autor: Kacper Kieja
Odjazdowy Rajd - recenzja gry
Tooncar to kolorowe wyścigi samochodowe, w których możemy ścigać się zwariowanymi samochodami na wielu różnorodnych trasach. W każdym wyścigu startujemy z całym zastępem pokręconych kierowców.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Moja przygoda z wyścigami samochodowymi zakończyła się już dawno temu, a jedyną grą rajdową, w którą grałem pasjami była Need for Speed. Nie znaczy to jednak, że nie lubię od czasu do czasu "przyciąć" w jakąś prostą samochodówkę, co najczęściej zresztą kończy się rozpaczliwym lądowaniem na bandach lub poboczach :-). Po Toon Car sięgnąłem z czystej ciekawości, może trochę dlatego, że zaintrygowała mnie oprawa graficzna oraz sam pomysł wykorzystania "cartoonowych" postaci w wyścigach. Zainstalowałem program z myślą, że to tylko ot, na kilkanaście minut grania, a skończyło się na co najmniej kilkunastu godzinach naprawdę ostrej jazdy! Dlaczego Toon Car tak potrafi wciągnąć? Sądzę, że z przede wszystkim z uwagi na ogromną dynamikę zabawy.
Oto rozpoczynasz wyścig. Ty i pięciu innych rajdowców, każdy w swej zabawnej maszynce. 3...2...1 i poszło! Straszliwa przepychanka, samochody jadą drzwi w drzwi, ktoś walnął o bandę, ktoś został wypchnięty na pobocze, ktoś inny przygazował z triumfalnym śmiechem i wyszedł na pierwszą pozycję! I już gnają! Aż do pierwszego ważnego miejsca, czyli strefy pobierania broni. Na początek walka o to, komu uda się dorwać do trzech „kryształów”. Za zabranie takiego „kryształu” dostajesz nagrodę. Widzisz? Oto w twoim ekwipunku pojawił się śliczny, obły kształt rakiety. Ba-ba-bach! Wysyłasz ją w stronę rywali. Rakieta wystrzeliwuje z ogromną szybkością i pędzi, aby wbić się prosto w kufer wroga. Jego samochód wylatuje w powietrze, koziołkuje i ląduje z powrotem na środku trasy. Rywal otrząsa się, dodaje gazu i już pędzi, aby dogonić szybko oddalającą się czołówkę. Tu akcja zmienia się jak w kalejdoskopie. Oto w tej chwili prowadzi mafioso Giuseppe, wydaje się że nikt już nie jest w stanie mu zagrozić. Ale nagle widzisz pędzącą rakietę samonaprowadzającą. Już, już zbliża się do jego wozu, kiedy mafioso włącza tarczę ochronną. Rakieta jeszcze chwile mknie za jego autem, po czym rozpryskuje się w powietrzu, nie czyniąc nikomu szkody. Ale czy Giuseppe może czuć się bezpieczny? Okazuje się, że nie. Jedno okrążenie wcześniej pozostawił na drodze minę, a teraz sam na nią wpada. Wybuch, samochód leci w powietrze, a kiedy z powrotem zatrzymuje się na asfalcie, to kilku rywali mija go z triumfalnym śmiechem. Giuseppe pędzi za nimi, ale w tym samym momencie trafia go bomba wyrzucona przez ostatniego z uczestników rajdu. I tak właśnie Giuseppe, który przed chwilą prowadził ze sporą przewagą, teraz musi z mozołem doganiać czołówkę. W Toon Car prawie nigdy nie możesz czuć się bezpieczny. Nie raz i nie dwa jechałem już ze sporą przewagą, kiedy celne trafienia rywali spychały mnie na dalsze miejsca. Oczywiście istnieją taktyki prowadzące do zwycięstwa w każdym wyścigu, ale i tak trudno mówić, aby miały one stuprocentową skuteczność i wiele zależy nie tylko od umiejętności, ale również od szczęścia.
Najważniejszym elementem Toon Car są mistrzostwa. Ale nie tak łatwo dostać się do grona najlepszych. Najpierw trzeba zdobyć licencję zawodniczą. Istnieją trzy rodzaje licencji: A, B oraz C. Po zdobyciu każdej z nich możesz startować w coraz ciekawszych wyścigach, na nowych trasach i korzystać z coraz szybszych wozów. Zdobycie licencji to tylko twoja walka z czasem. Czasem oraz słupkami, które musisz przewrócić. Brzmi banalnie, prawda? Ale banalne wcale nie jest! Zdobycie pierwszej licencji nie jest specjalnie trudne, ale aby zdobyć drugą podchodziłem do rajdu kilkanaście razy, a zdobycie trzeciej kosztowało mnie co najmniej dwadzieścia prób. Problem, bowiem, w tym że limit czasowy jest dość mocno wyśrubowany. Jeżeli więc nie zwalisz wszystkich słupków, perfekcyjnie niczym mistrz kręgli, jeśli będziesz musiał zwalniać albo cofać się, to jest prawie pewne, że nie zdążysz na metę w wyznaczonym czasie.
Dodatkową przeszkodą jest fakt, że na drodze pojawiają się śmieszne stworki, w które koniecznie musisz trafić. A nie zamierzają one stać i czekać aż je przejedziesz, tylko starają się (czasem nawet dość żwawo!) uciekać. Jeśli już poradzisz sobie ze zdobyciem licencji, czeka cię następny etap. Czas wystartować w mistrzostwach! Mistrzostwa składają się z trzech części. Najpierw jest seria wyścigów, gdzie liczona jest punktacja za miejsce, następnie seria wyścigów, w której sumuje się czasy zawodników i wreszcie prawdziwy deathmatch! Sześciu zawodników, a po każdym okrążeniu odpada najsłabszy z nich. Jeśli zwyciężysz we wszystkich trzech kategoriach, to masz prawo starać się o zdobycie następnej licencji. Oczywiście próba jest dużo trudniejsza, ale w nagrodę możesz poznać nowe tory, nowe samochody i wziąć udział w następnych mistrzostwach. W Toon Car możesz też zabawić się z przyjaciółmi, gdyż istnieje możliwość podziału ekranu nawet na cztery części! Ale to już chyba przesada. Natomiast przy zastosowaniu opcji „split screen” na dwie osoby gra się wcale nieźle.
Toon Car to gra urocza. Malownicza grafika, kapitalnie wyrysowane postacie, świetne efekty specjalne, doskonałe efekty dźwiękowe oraz ostra, dynamiczna muzyka są niewątpliwymi atutami tego programu. Gorzej jednak jeśli chodzi o sprawy, nazwijmy to, merytoryczne. Rajdowcy w Toon Car mogą korzystać jedynie z niewielkiej liczby różnorakich gadżetów oraz broni. Mina, rakieta, bomba, granat, deszczowa chmurka, akcelerator szybkości, tarcza ochronna, narzędzie do naprawy auta – to troszkę za mało. Przydałoby się więcej urozmaiceń, a przede wszystkim z każdym następnym wygranym etapem mistrzostw powinien pojawiać się również nowy gadżet, który mógłbyś z powodzeniem zastosować na swych wrogach. Jeśli chodzi o rodzaje samochodów, to nie zauważam specjalnej różnicy, jeśli chodzi o auta tej samej kategorii. Może, troszeczkę jest zmian związanych z przyczepnością lub sposobem brania zakrętów, ale naprawdę są one prawie niezauważalne. Następna sprawa to postacie rajdowców. Twórcy uraczyli nas wielką różnorodnością bohaterów wyścigu. Mamy na przykład włoskiego mafioso i Eskimosa, piękną country-girl i wymoczkowatego kowboja, rudego profesora i Meksykankę w ogromnym kapeluszu, Murzynkę i zawodnika sumo, razem 14 osób. Ale ta różnorodność jest tylko i wyłącznie pozbawionym znaczenia bajerkiem. Postacie inaczej wyglądają, inaczej się odzywają (czasami naprawdę bardzo zabawnie), ale ich umiejętności oraz wyposażenie są identyczne! A gdyby chociaż każdemu dać jakąś jemu tylko przypisaną, oryginalną zdolność? Niestety nie jestem też zachwycony liczbą dostępnych torów. Możesz ścigać się na dziewięciu, a atrakcją jest też fakt, że na każdym można wyznaczyć wyścig, który zacznie się na mecie, a zakończy na starcie. Te dziewięć torów zostało przygotowanych w interesujących sceneriach. Lodowe pustkowia, miasteczko, saharyjska pustynia, meksykańskie bezdroża itp. – wszystkie scenografie są naprawdę dokładnie opracowane, pełno też na nich różnego rodzaju „urozmaicaczy”. A to wpadasz do tunelu, a to przejeżdżasz przez wąski mostek (doskonałym pomysłem jest pozostawienie miny na samym jego progu), a to musisz lawirować pomiędzy głazami lub belkami, a to suniesz do połowy zanurzony w wodzie. Czy jednak torów wyścigowych nie mogłoby być nieco więcej? Do „cartoonowych” postaci pasowałyby mi jakieś wygibaśne i wymyślne rollercoastery, zaprzeczające zasadom ziemskiej fizyki, a może trasy podlegające samoczynnym modyfikacjom? W każdym razie zabrakło nieco inwencji, tak jakby autorzy zatrzymali się wpół drogi i chcieli zobaczyć, czy gra w ogóle spodoba się klientom zanim pomyślą nad dalszymi urozmaiceniami.
Mimo wszelkich niedociągnięć, czy wad Toon Car jest grą zabawną, ciekawą i wciągającą. Co ważne spokojnie można polecić ją dzieciom. Dynamika akcji jest ogromna, kolorystyka fantastyczna, a postacie naprawdę zabawne. Zastanawiam się tylko, czy poziom trudności został przygotowany z myślą o siedmio, ośmiolatku, lecz sądzę że jeśli ja sobie poradziłem, to tym bardziej powinien poradzić sobie uczeń szkoły podstawowej, bo przecież ewolucyjnie jest znacznie bliżej skaczącego po drzewach i zręcznego makaka, niż niżej podpisany
Kacper Kieja