Hitman 3 Recenzja gry
Hitman 3 wymiata! Recenzja najlepszej gry z Agentem 47
Prawie pięć lat po udostępnieniu graczom pierwszego fragmentu rebootu Hitmana, rewolucjonizującego serię i pokazującego potencjalny nowy kierunek dla całego gatunku skradanek, trylogia „World of Assassination” zostaje zamknięta w świetnym stylu.
IO Interactive konsekwentnie trzyma się wypracowanej w 2016 roku własnej wizji współczesnej skradanki, rzucającej Agenta 47 na otwarte mapy – piaskownice. Wizji zachęcającej do dokładnej eksploracji otoczenia, podsłuchiwania rozmów mijanych postaci, infiltrowania wszelkich zakamarków. Wszystko po to, by ostatecznie uzyskać jak najszerszy wybór metod likwidacji wyznaczonych celów spośród kilku wyreżyserowanych przez twórców sposobów oraz dziesiątków, które możemy wymyślić samodzielnie.
W napisanej jakiś czas temu zapowiedzi Hitmana 3, opartej na udostępnionych nam dwóch pierwszych poziomach gry, wspominałem, że poważniejszych zmian w tej formule nie ma się co spodziewać i po prostu dostaniemy jeszcze więcej tego samego. Jak jednak udowodniła mi pełna wersja tego tytułu – nie do końca miałem rację, bowiem IO Interactive postanowiło trochę poeksperymentować z wymyśloną przez siebie formułą. Zmiany nie są bardzo drastyczne, ale wprowadzają nieco świeżości do formuły, którą docenić powinni zarówno fani dwóch poprzednich gier, jak i miłośnicy Hitmana sprzed czasów sezonu pierwszego.
5 + 1 = 3
- najlepszy zestaw map w całej trylogii – każda wypada świetnie;
- Dartmoor to najfajniejsza lokacja w całej serii;
- wprowadzone na niektórych mapach unikatowe mechaniki dodające im świeżości i oryginalności;
- silniejsze powiązanie fabuły z gameplayem poprawiające wrażenia dotyczące obu tych aspektów gry;
- świetny, od początku do końca wciągający scenariusz;
- ulepszona kapitalna formuła rozgrywki z poprzednich odsłon, co przełożyło się na najlepszą skradankę na rynku.
- nadal nie naprawiono pewnych ułomności mechaniki serii, takich jak niemożność nokautowania wrogów znajdujących się na schodach;
- „sześć nowych map” to tak naprawdę „pięć i pół nowej mapy”.
W Hitmanie 3 do naszej dyspozycji oddano pięć nowych, sandboksowych map (oraz znane już poziomy samouczkowe, które również potrafią zapewnić sporo frajdy, o ile ktoś nie wypróbował ich jeszcze w Hitmanie z 2016 roku albo w Hitmanie 2). Możemy na nich zaliczyć misje kampanii głównej, stworzyć i udostępnić w sieci własne kontrakty albo skorzystać z tych przygotowanych przez innych graczy. Rozwój poprzednich odsłon pozwala obstawiać w ciemno, że w przyszłości dojdą do tego specjalne zadania trybu eskalacji (posiadacze wersji Deluxe kilka tego typu zadań dostają już na premierę) oraz najlepsze, co nowa seria ma do zaoferowania, czyli dostępne przez ograniczony czas i będące ostatecznym testem naszych umiejętności „nieuchwytne cele” (Elusive Targets). To jednak pieśń przyszłości i darmowego wsparcia popremierowego – na razie na każdej mapie mamy główną misję i kontrakty. Zabrakło natomiast multiplayerowego trybu Ghost Mode z Hitmana 2, ale w sumie nie cieszył się on dużą popularnością, nie był szczególnie udany i nie uważam, by była to duża strata.
Czytelnicy uważniej śledzący zapowiedzi Hitmana 3 zapewne zwrócili już uwagę, że napisałem powyżej o pięciu, a nie sześciu mapach. To nie błąd – finałowy poziom drastycznie łamie konwencję trylogii World of Assassination i oferuje zupełnie inny schemat rozgrywki (oraz zaledwie pięć poziomów mistrzostwa). Jaki? Tej niespodzianki Wam nie zepsuję, ograniczając się jedynie do stwierdzenia, że zabawa jest przednia, choć niestety, w przeciwieństwie do pozostałych map, nie zachęcająca do wielokrotnych powtórzeń. Warto ją traktować raczej jako ciekawy epilog właściwej gry, którą stanowi pięć wcześniejszych lokacji.
A ta piątka i tak prezentuje zabójczo wysoki poziom. Tym razem IO Interactive zaserwowało najmocniejszy zestaw miejscówek w całej trylogii, w którym większość map spokojnie plasuje się obok Sapienzy czy Hokkaido w topie najlepszych lokacji w serii, a i te, które przypadły mi do gustu nieco mniej od pozostałych, nie schodzą poniżej bardzo dobrego poziomu. Żadna nie jest też podobna do reszty, oferując unikatowy klimat i wyzwania.
DZIEDZICTWO
Jeszcze na długo przed premierą „trójki” IO Interactive obiecało, że podobnie jak w Hitmanie 2 będziemy mogli zaimportować do najnowszej odsłony cyklu lokacje z poprzednich dwóch części, tworząc jedną gigantyczną grę zawierającą ponad 20 map i całą rozbitą na trzy sezony historię. Możliwe ma być również przeniesienie swoich postępów z pierwszego i drugiego sezonu.
Proces ten zapowiedziano jako darmowy dla posiadaczy poprzednich części serii – z zastrzeżeniem, że możliwy będzie wyłącznie w obrębie jednej platformy sprzętowej. Przykładowo przeniesiemy mapy i postępy z Hitmana 2 na Xboksie do Hitmana 3 na Xboksie, ale nie zrobimy już tego, jeśli w H2 graliśmy na PC, a „trójkę” chcielibyśmy przejść na PS4.
Sytuacja jest bardziej skomplikowana na PC, gdzie Hitman 3 dostępny jest wyłącznie w Epic Games Store, a Hitmana 2 dotąd nie można było tam kupić. Na ten moment każdy, kto zdecyduje się na nabycie pecetowej „trójki” w ciągu pierwszych 10 dni od premiery, otrzyma za darmo dostęp do lokacji z pierwszej odsłony serii. Sytuacja z darmowym przeniesieniem map z Hitmana 2 jest aktualnie niejasna, choć IO Interactive zadeklarowało, że na pewno będzie to możliwe, i w tej chwili pracuje nad rozwiązaniem, które pozwoli na dotrzymanie danego przez zespół słowa.
Pięć stron świata
Zabawę zaczynamy od lśniącego blichtrem dubajskiego wieżowca, do którego najpierw musimy się dostać, spacerując po zewnętrznych konstrukcjach. Już na tym etapie twórcy chwalą się nowym, bardziej filmowym podejściem do prezentacji miejsca akcji – kamera w wybranych momentach odkleja się od Agenta 47, by lepiej pokazać rozmach lokacji, a odpalona w wyreżyserowanych fragmentach muzyka podkreśla doniosłość danej sceny. Projekt map jest podobny do tego, co pamiętamy chociażby z Paryża w pierwszym sezonie – wydarzenia mają miejsce w trakcie dużej imprezy, podczas której sporo się dzieje i na głównym parkiecie, i za znacznie mniej efektownymi kulisami, i na mocniej strzeżonych wyższych piętrach, gdzie znajdziemy VIP-ów. Miejscówka ta jest przy tym mocno rozbudowana wertykalnie, każąc nam przy pierwszym podejściu zaczynać na najniższym piętrze i stopniowo piąć się w górę, ku coraz bardziej niebezpiecznym rejonom.
Po tej wizycie wśród chmur zostajemy ściągnięci na ziemię – do ponurej rezydencji w angielskim Dartmoor, gdzie trwają przygotowania do pogrzebu. Jakby pochówek to było zbyt mało, na miejscu dochodzi również do tajemniczej zbrodni, którą to sprawę możemy spróbować rozwiązać, podszywając się pod detektywa. Jak wspominałem już przy okazji zapowiedzi, lokacja ta zrobiła na mnie ogromne wrażenie – zabawa w Herkulesa Poirota niesamowicie bawi, klimat rodem z angielskich kryminałów jest niepodrabialny, a ilość poukrywanych tu smaczków zachwyca. Dartmoor szybko stało się moją ulubioną mapą w całej serii.
Powyższe dwie miejscówki zrealizowano według dobrze znanych w tym cyklu wzorców. Po nich natomiast IO Interactive zaczyna wprowadzać całkiem interesujące zmiany do formuły. Na przedmieścia Berlina, stanowiące kolejne miejsce akcji, scenariusz wysyła Agenta 47 nieprzygotowanego i pozbawionego danych wywiadowczych oraz wsparcia taktycznego. W trakcie tej misji samodzielnie musimy ustalić tożsamość naszych celów, nie dostajemy też typowych wskazówek w menu interfejsu o okazjach fabularnych sprzyjających ich likwidacji. To wymusza zmianę nawyków i inne podejście – bardzo ciekawe urozmaicenie standardowej rozgrywki. Berlin mocno zyskuje dzięki temu rozwiązaniu i staje się unikatową lokacją.
Kolejne na liście chińskie miasto Chongqing zachwyca wszechobecnymi neonami, a w połączeniu z tajną nowoczesną placówką, jaką przychodzi nam infiltrować, oferuje mocno cyberpunkowy klimat. Mapa ta w o wiele większym stopniu od pozostałych wymusza korzystanie z nowego gadżetu na wyposażeniu 47 – kamery, która może zdalnie hakować wybrane urządzenia i na przykład otwierać zablokowane drzwi oraz tunele wentylacyjne czy aktywować zasłony. Tu również mocno daje o sobie znać bardziej filmowe podejście do projektowania zadań, na tę chwilę zupełnie zmieniające sposób ich zaliczania.
Mająca miejsce przy prestiżowej winiarni misja w argentyńskiej Mendozie to głównie odskocznia od ponurej kolorystyki wcześniejszych wyzwań, pozwalająca wziąć udział w barwnej imprezie, zwiedzić pobliski sad czy trafić do bogatej rezydencji. To również kolejne wprowadzenie niestandardowej mechaniki, której jednak nie zdradzę, gdyż jest ona ściśle powiązana z fabułą tego tytułu.
Większość map utrzymana jest w ponurej stylistyce – Mendoza na tym tle jest przyjemnym urozmaiceniem.
Z całej piątki najbardziej spodobało mi się Dartmoor i neonowe miasto Chongqing, ale – jak wspomniałem –każda lokacja wypada bardzo dobrze, a wiele z nich posiada też interesujące, unikatowe urozmaicenia. Wszystkie są też zadowalającej wielkości, oferując 20 poziomów mistrzostwa do zdobycia, garść ciekawych okazji fabularnych do eliminacji wroga (najczęściej trzy na poziom, z czego jedna bardzo mocno rozbudowana – o wiele mocniej, niż przyzwyczaiły nas dwa poprzednie Hitmany) i jeszcze więcej takich, które możemy sobie opracować sami. Jako całość jest to najlepszy, najrówniejszy i najbardziej różnorodny pakiet, jaki dostaliśmy w ramach tej trylogii. A biorąc pod uwagę, że to właśnie mapy były najmocniejszym punktem rebootowanej serii – jest naprawdę dobrze.
Zdecydowanie wolę taki pakiet pięciu świetnych map (i solidnego epilogu) niż wariant z pierwszego sezonu, gdzie lokacji dostaliśmy sześć, ale nie wszystkie wypadły tak udanie. O opcji z Hitmana 2, gdzie map było niby sześć, ale prezentowały nierówny poziom, na dodatek część z nich okazała się zauważalnie mniejsza od pozostałych, nie wspominając.
To nie jest nic osobistego
Dużą zmianą względem poprzednich odsłon jest znacznie mocniejsze powiązanie fabuły z rozgrywką. Dotąd opowiadana przez gry z trylogii historia wojny tajemniczego klienta z Providence, w samym środku której znaleźli się 47 i Diana, toczyła się niejako obok misji, w których po prostu likwidowaliśmy kolejne cele. Dramatyczne zdarzenia z filmu przerywnikowego potrafią bezpośrednio wpłynąć na sytuację, w jakiej znajdzie się protagonista na początku kolejnej misji. W jej trakcie może nastąpić niespodziewany zwrot akcji rzutujący na historię. Zadania nie są już umiejscowione gdzieś obok pierwszoplanowej wojny, tylko stanowią sam jej środek i mają bezpośredni wpływ na opowieść. Zmiana ta okazuje się korzystna zarówno dla rozgrywki, która zyskuje dzięki temu dodatkowy kontekst, jak i dla fabuły, mocniej angażującej odbiorcę – w końcu czułem, że jestem częścią wydarzeń, a nie jedynie ich biernym obserwatorem.
Sam scenariusz wypada naprawdę dobrze, znacznie ciekawiej od mozolnego rozstawiania pionków, jakie zaserwował pierwszy sezon, i udanej, ale urywającej się w najbardziej interesującym momencie kontynuacji opowieści w Hitmanie 2. Gdy rozpoczynamy grę, tajna wojna trwa na całego, strony konfliktu są wyraźnie zarysowane, a stawka jest najwyższa. Scenarzyści wychodzą z założenia, że mamy już za sobą poprzednie sezony i nie marnują czasu na prezentowanie postaci, od początku rzucając nas w wir niespodziewanych zwrotów wydarzeń. Akcja gna naprzód, a sprawa staje się dla Agenta 47 i Diany wyjątkowo osobista.
I właśnie relacje głównego bohatera i jego cichego wsparcia w pewnym momencie wysuwają się na pierwszy plan – autorzy w bardzo ciekawy sposób wśród całego chaosu wojny pozwalają na rozwój tych postaci. 47 przestaje być tylko narzędziem i próbuje sam decydować za siebie, Diana zyskuje bardziej aktywną rolę w wydarzeniach, co sprawia, że oboje muszą zweryfikować to, czym dla siebie są. Oczywiście bez obaw – nasz łysol nie staje się nagle gadułą rozprawiającym o uczuciach. To wciąż cichy zabójca robiący to, na czym zna się najlepiej – w subtelnych zmianach mimiki czy krótkich chwilach wahania, gdy musi mierzyć się z bardziej osobistymi wyzwaniami, ujawnia jednak kryjące się za maską perfekcjonizmu ludzkie oblicze. I staje się dzięki temu znacznie ciekawszą postacią.
Pierwszy raz w historii tej serii mogę powiedzieć, że grałem w Hitmana także dla fabuły. Wydarzenia prędko nabierają takiego tempa, że niczym w dobrym serialu kryminalnym chce się jak najszybciej dowiedzieć, co czeka nas dalej. Jakie są prawdziwe intencje tej czy tamtej postaci? Jaki zwrot akcji czai się za rogiem? Czy aby na pewno nie wpadamy w pułapkę? Pytania te zaczęły angażować mnie tak bardzo, że – wyznam ze wstydem – za pierwszym razem przeleciałem przez Mendozę galopem, byle jak najszybciej ukończyć etap i poznać zakończenie opowieści („purystów” uspokajam, potem oczywiście wróciłem do Argentyny i rozegrałem to już tak, jak wypada). A finał mnie nie zawiódł, zamykając trylogię w satysfakcjonującym stylu. Na odbiór historii pozytywnie działa też to, że powróciły tradycyjne sceny przerywnikowe zamiast statycznych plansz z nałożonymi na nie prostymi efektami, jakie wykorzystywał Hitman 2.
CZY WARTO DOPŁACAĆ DO WERSJI DELUXE?
Decydując się na zakup droższej wersji, otrzymujemy cyfrowy soundtrack, cyfrowego artbooka, kilka ubrań i kosmetycznych akcesoriów, dodatkowe „eskalacje” oraz komentarz twórców do każdej misji. Z tego zestawu ja osobiście za warte w ogóle rozważenia dopłaty uważam tylko dwie ostatnie rzeczy. Artbook i soundtrack znacznie lepiej sprawdziłyby się w formie fizycznej, a kosmetyka to… cóż… kosmetyka.
Eskalacje to dodatkowe wyzwania, które najwierniejszym fanom zapewnią kilka godzin nadprogramowej zabawy. Sęk w tym, że jak uczą poprzednie odsłony serii, można spodziewać się, iż IO Interactive będzie co miesiąc udostępniać graczom sporo tego typu zadań za darmo, co dość mocno dewaluuje wartość tych płatnych.
Komentarze twórców to natomiast bardzo ciekawe materiały, które rzucają dodatkowe światło na cele, jakie przyświecały tworzeniu poszczególnych map. Dowiadujemy się, co właściwie próbowano osiągnąć, projektując lokacje, i możemy zweryfikować to z rzeczywistością. To przyjemna dawka dodatkowej wiedzy, którą docenić powinien każdy fan serii, choć w dobie YouTube’a zapewne będzie można ją zdobyć bez płacenia raptem parę chwil po premierze gry.
Generalnie nie uważam więc, żeby dopłacanie do wersji Deluxe miało w tym wypadku większy sens.
Metodyczne ulepszenia
Jak wspomniałem wcześniej, Hitman 3 eksperymentuje z rozwijaną od 2016 roku formułą, zależnie od mapy stawiając na większą filmowość, wiążąc bardziej wydarzenia fabularne z tymi mającymi miejsce w trakcie misji czy dorzucając na wybranych mapach unikatowe mechanizmy. Wszystko to jednak przygotowano na doskonale znanych z Hitmana i Hitmana 2 fundamentach.
To nadal skradanka, której siła tkwi w sandboksowym formacie – rzuceni na sporych rozmiarów, pełną interesujących zakamarków oraz cennych danych mapę stopniowo infiltrujemy otoczenie, przekradając się między patrolami, eliminując (najlepiej nie w sposób śmiertelny) strażników i kradnąc ich ubrania w celu uzyskania dostępu do strzeżonych regionów.
Przywiązanie do szczegółów zachwyca – oto mikroskopijny karaoke bar, który twórcy wcisnęli w jedną z bocznych uliczek Chongqing tylko dlatego, że mogli.
Świetny, dopracowany projekt lokacji oferuje dziesiątki okazji do eliminacji wyznaczonych celów, z czego część to wyreżyserowane przez twórców, wymagające wykonania szeregu czynności spektakularne zabójstwa, inne zaś możemy sobie opracować sami dzięki uważnej obserwacji i umiejętności łączenia faktów. Im lepiej sobie radzimy, tym lepszą rangę dostajemy na koniec zadania. Ideałem jest wyeliminowanie celu bez żadnych ofiar postronnych, w taki sposób, by nikt nawet nie zorientował się, że byliśmy w pobliżu, nie pozostawiając żadnych świadków. Jednocześnie Hitman 3 jest tytułem, który można łatwo dostosować do własnych upodobań – dostępne w menu opcji różnorodne asysty oraz trzy poziomy trudności mogą z niego zrobić zarówno grę banalną, w której poradzi sobie każdy, jak i satysfakcjonujące wyzwanie dla największych fanów skradania się.
Sukcesy pozwalają zdobywać liczone oddzielnie dla każdej mapy poziomy mistrzostwa, odblokowujące nowe przedmioty, lokacje, od których możemy zacząć misję (w tej części są one szczególnie użyteczne, gdyż w niektórych zadaniach pozwalają pominąć „filmowe” zagrywki twórców i od razu przejść do właściwej akcji), czy możliwość przemycenia jakiegoś przedmiotu na teren działań. Taka struktura sprawia, że choć jednorazowe wypełnienie wszystkich misji średnio spieszącemu się graczowi zajmie około dziesięciu godzin, pozna on w ten sposób zaledwie ułamek oferowanych atrakcji. Dopiero przy następnych podejściach oraz wystawianiu naszych umiejętności na kolejne próby Hitman 3 pokazuje prawdziwy pazur. Przy okazji wydłuża to czas zabawy co najmniej kilkakrotnie.
Kamera to gadżet, którego na pewno nie można nazwać bezużytecznym, ale jej braku raczej nikt by mocno nie odczuł.
Jeśli chodzi o nowości uniwersalne, niezwiązane z konkretną mapą, które pojawiły się w tej odsłonie, są one raczej kosmetyczne. Pierwsza z nich to kamera, która znalazła się na standardowym wyposażeniu Agenta 47. Gadżet ten nie tylko pozwala na robienie zdjęć, ale również na zdobywanie nowych danych poprzez skanowanie interesujących obiektów czy wspomniane już przeze mnie hakowanie wybranych drzwi bądź okien. IO Interactive zapewniło na nowych mapach wystarczającą ilość okazji do użycia kamery, by uzasadnić jej istnienie, ale szczerze mówiąc, gdyby z tego urządzenia zrezygnowano, nie wydaje mi się, by wpłynęło to w jakimkolwiek stopniu na moje wrażenia z rozgrywki. Podobnie sprawa ma się z drugą nowością – specjalnymi skrótami, które – jeśli raz je odblokujemy – pozostają dostępne również w kolejnych rozgrywkach na danej mapie.
To dodatki, które nie przeszkadzają, ale mają też marginalny wpływ na zabawę i czuć, że dorzucono je tylko po to, by nikt nie mógł oskarżyć studia o brak nowości. Formuła serii już dawno temu zbliżyła się do skradankowej perfekcji i głębsze w niej dłubanie mogłoby więcej zepsuć, niż poprawić, więc mnie osobiście ta zachowawczość nie przeszkadza. Nowe mapy są wystarczająco świeże i zapewniły mi na tyle atrakcji, bym bawił się świetnie i nie potrzebował kolejnych zmian.
Światy wirtualne
Hitman 3 w wersji na konsole PlayStation (natywnie na „czwórkę”, w przypadku PS5 w trybie kompatybilności) oferuje dodatkowo tryb VR, pozwalający w niespotykany normalnie sposób wejść w skórę 47 i obserwować wydarzenia jego oczami. To potencjalnie najciekawsza nowość w tej serii od dłuższego czasu. Tym większa szkoda, że dostępna wyłącznie na jednej platformie sprzętowej. Jako że do recenzji otrzymaliśmy wersję pecetową gry, nie mogłem przetestować trybu VR w praktyce.
Pod maską bez większych zmian
Gra działa na tym samym silniku co jej dwie poprzedniczki – i to widać oraz czuć. O ile projekt map jest świetny i wypełniono je zatrzęsieniem przyciągających wzrok detali, tak nie da się nie dostrzec, że mamy do czynienia z przypudrowaną kilkuletnią technologią. Trzyma się ona całkiem nieźle – to na pewno nie jest brzydka gra – ale opadu szczęki widoki, jakie ujrzycie w Hitmanie 3, nie wywołają. Po tych kilku latach aż takiego wrażenia nie robią już również tłumy ludzi, jakie potrafi wygenerować ten engine – owszem, jest ich dużo, ale zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić po lokacjach w Paryżu czy Miami z poprzednich gier.
Optymalizacja wersji pecetowej okazuje się bardzo dobra – mimo posiadania wiekowego już sprzętu bez problemu mogłem cieszyć się płynną grą w satysfakcjonującej mnie rozdzielczości 1080p z włączoną większością zaawansowanych efektów. Wszystko działa również bardzo stabilnie i ani razu podczas zabawy aplikacja mi się nie zawiesiła, radząc sobie także z wielokrotnym minimalizowaniem i przywracaniem ekranu. Kilka razy traciłem natomiast chwilowo połączenie z serwerem, co wymuszało krótkie przerwy w oczekiwaniu na ponowne jego nawiązanie. Na szczęście za każdym razem się to udawało i nie zdarzyło mi się stracić postępów.
Aranżowanie efektownych wypadków i przebieranki brzmią super, ale walcząc o najlepsze wyniki większość gry spędzimy tak – targając nieprzytomnych przeciwników do najbliższych kontenerów i szaf.
Niestety, nie wszystkie obecne od pierwszego sezonu ułomności systemu gry zostały poprawione. Przykładowo seria ma wieczny problem z umożliwieniem Agentowi 47 obezwładniania wrogów na schodach. No po prostu się nie da, jeśli skradamy się za delikwentem schodzącym w dół, musimy poczekać, aż dotrze do równej powierzchni, nim będziemy mogli wyeliminować go po cichu. Po spędzeniu z trylogią World of Assassination ponad 200 godzin dawno się już do tego przyzwyczaiłem i po prostu biorę na to poprawkę podczas działania, ale też po tylu latach wypadałoby już, żeby ktoś wreszcie to naprawił. Rzadko, ale zdarza się również, że wrogowie nagle wykrywają ciała, których fizycznie nie powinni byli dostrzec, co potrafi zepsuć cały misterny plan.
Dla niektórych problemem będzie pewnie także przewidywalna w swoich zachowaniach sztuczna inteligencja, trzymająca się sztywno ustalonych procedur i zawsze bezbronna w obliczu dystrakcji pokroju rzuconej gdzieś złotej monety. Tego jednak nie traktuję jak wady, tylko uznaję za konwencję gatunkową, bez której skradanka nie mogłaby być skradanką.
„I will leave you to prepare”
Będąc wielkim miłośnikiem pierwszego i drugiego sezonu Hitmana, byłbym w pełni usatysfakcjonowany, gdyby „trójka” zgodnie z tym, co widziałem w wersji przedpremierowej, okazała się po prostu dodatkową porcją tego, co znam i bardzo lubię. IO Interactive zaskoczyło mnie jednak i zaoferowało nieco więcej. Nie zmieniając solidnych fundamentów, mocno urozmaiciło misje i silniej powiązało je ze świetnym wątkiem fabularnym, czyniąc kapitalną skradankę jeszcze lepszą.
Zmiany te nie są rewolucyjne, ale udanie odświeżają formułę. A w połączeniu z doskonałym doborem map, które jako komplet wypadają lepiej niż paczki, jakie dostaliśmy w ramach pierwszego i drugiego sezonu serii, robią z Hitmana 3 najlepszą odsłonę cyklu – a więc automatycznie również najlepszą rasową skradankę od wielu lat. Dla fanów serii oraz gatunku to pozycja obowiązkowa.
O AUTORZE
Skradanki uwielbiam od czasów pierwszego Metal Gear Solid zaliczonego przeze mnie dobre kilkanaście razy na pierwszym PlayStation. Przez lata to właśnie perypetie Snake’ów były moimi ulubionymi tego typu grami, ale Hitman z 2016 roku to zmienił. W rebootowanych przygodach Agenta 47 zatonąłem na ponad 100 godzin. Taki wynik powtórzyłem w Hitmanie 2 i wiem, że co najmniej wyrównam go także w Hitmanie 3. Jeśli chcesz ze mną porozmawiać o skradankach albo na inne tematy, zapraszam na mojego Twittera.
ZASTRZEŻENIE
Egzemplarz gry do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od jej polskiego dystrybutora, firmy Cenega.