Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 20 marca 2009, 14:04

Grand Theft Auto: Chinatown Wars - recenzja gry

Po wielu miesiącach oczekiwania, posiadacze dwuekranowych handheldów firmy Nintendo mogą wreszcie zagrać w najnowszą odsłonę cyklu GTA. Wydarzenie to spore, bo zarówno do samej konsoli, jak i do jej użytkowników Chinatown Wars pasuje niespecjalnie.

Recenzja powstała na bazie wersji NDS.

Po wielu miesiącach oczekiwania posiadacze dwuekranowych handheldów firmy Nintendo mogą wreszcie zagrać w najnowszą odsłonę cyklu Grand Theft Auto. Wydarzenie to spore, bo zarówno do samej konsoli, jak i do jej użytkowników Chinatown Wars pasuje niespecjalnie. Urządzenie kojarzy nam się przecież głównie z lekkimi, prostymi produkcjami dla casualowych graczy, a nie z wulgarnymi, przepełnionymi przemocą grami akcji, w których krew leje się obficie, a przekleństwa występują w charakterze przecinków. Firmie Rockstar Games najwyraźniej to jednak nie przeszkadzało i dlatego po długim okresie starań, zakończonych błogosławieństwem koncernu Nintendo, możemy wreszcie rozkoszować się kieszonkową wersję wielkiego hitu, przeznaczoną dla pełnoletnich graczy.

Akcja każdej gry z serii Grand Theft Auto kręci się wokół jej głównego bohatera, który w wyniku zrządzenia losu wkracza na krętą i pełną niebezpieczeństw drogę przestępczej kariery. Nie inaczej jest w Chinatown Wars. Gracz wciela się tu w rolę młodego mężczyzny, który zjawia się w Liberty City po śmierci swojego ojca – szefa nowojorskiej triady. Staruszek został zgładzony w wyniku zamachu, a jego syn, zgodnie z tradycją rodzinną, musi przekazać symbol władzy – niezwykle cenny miecz – nowemu szefowi podziemnej organizacji. Problemy Huanga zaczynają się już na lotnisku, gdzie zostaje zaatakowany przez tajemniczych napastników. Trafiony kulą mężczyzna ląduje na tylnym siedzeniu samochodu, a ostrze trafia w ręce oprawców. Chwilę później rozpędzone auto z naszym bohaterem na pokładzie ląduje w rzece. Ranny Huang szybko wydostaje się z pułapki i dopływa do brzegu, rozpoczynając tym samym zupełnie nowy rozdział swego życia. Jego (a także, rzecz jasna, gracza) głównym celem staje się pomszczenie nieżyjącego ojca i odzyskanie cennej relikwii.

W Chinatown Wars można pływać wpław i na pokładzie łodzi.

Wielka gra na małą konsolę

Już po kilku minutach zabawy Chinatown Wars przekona wszystkich niedowiarków, że na przenośną konsolę firmy Nintendo bez problemu udało się stworzyć tętniącą życiem metropolię, w której gracz z łatwością się pogubi. Mimo że z pięciu dzielnic Liberty City z Grand Theft Auto IV w nowej grze ostały się tylko cztery (Dukes, Broker, Bohan i Algonquin), miasto jest po prostu ogromne. O zapamiętaniu układu ulic na początku rozgrywki można praktycznie zapomnieć – teren jest pokryty tak gęstą siatką dróg, że bez mapy ani rusz. Na szczęście autorzy pozwolili graczom w łatwy sposób wytyczać szlak wskazujący drogę do celu, np. poprzez wybranie z podręcznej listy interesującej nas postaci lub obiektu. Rozwiązanie znane z czwartej odsłony cyklu sprawdza się w Chinatown Wars znakomicie, choć nie zawsze wyznaczona w ten sposób trasa jest najkrótsza i najszybsza.

Największym atutem gry nie jest jednak wielkość terenu, po którym porusza się nasz podopieczny, ale ogólnie pojęta swoboda działania. W tym względzie Chinatown Wars w niczym nie ustępuje innym odsłonom tego cyklu i jak na klasyczny „sandbox” przystało, pozwala robić po prostu to, na co mamy ochotę. Gdy naszymi usługami zainteresowanych jest paru gangsterów, sami wybieramy tego partnera, z którym chcemy aktualnie współpracować. Jeśli natomiast znudzi nam się wykonywanie tradycyjnych zleceń, możemy zająć się czymś zupełnie innym, wliczając w to nie tylko zaliczanie misji pobocznych czy handel narkotykami, ale także jazdę po mieście bez wyraźnego celu, z jednego końca metropolii na drugi. Prawda, że brzmi to znajomo?

Zadań głównych i pobocznych jest w Chinatown Wars kilkadziesiąt. Misje powierzają nam zarówno bohaterowie niezależni, których odwiedzamy w ich prywatnych kwaterach, jak i niektórzy przechodnie na ulicach miasta, o ile uda nam się ich wcześniej zlokalizować. Zlecenia nie różnią się zbytnio od tego, co widzieliśmy w poprzednich grach z serii Grand Theft Auto. Będziemy więc dokonywać zabójstw, napadać na ciężarówki, porywać ludzi, brać udział w nielegalnych wyścigach, śledzić nieświadome obserwacji ofiary oraz oczywiście kraść samochody, do czego zobowiązuje tytuł gry. Aby w trakcie kilkunastogodzinnych zmagań nie zrobiło się nudno, autorzy postarali się ubarwić niektóre zadania rozmaitymi minigrami. Przykłady? Proszę bardzo. W jednej z misji Huang Lee porywa z lotniska ambulans, w którym leży umierający pacjent. Uciekając przed policją, z trzema radiowozami na ogonie, gracz musi od czasu do czasu reanimować pasażera, kilkakrotnie uderzając palcem w dotykowy ekran konsoli. Jeśli tego nie zrobi, delikwent umrze i zadanie nie zostanie zaliczone. Innym znów razem nasz bohater bierze się za rozbrajanie samochodów pułapek. Ładunki wybuchowe unieszkodliwia się poprzez przecięcie jednego z przewodów, ale by zlokalizować ten właściwy kabelek, należy najpierw zbadać napięcie wszystkich drucików za pomocą woltomierza. Operację tę również przeprowadzamy na ekranie dotykowym konsoli, modląc się jednocześnie o wystarczającą ilość czasu na rozbrojenie czekających w kolekcje pojazdów.

Rozbrajanie bomby – jedna z wielu ciekawych minigier.

Oprócz zadań standardowych, wgrzeczekają nas inne atrakcje. Pamiętacie misje, w których można wcielić się w rolę kierowcy karetki pogotowia, radiowozu policyjnego, taksówki i pojazdu pożarniczego? W Chinatown Wars również je znajdziecie. Oprócz tego dostępne są wyzwania o nazwie Rampage, podczas których należy zdobyć jak najwięcej punktów, likwidując wrogich gangsterów. Mało Wam? Dla wielbicieli dokładnej eksploracji miasta autorzy przygotowali zadanie polegające na zniszczeniu specjalnych kamer monitorujących Liberty City. Jest ich całkiem sporo, bo aż sto i możecie mi wierzyć na słowo – poszukiwania ich pochłaniają mnóstwo czasu.

Rozrywką zupełnie innego typu jest w Chinatown Wars handel narkotykami, którego (dla odmiany) dotąd w serii Grand Theft Auto nie widzieliśmy. „Dilerkę” możemy rozpocząć już po wykonaniu kilku pierwszych misji z głównego wątku fabularnego i z powodzeniem kontynuować ją do końca gry. Handlowi warto poświęcić sporo uwagi, gdyż stanowi on szybką i skuteczną metodę na zarabianie pieniędzy.

W Liberty City żyje kilkudziesięciu handlarzy, którzy trudnią się dystrybucją sześciu rodzajów narkotyków. Asortyment danego dilera różni się w zależności od frakcji, do której on przynależy, np. rosyjska mafia ma w ofercie sporo tabletek ecstasy, ale cierpi na niedobór kokainy. Zupełnie odwrotnie jest natomiast u Aniołów Śmierci – gangu motocyklistów, który dystrybuuje dragi w innej części miasta. Chodzi oczywiście o to, żeby kupić tanio i sprzedać drożej, dlatego w powyższym przypadku w tabletki zaopatrujemy się u Rosjan, a następnie zamieniamy je na gotówkę u jednego z harleyowców. Wykorzystując istniejące różnice w cenach, szybko dorobimy się całkiem pokaźnych sum. Od czasu do czasu można też upolować okazję. Informują nas o tym sami handlarze, którzy przez krótki czas sprzedają lub skupują towar w wyjątkowo korzystnej cenie. Warto polować na te oferty, gdyż przebicie jest tutaj kilkunastokrotnie wyższe niż w przypadku tradycyjnych transakcji.

Handel narkotykami to opłacalny, ale jednocześnie bardzo niebezpieczny interes. Nasze spotkania z dilerami obserwowane są przez policję, która czasem wkracza do akcji tuż po dokonaniu zakupu. W takim przypadku należy wydostać się z obławy i przewieźć gorący towar do jednej ze swoich kryjówek. Nieustanne ryzyko znacznie podnosi atrakcyjność całego procesu i sprawia, że dystrybucja trawki czy heroiny staje się rozrywką dla wielbicieli mocnych wrażeń.

Sama policja jest w Chinatown Wars zdecydowaniebardziej uciążliwa niż w innych grach z tej serii. Po złamaniu prawa do akcji natychmiast wkraczają radiowozy i gdy tylko znajdziemy się w ich zasięgu, rozpoczyna się pościg. Liczba pojazdów użytych w pogoni uzależniona jest od skali przestępstwa – powyżej trzech gwiazdek gonią nas już trzy wozy i robi się nerwowo, a sytuacja zaczyna być naprawdę kłopotliwa, gdy do akcji włączają się jednostki specjalne i wojsko.

Stróżów porządku można pozbyć się na trzy sposoby. Pierwszy z nich jest najtrudniejszy i polega na wyeliminowaniu radiowozów biorących udział w pościgu. Należy tak spychać goniące nas pojazdy, aby doprowadzić do ich zderzenia z jakąkolwiek przeszkodą. Kiedy uda nam się już zlikwidować wszystkie wozy, wystarczy zjechać z głównej drogi i cierpliwie poczekać w mało uczęszczanym przez policję miejscu, aż gwiazdki znikną. Drugą metodą jest schronienie się w którejś z kryjówek, natomiast trzecią wizyta w lakierni. W tym ostatnim wypadku należy zapłacić za usługę, ale po przemalowaniu pojazdu pościg przestaje być problemem.

Do jazdy nadaje się każdy wehikuł, nawet buldożer.

Oprócz uiszczania opłaty za malowanie pieniądze potrzebne są do wielu innych rzeczy, np. do przejmowania nowych kryjówek, które rozsiane są po całym mieście czy też do kupowania broni w Ammu-Nation. Co ciekawe, w Chinatown Wars nie znajdziemy tradycyjnych sklepów oferujących środki zagłady – nowe pukawki zamawia się wyłącznie za pośrednictwem sieci. Autorzy gry udostępnili użytkownikom specjalną aplikację, która przypomina rzeczywisty sklep internetowy. Wybrany asortyment wkładamy tu do wirtualnego koszyka, a następnie realizujemy transakcję, wpłacając odpowiednią sumę. Paczkę z bronią można odebrać chwilę później przy którejkolwiek z kryjówek, zamówienie jest bowiem realizowane w ekspresowym tempie.

Internet w Chinatown Wars pełni bardzo istotną rolę i to nie tylko ze względu na możliwość kupna broni. Za pośrednictwem sieci kontaktują się z nami zleceniodawcy z informacją o nowym zadaniu, a także dilerzy, którzy pragną powiadomić nas o promocji na dany typ narkotyku. Co tydzień na skrzynce pocztowej gracza ląduje też bogaty w statystyki email, podsumowujący wysiłki w obrocie nielegalnym towarem, a czasem wśród wiadomości można natrafić na spam.

Powyższy opis poszczególnych elementów gry powinien przekonać Was, że w Chinatown Wars jest mnóstwo rzeczy do roboty. Wykonywanie misji, zarabianie pieniędzy na handlu narkotykami, czytanie emaili, kupno broni, wymykanie się policji – atrakcji jest bardzo wiele, a to przecież tylko ważniejsze cechy, bo jest też cała masa mniejszych dodatków, jak np. przeszukiwanie koszów na śmieci, robienie tatuaży, tworzenie koktajli Mołotowa na stacjach benzynowych, kupowanie losów na loterii itp. Jeśli zbierzemy to wszystko razem, to okaże się, że produkt firmy Rockstar Leeds oferuje w kwestii rozgrywki znacznie więcej niż niektóre starsze gry z tej serii, dostępne na większych platformach.

Multiplayer

W Chinatown Wars możemy grać nie tylko samotnie, ale również z kolegą lub koleżanką, w sześciu interesujących trybach rozgrywki. Większość z nich koncentruje się na wzajemnej rywalizacji w różnych zadaniach, ale istnieje również jeden moduł, umożliwiający zabawę w kooperacji – użytkownicy muszą w nim bronić celów przed zniszczeniem. Choć misje multiplayer nie są specjalnie skomplikowane, z pewnością stanowią interesujący dodatek do bardzo rozbudowanej kampanii dla jednego gracza i warto spróbować w nich swoich sił. Szkoda jedynie, że dzieło firmy Rockstar Leeds pozwala bawić się dwóm osobom jednocześnie wyłącznie za pośrednictwem połączenia lokalnego. Co prawda Chinatown Wars wykorzystuje Internet, ale wyłącznie do publikowania statystyk w Rockstar Games Social Club oraz wymiany informacji pomiędzy użytkownikami konsol, dotyczących lokalizacji rozmaitych obiektów lub postaci.

Kwestie techniczne

Chinatown Wars ma do dyspozycji dwa ekrany konsoli Nintendo DS i oba wykorzystuje bardzo sprawnie. Podczas normalnej rozgrywki na górnym panelu wyświetlana jest właściwa akcja, natomiast na dolnym minimapa miasta oraz ikony, pozwalające w szybki sposób dostać się do najważniejszych opcji.

Ekran dotykowy konsoli służy też do rozgrywania minigier, których w produkcie firmy Rockstar Leedsjest bardzo wiele. Na proste, ale przyjemne wyzwania natykać będziemy się na każdym kroku, nawet przy tak błahej wydawałoby się czynności jak kradzież samochodów. W poprzednich grach z serii Grand Theft Auto wystarczyło podejść do zaparkowanego pojazdu, wcisnąć odpowiedni przycisk i poczekać, aż bohater grzecznie usiądzie za kółkiem. W Chinatown Wars rzadko zdarza się, żeby kluczyki czekały na złodzieja w środku, dlatego też do uruchomienia silnika niezbędne są inne narzędzia, np. śrubokręt. Czasem wystarczy wetknąć szpikulec w stacyjkę i pokręcić nim w lewo lub w prawo, innym znów razem należy najpierw dostać się do przewodów, a potem zetknąć je ze sobą i związać – wszystkie operacje przeprowadzamy oczywiście za pomocą dołączonego do konsoli rysika. Minigry pojawiają się w najmniej oczekiwanych momentach i są ciekawym urozmaiceniem zmagań, o czym wspominałem już kilka akapitów wcześniej, pisząc o różnych niespodziankach dostępnych w trakcie rozgrywania niektórych misji.

Za pomocą panelu dotykowego możemy też korzystać z broni miotanej. Siłę i kierunek rzutu granatem czy koktajlem Mołotowa ustala się palcem lub rysikiem, przesuwając go po dolnym ekranie w wybraną stronę. Rozwiązanie to nie jest jednak tak wygodne, jak mogłoby się początkowo wydawać, ponieważ konieczna jest duża precyzja, a o tę trudno w sytuacjach, gdy na ulicy trwa walka i jest naprawdę gorąco. W rezultacie podczas wymiany ognia z przeciwnikami lepiej korzystać ze zwykłych pukawek, niż bawić się kłopotliwe rzuty.

W koszach na śmieci można natknąć się na ukrytą broń.
Najpierw jednak trzeba pozbyć się worków.

Od strony wizualnej Chinatown Wars wygląda znakomicie. Akcję obserwujemy z lotu ptaka, do wyboru są dwa ustawienia kamery. Mimo że pod względem oprawy produkt nasuwa skojarzenia z pierwszą i drugą odsłoną cyklu Grand Theft Auto, graficznie prezentuje się ładniej od swoich słynnych poprzedników. Na ulicach miasta znajduje się pełno interaktywnych przedmiotów (kubły na śmieci, stojaki z gazetami, pudła, skrzynki pocztowe, latarnie, barierki itp.), a poruszające się po drogach samochody nie są płaskimi sprite’ami, lecz trójwymiarowymi modelami. Warto nadmienić, że autorzy zastosowali modny cel-shading, dzięki czemu obiekty wyglądają jak ręcznie narysowane. Efekt końcowy mógłby być jeszcze lepszy, gdyby konsola Nintendo DS miała większą moc obliczeniową. Momentami gra traci nieco na płynności i choć spadki klatek nie są zbyt duże, niektórych użytkowników zauważalne spowolnienia akcji mogą denerwować.

Ze względu na niewielką objętość, Chinatown Wars nie może pochwalić się tak bogatą oprawą dźwiękową jak gry z serii Grand Theft Auto na inne platformy sprzętowe. Co prawda w czasie jazdy samochodem można posłuchać kilku stacji radiowych, ale nie ma tu żadnych audycji i licencjonowanych piosenek. Dostępne utwory nie porwały mnie, ale też nie irytowały, dlatego nie mam do nich większych zastrzeżeń. Bardzo dobrze jest za to w kwestii efektów dźwiękowych. W grze użyto większości doskonale znanych sampli, które pamiętają jeszcze pierwszą odsłonę cyklu Grand Theft Auto, dlatego też po rozpoczęciu zmagań od razu czujemy się jak w domu.

Podsumowanie

Chinatown Wars to zaskakujący produkt. Od pierwszych chwil z tą grą trudno nie wyjść z podziwu dla jej autorów, że byli w stanie upchnąć w niej tyle interesujących rzeczy. Firma Rockstar Leeds po raz kolejny udowodniła, że handheldy nie są wcale gorsze od stacjonarnych konsol i również one mogą doczekać się produktu bardzo rozbudowanego, ustępującego innym grom z serii Grand Theft Auto wyłącznie pod względem oprawy audiowizualnej. Jeszcze kilka dni temu nie przypuszczałem, że w taki sposób zakończę ten tekst, ale muszę to napisać: Chinatown Wars jest bez dwóch zdań najlepszą grą, jaką dane było mi zobaczyć w tym roku i jest to z pewnością doskonała okazja do przemyślenia kwestii zakupu konsoli Nintendo DS, o ile do tej pory tego nie zrobiliście. Szczerze polecam ten produkt, naprawdę warto!

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUSY:

  • ogromne miasto;
  • swoboda działania;
  • masa ciekawych misji głównych i pobocznych;
  • dobrze zrealizowany handel narkotykami;
  • rozmaite i miejscami zaskakujące minigry;
  • miły dodatek w postaci trybu multiplayer;
  • świetny interfejs użytkownika;
  • bardzo ładna oprawa wizualna.

MINUSY:

  • bezużyteczna w walce broń miotana;
  • sporadyczne spowolnienia animacji.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Brucevsky Ekspert 13 października 2011

(PSP) Recenzja GTA: Chinatown Wars na PSP. Czy to najlepsza gra na handhelda?

8.5
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!