Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 23 listopada 2007, 15:47

autor: Maciej Stępnikowski

Need for Speed ProStreet - recenzja gry

Jak co roku kolejna część Need for Speed trafia na półki sklepowe w okresie przedświątecznym. Pro Street jest zupełnie inny od ostatnich poprzedników. Przede wszystkim odchodzi od atmosfery nocnych, nielegalnych wyścigów.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Jak co roku kolejna część Need for Speed trafia na półki sklepowe w okresie przedświątecznym. ProStreet jest zupełnie inny od ostatnich poprzedników. Przede wszystkim odchodzi od atmosfery nocnych, nielegalnych wyścigów – powraca do starych klimatów, rywalizacji odbywającej się na torach. Wprowadza system zniszczeń, daje możliwość jazdy najlepszymi brykami świata, ale ostatecznie nie zachwyca. Zapraszam na recenzję najnowszego NFS-a.

Wprowadzić

W ProStreet wcielamy się w postać Ryana Coopera co jest, trzeba przyznać, pewną nowością. Paradujący w kasku zawodnik ma tylko jeden cel – wspiąć się po drabinie zwycięstw, dać się zauważyć i pokonać najlepszych – tzw. Króli. Nie ma tutaj żadnego miasta, po którym musimy jeździć, gangów z którymi musimy się zmierzyć, dzielnic które musimy odkrywać oraz nocnych wyścigów. ProStreet przenosi NFS-a na imprezy wyścigowe odbywające się na torach, z udziałem publiczności, w samym środku dnia. To dosyć miła odmiana po kilku częściach gry, w których głównym celem było zmaganie się a to z policją, a to przeciwnikami podczas nocnych „undergroundowych” wyścigów. Wątek fabularny został ograniczony do minimum, czyli w praktyce nie ma go w ogóle. Oczywiście i tak w tego typu grach nie wpływa on wielce na rozrywkę, ale może być miłym dodatkiem, którego tutaj zabrakło.

Dotarcie na szczyt kariery trwa długo, wręcz chyba za długo...

Zagrać

Nie krążymy już po mieście poszukując kolejnych wyścigów – teraz wszystko odbywa się za pomocą menu. Początkowo toporne i nieczytelne, później można się do niego przyzwyczaić (i tak dla wielu będzie to lepsze od kręcenia się po mieście). Gra oparta jest na jednodniowych imprezach – tzw. „Race Day”. Wybierając się na taką imprezę dokonujemy wyboru modeli samochodów, jakimi będziemy brali udział w różnych rodzajach wyścigów (np. na Drift możemy zabrać tylko samochód tylno-napędowy). Będąc na takiej imprezie nie mamy możliwości modyfikowania aut, możemy je tylko naprawiać. Celem zlotu jest zdobycie jak największej liczby punktów w różnych rodzajach rozgrywek, które omówię później, a w konsekwencji zdominowanie „Race Day”. Punkty otrzymujemy przede wszystkim za zwycięstwa w wyścigach. Możemy też uzyskać je za nienaruszenie stanu technicznego bryki podczas rywalizacji oraz za odstawienie na mecie przeciwników (im bardziej tym więcej punktów). W nagrodę uzyskujemy oczywiście pieniądze oraz bonusy, które losujemy z dostępnej puli (pakiety części, kasa itp.). Zmaganiom towarzyszy komentarz prowadzącego cała imprezę, co jest też pewną nowością. Niestety, o ile na początku może on przypaść do gustu, po kilku godzinach staje się utrapieniem – dobrze już znane, wielokrotnie powtarzane kwestie wręcz irytują.

Jak zawsze twórcy zadbali, aby gracze otrzymali kilkadziesiąt świetnych aut.

Model jazdy w najnowszej części NFS jest... inny. Oczywiście wymaga od gracza przyzwyczajenia się, gdyż na początku (przy słabych samochodach) sprawia wrażenie ociężałego i topornego. Pewność i płynność prowadzenia odczuwa się dopiero przy lepszych i szybszych autach. Jak zawsze w takich momentach należy pamiętać, że w tego typu grze warto używać joypada, albo wręcz kierownicy – efekt i przyjemność z jazdy są zupełnie inne. Gra umożliwia używanie sprzęgła, co z pewnością ucieszy posiadaczy kierownicy (pomimo że NFS jest czystą zręcznościówką, a nie symulatorem).

Wspomniałem o zniszczeniach, które w Pro Streecie powróciły (wiele tytułów temu takowe były zaimplementowane). W przypadku lekkich otarć i zderzeń otrzymujemy komunikat: „Light Damage”. Bardziej zaawansowane baraszkowanie po ścianach i przeciwnikach może powodować „Heavy Damage”. Co ważne, w pewnym stopniu wiąże się to z osłabieniem osiągów auta. System napraw opiera się o markery oraz oczywiście o kasę. Początkowo dobrze korzystać z pieniędzy, w przypadku droższych super bryk lepiej użyć markerów (możliwość naprawienia auta, którą możemy kupić, albo wybrać jako bonus za zwycięstwo). Najważniejsza innowacja to „Totaled”, czyli całkowite zniszczenie samochodu np. wylecenie z trasy i walnięcie w bandę. Aby wówczas przywrócić samochód do ładu, trzeba użyć specjalnego markera. Wreszcie w NFS błąd popełniony przy dużej prędkości może spowodować realny uszczerbek w statusie gracza, a nie jedynie utratę odrobiny czasu – brawa dla twórców.

NFS to od kilku części przede wszystkim tuning. ProStreet oferuje sporą listę możliwych i dobrze znanych modyfikacji – zarówno wizualnych jak i mechanicznych. Jak zawsze możemy pogrzebać przy silniku, zawieszeniu, oponach etc. Jednak wprowadza on też pewne usprawnienia, takie jak tunel aerodynamiczny czy możliwość regulacji ciśnienia w oponach. Bez wątpienia tuning sprawia, że z każdej bryki można zrobić nie tylko świetnie jeżdżące, ale i rewelacyjnie wyglądające auto. Niestety w mojej opinii rozpiętość pomiędzy zarabianymi pieniędzmi a cenami usprawnień jest zbyt duża.

Tuning to po raz kolejny mocna strona NFS-a.

Przyswajając wyjaśnienia dotyczące gry, czułem się trochę jak idiota: wyprzedzaj, gdzie to możliwe, hamuj na zakrętach, uważaj, by nie zniszczyć bryki. Ponadto w ustawieniach gry możemy włączyć opcję, która spowoduje, że na trasie, na każdym zakręcie, będzie zaznaczony strzałkami optymalny tor jazdy. Można to przeboleć i wyłączyć. Jednak wynalazek elektroników, który ma wspomagać najsłabszych graczy jest trudny do zaakceptowania: jeśli gracz w systemie pomocy wybierze „Casual”, samochód sam będzie hamował przed zakrętami – wciśnięty gaz nic nie da. W moim przekonaniu jest to zbytnie upraszczanie gry rajdowej, w której przecież przyjemnością jest uczenie się hamowania i odpowiedniego wchodzenia w zakręty. Mam nadzieje, że w przyszłości samochody w grach nie będą same skręcać...

Muszę jeszcze wytknąć dwie denerwujące rzeczy – niemożność pomijania filmików poprzedzających wyścigi i brak wstecznego lusterka – mamy za to możliwość oglądania się za siebie.

Przedstawić tryby rozgrywki

Najnowszy NFS oferuje kilka trybów zabawy. Grip Race czyli stary dobry Circuit po zmianie nazwy. Zadanie: wystartować, wyprzedzić wszystkich i po dwóch-trzech kółkach przekroczyć metę. Pewną nowością, która mnie nie porwała jest Grip Class. W wyścigu bierze udział 8 samochodów podzielonych na dwie grupy – musimy wyprzedzić tylko tych z naszej grupy. Trudność polega na tym, że ekstra cztery samochody plączą nam się po trasie.

W grze nie zabrakło klasycznego Time Attack, w którym nie jest ważne, który jesteś na mecie, ważne, by czas jednego w Twoich okrążeń był najlepszy. Nowością jest Sector Shootout, gdzie należy zdobywać punkty na rozmieszczonych na trasie checkpointach – może i nowy tryb, ale zrobiony na siłę. Warto jeszcze wspomnieć o standardowym Sprincie (wyścig od punktu A do B) oraz o Top Speed Run, w którym musimy minąć maksymalną prędkością rozstawione na trasie fotoradary (komuś się kojarzy z TDU?). Rewelacyjny w tych dwóch trybach jest efekt prędkości oraz skupienie, którego wymaga się od gracza. Generalnie otrzymujemy klasyczne sposoby rywalizacji oraz pewne nowości, które nie powalają, ale czy da się w tej kwestii wymyślić coś nowego?

Na pochwałę zasługuje tryb Drift, zupełnie odmienny od prezentowanych w poprzednich częściach. Zapominamy o mega-prędkościach i popisowych rajdach wartych miliony punktów – to nie ten adres. Drift w Pro Streecie wymaga od gracza zdecydowanie więcej niż ruszania strzałkami i unikania zderzeń z bandą. Prędkości są o wiele mniejsze, a punkty zdobywa się o wiele wolniej. Samochód należy zarzucać z rozwagą, uważnie kontrować i nie tylko unikać bandy, ale również nie wylecieć z szosy.

Drag również dodaje świeżości, mamy tutaj do czynienia z wyścigami na 1/2 i 1/4 mili. Przed startem gracz ma za zadanie rozgrzać opony, co opiera się na odpowiednim sterowaniu gazem. W miarę usprawniania auta możemy wziąć udział w Wheelie Competition, gdzie celem jest jak najdłuższe ujechanie na tylnich kołach wozu.

Niestety zarówno Drag jak i Drift zostały zbyt mało rozbudowane (jeśli chodzi o długość tras) i nie dość wyeksploatowane.

Tryby Drift i Drag są świetne, szkoda tylko że tak mało rozbudowane.

Zachwycić oko

Oprawa graficzna prawie zawsze była atutem gier z serii NFS – tak też jest i tym razem. Modele samochodów są rewelacyjne, po raz pierwszy od dłuższego czasu wprowadzono świetnie wyglądające zniszczenia. Odpadającymi zderzakami i maskami, wyrywanymi lusterkami i wgnieceniami można się zachwycać. Smaku dodaje też świetnie prezentujący się dym spod kół. Twórcy zrezygnowali z rozmywającego się obrazu, który mogliśmy obserwować w NFS: Carbon – i chwała im za to, gdyż teraz wygląda wszystko o wiele bardziej realistycznie. Niestety czasami można odnieść wrażenie, że nie dopieszczono wyglądu obiektów znajdujących się za trasą. Tu tekstura budynku wygląda jak z zeszłego stulecia, tam publiczność przywodzi na myśl Colina 3. Jednak są to wyszukane wyjątki, które nie zmienią faktu, że ProStreet towarzyszy świetna oprawa graficzna. Ponadto gra nie ma aż tak wygórowanych wymagań i jest zdecydowanie stabilniejsza od Carbona.

Modele samochodów oraz ich zniszczenia wyglądają rewelacyjnie.

Ugłaskać ucho

Z muzyką – jak zawsze w tego typu grach – jest problem, bo jej zaakceptowanie zależy przede wszystkim od gustu gracza. W najnowszym wyścigowym dziecku EA większość kawałków zarówno dobrze pasuje jak i umila zabawę. Muszę jednak wspomnieć, że znalazły się tam 2-3 utwory, które kompletnie do takiej gry nie pasują. Efekty dźwiękowe zawsze były, są i zapewne będą mocną stroną serii NFS. Dźwięki wydawane przez samochody – bo nie ukrywajmy, że o to głównie chodzi – są bardzo dobre i ma się wrażenie, że pasują do danego modelu. Jednak przede wszystkim nie są tak agresywne i głośne jak w NFS: Carbon, gdzie ryk silnika na wysokich obrotach był wręcz przekoloryzowany. Ponadto odgłosy tłukących się szyb, dźwięk odlatującej maski i wgniatanych drzwi – można poczuć, że jest się na prawdziwym wyścigu.

Konkludować

Na początku wyczuwa się silną bryzę, która niesie świeżość i pewne nowości – niestety po kilku godzinach zostaje z tego jedynie uciążliwy, monotonny i męczący wiatr. Grafika i samochody zachwycają, ale cóż z tego skoro enty wyścig na podobnie wyglądającej trasie doprowadza do szału. Nie mogę uwierzyć, że ta gra powstawała dwa lata, bo większość z tego czasu została zmarnowana i tak naprawdę otrzymaliśmy kotleta – tyle, że w troszeczkę innej panierce. A szkoda, wielka szkoda... ProStreet po prostu nie zachwyca (szczególnie po wielkich zapowiedziach), ale nie można go skreślać – setki graczy będą się w niego zagrywać godzinami, gdyż tak to już z NFS-ami jest.

Maciej „Psycho Mantis” Stępnikowski

PLUSY:

  • świetnie bryki;
  • zniszczenia wozów oraz „Totaled”;
  • ciekawe tryby Drift i Drag;
  • tuning aut.

MINUSY:

  • po kilku godzinach staje się monotonna i nudzi;
  • za mało rozbudowane i wykorzystane tryby Drift i Drag;
  • kompletny brak fabuły.
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo

Recenzja gry

Wersja demo Test Drive Unlimited: Solar Crown gotowała nas na najgorsze. Z ulgą donoszę, że najgorsze nie nastąpiło. I choć TDU ma wielkie problemy, broni się na tyle, by rozpatrzeć go jako odświeżającą odskocznię od Forzy Horizon… za rok, może dwa.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.