Agrar Symulator 2012 Recenzja gry
autor: Wojciech Mroczek
Orka na ugorze - recenzja gry Agrar Symulator 2012
Tegoroczna edycja symulacji farmy, słoweńskiego studia ActaLogic, nie tyle nie zachwyca, co wręcz odpycha. Seria cofa się zamiast rozwijać, a gra powstała chyba jedynie z potrzeby zagospodarowania zdobytych licencji producentów maszyn rolniczych.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- sporo dobrze odwzorowanych pojazdów i maszyn;;
- tryb multiplayer;
- motyw produkcji biopaliw;
- różnorodność upraw i hodowli;
- cykl dobowy i warunki pogodowe.
- błędy interfejsu i braki w tłumaczeniu;
- uboga oprawa audiowizualna;
- niczym nieusprawiedliwione wysokie wymagania sprzętowe;
- brak trybu fabularnego i jakiegokolwiek wprowadzenia;
- fatalna instrukcja;
- prawie całkowity brak opisu pojazdów i maszyn;
- złe wyważenie elementów symulacji.
Agrokultura to bardzo wdzięczny temat dla gier komputerowych. Przyrośnięci do ekranów i klawiatur gracze często łakną kontaktu z naturą – choćby i z tą wirtualną. Skrzętnie wykorzystują ten fakt twórcy gier na najpopularniejszy obecnie serwis społecznościowy, pozwalające na hodowlę cyfrowych roślin i trzody. Gry podchodzące do tematu z większą powagą, traktujące go w kategoriach symulacji wciąż jednak należą do rzadkości. Agrar Symulator 2012 to produkcja reprezentująca to właśnie wąskie grono – szkoda więc, że daleko jej do doskonałości.
Tytuł ten pełen jest zarówno nieprzemyślanych i niekonsekwentnych rozwiązań, jak i typowych błędów. Nie ma w niej prawie żadnego elementu, który można byłoby przyjąć bez zastrzeżeń. Siadając do gry, liczy się na relaks, dobrą zabawę, menadżerskie wyzwania, piękne, wiejskie krajobrazy i rasową symulację maszyn rolniczych. Złudzenia nie trwają długo...
Oprawa? Bieda aż piszczy...
W zeszłorocznej edycji gry grafika być może nie powalała jakością, za to sceneria, w jakiej prowadziliśmy nasze gospodarstwo, była tak urokliwa, że zupełnie nie zwracało się uwagi na stosunkowo przeciętną oprawę wizualną. Można było zrobić sobie przerwę od traktora i udać się na spacer wśród porośniętych drzewami pagórków, przeplatanych łąkami i poletkami. Teren w tegorocznej wersji wygląda tak, jakby zrobiono go na „odczepnego”. Jest płasko, nieciekawie, nudno i dość ponuro. Przepadł gdzieś cały urok małej wioski. Tym trudniej nie irytować się faktem, że grafika jest – delikatnie mówiąc – niedzisiejsza. Przy najwyższych ustawieniach nawet jakoś to jeszcze wygląda, o ile nie przyglądamy się bliżej otoczeniu. Jednak wystarczy suwak jakości przesunąć choćby o jeden punkt poniżej maksimum, by zaczęły się „cuda”. Oto naszym oczom jawią się nieoteksturowane elementy otoczenia – jakbyśmy w magiczny sposób cofnęli się w czasie o dobrą dekadę. Na tym tle wymagania sprzętowe prezentują się po prostu absurdalnie. Komputer, który bez problemu radzi sobie z tegorocznymi premierami, przy Agrar Symulatorze 2012 dostaje czkawki. Czarę goryczy przepełnia fakt, że poprzednia edycja działała o wiele płynniej, prezentując się przy tym znacznie lepiej.
Trudno, słabą grafikę można jakoś przełknąć – nie ona jest tu przecież najważniejsza. Przejdźmy zatem do warstwy symulacyjnej. I tu, niestety, czeka nas spore rozczarowanie. Wydawca zachwala na pudełku „realistyczną fizykę i model zniszczeń maszyn”. Oba stwierdzenia można włożyć między bajki. Cóż to za realistyczny model fizyczny, w którym wielotonowe pojazdy podskakują jak resoraki, ilekroć trafią na przeszkodę? Deweloper szarpnął się na system symulacji fizyki Nvidia PhysX, jednak nie za bardzo umiał poradzić sobie z jego wykorzystaniem. Zderzenie czołowe dwóch rozpędzonych ciągników powoduje odbicie się ich i – co najwyżej – przewrócenie, które też żadnym problemem nie jest, bo wystarczy wciśnięcie jednego klawisza, by pojazd wykonał fikołka i stanął na kołach. Model zniszczeń? Nie istnieje! Z każdej kraksy wyjdziemy bez najmniejszej ryski. Być może chodziło o to, że niewłaściwe stosowanie sprzętu – np. jazda po szosie z opuszczonymi ramionami kosiarki – powoduje jego uszkodzenie? Nawet tu jednak trudno mówić o realizmie – zwłaszcza że owe uszkodzenia nie są prezentowane graficznie. Kiedy wyjedziemy pługiem poza krawędź wyznaczonego pola, zaczyna on zbierać wyrażone procentowo punkty uszkodzenia. Zupełnie jakby miedza zrobiona była z tytanu. Z drugiej zaś strony, da się bezkarnie cofać ciągnik, nie podnosząc najpierw lemieszy do pozycji transportowej. Co będzie, a co nie będzie szkodzić naszym maszynom, zostało ustalone arbitralnie, bez szczególnego szacunku dla rozsądku czy deklarowanego realizmu. Przykre to, bo wielkim atutem tej produkcji mogła być właśnie okazja, by poczuć się jak operator prawdziwych maszyn rolniczych.
Kiepskiego wrażenia dopełniają liczne błędy w niedopracowanym interfejsie, dziury w słabym tłumaczeniu i bardzo skromna oprawa muzyczna – czyli dwie zapętlone na zmianę melodyjki, żywcem przeniesione z poprzedniej części gry.
Żmudna rozgrywka po omacku
To, co powinno być najmocniejszą stroną tego tytułu, czyli uprawa roli, jest niestety pozbawioną przyjemności mordęgą. I nie chodzi mi wcale o to, że każde poletko wymaga wiele uwagi – trzeba je zaorać, nawieźć, obsiać, opryskać, zebrać plony i pozostałą po żniwach słomę. W sumie więc po każdym fragmencie pola w cyklu zasiewu i zbioru należy przejechać 6 do 7 razy różnym sprzętem. To w końcu symulacja rolnicza – kultywacja ziemi maszynami stanowi jej kluczowy element. Nie należy mieć pretensji, że jest to proces złożony i czasochłonny, tym bardziej, że w większości zadań może zastąpić nas jeden z zatrudnionych na farmie pracowników. Problem leży gdzie indziej. Czy za kierownicą ciągnika siądziemy sami, czy przekażemy ją pomocnikowi, orka lub siew potrwają mniej więcej tyle, ile trwałyby w rzeczywistości. Gra przewiduje możliwość przyspieszenia czasu, nie ma to jednak wpływu na pracę maszyn. A kiedy przychodzi okres zbiorów, okazuje się, że nasze plony – owoc godzin żmudnej, wirtualnej harówki – warte są w skupie tak niewiele, że odechciewa się powtarzać proces.
W poprzedniej odsłonie cyklu poradzono sobie z tą kwestią w prosty sposób. Areał naszych gruntów przedstawiony był w skali i niewielkie, dość łatwe w utrzymaniu poletko liczyło się na przykład jako 5,5 hektara. Ten sam czas poświęcony na uprawę oznaczał więc większe plony, a co za tym idzie – lepsze zyski. Chciało się grać dalej. W tej edycji na elektroniczne rolnictwo, by przyniosło ono sensowną ilość wirtualnych euro, należałoby poświęcić niemal tyle godzin realnego czasu, ile wymaga utrzymanie prawdziwego gospodarstwa. Pewnie zwiększyłoby to świadomość trudnego losu rolnika, ale gdzie w tym wszystkim zabawa? Gra przecież powinna sprawiać przyjemność, a nie tylko marnować nasz czas!
Sytuację ratuje trochę opcja hodowli zwierząt. Taka na przykład produkcja mleka okazuje się na tyle rentowna, że w godzinę da się uzbierać fundusze na pełną rozbudowę farmy. Możliwe jest to jednak tylko dzięki temu, że na tę warstwę gry przyspieszenie czasu ma akurat wpływ. Co minutę warto więc kliknąć przycisk powodujący przeskoczenie do kolejnego dnia i sprzedać dostępną ilość mleka. Z czasem zwiększa się też populacja naszej trzody i nadmiarowe, niemieszczące się w oborach (uporczywie nazywanych stajniami) osobniki można sprzedać z zyskiem. Gromadzona w ten sposób gotówka pozwala nacieszyć się tym, co w tej grze najlepsze – szeroką gamą pojazdów i maszyn, na zakup których nie mielibyśmy inaczej środków. Szkoda tylko, że sama hodowla ogranicza się do żmudnego, machinalnego klikania w okienka wypełnione rzędami cyfr. To w zasadzie jedyna reprezentacja zwierząt – jeśli nie liczyć kilku „kukiełek” rozrzuconych po pastwiskach, pełniących jedynie funkcję dekoracyjnych makiet. Sam handel też odbywa się w sposób bardzo schematyczny – opiewanego przez wydawcę na pudełku „rozbudowanego modelu ekonomicznego” jakoś nie widać. Większe wyzwanie dla menadżera stanowi chociażby antyczna gra SimFarm.
Do tego wszystkiego należy, niestety, dodać kolejny poważny zarzut. Grze brakuje jakiegokolwiek wprowadzenia, misji treningowych czy chociażby ekranów z poradami, pomagającymi przebrnąć przez początki rozgrywki. Jedyne, co dostajemy, to lakoniczna instrukcja dostępna pod klawiszem „F1”, która przybliża ogólne założenia zabawy i pozwala przetrwać, ale nie wdaje się w szczegóły. Nie dowiemy się z niej, czym różnią się od siebie poszczególne wersje maszyn i na czym polega odmienność ich użytkowania. Wyboru dokonujemy więc na ślepo, wspierając się co najwyżej przekonaniem, że droższe będzie lepsze. Z braku opisów cierpimy na ciągły niedobór danych. Wprawdzie po kliknięciu na obrazek ciągnika czy kombajnu otwiera się małe okienko, które powinno zawierać krótką charakterystykę urządzenia, jednak w większości przypadków jest ono puste. Prezentowane są jedynie dane techniczne ciągników, ale tylko jednego z producentów! Pozostałym maszynom brak nawet tego. O rzetelenej instrukcji też można pomarzyć. Grę ułatwiają tylko ekranowe wskazówki dotyczące obsługi, zresztą bezsensownej – kto wytłumaczy, dlaczego podłączenie i odłączenie przyczepy musi być przypisane do dwóch różnych klawiszy?
Tu na razie jest ściernisko...
...ale będzie San Francisco? Na to nie ma raczej szans, choć poprzednia edycja po premierze też nie prezentowała się za dobrze, a z czasem została połatana i doprowadzona do stanu używalności. I tym razem na pewno możemy spodziewać się wielu łatek. Zapowiada to zresztą sam deweloper, zwracając graczowi uwagę, że połączenie z Internetem zapewni stałe aktualizacje poprawiające i rozwijające zawartość. Jeśli więc ktoś nie zrazi się do tego tytułu na początku, to kto wie – może za pół roku otrzyma pełnowartościowy produkt? Czy jednak znajdą się wytrwali?
Z pewnością. Bo mimo wszystkich wymienionych wad Agrar Symulator 2012 ma jednak również swoje plusy. Głównym jest oczywiście dostęp do pojazdów i maszyn rolniczych na licencji czterech wielkich producentów (Challenger, Fendt, Valtra i Massey Ferguson). Jest ich rzeczywiście bardzo dużo (choć różnice między niektórymi są niedostrzegalne) i zostały przeniesione do świata gry naprawdę wiernie i z dbałością o szczegóły. Korzystanie z nich – kiedy już przebolejemy fatalny model fizyczny – sprawia sporą satysfakcję. Jeszcze większą przyjemność oferuje rozbudowa farmy i liczenie wirtualnych pieniędzy, kiedy już znajdziemy skuteczny sposób na ich zarabianie. Największą zaś frajdę – jak we wszystkich grach o tej tematyce, od Harvest Moon i Farmville poczynając, a na Symulatorze Farmy kończąc – daje obserwowanie, jak rosną nasze wirtualne roślinki. Tych mamy osiem rodzajów (jęczmień, owies, pszenica, żyto, kukurydza, kukurydza energetyczna, gryka, rzepak), dzięki czemu pola potrafią wyglądać naprawdę ciekawie. Cieszy też motyw ekologiczny – nawożenie gnojowicą i produkcja biopaliw.
Zeszłoroczny Agrar Simulator, mimo wad, zyskał sobie liczne grono fanów, którzy wysoko oceniają zwłaszcza wydaną pod koniec ubiegłego roku „złotą edycję”, zawierającą wszystkie rozszerzenia i łatki. Na podobne przyjęcie może też pewnie omawiana gra, która wygląda na okrojoną wersję poprzedniczki. Świadczy to jednak nie o jakości tych pozycji, a o tym, jak niewielki wybór mają miłośnicy wirtualnego rolnictwa. Szkoda, że i tym razem nie doczekali się tytułu, o którym obiektywnie można by powiedzieć „solidna produkcja”.