autor: Adam Kaczmarek
Left 4 Dead 2 - recenzja gry
Strzelania do zombie ciąg dalszy. Left 4 Dead 2 nie wprowadza niczego rewolucyjnego, ale jest znakomitym dowodem na dobrą passę deweloperów z firmy Valve.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Ledwie rok po premierze fantastycznego Left 4 Dead firma Valve wystartowała z kontynuacją, która – jakkolwiek by fajna nie była – zawsze będzie kojarzona ze skokiem na kasę. Nie pomogły żale, pretensje, dyskusje na forach i bojkoty. Zresztą amerykańskie studio, świadome negatywnego odbioru, przygotowało bardzo solidną kampanię promocyjną, kosztującą miliony zielonych banknotów. A wszystko po to, aby przekonać niezdecydowanych i uciszyć krytyków. Tych drugich udało się poskromić (darmowa wycieczka do studia zrobiła swoje), a co z resztą fanów? Left 4 Dead 2 z pewnością podzieli ich środowisko.
Druga część podobnie jak pierwsza skupia się na rozgrywce wieloosobowej, w której gracze, aby uniknąć śmierci z rąk hord zombie, muszą ze sobą współpracować. Pomimo rzeźnickiego charakteru produkcji kooperacja to klucz do zwycięstwa. W grupie zabawa przebiega nie tylko efektowniej, ale przede wszystkim efektywniej, bo żaden bot nie jest w stanie zastąpić człowieka w momencie zmasowanego ataku przeciwnika. „Dwójka” jest wierna ideologii poprzedniczki i nie wprowadza tu niczego nowego. Główne role w zabawie odgrywa czworo nowych Ocalałych: Nick, Rochelle, Coach i Ellis. Przed premierą wiele osób poddawało w wątpliwość szanse tej ekipy w starciu z legendarną już drużyną z pierwszej części. Na całe szczęście Valve niczego nie zepsuło. Nowi bohaterowie są świetni, charyzmatyczni i znakomicie zintegrowali się z marką L4D.
Pierwsze wrażenie po spojrzeniu na menu główne, jest jednak nie najlepsze. Wystrój niemal identyczny jak w „jedynce” z małymi poprawkami w postaci zmienionych ikon raczej nie napawa optymizmem. Krótko przyszło mi jednak narzekać, gdyż to, co najważniejsze – a chodzi tu o tryby rozgrywki – rozrosło się do satysfakcjonujących rozmiarów. Oprócz popularnych Kampanii, Kontry i Przetrwania deweloperzy oddali w ręce użytkowników Poszukiwacza i Realizm. Różnorodność trybów jest mocną stroną sequela. W zależności od stopnia zaawansowania każdy znajdzie tu coś dla siebie. Początkujący bardzo łatwo rozgrzeją się przy Kampanii i Przetrwaniu, a bardziej doświadczeni największą frajdę znajdą w Kontrze. Dla totalnych laików jest tryb jednoosobowy, który pozwala wyćwiczyć pewne nawyki potrzebne do uniknięcia kompromitacji w trakcie potyczek sieciowych.
Nowe opcje rozgrywki wydają się być ukłonem w stronę zorganizowanych grup. Poszukiwacz to nic innego jak lekko zmodyfikowana wersja Kontry. Zasady są proste – Ocalali muszą znaleźć jak najwięcej kanistrów z benzyną i zatankować maszynę (np. samochód), a Zarażeni im w tym przeszkadzać. Całość przy akompaniamencie tykającego zegara dostarcza dużych emocji, zwłaszcza, gdy poziom drużyn jest bardzo wyrównany i wynik końcowy zmierza się ku remisowi. Realizm z kolei wyróżnia się mocno okrojoną pomocą ze strony AI Directora – znikoma ilość broni i brak zaznaczonych poświatą partnerów to prawdziwa gratka dla amatorów trudnych wyzwań. Ogólnie rzecz biorąc, pod kątem przyswajalności gameplaya nowe L4D jest po prostu znakomicie zrealizowane. Masz kumpli, którzy podobnie jak ty lubią takie klimaty? Kupcie od razu cztery kopie gry. Nie masz z kim grać? Nic straconego, po sieci śmiga wielu podobnych osobników.
Grywalność pierwszego L4D nie byłaby wysoka, gdyby nie AI Director. Szumnie reklamowany moduł gwarantował pewną niepowtarzalność każdej sesji. Sprytne dostosowanie poziomu trudności do umiejętności graczy, dozowanie przedmiotów, broni, liczby specjalnych Zarażonych pozostawiało wielu wymiataczy w niepewności. W części drugiej AI Director posuwa się o krok dalej – kontroluje warunki atmosferyczne, a także trasę, którą przemierzają niezmordowani bohaterowie. Szkoda, że akurat w tym przypadku mamy do czynienia z wielkimi obietnicami i marnym rezultatem. Zmieniająca się pogoda i korytarze dotyczą tylko wybranych fragmentów kampanii. Być może coś ruszy się w nadchodzących DLC.
Left 4 Dead 2 to również spora zmiana w doborze lokacji. Fabuła została tym razem przeniesiona na południe Stanów Zjednoczonych, w okolice Savannah i Nowego Orleanu. Klimat nieco inny, ale wciąż mieszczący się w kanonie gatunku zombie. W powietrzu czuć charakterystyczne nuty bluesa i jazzu (w niektórych miejscach rozlokowane zostały szafy grające – można podczas rzezi puścić przyjemną muzyczkę!), a duża część akcji toczy się w świetle dziennym. Nowe mapy nie zawodzą i prezentują wysoką jakość wykonania. Cmentarz, centrum handlowe, bagna, wesołe miasteczko... wszystko pieczołowicie wykonane, z mnóstwem drobnych detali. Mimo że Left 4 Dead 2 nigdy nie miało być poważne, to jednak atmosfera spustoszenia i apokalipsy wciąż potrafi od czasu do czasu chwycić za serce. Zwłaszcza, gdy spojrzy się na rozbity samolot czy drogę pełną wozów bez właścicieli tudzież leżące gdzieniegdzie ciała.
Najważniejszy aspekt rozgrywki dotyczy oczywiście nieumarłych. Do zastępu Zarażonych dołączył ujeżdżający swoje ofiary Jockey, brutalny i szybki Charger, plujący kwasem Spitter oraz Wiedźma potrafiąca się teraz przemieszczać. Gra stała się przez to trochę trudniejsza (na normalnym poziomie trudności i wyżej), ale dzięki temu pozostaje świeża i wciąż stanowi wyzwanie dla rutyniarzy. Poszerzył się także arsenał pukawek – nowe karabiny szturmowe i granatnik sieją spustoszenie w szeregach zombie. Nowością jest broń do walki w zwarciu. Siekiery strażackie, pałki policyjne, maczeta, katana, łom, patelnia, a na deser piła mechaniczna wyjątkowo udanie zastępują alternatywę w postaci pistoletu. Wracając do naszych ofiar – nie sposób przegapić znacznie usprawnionych efektów, odpowiedzialnych za prezentację zadawanych obrażeń. Czuję się, jakbym cofnął się w czasie do jakże miłej ery Soldier of Fortune. Odpadające po każdym postrzale kończyny, pełna penetracja ciał, fruwające głowy – oto główne atrakcje zaserwowane przez Valve. Zaobserwować można nawet wypadające z ciał wnętrzności. Od tej masakry uciec się po prostu nie da, a co gorsze – sprawia ona frajdę.
Gra nigdy nie musi mieć ładnej oprawy, aby mnie urzec. Na nową część patrzy się jednak z przyjemnością. Nie jest to wprawdzie ścisła czołówka, ale – jak na podrasowany engine Source przystało – niewiele można mu zarzucić, zwłaszcza pod kątem wydajności. Przy odpowiednim ograniczeniu szczegółów granie na laptopie nie sprawia większych problemów. Efekty HDR, nowe oświetlenie lokacji i jakość tekstur nie budzą żadnych zastrzeżeń. Left 4 Dead 2 ma swój własny styl i nie stara się nigdzie wybijać ponad ustalone przez poprzednika standardy. Jeszcze lepiej prezentuje się dźwięk i muzyka. Zwariowane piosenki w trakcie chaotycznych starć czy też wspomniane szafy grające umilają czas spędzony na opróżnianiu magazynku w posiadanym gnacie. A dodając do tego humorystyczne odgłosy zombie i teksty bohaterów, otrzymujemy jedną z najlepiej dopracowanych opraw audio w tym roku.
Słodzę i słodzę nowej grze Valve, bo jest za co. Ale zganić za parę rzeczy też muszę. Aplikacja lubi się od czasu do czasu wysypać do systemowego pulpitu, na sekundę chrupnąć na mocnym sprzęcie, a nawet nieoczekiwanie zminimalizować. Największym niedopracowaniem są kasujące się achievementy. Jeżeli gracie dla nich – wstrzymajcie się z zakupem. Szkoda nerwów. Autorzy na bieżąco informują o naprawianiu błędów i życzę im, aby uporali się z nimi jak najszybciej. Dwie poprawki wypuszczone w ostatnich dniach to wciąż za mało, aby w pełni delektować się rozgrywką. Ponadto irytujące są niektóre zmiany w zasadach trybu Kontra. W Left 4 Dead cały zespół musiał się wykazać niesamowitym zgraniem i umiejętnym wykorzystaniem pomocy w postaci apteczek i środków przeciwbólowych. W sequelu natomiast liczy się (w głównej mierze) przebyty dystans, co zachęca do wykonania „speedruna” w kierunku schronu.
Czy Left 4 Dead 2 jest warte zakupu? Cyfra w tytule jest kwestią dyskusyjną. Tu każdy musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy dodanie nowych rodzajów broni, przeciwników, map i kilku ciekawych rozwiązań zasługuje na cenę pełnowartościowej pozycji. Z drugiej strony – skoro tak niewiele wnoszące do świata gier produkcje, jak np. Modern Warfare 2, zdobywają masową popularność, czemu mielibyśmy zarzucać pozycji Valve brak oryginalności? Ja bawię się przy niej doskonale.
Adam „eJay” Kaczmarek
PLUSY:
- wciąż ta sama wysoka grywalność;
- przyjemny klimat południowych stanów USA;
- usprawniona fizyka zombie, świetne efekty odrywanych kończyn;
- broń do walki w zwarciu, a zwłaszcza piła mechaniczna;
- solidna oprawa graficzna;
- doskonałe efekty dźwiękowe i muzyka;
- nowe rodzaje broni palnej i amunicji;
- wyższy poziom trudności;
- nowe tryby rozgrywki;
- idealna zarówno dla początkujących, jak i doświadczonych graczy.
MINUSY:
- problemy techniczne;
- nieco rozczarowujący AI Director;
- wszystkiego jakby trochę za mało, żeby określić grę mianem pełnoprawnego sequela.