autor: Przemysław Zamęcki
Odświeżony Kratos daje radę - recenzja gry God of War: Origins Collection
Upudrowany Kratos ma szansę przeżyć drugą młodość, podobnie jak mnóstwo innych tytułów, czekających na konwersję do rozdzielczości HD. Czy jednak warto interesować się odgrzewanym kotletem, skoro wokół tyle świeżutkich i pachnących potraw?
Recenzja powstała na bazie wersji PS3.
O większego trudno zucha niż nasz Kratos Tryskajucha. Ten wiecznie wnerwiony Spartanin swoje najlepsze chwile przeżył co prawda na dużych konsolach, ale trudno nie zgodzić się z twierdzeniem, że dwie przygody starożytnego wojownika to również to, co najlepszego mogło przytrafić się Playstation Portable przez tych kilka lat jej bytności na rynku. Zarówno Chains of Olympus, jak i Duch Sparty wyszły spod ręki ekipy Ready at Dawn – bodaj najważniejszego studia dla rozwoju konsolki Sony. Niestety, cokolwiek by nie mówić o najwyższej jakości obu gier, Sony trochę pokpiło sprawę, nie umieszczając w swojej maszynce drugiego analoga (chociaż i ten śmieszny grzybek z lewej strony też trudno tak nazwać). Przynajmniej dla mnie była to jedna z bardziej frustrujących kwestii. Wykonywanie uników przy użyciu triggerów nie okazało się najwygodniejsze. No i ten mały ekranik... rozrywać i gnieść członki przeciwników chciałoby się na czymś większym.
– Pan wzywał, milordzie? – zapytali macherzy od przerabiania wszystkiego, na czym da się jeszcze zarobić, na wersję HD – Ależ nie ma problemu, chwileczkę, momencik.
Zastukało, zafurkotało, rach-ciach i już do sklepów powędrował błękitny krążek z wygrawerowanymi na nim obiema przygodami miniaturowego Kratosa, który teraz, dzięki nowoczesnej technologii, zamienił się w Kratosa olbrzyma, spoglądającego na mnie groźnie z telewizora wielkości połowy dłuższej ściany mojego salonu.
Ale brzydal... To była pierwsza myśl, jaka zaświtała mi w głowie tuż odpaleniu starszego z dwóch dostępnych na płycie tytułów. Tu nawet nie da się powiedzieć, że produkt się postarzał. Po pierwsze, nie zdążył był, a po drugie, wszelkie brzydactwo wyszło z gry w wyniku tego, że poza przeportowaniem całości do wysokiej rozdzielczości, przystosowaniem sterowania do porządnego pada, dodaniem Trofeów, poprawieniu jakości dźwięku (5.1 hula i kołysze ścianami sąsiadów aż miło) absolutnie nic nie zmieniono. A przynajmniej ja nic nie zauważyłem. No dobra, żartuję sobie. Wszystkie te modyfikacje, o których wspomniałem powyżej, odmieniły tę grę, która z bardzo dobrej (choć krótkiej), stała się jeszcze lepsza. Przypuszczam, że gdyby Kratos wyglądał jak kosmita ze Space Invaders, to i tak biłbym mu pokłony. Kocham tego drania nawet wtedy, kiedy patrzy na mnie tymi swoimi oczami zbitego pitbulla w najsłabszej w sumie grze z całej serii. No i – co niestety niektórych rozczaruje – nasz śmiałek w Chains of Olympus jest jeszcze przed intensywnym kursem języka polskiego i jako rodowity Spartanin włada każdą mową świata z wyjątkiem tej należącej do ludzi zamieszkujących kraj nad Wisłą.
Ale tak naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Nie da się ze świni zrobić konia wyścigowego, nawet wtedy gdy za przeróbki biorą się najlepsi w branży. Nastawcie się na świetną zabawę, gimnastykę członków, rzeźnię dźwiękową, ale jeśli szukacie pięknych widoków, to te szybciej znajdziecie na wystawie malarstwa prymitywnego.
Lepiej wygląda sprawa z drugim z umieszczonych na płycie tytułów, czyli Duchem Sparty. Już choćby z racji tego, że na samej PSP była to gra sporo ładniejsza od poprzedniej i naprawdę porządnie wykorzystująca moc konsoli. Ta zależność przeniosła się również na wersję PlayStation 3, choć grafika jakością nie dorównuje konwersji God of War II dostępnej w pierwszym z zestawów Collection, który ukazał się wraz z premierą „trójki”.
No dobra, pierwsze, rozgrywające się w czasie sztormu, sceny nie robią takiego wrażenia jak na małym ekraniku, ale i tak wszystko wygląda o niebo lepiej niż w Chains of Olympus. Także za sprawą różnych filtrów graficznych, w tym rozmycia ekranu, które pojawiło się w nowszej odsłonie serii. Jest dobrze, a momentami nawet bardzo dobrze. Złapałem się wręcz na tym, że zapomniałem, że to tylko gra z PSP, przygody Kratosa pochłonęły mnie tak, jakbym grał w zupełnie nową produkcję. To zaleta lepszego sterowania, potężnie brzmiącego dźwięku przestrzennego DTS (tu szczególne brawa, bowiem konwersje God of War i God of War II posiadały jedynie marne Dolby Pro Logic II) i ciekawiej zaprojektowanej rozgrywki.
Ale nie ma róży bez kolców, nawet takich drobniusieńkich, że aż wstyd o nich wspominać. Duch Sparty albo w całości jest po polsku, albo wyłącznie po angielsku, o ile przestawimy ustawienia interfejsu na ten właśnie język. Nie ma możliwości włączenia wersji kinowej, a więc sytuacja jest analogiczna do tej z PSP. To i tak lepiej niż w przypadku drugiej gry na płycie, bo przynajmniej jest jakiś wybór. Nie pozostaje nam więc nic innego jak albo nauczyć się rozumieć po angielsku, albo znosić Bogusława Lindę w roli głównej. Piszę znosić, ponieważ nie uważam tego dubbingu za udany. Być może nie ma innego aktora, który bardziej nadawałby się do roli steranego życiem starożytnego chuligana, jednak mnie od maniery mówienia ze szczękościskiem bolą zęby. Ale co ja wiem o dubbingowaniu...
Przywracaniu blasku starszym grom i tym, które nie miały szansy narodzić się na czymś potężniejszym od elektrycznej szczoteczki do zębów, przyglądam się z niezwykłym zaciekawieniem. Uważam ten trend nie tyle za sensowny co absolutnie konieczny. Po pierwsze – z racji tego, że gry 3D starzeją się szybko jak żadne inne. Po drugie – z powodu podwyższonej rozdzielczości. Stare odbiorniki już trafiły lub zaraz trafią na śmietnik, a kto będzie chciał na swoim wypasionym telewizorze męczyć oczy wyłażącymi z ekranu pikselami? Po trzecie w końcu – PSP jako sprzęcik do grania spisało się raczej średnio, sporo osób nie miało zatem okazji zapoznać się z tymi kilkoma wartymi wzmianki tytułami, które ukazały się na tę konsolę. Owe dwie części God of War to najlepsze, co za żywota dostało PlayStation Portable. Przynajmniej wśród tytułów pochodzących od zachodnich deweloperów, bo przypuszczam, że wielu miłośników japońskiej stylistyki nie podziela moich poglądów. Niemniej jednak jako fan dobrych gier, a dobrych slasherów w szczególności, ani chwili nie wahałbym się z decyzją o nabyciu tego zestawiku. No, chyba że już obie gry przeszliście, wtedy rozważyłbym zakup przy okazji jakiejś promocji. Ale na pewno nie pozostałbym na God of War: Origins obojętny. To po prostu świetny produkt.
g40st
PLUSY:
- dwie najlepsze gry na PSP na jednej płycie;
- bardzo przyzwoita konwersja;
- świetnie zrealizowany dźwięk przestrzenny;
- dwie gałki analogowe!
MINUSY:
- brak polskiej wersji Chains of Olympus;
- brak wersji kinowej Ducha Spaty;
- Chains of Olympus wygląda słabo.