Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 listopada 2005, 12:10

autor: Maciej Kurowiak

Ninja Gaiden Black - recenzja gry

Akcja rozgrywa się w fikcyjnym świecie, w którym toczy się wieczna walka dwóch sił uosabianych przez miecze. Zło reprezentuje Ciemne Smocze Ostrze, które potrafi pochłaniać dusze swoich ofiar. Jego przeciwieństwem jest Smocze Ostrze...

Recenzja powstała na bazie wersji XBOX.

Ninja Gaiden. Te dwa słowa znaczą dziś dla gatunku gier zręcznościowych mniej więcej tyle, co Mario 64 dla platformówek czy Halo dla strzelanin. Od momentu premiery gra owiana jest kultem nie tylko ze względu na doskonałe walory techniczne i morderczy poziom trudności, ale też dzięki autorskiemu podejściu Tomonobu Itagakiego, który po premierze nie spoczął na laurach, lecz zaczął poprawiać i ulepszać swoje dzieło. W ten sposób dla subskrybentów Xbox Live ukazały się dwa darmowe dodatki pod wspólnym tytułem The Hurricane Pack. Zmieniono umiejscowienie niektórych przedmiotów, poprawiono inteligencję przeciwników i przede wszystkim dodano możliwość ręcznej obsługi kamery, która wśród fanów wzbudzała najwięcej kontrowersji. Jakby tego było mało, Microsoft zorganizował ogólnoświatowy turniej na najlepszy wynik. Trzy rundy miały wyłonić pięciu szczęśliwców, którym zafundowano bilety na zeszłoroczny Tokyo Game Show – drugie co do wielkości targi przemysłu gier video po E3. Dwójka Amerykanów, jeden Europejczyk i dwoje Japończyków rywalizowało przed publicznością o status Mistrza Ninja. Zwyciężył Yasunori Otsuka z Japonii otrzymując główną nagrodę – Ninja Gaiden z dedykacją autora oraz worek gadżetów na resztę życia.

Alma zdejmie ciężar egzystencji z barków każdego śmiałka.

Pogłoski o Ninja Gaiden Black przenikały do mediów od dłuższego czasu, ale dopiero niedawno Team Ninja przedstawił światu najnowsze dzieło. No może nie tak do końca najnowsze, gdyż ta produkcja Itagakiego jest w gruncie rzeczy odświeżoną wersją oryginału. Tak, to jest dokładnie ta sama gra, zawierająca elementy, które można było znaleźć we wcześniejszych aktualizacjach oraz kilka innych drobiazgów. Diabeł tkwi w szczegółach, a w Ninja Gaiden Black jest ich bardzo, bardzo dużo.

Grę rozpoczyna znajome The Evil Dark Dragon Blade..., a pierwszą różnicę, nie licząc nowych rodzajów broni, odczujemy dopiero, gdy znajdziemy łuk w drugim etapie. Czeka nas zupełnie nowa, krótka wstawka w czasie rzeczywistym – jedna z wielu, na jakie natkniemy się podczas rozgrywki. Może to nie robić różnicy graczom, którzy ukończyli oryginał, ale jeśli ktoś Ninja Gaiden jeszcze nie kosztował, to z całą pewnością uprzyjemni mu to odbiór. Jest to pozorny drobiazg, ale dzięki niemu narracja jest bardziej płynna, a fabuła spójniejsza.

Akcja rozgrywa się w fikcyjnym świecie, w którym toczy się wieczna walka dwóch sił uosabianych przez miecze. Zło reprezentuje Ciemne Smocze Ostrze, które potrafi pochłaniać dusze swoich ofiar. Jego przeciwieństwem jest Smocze Ostrze, przechowywane od wieków przez klan ninja, z którego wywodzi się właśnie Ryu Hayabusa. Historia lubi się powtarzać, przeklęta klinga trafia w niewłaściwie ręce, a zadanie jej odzyskania przypada młodemu Ryu. Od tego momentu musi wyrąbać sobie drogę Smoczym Ostrzem, aż do ostatecznego starcia. Nie brzmi to może zbyt porywająco, ale historia stanowi tylko tło dla wydarzeń, których sami jesteśmy autorami. Tak naprawdę pisze ją ostrze miecza, a najważniejsza jest ilość udanych, efektownych trafień oraz ich szybkość i skuteczność. To jest kwintesencja Ninja Gaiden.

Wszyscy, którzy mieli okazję wcielić się w Ryu Hayabusę doskonale wiedzą, że trzeba się mocno wysilić, by przypomnieć sobie produkcję o bardziej szalonym poziomie trudności niż Ninja Gaiden. Tak – standardowy poziom trudności, to dla wielu graczy droga przez mękę i okazja do rozbicia pada o najbliższą powierzchnię płaską. Tutaj naprawdę przetrwają tylko najlepsi, najszybsi i najzręczniejsi. Nie ma mowy o gorszym dniu, jedzeniu ciastek, popijaniu napojów – trzeba być maksymalnie skupionym, gdyż nawet szeregowy, najbardziej bezczelny słabeusz przerobi nas na krwawą rąbankę.

Lunar w akcji.

Mistrzostwem Team Ninja nie było wcale uczynienie gry trudną, ale danie graczom wszystkich instrumentów, by mogli ją z powodzeniem ukończyć, balansując przy tym na krawędzi własnych możliwości. Przyjrzyjmy się chociażby sterowaniu – ze świecą szukać tytułu, w którym bohater odpowiadałby tak błyskawicznie na ruchy padem. Czas reakcji Ryu jest wprost niewiarygodnie krótki, dzięki czemu po wielu godzinach spędzonych przed ekranem zauważymy, że uderzenia i uniki stosujemy niemal podświadomie. W przypadku niektórych, najbardziej dramatycznych walk, odbywa się to wręcz na poziomie odruchów bezwarunkowych. Pierwotnie Ninja Gaiden nie był przeznaczony dla maślaków, ale ilość głosów, że gra jest zbyt trudna zrobiła swoje i Team Ninja w końcu się ugiął. W NG Black trzykrotna śmierć na samym początku spowoduje uruchomienie specjalnego poziomu trudności o znamiennej nazwie Ninja Dog. Wiadomo, że bycie szczeniakiem nie przyniesie nikomu splendoru, ale przynajmniej pozwoli niektórym bardziej ślamazarnym graczom ukończyć rozgrywkę, bez niszczenia sprzętu lub wyżywania się na bliźnich.

Piekielna szybkość walk czy specyfika uderzeń takich jak równoczesny wyskok w przód i cięcie powodowały, że kamera potrafiła kompletnie oszaleć, gubiąc czasem naszego bohatera z kadru. Niektórym to przeszkadzało, innym nie. W każdym razie producenci zdecydowali się dać graczom wybór i dołączyli opcję manualnie sterowanej kamery. W NG Black uaktywniamy ją naciskając prawy analog. Przestaje on wtedy służyć do przełączania w tryb pierwszej osoby, a my możemy ręcznie obracać kamerą dookoła. Ba, mamy nawet możliwość ustawienia widoku z góry – tworząc coś w rodzaju rzutu izometrycznego. Opcja ta nie na wiele się zda początkującym graczom, ale może posłużyć wyjadaczom do jeszcze bardziej skutecznego wycinania wrogów. Używanie nowej kamery jest jednak kwestią gustu i wielu pewnie zapomni, że ma możliwość użycia tej opcji zadowalając się ustawieniem domyślnym.

Kolejną nowinką jest zupełnie nowy rodzaj broni: długi kij zwany Lunarem. Na samym początku może wydać się niezbyt przydatny, gdyż jego siła jest niewielka, ale po ulepszeniu staje się całkiem skuteczną bronią. Przy czym jeśli Lunara znajdziemy dopiero w drugim etapie, to właściwie od początku gry możemy używać bomb dymnych, które na kilka sekund oślepiają wrogów dookoła.

Czy to już Xbox 360?

Jeżeli niektórym zwykły poziom trudności wydaje się być szaleńczo wysoki, to co dopiero powiedzieć o nowych jego stopniach, które znajdziemy w Ninja Gaiden Black. Najtrudniejszym jest poziom master ninja. Jakby tego było mało, to niezależnie od wybranej opcji, standardowa inteligencja wrogów została poprawiona, więc wielu bossów trzeba pokonywać inną metodą. Ukończenie gry otworzy nam drogę do następnej nowości w stosunku do oryginału. Chodzi mianowicie o misje. Brzmi to może enigmatycznie, ale jest to coś na kształt VR Missions z Metal Gear Solid. Zostajemy przeniesieni do danej lokacji (niestety, na wszystkie możemy natrafić podczas właściwiej gry – więc nic nowego nas w tym temacie nie czeka) z określoną bronią i mocą Ninpo. Dalej musimy radzić sobie sami. Trzeba tutaj jasno powiedzieć, misje są tylko dla prawdziwych wyjadaczy, czyli takich, którzy radzą sobie na wyższych poziomach trudności. Innymi słowy niektóre z nich są tak diabelnie trudne, że przed tuzami, którzy je ukończą należy zdejmować na ulicy kapelusz.

Ninja Gaiden Black zawiera też pewne elementy gier przygodowych. Nie jest ich zbyt dużo, ale na wyższych poziomach trudności umiejscowienie przedmiotów ulega zmianie, więc nie ma tutaj bezpośredniej powtórki z rozrywki. No i last but not least czyli nowi przeciwnicy. Nie spodziewajcie się jakichś specjalnych szaleństw w tym temacie – drugiego czerwonego smoka nie spotkacie. Są za to nowe odmiany ninja oraz przede wszystkim kocice, a raczej kobiety koty. Niezwykle groźne, ale to chyba nie jest żadna nowość jeśli chodzi wrogów w NG.

Graficznie Ninja Gaiden nadal olśniewa. Gra nic a nic się nie zestarzała, a wręcz przeciwnie, wracając do niej po dłuższym okresie, można na nowo zachwycać się mistrzowsko dopracowanymi lokacjami, wspaniałą animacją postaci i mnogością rozmaitych efektów. Trudno tu wybrać element robiący największe wrażenie, gdyż wszystkie zdają się być dopracowane niemal do perfekcji. W świecie gier ze świecą szukać innej postaci, która wymachiwałaby nunchaku z gracją i precyzją, z jaką robi to Ryu Hayabusa. Tutaj pola ustąpić musi nawet Maxi z Soul Calibur. Przeogromni, znakomicie animowani bossowie tworzą niezapomniany widok. No i jeszcze dziesiątki drobiazgów jak drżące powietrze w etapie z gorejącą lawą czy świetnie opracowany widok podwodny. Być może nie ma tu hiperrealistycznej fizyki czy obłędnych efektów światłocienia, jednak setki znakomicie dopracowanych elementów tworzą z Ninja Gaiden niezapomnianą całość. Troszkę inaczej sprawa ma się z dźwiękiem i muzyką. Owszem, wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik, ale nieco brakuje motywu przewodniego, który moglibyśmy kojarzyć z Ninja Gaiden, tak jak np. kojarzymy melodię z Metal Gear Solid czy innych japońskich produkcji. Tak czy inaczej ponad rok po premierze Ninja Gaiden Black ogląda i słucha się z największą przyjemnością.

Ta gra już od dnia swojej premiery stanowi punkt odniesienia dla gier akcji i tym razem mamy jedyną okazję zaopatrzyć się w jej najdoskonalszą i ostateczną wersję. Zmiany mogą wydawać się kosmetyczne, ale o głębi tej produkcji niech świadczą chociażby dziesiątki poradników, z których każdy obejmuje inny obszar rozgrywki. Nie da się ukryć, że grę zaleca się głównie fanom i maniakom, którzy docenią rozmaite poprawki i dodatki oraz będą starali się przewiercić przez wszystkie ukryte misje i poziomy trudności. Jeśli ktoś jednak nie grał w pierwotną wersję Ninja Gaiden, powinien skorzystać z okazji, gdyż znając skłonności Itagakiego do szlifowania swoich diamentów, na następną część trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.

Maciej „Shinobix” Kurowiak

PLUSY:

  • ponad rok później tak samo dobra;
  • można grać, grać, grać i grać...

MINUSY:

  • hm... proszę o następne pytanie.
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...