autor: Piotr Koczyński
Mount & Blade: Ogniem i Mieczem - recenzja gry
Miłośnikom klimatów rodem z sienkiewiczowskiej Trylogii powinna spodobać się nowa gra pt. Ogniem i Mieczem. Czy jednak może ona przypaść do gustu również innym osobom?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Mount & Blade: Ogniem i Mieczem jest udaną syntezą strategii, cRPG i gry akcji. Pomimo tak zacnego połączenia gra, określana przez twórców mianem samodzielnej, nowatorskiej i tylko bazującej na pomyśle rewolucyjnego Mount & Blade, już od pierwszych dni premiery budzi duże kontrowersje. Fani, którzy zetknęli się z jej technologicznym poprzednikiem, zgodnie zarzucają CD Projektowi oraz pozostały firmom, które miały wpływ na tę produkcję, że zbytnio przypomina ona pierwowzór i nie zasługuje na miano pełnoprawnego dzieła. Mount & Blade było grą, w której poruszaliśmy się po płaskiej mapce usianej garnizonami oraz miastami. Aby przetrwać, musieliśmy zawierać sojusze, werbować jednostki oraz zajmować się handlem. Sedno zabawy dla wielu graczy koncentrowało się jednak na aspekcie zręcznościowym, czyli na bitwach, jakie toczyliśmy w trybach TPP/FPP, kierując jednocześnie swoim oddziałem. Ostatecznym celem było zdobycie możliwie jak największej sławy oraz podbicie wszystkich znajdujących się w krainie twierdz. W Ogniem i Mieczem nic się pod tym względem nie zmieniło.
Zabawę rozpoczynamy od stworzenia głównego bohatera, który awansuje na kolejne poziomy, rozwija się i zdobywa nowe umiejętności. Z czasem możemy stać się m.in. doświadczonym wojownikiem, kupcem, doskonałym wodzem lub medykiem. Oczywiście jedna postać nie jest wstanie wyspecjalizować się we wszystkich profesjach. Dlatego mamy do dyspozycji towarzyszy niezależnych, którzy stanowią świetne uzupełnienie drużyny. Jedną z takich postaci jest znany z kart sienkiewiczowskiej Trylogii – Jan Onufry Zagłoba herbu Wczele. Zatrudniając z kolei np. cyrulika, możemy sami skoncentrować się na zdolnościach bojowych.
Gdy już dysponujemy własnym bohaterem, praktycznie cały świat gry stoi przed nami otworem. Nie przynależymy także do żadnego z państw. Na początku są nam podsuwane podpowiedzi, lecz absolutnie nie trzeba się do nich stosować. Aby bandyci i magnaci zaczęli się z nami liczyć, musimy po prostu zebrać oddział. W grze mamy do czynienia z pięcioma frakcjami – Rzeczpospolitą, Królestwem Szwecji, Chanatem Krymskim, Księstwem Moskiewskim oraz Wojskiem Zaporoskim. Każda z nich ma własne jednostki i tylko do nas należy decyzja, kogo zwerbujemy do swej drużyny. Rekrutów i najemników znajdujemy w wioskach, karczmach a także obozowiskach, które są nowością w stosunku do Mount & Blade.
Mając za plecami wiernych żołnierzy, rozpoczynamy podróż po lasach i stepach Europy Wschodniej. Możemy zająć się aspektem ekonomicznym gry, czyli handlem towarami, rozbudową wsi oraz ściąganiem podatków. Wykonywanie zadań dla wojewodów, hetmanów i książąt jest równie opłacalne co wciągające. Nic nie stoi także na przeszkodzie, byśmy postawili sobie za cel militarną dominację w regionie. W gruncie rzeczy największą frajdę daje pogodzenie ze sobą tych trzech aspektów.
Mapa świata, która odwzorowuje tereny w osi Kołobrzeg – Moskwa – Krym, jest co prawda odrobinę niedopracowana, a położenie niektórych miast może różnić się od tego, gdzie leżą lub leżały w rzeczywistości, jednak nie zmienia to faktu, że perspektywa poruszania się po dawnej Słowiańszczyźnie jest zachęcająca. Klimat gry przenosi nas w czasy opisywane w powieściach Henryka Sienkiewicza o siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej. Trudne do przecenienia jest tutaj znaczenie strojów oraz oręża, które zostały wyjątkowo wiernie oddane. Równie ważną rolę odgrywa muzyka, która – choć nie dorównuje utworom skomponowanym przez Krzesimira Dębskiego do ekranizacji Ogniem i Mieczem – to jest miła dla uszu i pozwala wczuć się w nastrój epoki.
Błędy
Niestety gracze ciągle znajdują kolejne błędy i niedociągnięcia, ich ilość oraz stopień niedopracowania zwyczajnie zniechęcają do zabawy. Po pierwsze gra jest niestabilna, przez co minimapa, służąca za pomoc taktyczną podczas bitew, mruga szaleńczo, uniemożliwiając korzystanie z niej. To samo dotyczy okna, w którym wybieramy barwy dla swojego oddziału. System przyznawania zamków przez seniorów nie działa. Wiele do życzenia pozostawia także tłumaczenie dialogów i tekstów. Zdanie, które powinno brzmieć: „Rządzę Smoleńskiem” albo w najgorszym wypadku: „Rządzę wioską Smoleńsk”, brzmi: „Rządzę Smoleńsk”. Tak jakby dopracowanie kwestii pod względem gramatycznym było zbyt wielkim wyzwaniem dla twórców. Oprócz tego zdarzyło mi się usłyszeć bandytów krzyczących „I will break your legs!”. A to już cios poniżej pasa w stosunku do klimatu gry. CD Projekt zapowiada wydanie kolejnej łatki, mającej poprawić te błędy, problem w tym, że głównym inicjatorem prac musi być ukraińskie Sich Studio.
Fabuła?
Nieliniowość, jaka była nierozerwalnym elementem Mount & Blade, została zachowana, pomimo zapewnień o kampaniach i niebanalnej fabule. W rzeczywistości nadal jesteśmy wolnym duchem i jak mawiał Andrzej Kmicic: „Każdysobiepan w tej naszej Rzeczypospolitej, ktojenoma szablęwgarści iladajaką partięzebraćpotrafi.”. Wprawdzie możemy służyć któremuś z władców, lecz sprowadza się to głównie do powtarzania prostych zadań polegających na dostarczeniu listu bądź odebraniu należnego długu. Czasem trafia się rozkaz, by dołączyć do wyprawy wojennej. Takowe zadania są specjalnie tak zaprogramowane, by bez naszej samodzielnej ingerencji szala zwycięstwa nie przechyliła się na żadną ze stron. Nasza inicjatywa jest więc niezbędna do wprowadzenia jakichkolwiek większych zmian na mapie rozgrywki.
Po krótkim czasie gry dla Rzeczypospolitej rozpoczynamy zadanie „Potop”. W zamyśle ma być to coś w rodzaju wątku głównego i w pewnym stopniu spełnia taką rolę. Owa kampania jest połączeniem kilku pomniejszych zadań, takich jak odnalezienie pana Zagłoby lub odbicie Częstochowy z rąk Szwedów. Istotne jest to, że wraże jednostki, które musimy pokonać podczas trwania questu, są jednostkami dodatkowo narzuconymi nam w świecie gry i niewiele mają wspólnego z autonomicznie poruszającymi się oddziałami danej frakcji. „Potop” jest zatem zlepkiem pewnej liczby zadań, które razem tworzą iluzję swoistej liniowości. Nie ma tu zbytniej rewolucji, a jedynie sprytne wykorzystanie dawnych możliwości gry.
Słaba grafika?
Grafika w świetle oprawy obecnie wydawanych gier wypada dość blado. Podczas bitew komputer musi udźwignąć nawet do 100 walczących ze sobą modeli, na co trzeba nie lada maszyny, żeby w najwyższych detalach obeszło się bez spadku wydajności. Ogniem i Mieczem nie jest produkcją wysokobudżetową, więc grafiką z pewnością nikogo nie oczaruje, ale to nie ona jest głównym atutem tego tytułu. A i tak jakość wizualna gry w stosunku Mount & Blade uległa znacznej poprawie.
Komu, komu?
Pomimo błędów i podobieństw do pierwowzoru nie powinniśmy całkowicie przekreślać tej pozycji. Koniec końców jest to praktycznie jedyna gra, która umożliwia przeniesienie się do wydarzeń opisywanych w sienkiewiczowskiej Trylogii. W odróżnieniu od Mount & Blade Ogniem i Mieczem oferuje wiele nowych, choć pomniejszych elementów, z którymi my – mieszkańcy Europy Wschodniej – czujemy szczególną więź.
OiM jest rynkowym wykorzystaniem potencjału zwykłego Mount & Blade, o którym niewiele osób słyszało. Ogromna reklama osiągnęła zamierzony sukces i gra, która zastosowanymi rozwiązaniami niezbyt odbiega od poprzedniczki, zyskała rzeszę nabywców. Jedyną rzeczą, która ewidentnie psuje ostateczny efekt, jest ilość błędów, nie do przyjęcia w produkcie sprzedawanym w takiej cenie. Liczymy, że CD Projekt szybko się z nimi upora i tym samym uniknie kompromitacji.
Piotr „Harfagre” Koczyński
PLUSY:
- klimat;
- grywalność;
- wierne i szczegółowe odwzorowanie epoki;
- nieliniowość.
MINUSY:
- liczne błędy;
- oprawa wizualna;
- zbyt mało innowacji w stosunku do M&B;
- rozczarowujące „kampanie”;
- cena.