sida Meiera Pirates, której legenda sięga jeszcze komputerów Commodore C64. Piraci to gra kultowa, pozwalająca wcielić się w rolę korsarza, który pragnął dorobić się na Karaibach fortuny w mniej lub bardziej praworządny sposób. Uwikłany pomiędzy wojnę czterech nacji, próbował odnaleźć złoty środek i zarobić na każdej z nich jak najwięcej złota. Jeśli trzeba było, sympatyzował z jednymi, a jeśli nie miał takiej potrzeby lub wizji zysku - kombinował z innymi. Generalnie założenie było proste – dać graczowi maksymalną swobodę działania i podejmowania decyzji dotyczących własnego losu losie. Piraci była jedną z pierwszych gier, której nieliniowość gwarantowała, że każda rozgrywka była inna i niepowtarzalna.
Historia grogiem spisana
Przez lata nikt nie był w stanie stworzyć godnego konkurenta. Nawet sam Meier nie sprostał wyzwaniu, wydając Pirates Gold!, która wprowadzała do zabawy nową grafikę i kilka ulepszeń, ale w gruncie rzeczy nie odniosła już tak wielkiego sukcesu, jak wersja podstawowa. Zresztą po dziś dzień zapaleńcy grają w starych Piratów, pomimo że nie ma ona fajerwerkowej grafiki i efektów dźwiękowych godnych systemu domowego kina. Mimo to gra cały czas ma rzeszę fanów. Jak wspomniałem, konkurencji praktycznie nie było – nie licząc Akelli i jej Sea Dogs, a także Corsairs i Cutthroats, nie ukazała się żadna gra tego typu, mogąca chociażby równać się z Pirates. Teraz to się zmieniło. Niemiecka firma developerska Ascaron Entertainment (słynąca głównie z Amigowego menadżera piłkarskiego Anstoss, w Polsce zaś znana z wydanej przez CD Projekt gry Piłkarskie Mistrzostwa Świata Korea 2002) wydała Port Royale, będącą skrzyżowaniem koncepcji grywalności kultowych Piratów z Anno 1502. Co z tego mariażu wyszło? Piraci godni dzisiejszych czasów! Nie jestem co prawda pewny, czy ten typ rozgrywki wytrzyma konkurencję nadchodzących Sea Dogs 2 vel Piraci z Karaibów czy Pirates 2 Sida Meiera, ale póki co jest zdecydowanie najlepszą pozycją tego typu dostępną na polskim rynku.
Trochę ogłady, piracie!
Przygodę rozpoczynamy w tytułowym mieście Port Royale i tam właśnie powoli określa się nasze przeznaczenie. Póki co jesteśmy nic nie znaczącym kapitanem niewielkiego okrętu kupieckiego. Nie mamy żadnej pozycji ani znajomości w tej części Karaibów. Dysponujemy niewielką ilością złota i głową wypełnioną rozmaitymi pomysłami, jak pomnożyć swój kapitał i stać się bohaterem opowieści rozpowszechnianych przez marynarzy w tawernach i gospodach. Daleka jednak przed nami droga, a jeśli będziemy zbytnio się spieszyć, zostaniemy co najwyżej obiektem drwin i kpin. Zaczynamy z czystą kartą i tylko od nas zależy, w którym kierunku rozwinie się nasza kariera. Można próbować zyskać miano najgroźniejszego pirata Karaibów, jeśli zaś nie odpowiada nam taka rola, możemy po prostu stać się szanowanym kupcem i potentatem karaibskim. Jest rok 1570 i przez najbliższe 90 lat świat będzie opowiadać legendy o tym, jakie losy spotkają Hiszpanów, Francuzów, Holendrów oraz Anglików na Karaibach. My zaś znajdziemy się w samym środku ich wojen, rozejmów i afer gospodarczo-politycznych. Jeśli będziemy obrotni, znacznie się na nich wzbogacimy... W najgorszym wypadku zawiśniemy na szubienicy, zatoniemy wraz ze swym okrętem lub zostaniemy porzuceni na bezludnej wyspie. Co się z nami wydarzy? Wszystko w naszych rękach!
Zanim chwycimy ster, trzeba zapoznać się ze wszystkimi możliwościami, jakie otwiera przed nami miasteczko Port Royale. Gubernator póki co nas zignoruje, ale kiedy wyrobimy sobie odpowiednią reputację, z przyjemnością powierzy nam ciekawe misje. Ale jak wyrobić sobie taką opinię? Zacząć musimy od naboru załogi i zakupu (na razie) niewielkiej ilości armat – w końcu na Karaibach roi się od piratów. Kiedy będziemy już mieć załogę i jakąś obronę, musimy zabrać się za najważniejszy aspekt Port Royale, przynajmniej w początkowych fazach rozgrywki...
Handel, głupcze!
Miejskie rynek jest bogaty w surowce i produkty, którymi można handlować. Zanim zapełnimy swoje ładownie, trzeba zorientować się, na co właściwie jest zbyt, a co aktualnie należy zostawić w portowych magazynach. Tak naprawdę, nim rozpoczniemy swoją przygodę musimy zrobić mały rekonesans i dowiedzieć się, jakie potrzeby mają mieszkańcy okolicznych miasteczek. Kiedy już zapoznamy się z najbliższymi portami, będziemy mieć jakieś pojęcie, na czym można zarobić, a na czym z całą pewnością stracić. Zresztą na specjalnej mapce cały czas wyświetlane są informacje, czego w danym momencie najbardziej potrzebuje określony port. Jeśli miasteczko dopiero co powstało i rozwija się, potrzebować będzie materiałów budowlanych i osadników. Jeśli jest to spore miasto, mieszkańcy potrzebować będą dóbr materialnych, i to wcale nie tych podstawowych, lecz luksusowych. Tak naprawdę handlować można mnóstwem towarów - jest ich na tyle dużo, że każdy znajdzie coś dla siebie. Generalnie zasada jest prosta: kup tanio, sprzedaj bardzo drogo. Zrealizować ją nie jest jednak tak łatwo. Póki nie poznamy rynków zbytu i nie ustanowimy swoich pierwszych szlaków handlowych, będziemy musieli bawić się w niekiedy monotonne żeglowanie z portu A do portu B, gdzie wysprzedamy co się da z naszej ładowni, a następnie zapełnimy ją innymi surowcami, które upłynnimy w porcie C lub D. Innymi słowy, zanim oddamy się w pełni morskim podbojom będziemy musieli parę godzin spędzić na żeglowaniu po portach i handlowaniu surowcami. Nie jest to jednak tak nudne, jak mogłoby się wydawać miłośnikom przygód i akcji. Jeśli pamiętacie Privateera i pierwsze w nim wydarzenia i emocje, z pewnością podobnych wrażeń doznacie w Port Royale...
Dwa kilo dolców za żywego pirata!
Karaiby pełne są mniej lub bardziej niebezpiecznych piratów, którzy niejednokrotnie spróbują nas ograbić. Czasami uda się nam uciec, czasami zdołamy pokonać te morskie szumowiny, a czasami po prostu padniemy ich ofiarami i stracimy parę kilogramów dolców. Wbrew pozorom, na Karaibach wcale nie jest tak łatwo się dorobić. Najtrudniej jest wzbogacić się na handlu dalekodystansowym, zdawałoby się, najbardziej opłacalnym. Jeśli nie dysponujemy szybkim okrętem, to może się okazać, że nim dopłyniemy do docelowego portu, koniunktura ulegnie zmianie i okaże się, że zainwestowaliśmy worki ze złotem w nierentowny interes. Często też zdarza się, że nim dopłyniemy do celu, zostaniemy zaatakowani przez piratów. Różnie wtedy bywa. Możemy próbować uciekać, albo zachować się jak mężczyźni i podjąć walkę. Jest to o tyle ryzykowne, że stawiamy na szali wszystko. Jeśli zostaniemy pokonani, stracimy okręt, złoto zainwestowane w produkty w ładowni, a także zaryzykujemy własną śmierć.
Jeśli uda nam się zwyciężyć, wiele zyskujemy: od kolejnego statku, który dołączamy do naszej floty (chyba że zdecydujemy się ponieść emocjom i zatopimy go wraz z niedobitkami): przez zapasy, jakie znajdują się w ładowniach okrętu (różne produkty i uzbrojenie), a na samym piracie wziętym do niewoli kończąc. W tym momencie zyskujemy mocną kartę przetargową. Jeśli pirat zalazł za skórę jednej z nacji, jego ziomkowie – za uwolnienie więźnia - zapłacą workami wypełnionymi „dolcami”. Z drugiej strony kraj, któremu się naprzykrzał, chętnie zapewni mu stryczek. Mamy więc dylemat - zarobić kilka kilogramów złota, czy też polepszyć swoją reputację? Jakąkolwiek podejmiemy decyzję, będzie ona miała odpowiedni wpływ na opinię o nas, która modyfikowana jest zależnie od dokonywanych wyborów!
Karma przede wszystkim!
W Port Royale nic nie można zrobić anonimowo. Każda decyzja wpływa na naszą reputację. Jest ona na tyle złożona, że dzielona jest odpowiednio pomiędzy każdą z dostępnych w grze nacji oraz na środowisko piratów. Jeśli działamy na korzyść jednej ze stron, pozostałe wyciągną z tego odpowiednie konsekwencje. Jeśli nie uda się nam zachować równowagi lub przynajmniej balansować na jej pograniczu, nagle może się okazać, że naznaczono nas listem gończym w danym państwie i jego porty (a konkretnie znajdujące się w nich forty) będą do nas wrogo nastawione i bez wahania wystrzelą salwę ze swoich armat. Sprawa jest skomplikowana, ale dzięki temu doskonale wpływa na grywalność! Jeśli będziemy zbyt porządni i zaczniemy odnosić sukcesy, piraci obiorą sobie za cel grabienie nas. Będą polować na nasze floty kupieckie, topić je i rabować, jeśli tylko zdołają. Jeśli będziemy zbytnimi warchołami, admiralicja danego państwa zacznie na nas polować i utrudni nam żeglugę po Karaibach w każdy możliwy sposób.
Walcz o przychylność Gubernatorów!
Wraz ze wspomnianą poprawą reputacji naszego bohatera, otworzą się przed nim możliwości związane z misjami zlecanymi przez Gubernatorów. Niekiedy będą to proste zadania osiedleńcze i kupieckie, czasami misje wagi państwowej, a niekiedy po prostu prywatne przysługi. Zanim jednak zostaniemy rzuceni na głęboką wodę, trzeba będzie zadbać o naszą opinię w oczach konkretnego Gubernatora. Z początku będzie nami gardzić i zlecać nam błahe zadania w postaci transportu surowców do niedawno założonego portu, ewentualnie o przesiedlenie mieszkańców z jego miasta do tegoż portu. Później przyjdą czasy na ważne misje dyplomatyczne pomiędzy zwaśnionymi portami (często należącymi do innych nacji). Wraz z rozwojem zmagań wojennych pomiędzy zamieszanymi w zbrojny konflikt państwami, będziemy też proszeni o odbicie z rąk nieprzyjaciela konkretnego miasta lub miast. Prywatne przysługi, o które może nas poprosić Gubernator, polegać mogą chociażby na przetransportowaniu chorej córki do portu, w której znajduje się lekarz zdolny ją wyleczyć. Nie zabraknie również misji, w których w nasze ręce wpadnie mapa skarbu – takie zadania nie są jednak zlecane przez Gubernatorów, lecz pozyskiwane w zupełnie odmienny sposób. Z niektórymi misjami są jednak problemy, szczególnie jeśli chodzi o zadania, w których musimy w określonym terminie przetransportować konkretną ilość wybranych surowców. Na początku przygody nie dysponujemy flotą zdolną pomieścić tony w ładowni, dlatego musimy kursować dwu-, a czasami trzykrotnie między danymi portami celem dostarczenia odpowiedniej ilości surowców. Komputer czasami nie potrafi zapamiętać, ile surowców już dostarczyliśmy do danego portu i kiedy my wiemy, że właśnie przed terminem sprzedaliśmy na targowisku miejskim tyle dóbr, ile nam kazano, maszyna stwierdzi, że nie wykonaliśmy misji. Po sprawdzeniu okazuje się, że jeśli sprzedalibyśmy wymagane ilości jednorazowo, to zadanie zakończone zostałoby pomyślnie.
Zamiast żeglować możesz budować!
Jeśli będziemy postępować rozważnie, w niedalekiej przyszłości zaczniemy odczuwać tego efekty. Dobra reputacja gwarantuje przychylność zleceniodawców, a ta z kolei jest niezbędna, jeśli chcemy zdobyć coś więcej niż opinię morskiego szelmy. Jeśli w głowie nam bogactwo i ustabilizowany interes, musimy dbać o Gubernatorów. Oni, w podziękowaniu, pozwolą nam budować się w ich miastach, stawiać własne farmy, tworzyć podstawy gospodarki. Ba, jeśli będziemy odpowiednio postępować, możemy stworzyć swoje własne państwo w państwie - przejmować kontrolę nad miastami, tworzyć zależności i szlaki handlowe między nimi; sprawić, że państwa będą uzależnione od portów znajdujących się w naszej własności; zmusić innych kupców do handlu z nami. Słowem, jeśli będziemy chcieli, możemy ze zwykłego kapitana przemienić się w… Gubernatora! Odpowiednio wydając zarobione fundusze (lub zdobyte kredyty), możemy tak inwestować, że przy pomyślnych wiatrach zmienimy gospodarkę całych Karaibów. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy stworzyli dochodowy szlak handlowy między dwoma portami, które do tej pory skazane były na wymarcie. Jeśli wybudujemy w nich odpowiednie farmy czy fabryki, zapewnimy im produkcję. Z kolei w innych miasteczkach możemy zorganizować rynek zbytu dla wyprodukowanych surowców. W ten sposób, jeśli sytuacja geopolityczna i gospodarka nas ogranicza, nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy odpowiednio ją zmodyfikowali i przystosowali do naszych potrzeb. Jest to jedna z rewelacji, które rozbudowują ideę Pirates. Jeśli chcemy, możemy przerwać piracką żeglugę i poświęcić się tworzeniu własnego ekonomicznego imperium.
Morska bryza, brzask i zapach płonącego drewna
Port Royale spełniła pokładane w niej nadzieje. Jej pojawienie się było zaskoczeniem dla wszystkich, gra wzięła się jakby znikąd. Niemiecki Ascaron wyłonił ten tytuł tak, jak Czarna Perła z Piratów z Karaibów wyłaniała się z mgły by zatopić kolejny okręt kupiecki. Można z czystym sumieniem stwierdzić, że Port Royale wpłynęła na pełnych żaglach na światowy rynek i triumfalnie go podbiła. Gra cieszy się gigantycznym powodzeniem dosłownie wszędzie. Sid Meier nie będzie miał łatwego zadania, jego Pirates 2 muszą zmierzyć się z wydanym już Port Royale i Piratami z Karaibów, a oprócz tego, mniej więcej w czasie premiery kontynuacji pirackiej legendy Megiera, Ascaron zamierza wydać Port Royale 2. Szykuje się niezła bitwa morska! Czy zwycięży kontynuacja legendy, czy jej zmodyfikowany klon? Póki co możemy cieszyć się polską wersją Port Royale, którą oferuje nam Cenega. Mówiąc szczerze i bez ogródek, ten tytuł to kawał dobrej gry, która posiada ogrom możliwości w swojej liniowej nieliniowości (ale o so chodzi?). Można grać milion razy i za każdym razem mieć do czynienia z czymś nowym, nie wspominając już o tym, że fabuła ciągle się rozwija i stopniowo ujawnia wszystkie swoje elementy. Każda rozgrywka odkrywa nowości, a część z nich ukaże się dopiero, gdy gracz osiągnie konkretny poziom swoich interesów w Port Royale. W ten tytuł z pewnością będziemy się zagrywać przez kolejne lata. Ja na pewno!
Krzysztof „Kokosz” Marcinkiewicz