Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 12 maja 2010, 11:51

autor: Szymon Liebert

Lost Planet 2 - recenzja gry

Blisko cztery lata po wydaniu pierwowzoru, firma Capcom proponuje nam kolejną grę z serii Lost Planet. Czy druga wyprawa na „zapomnianą planetę” zagwarantuje niezapomniane wrażenia?

Recenzja powstała na bazie wersji PS3. Dotyczy również wersji X360

Capcom powraca z drugą odsłoną serii Lost Planet, która ponownie przynosi ogromną porcję akcji, strzelania oraz spektakularnych walk z niewyobrażalnie olbrzymimi bossami. Zdaniem japońskiego studia kluczem do sukcesu jest jeszcze większe urozmaicenie zabawy sieciowej oraz kampanii, przy jednoczesnym zachowaniu trzonu rozgrywki. W teorii brzmi to niezwykle atrakcyjnie, chociaż praktyka przyniosła kilka rozczarowań. Jakie rozwiązania nie pozwoliły Lost Planet 2 rozwinąć skrzydeł?

Przede wszystkim wyjaśnijmy, że w Lost Planet 2 można grać w pojedynkę, bo dano nam do pomocy trzech żołnierzy sterowanych przez sztuczną inteligencję. Niestety, słowo „inteligencja” w ogóle do nich nie pasuje. Delikwenci ci stoją i gapią się na przeciwników, zalegają na tyłach i czekają, nie wiadomo na co, a czasami po prostu nie są w stanie pokonać napotkanych trudności. Kolejną sprawą jest to, że grając w dwójkę na jednym ekranie, można dobrać owych felernych najemników, ale niestety znikają oni po przejściu danego fragmentu misji. Ten błąd sprawia, że z braku słabych, ale jednak przydatnych w roli mięsa armatniego kompanów ukończenie niektórych zadań w dwie osoby jest praktycznie niemożliwe. Oczywiście kampanię da się mimo wszystko przejść w trybie offline, ale gra została ewidentnie opracowana z myślą o pełnej drużynie graczy.

Akridy powracają i jak zwykle są bardzo głodne. Na szczęście ich słabepunkty zostały podświetlone na pomarańczowo.

W grze ponownie przenosimy się na niegościnną planetę E.D.N. III, na której spotyka się kilka bardzo walecznych i wrogo nastawionych do siebie frakcji. Kampania składa się z sześciu epizodów, podczas których wcielamy się w przedstawicieli kilku stron nieustającego konfliktu. Zadania poszczególnych ekip tworzą wspólną historię, opowiadającą nie tyle o wojnie, co o ratowaniu planety. Fabuła nie jest mocną stroną tytułu, chociaż wprowadzenie różnych bohaterów umożliwiło pokazanie nowych zakątków E.D.N. III, tym bardziej, że sama planeta uległa przeobrażeniom. Nie zwiedzamy już więc tylko krain wiecznego śniegu, ale także pustynie, bagna czy dżunglę. Twórcy wyraźnie chcieli pójść w tym względzie na całość, bo oprócz typowych lokacji naziemnych, postanowili niektóre walki umieścić pod wodą, a nawet w kosmosie.

Solowa kampania została poszatkowana na bardzo nieforemne rozdziały. Niektóre scenariusze trwają zaledwie kilka minut, a inne ciągną się przez ponad pół godziny. Ma to znaczenie, gdyż w trakcie zabawy nie można zapisywać stanu gry, chociaż śmierć nie oznacza od razu porażki. Nasza postać odradza się, dopóki mamy w zanadrzu punkty walki (zaczynamy z pewną ich pulą i zdobywamy dodatkowe podczas zadań). Zmieniło się nieco znaczenie i wykorzystanie energii termicznej (T-ENG), która teraz służy do otwierania skrzyń oraz leczenia. Ważnym elementem pozostają „data posty”, czyli punkty uaktualniające mapę i będące miejscami respawnu graczy. Ciekawe jest to, że wspomniany wskaźnik punktów bitwy, odpowiedzialny za możliwość powrotu do gry po śmierci, jest współdzielony przez wszystkich graczy.

Imponującym elementem Lost Planet 2 jest urozmaicony arsenał, na który składają się karabiny, strzelby, broń snajperska, wyrzutnie rakiet czy kilka rodzajów granatów. Podczas zabawy nagminnie korzystamy z tak zwanych Vital Suitów, czyli najróżniejszych machin. Wśród nich pojawia się kilka typów mechów i statków latających. Świetne jest to, że pojazdy można naprawiać, wymieniać w nich narzędzia zagłady oraz w niektórych przypadkach obsadzać kilkoma graczami. Dodatkowo nic nie stoi na przeszkodzie, żeby uzbrojenie takiego mechanicznego potwora wymontować i użyć samemu, więc widok żołnierza dźwigającego z trudem gigantyczną rakietnicę nie powinien nikogo zdziwić. Podopieczni mimo wszystko cały czas zachowują dużą mobilność, głównie dzięki lince z hakiem, która pozwala wskakiwać na murki i podwyższenia.

Wyliczanie elementów rozgrywki jest o tyle uzasadnione, że pokazuje, jak świetną podstawę do otwartego modelu zabawy ma Lost Planet 2. Twórcy rozrzucili broń oraz sprzęt po różnych zakamarkach map i pozwolili graczom korzystać z nich wedle uznania. Oprócz kilku przypadków nie ma tu z góry narzuconych technik zabijania przeciwników, których często można nawet ominąć. Do „hucznego” traktowania wrogów zachęca jednak rozbudowany system poziomów doświadczenia oraz bonusów za pomniejsze zadania. W każdej misji zawarto dziesiątki nagród, przyznawanych za killstreaki, ponadprogramową eksterminację oponentów czy uwinięcie się w krótkim czasie. Za wszystko to otrzymujemy końcową ocenę – fani nabijania punkcików i odkrywania dodatkowych rodzajów broni, umiejętności, emotek i bohaterów powinni być wniebowzięci.

Lost Planet 2 ma kilka bardzo mocnych momentów w kampanii, właśnie dzięki szerokiej gamie środków do likwidowania przeciwników, otwartej konstrukcji walk z wieloma bossami i ciekawym pomysłom. W jednej z charakterystycznych potyczek jesteśmy świadkami ogrzewania się i topnienia lodowego krajobrazu wokół nas, w innej możemy zostać wydaleni przez gigantycznego Akrida (przy odrobinie „szczęścia”). Chociaż nie wszystko błyszczy, to jednak atrakcji jest sporo i pierwowzór został zdecydowanie pokonany. Tym bardziej, że autorzy przygotowali kilka inspirujących scen kooperatywnych. W jednej z nich obsługujemy ogromne działo na pociągu: pierwszy gracz obraca lufę, drugi zajmuje się celowaniem i strzelaniem, trzeci musi ładować pociski, a czwarty dba o system chłodzenia. Pięknie!

Niezapomniane chwile w lobby. Dołączyć do kampanii innych graczymożna tylko wówczas, gdy skończą oni dany fragment epizodu.

Dobre pomysły autorów nie oznaczają, niestety, że zabawa jest do końca udana i przyjemna. Warto wspomnieć o kłopotliwym dołączaniu do gry innych uczestników – nie można zrobić tego w trakcie właściwiej rozgrywki, ale dopiero w przerwie pomiędzy epizodami (kiedy inni gracze są w lobby). To może drobnostka dla zgranych drużyn znajomych, ale to nie wszystkie niedogodności. Lost Planet 2 jest japońską produkcją dla hardcorowych graczy, więc miłośnicy bezstresowych pojedynków i miękkiego sterowania dostaną w kość. Postacie poruszają się ociężale, zmienianie i podnoszenie broni trwa wieczność, a hak może być równie pomocny, co samobójczy (wystarczy zaczepić o mały obiekt podczas „lotu”, a bohater puszcza się i spada). W wielu sytuacjach trudno więc odróżnić błąd popełniany przez gracza od topornej konstrukcji rozgrywki, co prowadzi do stanu emocjonalnego, którego nie lubimy, czyli frustracji.

Kolejnym ryzykownym zagraniem twórców Lost Planet 2 jest brak czytelnego systemu punktów zapisu (czyli checkpointów), do którego przyzwyczaiła się już zapewne lwia część miłośników gier akcji. Nie przeszkadza to w przypadku pięciominutowych scenariuszy, ale – jak wspominałem – nie wszystkie są takie. W niektórych musimy jednym ciągiem pokonać pierwszą falę wrogów, tylko po to, by zaraz zmierzyć się z kolejną, a na końcu stanąć oko w oko z potężnym Akridem. Porażka na trzecim etapie tej przeprawy i powrót do początku mogą być irytujące, chociaż z drugiej strony – niektórzy gracze uwielbiają takie wyzwania. Inną sprawą jest to, że kampania oferuje tylko namiastkę nieliniowych elementów i choć wypełniona jest atrakcjami, to potrafi być nużąca i nieco drętwa. Szczególnie pod koniec, kiedy przemierzamy kilka identycznych lokacji.

Wiele powyższych wad zestawu misji zaserwowanych przez studio Capcom znika podczas gry w sieci, bo oczywiście obecność innych graczy wnosi element spontaniczności. Multiplayer w Lost Planet 2 to także współzawodnictwo, podzielone na kilka trybów rozgrywki: Elimination, Team Elimination, Akrid Egg Battle (wariacja na temat Capture the Flag), Data Post Battle (walka o „data posty”) i Fugitive (sześciu graczy poluje na dwóch dobrze uzbrojonych). Oprócz gier rankingowych i własnych możemy też wziąć udział w wojnie frakcji – dołączamy wtedy na pewien czas do wybranej grupy i reprezentujemy ją w kilku potyczkach, za co później otrzymujemy nagrody (same pieniądze wydajemy między innymi na loteryjną minigierkę). Punkty doświadczenia są tu współdzielone z kampanią, więc grindować można w dowolny sposób.

Problem z sieciowymi walkami polega na tym, że pojawiają się w nich wszystkie wymienione wyżej zabawki z kampanii (oprócz systemu leczenia). Taki ogrom sprzętu, broni i pojazdów utrudnia w znacznym stopniu odpowiednie zbalansowanie poszczególnych elementów. Do tego trzeba dodać niepokojącą tendencję graczy do wybierania karabinów snajperskich jako podstawowego uzbrojenia postaci. Na dużych mapach gra zamienia się zatem często w „rozdawanie strzałów znikąd”, co nie przypadnie do gustu fanom bardziej bezpośrednich starć (na szczęście nie zawsze tak jest). Wydaje się, że mnogość taktyk i możliwości jest więc jednocześnie zaletą i wadą. Z jednej strony możemy wykazać się pomysłowością, ale z drugiej – na niewiele się ona zda, bo wróg po prostu zmiecie nas wyrzutnią rakiet czy strzałem w głowę z dwóch kilometrów.

Lokacje są naprawdę ładne, ale i niebezpieczne. W tych gruzach mogączaić się dziesiątki graczy z przeciwnej drużyny.

Planeta E.D.N. III generalnie wygląda dość urokliwie, chociaż nie zawsze. Niektóre lokacje są imponujące, a inne nijakie i dość puste, głównie ze względu na konieczność poświęcenia znacznej części mocy przerobowej konsoli na „ożywienie” Akridów. Trzeba docenić sam projekt postaci, mechów, broni czy przeciwników, bo każdy z tych elementów wygląda przekonująco i „wydaje z siebie” świetne odgłosy. Orkiestrowe aranżacje, które przygrywają podczas walk, są wybitnie nijakie i nie wyróżniają się niczym szczególnym (co w sumie nie przeszkadza, skoro mówimy o grze multiplayer). Zarzuty można mieć też do pojawiających się czasami błędów graficznych (głównie z cieniami postaci), licznych loadingów, topornych paneli menu oraz sporadycznych milisekundowych przestojów, które występowały głównie podczas gry na split-screenie.

Druga odsłona Lost Planet nie przynosi wielu nowości, powtarza zatem błędy pierwowzoru. Wiele z kontrowersyjnych rozwiązań jest jednak integralną częścią tej serii, która niczym Monster Hunter wymaga zaakceptowania ociężałego systemu poruszania się postaci oraz nieprzystępnej mechaniki rozgrywki. Jeśli powyższy krótki opis wydaje się Wam zniechęcający, a przy tym oczekujecie zgrabnie zaprojektowanej solowej kampanii, to lepiej nie inwestujcie w tę grę. Osoby, które są w stanie namówić do zabawy trzech uzbrojonych w headsety znajomych oraz nie mają awersji do grania z obcymi ludźmi, znajdą w Lost Planet 2 jedną z najciekawszych porcji kooperacyjnej rozgrywki ostatnich miesięcy. Capcom nie stworzył gry dla wszystkich, co z jednej strony jest ignorancją, ale z drugiej zasługuje na uznanie wymagającego odbiorcy.

Szymon „Hed” Liebert

PLUSY:

  1. rozgrywka kooperacyjna do potęgi;
  2. mnóstwo uzbrojenia i sprzętu;
  3. imponujące walki z bossami;
  4. różne otoczenia i „modyfikacje” zabawy;
  5. przyjemna oprawa wizualna;
  6. dziesiątki elementów do odblokowania.

MINUSY:

  1. fani gry solowej nie mają tu czego szukać;
  2. toporna mechanika rozgrywki nie spodoba się każdemu;
  3. kiepsko rozwiązany system dołączania do gier innych osób;
  4. niezbalansowane tryby potyczek w sieci.
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!