Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 3 grudnia 2008, 10:14

autor: Łukasz Kendryna

Naruto: Ultimate Ninja Storm - recenzja gry

Jak ocenić Naruto: Ultimate Ninja Storm? Nie jest to łatwe. Gra zdecydowanie warta jest uwagi, niemniej istnieje spory rozdźwięk pomiędzy oczekiwaniami po wersji demonstracyjnej i licznych zwiastunach a wrażeniami z wersji premierowej.

Recenzja powstała na bazie wersji PS3.

„Zgiełk bitwy o miejsce w świątecznych paczkach klientów może przesłonić czarnego konia, tytuł, który ma spore zadatki na odniesienie sukcesu. Mowa oczywiście o Naruto: Ultimate Ninja Storm, kolejnym tytułem ekskluzywnym dla PlayStation 3” – to fragment zapowiedzi, którą popełniłem przed paroma miesiącami. Po teście premierowej wersji, łatwo jednak dojść do wniosku, że nowa odsłona przygód żółtowłosego ninja w skali konno-wyścigowej to szarawa klacz z oznakami anemii.

Piękny, niczym zgrabna i wychudzona modelka, Naruto – odziany w oszałamiającą grafikę – dumnie kroczy przez wybieg wzbudzając podziw i zachwyt. Błogi stan nieświadomość trwa jednak do momentu, w którym dobrze skrojone ciuszki opadają, odsłaniając anorektyczne braki. Dwie dostępne funkcje, niczym nagie żebra, biją po oczach. W dodatku sposób, w jaki je zrealizowano pozostawia wiele do życzenia.

Momentami będzie epicko… ale tylko momentami.

Naruto: Ultimate Ninja Storm wygląda olśniewająco. Zastosowanie nowoczesnych technik, pozwoliło osiągnąć oszołamiający rezultat. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę cell-shading, który posłużył do przedstawienia świata. Twórcom udało się (korzystając z dobrodziejstw PS3) odwzorować efekt anime, w skali bliskiej jeden do jednego. Postacie odznaczają się wymaganym realizmem: prawidłowe cieniowanie, piękna animacja, bogata paleta barw ożywiają bohaterów w pełnym 3D. Co więcej, scenki zrealizowane na silniku gry do złudzenia przypominają sceny z serialu, a pozytywny wydźwięk pozostaje niezmieniony, nawet gdy uważnie przyjrzymy się walkom epickim. Wówczas wrażenia zapierają dech w piersiach, a opad szczęki to zjawisko częste i w pełni uzasadnione. Problem pojawia się jednak gdzie indziej, czyli w częstotliwości ich występowania.

Można by przypuszczać, iż przerywniki filmowe to domena trybów fabularnych… nic podobnego. W przypadku nowych przygód Naruto sprawy mają się zgoła inaczej. Otóż Ultimate Mission Mode – gdyż tak zwie się owa opcja – jest niemal w stu procentach pozbawiona scenek, a głównym środkiem narracji stał się ekran ładowania z tekstem w tle. W dodatku tekst ten pozbawiony jest dubbingu. Niemal cała zawartość stricte fabularna zmusza nas do czytania, co w połączeniu z nudnymi i ciągle powtarzającymi się misjami (minigry na przemian ze zwykłymi pojedynkami) daje nędzny obraz całości. Jest to bieda do tego stopnia, iż w Ultimate Mission Mode zagrają wyłącznie ci, którzy pragną odblokować dodatkową zawartość dla trybu walki.

Mogło być jednak inaczej. Rozpoczynając rozgrywkę zwróconą ku prowadzeniu historii, trafiamy do w pełni trójwymiarowej, otwartej wioski, pełnej NPC-ów, sklepów i innych RPG-owych elementów. Sterowanie rozbrykanym ninja i eksploracja otaczającego nas terenu spisuje się dobrze, a piękna grafika potęguje dobre, pierwsze wrażenie. W czym tkwi problem, spytacie? Otóż im dłużej gramy, tym bardziej się nudzimy. Za wszystkim stoi w pełni zautomatyzowany sposób rozgrywki. Wystarczy wejść do (start) menu z dowolnego miejsca wioski, wybrać z opcji interesującą nas misję i… już. Gra ładuje jej zawartość, a nas czeka bierne siedzenie przed ekranem (tudzież czytanie). W przypadku misji pobocznych fakt, musimy podejść do wskazanego (na mapie) NPC, ale brak scenek, dubbingu tekstu z chmurek oraz powtarzalność i tak nudnych zleceń, skutecznie zniechęcają.

Na szczęście to druga z głównych opcji, czyli Free Battle Mode, pełni rolę wiodącą, stanowiąc trzon gry i znacząco poprawiając wrażenie końcowe. Zarówno mechanika walki, jak i sterowanie są niezwykle przystępne, dając powód do dłuższej zabawy. Co więcej, to właśnie pojedynki wypełniono scenkami, których brak doskwiera fabule. Jeżeli jesteś graczem, któremu nie zależy na odblokowaniu wszystkich bohaterów oraz dodatkowych ataków, zwyczajnie pomiń pierwszą z opcji, czerpiąc przyjemność wyłącznie z drugiej.

Co dwie głowy, to nie jedna.

Przed przystąpieniem do pojedynku trafiamy do ekranu wyboru postaci. Wachlarz możliwości jest dość szeroki, gdyż do naszej dyspozycji oddano 25 bohaterów (z czego połowa początkowo jest zablokowana). Po podjęciu decyzji, którym wojownikiem chcemy toczyć bój, gra poprosi o wyselekcjonowanie następnych dwóch. Zadaniem tych jest z kolei pomoc podczas walk, która sprowadza się do krótkich ataków w momencie, w którym zostaną oni wezwani. Kolejnym etapem przygotowań jest wybranie zagrań (tzw. ninjutsu). Każdy z bohaterów, zarówno główny, jak i pomocnicy mają ich kilka. Dostęp do nich jest możliwy wyłącznie po wcześniejszym odblokowaniu, co następuje w trakcie gry fabularnej.

Sam pojedynek jest niezwykle dynamiczny, za czym stoi chęć dotarcia do gracza casualowego, czyli innymi słowy, uproszczone sterowanie. Wszystkie combosy jak i ataki specjalne (nawet te najpotężniejsze) wprowadzamy przy użyciu wyłącznie kilku guzików, bez specjalnego wysiłku, dzięki czemu na ekranie dużo się dzieje. Jesteśmy w stanie szybko i sprawnie reagować na poczynania przeciwnika oraz kontratakować nawet najbardziej wyszukane zagrania. W tym miejscu ujawnia się hardcore’owy potencjał gry, również w niej drzemiący.

Ci, którzy wymagają od gry nieco więcej aniżeli kilku chwil prostej rozrywki, trafią na podatny grunt (zwłaszcza biorąc pod uwagę tryb co-operative). W momencie starcia dwóch doświadczonych graczy, najmniejszy błąd może przechylić szalę zwycięstwa. Każdy postawiony krok musi zostać dobrze przemyślany, a przysłowiowy „plan B”, niczym as z rękawa, winien tlić się w głowie, na wypadek udanej kontry przeciwnika.

Aż się pali do walki.

Jeszcze przed pojawieniem się gry, jej twórcy zapowiedzieli brak opcji multiplayer. Wówczas nikt nie spodziewał się, że Ultimate Mission Mode sprawi zawód, toteż obecność rozgrywek sieciowych nie wydawała się aż tak istotna. Teraz, gdy wszystkie karty leżą na stole, jej brak doskwiera. Otóż Naruto: Ultimate Ninja Storm pozbawiono funkcji, która wydłużyłaby jego żywotność. Rozczarowująca opcja fabularna, brak multiplayera i wsparcia dla systemu trofeów sprawiają, że przy grze na dłużej zatrzymają nas wyłącznie tryb co-operative i żywiołowe pojedynki z kumplem z kanapy.

Jak więc ocenić Naruto: Ultimate Ninja Storm? Nie jest to łatwe. Gra zdecydowanie warta jest uwagi, a oprawa wizualna to kunszt nie mający sobie równych. Jednak jeśli zestawić to, co zostało oddane z premierową wersją, z oczekiwaniami po wersji demonstracyjnej i licznych zwiastunach, da się odczuć lekki niedosyt (by nie powiedzieć rozczarowanie). Zautomatyzowany i zabijający ducha RPG mechanizm podejmowania misji, fatalny sposób prowadzenia narracji, brak multiplayera czy wreszcie odchudzona zawartość w stosunku do odsłon serii na PS2 musi znaleźć odzwierciedlenie w końcowym werdykcie. Na szczęście ten ratuje świetnie zrealizowany system walk – stanowiący przecież istotę bijatyk, wzmocniony udanym trybem kooperacji.

Łukasz „Crash” Kendryna

PLUSY:

  • tryb rozgrywki dla dwóch graczy;
  • dynamiczne pojedynki;
  • piękna grafika.

MINUSY:

  • mało opcji;
  • rozczarowujący tryb fabularny;
  • brak multiplayera.
Recenzja gry Dragon Ball Sparking! ZERO - czysta, niezobowiązująca frajda z masą fanservice’u
Recenzja gry Dragon Ball Sparking! ZERO - czysta, niezobowiązująca frajda z masą fanservice’u

Recenzja gry

Im bliżej premiery Dragon Balla Sparking! ZERO, tym gra coraz bardziej sprawia wrażenie produkcji, do której fani Goku będą wzdychać przez lata. Ogromna liczba postaci, świetnie wystylizowana grafika oraz klasyczna rozgrywka - sprawdźmy, czy to wystarczy.

Recenzja gry Tekken 8 - żarty się skończyły
Recenzja gry Tekken 8 - żarty się skończyły

Recenzja gry

Tekken 8 zaprasza na ring, a sam walczy o miano najlepszej bijatyki obecnej generacji. Ma duże szanse na zwycięstwo – twórcy nie idą na żadne kompromisy. Pora więc kolejny raz stanąć do rywalizacji o tytuł Króla Żelaznej Pięści – tym razem naprawdę warto.

Recenzja Mortal Kombat 1 - przyjemny, ale zachowawczy reset
Recenzja Mortal Kombat 1 - przyjemny, ale zachowawczy reset

Recenzja gry

Mortal Kombat 1 rozpoczyna nowa erę smoczej serii i wkracza w świeżą linię czasową, gdzie historia przebiega niby nieco inaczej, a mimo wszystko wiele rzeczy pozostało po staremu. Pora rozpocząć kolejną edycję krwawego turnieju.