autor: Piotr Lewandowski
Playboy: The Mansion - recenzja gry
Wcielamy się w postać szefa Playboya. Nasze zadanie jest proste, pokierować wydawnictwem tak, aby stało się ono jak najbardziej znane i popularne. Jedno trzeba przyznać – takich gier ekonomicznych mamy na konsolę PlayStation 2 bardzo mało.
Playboy – ta nazwa mówi niemal wszystko. Pismo dla panów (choć ponoć nie tylko) mające bez wątpienia status legendarnego. Na jego łamach pokazują swoje wdzięki najpiękniejsze, znane kobiety świata. Mowa o aktorkach, modelkach czy piosenkarkach, którym rozbierane sesje niejednokrotnie pomagają w karierze. Całym periodykiem od lat dowodzi nie kto inny, jak Hugh Hefner. Postać, podobnie jak pismo, legendarna. Człowiek już niemłody, lecz ile wdzięków widziały jego oczy. Niespodzianka, kto się chce w niego wcielić? Oczywiście wirtualnie, bowiem taki jest właśnie pomysł na grę UbiSoftu. Odbiorca docelowy? Pryszczaty nastolatek z kompleksami, który swojej drugiej polowy szuka na ekranie telewizora lub komputera (nie mogłem sobie darować). Zatem panowie i... panowie, czas przedstawić Playboy: The Mansion.
Erotyka czy nawet sex w grach to temat na dobrą dyskusję. W sumie zobaczmy, jak traktowany jest odbiorca przez firmy produkujące tytuły niosące ze sobą lekki motyw „działający na gracza”. Weźmy za przykład Larę Croft, uznawaną za wirtualny symbol seksu (co za głupota). Nogi jak osa, piersi jak dynie na Halloween oraz plecak z dziesięciotonowym ładunkiem najróżniejszego badziewia – rewelacja. Widzicie tu jakikolwiek realizm? Lecimy dalej, takie TEMCO i ich gry z dziewczynami z Dead or Alive. Szczególnie siatkówka plażowa, gdzie główną atrakcją są bujające się piersi zawodniczek. W krążącym po sieci określeniu „symulator balonów” jest wiele prawdy. No i co z tego? Tomb Raider mimo swojej beznadziejności nadal sprzedaje się na tyle dobrze, że popełniono już sześć części przygód Lary. Dead or Alive Extreme Beach Volleybal także cieszy się ogromną popularnością wśród posiadaczy konsoli X-Box, to za sprawą nieoficjalnej łatki sprawiającej, że na ekranie telewizora pojawia się kompletnie naga Kasumi wraz z koleżankami. Co sprzedaje się najlepiej? Sex i mordobicie – daruje sobie dalsze rozwijanie tematu i przejdę do najważniejszego, czyli produktu UbiSoftu. Patrząc na ostatnie gry tej firmy, spodziewałem się dobrego wykorzystania pomysłu i co najważniejsze, poważnego podejścia do odbiorcy. Wiecie, co dostałem? Simsy, ratunku!
Jak już wspomniałem, w grze wcielamy się w postać szefa Playboya. Nasze zadanie jest proste, pokierować wydawnictwem tak, aby stało się ono jak najbardziej znane i popularne. Playboy nie Playboy, Simsy nie Simsy, w każdym razie jedno trzeba przyznać – takich gier ekonomicznych mamy na konsolę PlayStation 2 bardzo mało. Gracze komputerowi mają zdecydowanie więcej tego typu produkcji, tak więc, zważywszy na ten fakt, będę mniej surowy wobec tej gierki.
Menu jest dość skromne – to znaczy do wyboru mamy tylko dwa tryby rozgrywki. Pierwszy z nich tryb wolny, gdzie możemy zapoznać się z tytułem i troszkę pobawić, bez jakichkolwiek misji czy nakazów. Szybko się to nudzi i jedyne, co wtedy zostaje, to wątek główny. Tam czekają na nas prawdziwe wyzwania, sława, pieniądze i piękne kobiety.
Zaczynamy od wyboru posiadłości, w jakiej rozgrywać będą się przyszłe wydarzenia. Do wyboru mam wersję nowoczesną oraz klasyczną, te różnią się wieloma cechami. Dla przykładu w tej drugiej nie zobaczymy zaawansowanej elektroniki, dużych telewizorów czy systemów stereo. Co ciekawe, wybór tej a nie innej scenerii, nie przekłada się w żaden sposób na dalsza rozgrywkę, a szkoda. W sumie po około dwóch godzinach zabawy odniosłem wrażenie, że ten tytuł nie należy do zbyt łatwych, jednak nieźle się wciągnąłem i czas upływał bardzo szybko. Pomyślałem nawet przez chwilę – co jest, ja gram w Simsy?
Praca nad Playboyem to spore wyzwanie. Dobrze, że mamy asystentkę, która, jeśli zajdzie taka potrzeba, udzieli nam niezbędnej pomocy. My musimy zadbać, aby w piśmie znalazły się niezbędne artykuły, wywiady i eseje. Nie może też zabraknąć najważniejszego, czyli chwytliwej okładki oraz rozkładówki z piękna dziewczyną. Fotki możemy cykać sami, przy tym trzeba wybrać modelce dodatki. Czekają na nas kolczyki, buty, pierścionki, naszyjniki, okulary i cale stosy innego badziewia. Przez chwile poczułem się, jak moja siostra cioteczna bawiąca się w ubieranie lalki, ja za to dziękuje. Gdy już uporamy się z wszystkimi kwestiami dotyczącymi aktualnego numeru, trafia on do druku, po czym leci do punktów sprzedaży prasy. Nam tylko pozostaje czekać na zyski.
Playboy to nie są jednak Simsy, choć sposób przedstawienia świata gry i wiele cech wygląda na żywcem z nich zapożyczonych. Troszkę zmian i wyszedłby nam fajny dodatek Sims: Playboy. Gdyby dodać charakterystyczne cechy gameplay’a tej serii, bo tutaj zadania są inne.
Najpierw przyjdzie zatrudnić dziennikarza, który będzie pisał artykuły. Oczywiście trzeba willę wyposażyć w stosowne biurko dla nowego pracownika (co się kłania?) oraz łóżko, tutaj raczej cel jego nabycia jest Wam wiadomy. Ogólnie willa jest miejscem, nad którym przyjdzie solidnie popracować. Można ją rozbudowywać, urządzać przez nabywanie kolejnych przedmiotów czy mebli. Nikt nie zabroni także zmieniać układu ścian, dobudowywać nowych pomieszczeń. Wszystko należy robić pod kątem zadowolenia gości, tak aby czuli się oni u nas jak najbardziej komfortowo. To dotyczy parteru, na piętrze natomiast odbywają się prace nad magazynem oraz nasze miłosne igraszki. W miarę postępów w rozgrywce dostaniemy basen, gdzie też można organizować zabawy. Potem niezbędny okaże się fotograf (ten to ma fajnie) i wielu innych współpracowników. Im trzeba płacić za wykonane zlecenia. Jest i czas na chwilę relaksu, wspomniałem o łóżku, lecz nie jesteśmy wcale do niego przywiązani. Willa ma dość dużo pomieszczeń, tam jest masa najróżniejszych mebli i tylko od nas zależy, gdzie zechcemy skonsumować jeden z obiektów pracy fotografa. Dochodzimy w tym miejscu do bardzo istotnej różnicy dzielącej Playboy’a i Simsy, mianowicie chodzi o brak cenzury. Widać niemal wszystko, wygląda to jednak szczerze powiedziawszy tak sobie.
Jednym z głównych elementów gry są imprezki. Te trzeba organizować jak najczęściej, zapraszać jak najwięcej gości, w tym koniecznie Paris Hilton. Najlepiej gdy pojawia się u nas wiele gwiazd show-biznesu, wtedy wzrasta nasz ranking towarzyski. Plusów z organizowania takich przyjęć wyciągniemy jeszcze wiele. Warto wspomnieć o poznawaniu znaczących osób, które być może będą dla nas pisać lub zostaną naszymi przyjaciółmi. Rozmowy z wirtualnymi postaciami odbywają się niemal identycznie jak w The Sims. Mamy więc do wyboru kilka odpowiedzi, umiejętne poprowadzenie rozmowy owocuje wzrostem któregoś z trzech parametrów – miłość, przyjaźń bądź interesy. Następstwa wymiany zdań są łatwe do przewidzenia. Jeśli zdecydujemy się na konwersacje biznesową, efektem będzie podpisanie kontraktu czy współpraca danej osoby z naszym magazynem. Gierki miłosne sprawią, że panią x poznamy jednorazowo z tej bardzo bliskiej strony lub też zostanie ona naszą partnerką życiową. Ostatnia z opcji to przyjaźń, taką bliską znajomą możemy zaprosić do naszej zaufanej paczki. Ona odwdzięczy się wiernością i możemy być pewni, że stawi się na każde nasze wezwanie.
Grafika w wersji na PlayStation 2 odbiega od tej, znanej posiadaczom wersji na PC. Jednak prezentuje się dość dobrze, plastycznie i może przypaść do gustu. Nie ma co jednak liczyć na jakieś niesamowite efekty graficzne, należy pamiętać też, że gry tego typu wyglądają na komputerze zdecydowanie lepiej z jednego powodu – wysoka rozdzielczość. O ile w niemal wszystkich rodzajach gier ma to mniejsze znaczenie, we wszystkich strategiach i tytułach właśnie pokroju The Sims/Playboy dość wyraźnie rzuca się w oczy. Polecam duży telewizor, wtedy gra się naprawdę fajnie. Jeśli chodzi o szczegóły, to mamy niemal kopię Simsów. Ba, nawet dźwięk jest plagiatem. Ludki w Playboy’u tak samo coś tam sobie bzyczą od nosem, kwestie mówione słyszymy bardzo rzadko i dotyczą one jedynie określonych postaci. W naszej rezydencji możemy włączyć radio, wtedy słychać nawet niezły podkład dźwiękowy, zróżnicowany gatunkowo. Dziwne rozwiązanie, dość ciekawe, choć wolałbym chyba, aby cały czas coś przygrywało w tle. Tak więc, oprawę dźwiękową pozycji trzeba zaliczyć na plus. Za dużo jest jednak naleciałości z The Sims i nie zdziwię się, jeśli taki obrót sprawy kogoś zwyczajnie zirytuje.
Sprawa grywalności tej pozycji wymaga oddzielnego akapitu. Kwestia sterowania została rozwiązana nawet nieźle, do klawiatury i myszki jest ogromnie daleko, mimo to na wczucie się nie potrzeba wiele czasu. Sama przyjemność płynąca z zabawy jest dość spora, nawet jak dla mnie, osoby nienawidzącej The Sims. Gra się naprawdę fajnie i tytuł ten może być odskocznią od innych gier, biorąc pod uwagę to, że na PlayStation 2 nie ma zbyt wiele dobrych produkcji tego typu. Plusów poza dobrą grywalnością jest jeszcze wiele, grafika, muzyka, wątki erotyczne czy bonusy w postaci zdjęć prawdziwych panienek z Playboya. Nie mogę jednak nie zaakcentować istotnej sprawy, UbiSoft poszedł troszkę na łatwiznę. Gorąca licencja i po prostu plagiat wielu pomysłów wprost z The Sims, z oprawą włącznie. Jeśli Wam to nie przeszkadza i lubicie gry wzorujące się na przeboju Maxisa, Playboy: The Mansion będzie dobrym zakupem. Innych ostrzegam, co tak naprawdę kryje się pod chwytliwą nazwą tej gry.
Piotr „Bandit” Lewandowski
PLUSY:
- grywalność;
- oprawa;
- erotyka.
MINUSY:
- masa pomysłów z The Sims;
- grafika z The Sims;
- dźwięk z The Sims.