autor: Krzysztof Gonciarz
LEGO Star Wars II: The Original Trilogy - recenzja gry
Tak powinien wyglądać, proszę państwa, sequel – większy, lepszy, dłuższy, fajniejszy. To zdecydowanie SĄ roboty, których szukacie.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
W tym coraz bardziej schematycznym i monotonnym świecie gier wideo coraz rzadziej mamy okazję i uzasadnienie, by przypinać czemukolwiek etykietkę fenomenu. Trudno jednak nie wiązać tego pojęcia z tytułem tak absurdalnie odkrywczym i nieziemsko zaprojektowanym, jak zeszłoroczne LEGO Star Wars. Pieśni, ballady i urbanistyczne legendy na temat tej produkcji tworzyć by można niemal bez końca, rozwodząc się nad tym, jak firmie Traveller’s Tales udało się połączyć dwa legendarne znaki handlowe w jeden, bajeczny twór, osadzając go dodatkowo w zręcznościowej konwencji tak idealnie do tematu pasującej, że niegłupim pomysłem byłoby umieszczenie go w Międzynarodowym Biurze Miar i Wag w Sevres pod Paryżem.
Efektem była porcja rozrywki dla każdego od lat 3 do jakichś 153, serwowana w myśl zasady, że bawiące się grzechotką dziecko nie doceni tego na tak wielu płaszczyznach, co kurzący fajkę, akademicki profesor zwyczajny. Data wydania gry z grubsza zsynchronizowana została z premierą Zemsty Sithów, przez co sukces i orzeszki mieli jej autorzy w kieszeni już od samego początku. Ci, którym chciało się skończyć LSW na 100% i odblokować ukryty bonus level już wtedy byli świadomi faktu, że na zlegowaniu pierwszych trzech epizodów Gwiezdnych Wojen się nie skończy. Oto przed Traveller’s Tales pojawić się miało wyzwanie nieporównywalnie większe, odpowiedzialniejsze i ambitniejsze, niż niezobowiązująca profanka E1-E3. Nadszedł czas, by zmierzyć się z legendą klasycznych trzech części Star Wars.
Nikogo szokować nie będzie zbudowany z klocków LEGO Jar Jar Binks hasający po lasach Naboo. Komediowy styl walki Yody z Ataku Klonów przedstawiony może zostać w dowolnie sparodiowanej postaci, a i tak ludzie śmiać będą się z niego mniej, niż z oryginału. Ogółem – trudno mówić o „kulcie” nowożytnych epizodów SW, który nie byłby tylko spuścizną po klasycznych filmach przełomu 70’s i 80’s. Zamiar merytorycznego zdeptania trzyczęściowych losów młodego Anakina jawi się więc niczym w porównaniu z absolutnym wywróceniem do góry dnem wszystkiego, na czym kilka pokoleń wielbicieli fantastyki naukowej wychowało się oglądając opus magnum George’a Lucasa. Tym większa presja na twórcach LEGO Star Wars 2, którzy postanowili bez chwili zawahania przeć do przodu, kruszyć kosteczki na cząsteczki z siłą łamacza, nie pozostawiając na oryginalnej trylogii suchej nitki, niszcząc ją parodią tak szczerą i pozbawioną respektu, że przywołującą niekiedy iście montypythonowskie skojarzenia.
O co całe to halo, skoro w gruncie rzeczy mamy tu niby-banalną zręcznościówkę? – spyta dociekliwiec. Bana mu, bana, za życia bana, i bana jego złej duszy. Już na pierwszy rzut oka widać, że rozgrywka LSW2 wykracza poza ramy dzisiejszych platformówek. Gameplay pozostał zasadniczo niezmieniony w stosunku do poprzedniej części. Podobnie jak tam, główny akcent położony został na indywidualne umiejętności postaci, które zmieniać możemy „w locie” celem rozwiązywania mniej lub bardziej skomplikowanych, środowiskowych łamigłówek. Legoludków mamy tu 70, przy czym są one rzecz jasna podzielone na kilka podgrup. Jak zawsze, prym wiodą bohaterowie posługujący się Mocą. Jest ich tu mniej niż w prequelowej trylogii, ale ich rola wciąż jest kluczowa. Nową klasą postaci są Łowcy Nagród – nieco szybsi i skuteczniejsi od zwykłych „blasterowych” herosów, a poza tym miotający Detonatory Termiczne, czyli takie starwarsowe granaty. Jako klasa wyodrębnieni zostali również Szturmowcy, teraz potrzebni do otwierania niektórych drzwi i przejść.
Rozgrywka tak jak ostatnio podzielona została na dwie kategorie – Story Mode, w którym podążamy za fabułą filmów przez narracyjnie poprowadzone poziomy, oraz Freeplay, w praktyce służący do odkrywania sekretów oraz niczym nieskrępowanej zabawy. Gdy zaczynamy partyjkę w tym ostatnim, wybieramy tylko jedną postać, a gra automatycznie przydziela nam resztę „oddziału”, tak byśmy mieli do dyspozycji po jednym reprezentancie każdej z niezbędnych do znalezienia wszystkich bonusów klas. Co ciekawe, w podobny sposób zorganizowano tym razem poziomy, w których latamy statkami kosmicznymi, odchodząc od znanej z poprzedniej części konwencji mini-gry i ideowo zbliżając je do reszty etapów. W sumie jest do zdobycia 8 statków i o ile w Story Mode związani jesteśmy oczywiście tym jedynym słusznym (jak np. Snowspeeder w czasie bitwy na powierzchni Hoth), we Freeplayu możemy dowolnie przełączać się między nimi pojedynczym klepnięciem przycisku. Dzięki temu zabiegowi, fragmenty te nie są zepchnięte na margines, tak jak to było poprzednio, ale stanowią pełnoprawny element gry – łącznie z sekretami oraz przejściami dostępnymi tylko dla niektórych statków (pojawiają się np. bramy, które przekroczymy tylko jako któryś z pojazdów klasy TIE).
Nasz poradnik do pierwszej części gry miał 53 tysiące znaków, ten do LSW2 ma 91. Czy to znaczy, że zabawa w klasycznej trylogii trwać może blisko dwa razy dłużej? Ba! Mamy tu nieporównywalnie więcej rzeczy do zrobienia. W sumie na zdobycie czeka 99 tzw. Złotych Klocków, przydzielanych m.in. za zdobycie na pewnym poziomie określonej liczby monet lub skompletowanie 10 części Minikita (na podobnej zasadzie, jak w pierwszej części). Do tego dochodzi cały szereg odblokowywanych quasi-cheatów oraz bonus leveli, do których dotrzemy po ukończeniu pewnego procentu gry. Dobicie do 100% ukończenia to kwestia 25-30 godzin – dużo, jak na „grę dla dzieci”, bardzo dużo.
O ile sama idea platformowej warstwy zabawy nie uległa znaczącym modyfikacjom, pojawia się tu dość dużo nowych, ubarwiających rozgrywkę elementów. Na pierwszy plan wysuwają się pojazdy – znajdziemy tu chociażby słynne AT-ST, jaszczuropodobne Dewbacki, leśne Speedery, Tauntauny itd. Czasami też, zupełnie nie wiedzieć skąd, natrafimy na klasyczny lego-samochodzik czy traktor (twórcy gry chyba coś biorą). Inną nowością są wszędobylskie sterty klocków, z których możemy coś zbudować. W pierwszej części gry tylko Jedi byli w stanie układać LEGO w jakiś konstruktywny sposób, tym razem każda humanoidalna postać może podjąć się rozwiązania takiej łamigłówki.
Bardzo duży postęp uczyniono w kwestii nadania postaciom indywidualnych cech. W pierwszym LSW klasa postaci oznaczała zbiór charakterów o praktycznie identycznych możliwościach. Tym razem jest nieco inaczej – duża część bohaterów posiada własne speciale, jakieś ukryte combosy, jajcarskie animacje (jeśli np. jako Lando Calrissian podejdziemy do Lei i użyjemy zdolności specjalnej, uwodzicielsko ucałuje ją on w rękę – jeśli to nie jest fajne, to nie wiem, co jest). Bardzo to cieszy i daje dodatkową motywację do odkrycia wszystkich tych smaczków. Ciekawą atrakcją jest edytor postaci, w którym możemy stworzyć własnego bohatera do Freeplay’a. Ma to, co ciekawe, bardzo praktyczny wymiar, gdyż łącząc np. miecz świetlny jako broń z głową Łowcy Nagród otrzymamy postać posługującą się Mocą, ale mogącą otwierać przejścia dla Łowców i rzucać Detonatory. Jeśli wybierzemy czerwony miecz, poza tym otrzymamy możliwość używania Ciemnej Strony.
Niezmiernie ważne dla odbioru LEGO Star Wars 2 jest odpowiednie nastawienie się wobec zawartej w grze parodii, doszczętnie dewastującej największe nawet starstwarsowe świętości. Cut-scenki w grze są prawdziwym mistrzostwem. Najczęściej zbudowane są one na tych samych ujęciach, co sceny w filmie, ale co kilka sekund uderzają wyzutym z jakiegokolwiek szacunku komizmem. Kto mógłby wymyślić, że Vader przyzna się Luke’owi do ojcostwa, pokazując mu rodzinną fotkę z Padme? To jest chore, chorsze, najchorsze, ale w tym szaleństwie jest metoda. Doceni to pięciolatek, doceni student, doceni zgorzkniały reprezentant wieku średniego. A wyższe kategorie wiekowe i tak zostaną przyciągnięte do monitorów przez młodsze, namawiające do wspólnej zabawy w jak zawsze rewelacyjnie obmyślonym trybie Cooperative. To jest jak filmy ze Shrekiem w roli głównej – familijna rozrywka, w której dziecko docenia co innego niż rodzic.
Czy ma ta gra jakieś wady? Oczywiście, acz w przekroju całości czają się one gdzieś na trzecim planie, ujawniając swą obecność tylko przed najbardziej drobiazgowymi i wybrednymi obserwatorami. Najbardziej przyczepić się można do stosunkowo małego dynamizmu poziomów kosmicznych. Lot przez pas asteroid za sterami Sokoła Millenium czy karkołomny pościg na Speederach to hasła, które momentalnie powinny zatrybić w głowie każdemu wielbicielowi tematu – problem jednak z nimi jest taki, że są po prostu zbyt wolne. To jeden z przejawów dostosowania gry do młodszego odbiorcy, czego negatywną (z punktu widzenia tego starszego) konsekwencją jest przede wszystkim niski poziom trudności. Zagadki są co prawda bardziej różnorodne i pogmatwane niż w poprzedniej części, ale wciąż nie jest to nic, co przygwoździ szanującego się gracza na dłużej niż kilka minut. Jedynym ratunkiem pozostaje więc poszukiwanie sekretów, potrafiące się niekiedy poważnie dać we znaki.
Śliczną oprawę graficzną widać na screenach, a udźwiękowienie gry o tematyce starwarsowej każdy ma w małym palcu. Oprawa nie jest tutaj ważna, choć jej ocena niezaprzeczalnie wypada na plus. Kontrast pomiędzy epickimi dźwiękami „soundtracka soundtracków” a rozgrywającą się na ekranie farsą nie potrafi nie zrobić wrażenia. Animacje postaci i pojazdów urzekają swą karykaturalnością, a z racji prostej przecież budowy widocznych na ekranie elementów gra jest płynna i lekka dla systemu. Czasami tylko zdarzają się drobne zwolnienia – zwłaszcza na leśnych połaciach księżyca Endoru.
Twórcy Lego Star Wars poszli z drugą częścią swego dzieła w dokładnie tę stronę, w którą powinni byli mierzyć. Lekkie zmiany w gameplay’u idealnie odświeżają zabawę, a zwielokrotniona liczba unlockables dodaje grze głębi, której pierwszej części pod wieloma względami brakowało. Tak powinien wyglądać, proszę państwa, sequel – większy, lepszy, dłuższy, fajniejszy, a przy tym z otwartymi ramionami witający zarówno fanów „jedynki”, jak i zupełnie nowych graczy. Warto LSW2 polecić każdemu. Ta gra mówi najbardziej uniwersalnym z języków wszechświata.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz
PLUSY:
- klasyczne Gwiezdne Wojny w bezlitosnej parodii;
- usprawnienia w gameplay’u;
- nowy system etapów „kosmicznych”;
- gigantyczna ilość smaczków;
- genialny Cooperative;
- grafika, dźwięk, wszystko.
MINUSY:
- mały dynamizm lotu;
- niski poziom trudności.