autor: Adrian Napieralski
Microsoft Flight Simulator 2004: A Century of Flight - recenzja gry
Microsoft Flight Simulator: A Century of Flight to wydanie specjalne najsłynniejszego cywilnego symulatora lotu pochodzącego ze stajni Microsoftu, którym gigant z Redmond postanowił uczcić setną rocznicę pierwszego sterowanego lotu samolotem.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Wszyscy wirtualni piloci świata zdążyli już przyzwyczaić się do swoistego święta, jakim jest pojawienie się kolejnej wersji Flight Simulatora Microsoftu. Ostatnim produktem tej serii jest Flight Simulator 9 (znany oficjalnie jako Flight Simulator 2004) i podobnie jak jego poprzednicy, wzbudził wiele kontrowersji już w momencie pierwszych zapowiedzi. Na forach dyskusyjnych całego świata rozgorzały dyskusje na temat jego przełomowości. Jedno jest jednak pewne – nie da się zrecenzować Flight Simulatora 2004 w oderwaniu od poprzedniej wersji, gdyż właśnie na zmianach w stosunku do poprzednika skupili się wszyscy oczekujący. Czy są one rewolucyjne? Tutaj opinie będą z pewnością podzielone. Za mało rewolucyjne uznają je z pewnością ci nabywcy, dla których poprzednik był tylko podstawą, wokół której zbudowali wirtualny świat na darmowych i komercyjnych dodatkach ściąganych lub kupowanych z Internetu. Dla nich bowiem niektóre elementy, o które wzbogacono FS2004, zostały już wcześniej wykonane przez niezależne firmy tworzące dodatki do symulatora. Postaram się jednak skupić na tych zmianach wyłącznie w oparciu o podstawowy FS2004, a w tym wypadku można faktycznie uznać je za rewolucyjne.
Jeszcze przed instalacją zwraca uwagę liczba nośników. Do pakietu instalacyjnego doszedł czwarty CD, co także ma odzwierciedlenie w rozmiarze pełnej instalacji (a takowa jest zalecana, żeby móc płyty bezpiecznie schować do pudełka) – zajmuje ona na dysku twardym prawie trzy gigabajty! Pierwsze uruchomienie programu przynosi pozytywne wrażenia – przejrzysty układ poszczególnych menu pozostał bez zmian, natomiast ich wygląd odświeżono, wyraźnie wzorując się na stylu Windows XP. Sekcję instruktażową dla początkujących oparto tradycyjnie na doskonałych lekcjach latania Johna i Marty Kingów i Roda Machado, zastępując w ten sposób multimediami tradycyjne papierowe podręczniki. Jest to dobre rozwiązanie, gdyż cały materiał szkoleniowy opiera się na systemie hiperłączy, przypominając przez to surfowanie po stronie internetowej. Sekcja instruktażowa jest wykonana bardzo rzetelnie, ucząc wszystkiego, co niezbędne jest do prawidłowego latania samolotami – od podstaw typu „jak wystartować”, po zaawansowaną nawigację.
Podtytułem nowego Flight Simulatora jest ”A Century of Flight” („stulecie lotnictwa”), co wyraźnie wskazuje na związek z umownie ustanowionym na ten rok jubileuszem. Znalazło to oczywiście swoje odzwierciedlenie w samym programie, gdzie oprócz znanych z poprzednich wersji współczesnych maszyn, dodano dziewięć wspaniałych, historycznych samolotów. Są to:
- 1903 Wright Flyer
- Curtiss JN-4D Jenny
- Vickers F.B.27A Vimy
- Ryan NYP Spirit of St. Louis
- Ford 4-AT-E Tri Motor
- Lockheed 5B Vega
- De Havilland DH-88 Comet
- Douglas DC-3
- Piper J-3C-65 Cub
Wielbiciele starych samolotów mogliby oczywiście narzekać, że we flocie nie pojawił się ich ukochany antyk. Brak na przykład pierwszych odrzutowych samolotów pasażerskich, choćby pionierskiego Cometa. Ostatecznie jednak zbiór ten dość dobrze oddaje to, co działo się na przełomie stulecia w dziedzinie lotnictwa.
Samoloty historyczne opisano w odrębnej sekcji menu, nazwanej oczywiście Century of Flight. Są tam nie tylko ich opisy czy autentyczne zdjęcia, ale także przykłady gotowych lotów, odzwierciedlających to, co wydarzyło się w przeszłości! I tak, możemy wsiąść w samolot braci Wright, przenieść się w 1903 rok, spróbować poderwać go z ziemi, początkując tym samym osobiście erę lotnictwa. Wybierając Ryan NYP Spirit of St. Louis, możemy wcielić się w Charlesa Lindbergha i spróbować samodzielnie przemierzyć ocean w drodze z Nowego Jorku do Paryża, lub usiąść za sterami słynnej Dakoty DC-3 i pokonać jedną ze słynnych tras pasażerskich tym samolotem, nad Górami Skalistymi. Mimo że takich historycznych lotów nie przygotowano wiele (od jednego do trzech dla danego typu samolotu), jest to znakomity pomysł i warto zacząć chronologicznie, by obserwować jednocześnie jak to wszystko ewoluowało.
Współczesna flota nie uległa znaczącym zmianom w stosunku do FS2002 (doszedł śmigłowiec Robinson R22), poprawiono jednak kilka błędów w poszczególnych samolotach. Układ menu kreowania lotu także pozostał praktycznie taki sam, choć można tu spotkać kilka zmian. Po pierwsze – wprawny obserwator zauważy, iż liczba lotnisk, spośród których możemy wybierać, wzrosła z 22 do 24 tysięcy. Myślę, że zadowoli to jednak głównie amatorów latania z bardzo nietypowych miejsc – nie sądzę, by pośród tych dodatkowych dwóch tysięcy znalazły się jakieś istotne lotniska. Sama mapa planowania lotu też została odmieniona – dodano jej kolory i ukształtowanie terenu. Na pierwszy rzut oka jest przez to odrobinę mniej czytelna, ale można się przyzwyczaić. Istotna zmiana zaszła z kolei w module pogodowym Flight Simulatora – można tu wybierać z gotowych „tematów” pogodowych na trasie (np. lot we mgle, śnieżycy, czy pośród chmur burzowych), co jest znacznym ułatwieniem i eliminuje konieczność ręcznego ustawiania warunków pogodowych. Poza tym posiadacze łącza internetowego mogą korzystać z serwisu Jeppesena do automatycznego ściągania aktualnej pogody i to nie tylko w miejscu startu, jak to było w FS2002, lecz także w 15 minutowych interwałach na całej trasie. Oprócz opcji pogodowych, pewnym novum jest także regulowanie nie tylko ilości paliwa, które zabieramy na pokład samolotu, ale także ładunku, podając ciężar poszczególnych pasażerów oraz bagażu. W przypadku małych samolotów podajemy to dla poszczególnych osób (w tym załogi), dla większych np. ciężar łączny rzędów foteli. Jest to przydatna funkcja, pozwalająca na ocenę zachowania danego samolotu w konfiguracji piloci plus minimum paliwa, kontra pełne zbiorniki oraz wszystkie miejsca zajęte. FS2002 wymagał edycji plików konfiguracyjnych samolotu, aby dokonać takich zmian. Oczywiście wartości domyślne są już wprowadzone, co eliminuje każdorazowe wprowadzanie danych.
Tyle na temat menu i opcji FS2004. Jak wygląda sam symulator już w akcji? Opinie z pewnością będą podzielone, moim zdaniem jednak jest ładniej i szybciej. Nie wiem na ile zmodyfikowany został engine graficzny programu, ale w porównaniu do wersji 2002, na tej samej konfiguracji sprzętowej oraz ustawieniach grafiki, obraz wyświetlany jest znacznie płynniej. Już na pierwszy rzut oka widać znacznie wzbogacony autogen, czyli wprowadzony w FS2002 system zabudowywania obszaru widzianego przez gracza budowlami i roślinnością. Jest teraz gęściej i przez to mniej jest pustych przestrzeni. Docenią to zwłaszcza amatorzy lotów VFR, czyli „z widocznością ziemi” – piloci wielkich Boeingów i tak spędzą w programie czas na pułapie 30 tysięcy stóp.
Kiedy na rynku pojawił się Flight Simulator 2002, przełomem był wprowadzony do niego system ATC, czyli kontroli ruchu powietrznego. Dość szybko okazało się, że jest to system mało elastyczny, nie oferujący wielu możliwości, jakie daje prawdziwa kontrola ruchu. W wersji 2004 wzbogacono znacznie ATC, dodając takie ciekawe funkcje, jak prośby o zmianę pułapu, miejsca, do którego lecimy czy pasa, na którym chcielibyśmy lądować. Z pewnością dodało to szczyptę realizmu do sposobu, w jaki jesteśmy kontrolowani z ziemi. Istotną zmianą jest też wzbogacenie scenerii lotnisk o tablice z oznaczeniami dróg kołowania. Wielu użytkowników wersji 2002 uważało za nielogiczne dyktowanie dróg kołowania przez kontrolę, podczas gdy i tak nie były one oznaczone i właściwe kierunki wskazywała różowa linia, nakładająca się na ziemię. Teraz kołować możemy już obserwując tablice, co znów dodało symulatorowi realizmu. Na trasie wspomaga nas poprawiony GPS, który wzbogacono – podobnie jak planer lotu – o kolory i ukształtowanie terenu. Sama fizyka lotu w FS2004 nie uległa jakimś znaczącym zmianom, poza wspomnianymi poprawkami w zachowaniu niektórych samolotów. Samoloty prowadzone przez komputer, które oprócz nas poruszają się po lotniskach i w powietrzu, zachowują się poprawnie, choć mimo zwiększenia liczby malowań, w jakich występują, nadal wygląda to, jakby po świecie latało kilka zaledwie linii lotniczych na tych samych typach maszyn. Wspaniale za to odwzorowano warunki pogodowe. Śnieżyce, ulewy, burze – wszystko daje niesamowity klimat. Lot uprzyjemniają też nowe, piękne, trójwymiarowe chmury, jakie w poprzedniej wersji można było oglądać tylko po instalacji dodatkowych modułów. A jeśli o dodatkowych programach i dodatkach mowa, zarówno Microsoft, jak i sami producenci owych dodatków na początku twierdzili, że nie będzie problemów z ich działaniem w FS2004. Sytuacja może nie być jednak tak różowa, okazuje się, że do części z nich wymagane będą poprawki.
Oficjalne wymagania sprzętowe dla FS2004 nie są zbyt wysokie; jest to 64MB RAM dla Windows 98/Me, 128 dla Windows 2000/XP, procesor o taktowaniu minimum 450 MHz oraz 8MB karta graficzna. Praktyka pokazuje jednak, że do bezstresowej zabawy potrzebny jest procesor przynajmniej 1 GHz, szybki akcelerator graficzny i co najmniej 256MB RAM. Na gorszym sprzęcie wymagana będzie znaczna redukcja szczegółowości wyświetlanej grafiki, a to z pewnością odbierze realizm i urodę programowi.
Flight Simulator 2004 jest na pewno dobrym, aczkolwiek wymagającym wkładu programem, który może przynieść satysfakcję wytrawnym pilotom doskonale znającym poprzednie wersje. Z pewnością oszołomi swoim rozmachem wszystkich początkujących, dla których wersja ta będzie pierwszym Flight Simulatorem w ich życiu. Kto złapie bakcyla wirtualnego latania, pozna wszystkie uroki tego programu i spędzi przy nim niezliczone godziny. Nie jest to bowiem zabawa na krótki czas – latanie wymaga naprawdę sporego treningu i szybko następuje podjęcie decyzji – albo to nie dla mnie, albo „to jest dokładnie to, czego szukałem”. Mam nadzieję, że tych drugich będzie dużo, dużo więcej.
Adrian „Red Scorpion” Napieralski