autor: Michał Chwistek
Kane & Lynch 2: Dog Days - recenzja gry
Kane & Lynch 2 miał być ciekawszy, ładniejszy i bardziej dopracowany od swego poprzednika. Czy twórcom udało się dotrzymać składanych obietnic?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Pierwsza część Kane`a and Lyncha została bardzo różnie oceniona przez graczy. Krytycy wytykali jej słabe AI wrogów, dużą liczbę błędów i mało satysfakcjonującą rozgrywkę. Znalazły się jednak głosy przeciwne. Wielu doceniło w produkcji IO Interactive interesujących bohaterów oraz szaloną akcję. Mało gier może poszczycić się tak dużą różnorodnością ocen. Sprzedaż tytułu okazała się jednak na tyle zadowalająca, że firma Square Enix dała Duńczykom zielone światło na tworzenie kontynuacji. Twórcy zapowiedzieli poprawę słabego AI, unowocześnienie szaty graficznej oraz lepszy tryb kooperacji. Sprawdźmy, czy udało im się dotrzymać tych obietnic.
Historia opowiedziana w Dog Days to kontynuacja przygód dwóch tytułowych gangsterów Kane’a i Lyncha. Po wielu wspólnych akcjach i strzelaninach dwaj byli partnerzy z celi śmierci rozstali się, żeby pozałatwiać swoje prywatne sprawy. Pierwszy próbował poprawić relacje z córką, a drugi rozpoczął zupełnie nowe życie w centrum Szanghaju. Zdobycie legalnej pracy nie jest jednak takie proste. Borykający się z problemami finansowymi Kane postanawia wziąć udział w ostatniej akcji, która ma zapewnić jego rodzinie godziwy byt. Robotę załatwia mu oczywiście Lynch. Przyjaciele spotykają się w Chinach, gdzie szef szanghajskiej mafii czeka na nich z intratną propozycją. Sprawy niestety szybko się komplikują. Nasi bohaterowie zostają wplątani w wojnę gangów i zamiast zajmować się zarabianiem pieniędzy, muszą walczyć o życie swoje oraz najbliższych.
Początek tej opowieści prezentuje się świetnie, co jest dużą zasługą znakomicie przygotowanych dialogów. Niestety scenarzystom wyobraźni starczyło tylko na pierwszą godzinę zabawy. Po intrygującym wstępie gra z dobrego filmu akcji przekształca się w tandetne kino klasy C. Tak doskonałe wcześniej dialogi zastąpione zostają krótkimi, nic niewnoszącymi do fabuły pokrzykiwaniami, a nasi bohaterowie zmieniają się w parę irytujących i podstarzałych zbirów. Ich przygody nie trwają jednak długo. Przejście całej gry na wysokim poziomie trudności zajęło mi trochę ponad 4 godziny. Zakrawa to na kiepski żart, biorąc pod uwagę, że 1/3 tego czasu spędziłem na powtarzaniu kilku cięższych etapów i oglądaniu cut-scenek.
Wszystkie powyższe wady można by kontynuacji Kane’a and Lyncha wybaczyć, gdyby w zamian oferowała ona ciekawą i wciągają rozgrywkę. Ta ostatnia faktycznie została bardziej dopracowana niż scenariusz, ale niestety nadal pozostawia wiele do życzenia. W grze zastosowano bardzo popularny ostatnimi czasy system osłon, podobny do tego z serii Gears of War. Możemy więc „przyklejać” się do niemal każdego elementu otoczenia i stamtąd ostrzeliwać nadbiegających przeciwników. O ile jednak w grze Epic Games sprawdzało się to świetnie, w Kanie and Lynchu 2 nie sprawia już tak dużej przyjemności. Walki są nudne oraz schematyczne. Duża w tym wina bardzo słabej inteligencji wrogów. Nasi przeciwnicy albo uparcie ukrywają się za jedną przeszkodą, wystawiając jedynie co jakiś czas głowę lub inną część ciała, albo wybiegają nagle na środek pomieszczenia, próbując przekraść się bliżej naszego bohatera. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w tym czasie trzymają broń lufą do ziemi i zachowują się, jakby nikt ich nie widział. Najzabawniejsze są jednak sytuacje, gdy wróg wreszcie dobiegnie do bohatera. Wiele razy zdarzało mi się w tym momencie przeładowywać broń, na co mój przeciwnik reagował w dość nieoczekiwany sposób. Stawał przede mną, robił zdziwioną minę i grzecznie czekał, aż będę mógł go zabić.
Głupota wrogów nie oznacza jednak, że gra jest prosta. Przeciwników jest najczęściej tak wielu, że zwyczajnie nie jesteśmy w stanie ich wszystkich zauważyć i uniknąć oflankowania. Na drugim (z czterech) poziomie trudności zginąłem sporo razy, ale gdy w końcu udało mi się przejść jakiś trudniejszy etap, wcale nie odczułem dużej satysfakcji. Sukces zależał najczęściej od znalezienia najbezpieczniejszej osłony i nieszarżowania (z nudów) na pozycje wroga. Twórcy starali się jednak nieco urozmaicić rozgrywkę. W jednym z dalszych etapów nasz bohater przejmuje kontrolę nad działkiem maszynowym, zamontowanym na pokładzie helikoptera i przy jego pomocy ostrzeliwuje szanghajskie drapacze chmur. Ciągłe trzymanie ręki na spuście sprawia jednak wątpliwą przyjemność, do czego mocno dokłada się słaba widoczność i powtarzalność kolejnych starć.
Wróćmy na chwilę do wspomnianego wcześniej systemu osłon. Działa on najczęściej poprawnie, ale programiści nie ustrzegli się niestety kilku poważnych błędów. Pierwszy polega na problemach z wychylaniem się. Niekiedy gra źle określa krawędzie murków czy ścian i nasz bohater może jedynie strzelać w osłonę, za którą sam się schował. Efekt mija po jakimś czasie, ale podczas jego trwania nie możemy praktycznie prowadzić żadnej wymiany ognia. Drugi problem to sprawne prześlizgiwanie się między osłonami. Gra co prawda na każdym kroku przypomina, jakich klawiszy użyć, żeby szybko zmienić miejsce schronienia, ale działa to bardzo topornie. Często dużo wygodniej jest po prostu „odkleić się” od ściany i normalnie podbiec do wybranej osłony.
W pierwszej części gry głównym bohaterem był Kane, a sterowany przez sztuczną inteligencję Lynch pomagał mu rozprawiać się z przeciwnikami. W sequelu role się odwróciły, ale niestety nie wpłynęło to na poprawę bystrości naszego towarzysza. Co prawda czasami zdarza się mu zajść przeciwnika od tyłu, ale przez większość gry Kane jest tylko denerwującym dodatkiem, co w żaden sposób nie sprzyja grywalności. Wszystko się zmienia, gdy uruchomimy grę w trybie kooperacji. Choć nadal pozostają irytujące błędy osłon, mało sprytni przeciwnicy oraz nudna fabuła, to gra z żywym towarzyszem sprawa dużo większą frajdę od rozgrywki solo. Daleko jej do kooperacji znanej z Gears of War, ale i tak jest jedną z najmocniejszych stron Dog Days. Warto również zauważyć, że gracze konsolowi będą mieli wreszcie możliwość grania ze znajomymi przez sieć, a nie wyłącznie na podzielonym ekranie jak w pierwszej części gry.
Oprócz kooperacji do dyspozycji oddano nam również tryb dla wielu graczy. Dostępne są trzy rodzaje rozgrywki. W Kruchym Sojuszu wcielamy się w bandytów, którzy muszą dokonać włamania, zabić sterowanych przez sztuczną inteligencję policjantów i uciec z miejsca zbrodni. Twórcy postanowili jednak nieco urozmaicić zabawę, wprowadzając aspekt zdrady. Każdy z graczy może w dowolnym momencie zaatakować pozostałych, a następnie ukraść ich część łupu. Zostaje wtedy oznaczony jako zdrajca i musi walczyć nie tylko z policją, ale również z dawnymi towarzyszami broni. Żeby jeszcze wszystko skomplikować, zabity gracz ma możliwość odegrania się na zdrajcy, dzięki odrodzeniu się w roli policjanta.
Nieco inaczej sprawa wygląda w Tajniaku. W tym trybie również dokonujemy włamania z możliwością zdrady, ale dodatkowo jeden z graczy zostaje tajniakiem. Zewnętrznie nie różni się on niczym od pozostałych, a jego zadaniem jest udaremnienie przestępstwa oraz wyeliminowanie rabusiów. Gra kończy się, gdy wszyscy pozostali przy życiu złodzieje uciekną z łupem lub gdy zostaną zabici przez tajniaka. Pomysł ze zdradą jest naprawdę kapitalny i wprowadza zupełnie nową jakość do rozgrywki sieciowej. Przez cały czas trzeba mieć oczy dookoła głowy, błyskawicznie podejmować decyzje oraz nie ufać absolutnie nikomu. Szczególnie zabawne są sytuacje, gdy wszyscy gracze zaczynają się wzajemnie zabijać, podejrzewając pozostałych o bycie tajniakami. Najmniej interesujący wydaje się ostatni rodzaj rozgrywki, czyli Gliniarze i Złodzieje. Przypominana on znany z innych strzelanin tryb Assault. Jedna drużyna otrzymuje misję do wykonania, a zadaniem drugiej jest niedopuszczenie do jej realizacji.
W każdym z dostępnych trybów pomiędzy kolejnymi rundami gracze mają możliwość wydania zarobionych wcześniej pieniędzy na ulepszenie swego arsenału. Broni do wyboru jest naprawdę sporo, ale dobre wrażenie psuje fakt, że za większość pukawek musimy zapłacić wcale nie wirtualną walutą. Najlepsze dostępne giwery zostały zablokowane, a ich obrazki ozdabia czerwony napis, informujący o potrzebie wykupienia zawartość dodatkowej. Podobnie wygląda sprawa części map, za które również trzeba wyłożyć kasę. Informowanie o konieczności zakupu DLC w podstawowej wersji gry raczej negatywnie wpłynie na popularność trybu sieciowego. Trudno mówić o sprawiedliwej rywalizacji, gdy bogatsi gracze będą dysponować celniejszą i zadającą większe obrażenia bronią.
Oprawa graficzna Kane`a & Lyncha 2 nie jest brzydka, ale również niczym szczególnym nie zachwyca. Tekstury oraz modele postaci są poprawnie wykonane, a lokacje ponure i pasujące do klimatu opowieści. Na większą uwagę zasługuje natomiast sposób prezentacji akcji. W grze zastosowano tzw. kamerę „z ręki”, która sprawdza się naprawdę świetnie. Widziany przez nią świat cały czas drga, zmienia się ostrość jego postrzegania, a co jakiś czas na ekranie pojawiają się różnego rodzaju zakłócenia. Twórcom należą się brawa za oryginalność i jakość wykonania tego elementu. Równie dobrze przyłożono się do oprawy audio. Głosy bohaterów są znakomicie podłożone i brzmią jak wyjęte żywcem z najlepszych filmów gangsterskich. Na pochwałę zasługują także dźwięki otoczenia, które pozwalają bardzo dobrze wczuć się w atmosferę zatłoczonego miasta.
Kane and Lynch 2: Dog Days miał być grą ładniejszą, ciekawszą oraz bardziej dopracowaną od poprzedniej części. Po pierwszej godzinie zabawy można było odnieść wrażenie, że twórcy spełnili większość ze składanych obietnic. Świetnie przygotowane dialogi, ciekawi bohaterowie i szalone tempo akcji nie mogły nie spodobać się fanom gangsterskiego kina. Niestety z upływem czasu zachwyt ustąpił miejsca rozczarowaniu. Gra bardzo szybko zmienia się w nudną, pozbawioną fabuły i do bólu przeciętną strzelaninę, która jest obecnie jednym z moich faworytów do głównej nagrody dla najsłabszej gry roku 2010. Ocena mogłaby być nieco wyższa, ze względu na ciekawy oraz oryginalny multiplayer, ale wymóg płacenia prawdziwymi pieniędzmi za najlepsze typy broni, skutecznie zniechęcił mnie do dalszej zabawy w sieci. Zamiast kupować pełną wersję gry, polecam ściągnąć udostępnione przez twórców demo. Znajdziecie tam wszystko co najlepsze w kontynuacji przygód dwóch gangsterów, a jednocześnie ominie Was dyskusyjna przyjemność poznawania całości.
Michał „Kwiść” Chwistek
PLUSY:
- bardzo dobra oprawa audio;
- interesująca i wciągająca pierwsza godzina gry;
- oryginalna kamera;
- ciekawe tryby rozgrywki sieciowej.
MINUSY:
- niedopracowany system osłon;
- schematyczne i nudne strzelaniny;
- skandalicznie krótki czas rozgrywki;
- nudna opowieść;
- płatna broń w grze sieciowej;
- zmarnowany potencjał głównych bohaterów.