autor: Maciej Kurowiak
God of War - recenzja gry
Jeśli można do czegoś „God of War” porównać, to zapewne najbliżej mu do „Devil May Cry” i znanych z przygód Dantego rozmaitych kombinacji combo i rozwoju głównego bohatera. Rozmachem przypomina „The Return of the King”.
Recenzja powstała na bazie wersji PS2.
Mitologia grecka jawi się niewyczerpanym źródłem pokarmu dla popkultury – wchłaniającej, trawiącej i mielącej wszystko na postmodernistyczną papkę. Mamy już Herkulesa z niezapomnianym Kevinem Sorbo z gładko wygoloną klatką piersiową (ostatnio do Sorbo nawiązał też Brad Pitt w roli Achillesa w Troi) czy też księżniczkę Xenę, o innych, dużo bardziej interesujących atrybutach. Starożytni Grecy powracają do nas niczym bumerang w postaci rozmaitych hollywoodzkich impresji, które jedyne, co mają wspólnego z antykiem, to sandały na stopach głównych bohaterów. Podobnie rzecz ma się z grami, ale programiści poszli jeszcze dalej, dodając atrybut, który kalifornijscy decydenci pomijają lub stosują w raczej ograniczonym zakresie. Chodzi mianowicie o krew.
Krew to życie – powiedział kiedyś jej największy smakosz i zgodnie z tą zasadą jej widoku nie szczędzą nam autorzy God of War. W Bogu Wojny przelewamy krew nie byle jaką, bo boską, ale nie zaczynajmy od końca. Bohaterem najnowszej produkcji Sony jest Kratos, którego władcza, jak wskazuje jego imię, natura popchnęła w stronę wojennego rzemiosła. Dzięki znakomitym zdolnościom (o koneksjach nikt nie w grze nie wspomina) szybko awansował na generała armii Spartan, toczącej bitwy z rozmaitymi plemionami barbarzyńców. Kratos zyskał sławę bezwzględnego wodza, ale niestety, kto mieczem wojuje...
I to by było na tyle, gdyż historię głównego bohatera i jego przeszłość śledzimy i odkrywamy wraz z rozwojem wydarzeń. Nasz bohater zostaje wplątany w intrygę pomiędzy bogami Olimpu, z których każdy realizuje własne cele. Największym wrogiem Kratosa jest jednak jego patron, bóg wojny i zniszczenia – Ares. Kratos, obdarzony nadludzką mocą, czyniącą go niemal niezniszczalnym, poszukuje drogi, by dobrać się do Aresa. Do pomocy ma Atenę i innych bogów, a reszty dowiecie się z samej gry. Warto tylko nadmienić, że sama historia jest niezwykle interesująca i, przy całej swojej brutalności, poruszająca, a przy tym opowiedziana w wyjątkowo naturalistyczny sposób. Główny bohater w niczym nie przypomina ratujących świat lukrowanych i wydepilowanych gwiazdorów ze studia w Beverly Hills. Jest to typ z gruntu bezwzględny, kierujący się swoistym poczuciem sprawiedliwości i honoru. Kratos to władza, a władza nie zna litości. Liczy się tylko cel i by go osiągnąć z dziesiątek karków muszą posypać się głowy.
Jeśli można do czegoś God of War porównać, to zapewne najbliżej mu do Devil May Cry i znanych z przygód Dantego rozmaitych kombinacji combo i rozwoju głównego bohatera. Rozmachem przypomina The Return of the King – gdzie nacierających wrogów możemy liczyć w setkach. Gdzieś w tle da się też dostrzec platformowe inspiracje rodem z Prince of Persia: The Sands of Time. Trzeba jednak oddać, że ze świecą szukać gry, która tak zgrabnie, jak God of War łączyłaby uroczą siekaninę i uproszczone do granic elementy przygodowe.
Głównego bohatera obserwujemy z trzeciej osoby i choć kamerą nie możemy manewrować, to absolutnie nie wpływa to negatywnie na rozgrywkę. Przez większość czasu przyjdzie nam przedzierać się przez hordy wrogów, ale nie jest to zabijanie tak techniczne jak w Devil May Cry 3 czy Ninja Gaiden. Kratos nie biega po ścianach i nie robi salt w powietrzu. Wyniszczanie wrogów, choć zaprezentowane z dynamiką dorównującą wymienionym tytułom, jest bardziej metodyczne. Autorzy postawili raczej na ilość i zwykle na ekranie wprost roi się od atakujących potworów. Nasz bohater dysponuje cząstką boskiej mocy, którą obrazują odpowiednie wskaźniki. Oprócz czerwonego paska energii, mamy więc właśnie pasek mocy, którą Kratos może spożytkować do użycia któregoś z boskich atrybutów. Wraz z rozwojem akcji posiądzie piorun Zeusa, czy też wspomagające go w walce duchy Hadesu. Każda ze zdobytych umiejętności może być rozwijana przy pomocy czerwonej energii pozostawianej przez zabitych wrogów. Odpowiednia ilość zdobytej w ten sposób energii może być także spożytkowana na rozszerzenie możliwości podstawowej broni Kratosa – Ostrzy Chaosu i za każdy „kupiony” poziom otrzymujemy nowe kombinacje ciosów.
God of War nie tylko czerpie inspiracje z najlepszych gier w swoim gatunku, ale też dokłada do niego swoją cegiełkę. Każdego potwora, którego doprowadzimy na skraj wyczerpania, możemy dobić specjalnym ciosem. Weźmy jako przykład minotaura: gdy zadamy mu wystarczającą ilość ciosów, przewracamy go jednym przyciskiem. Perspektywa zmienia się, następuje zbliżenie, a Kratos siłuje się z bestią, by wbić jej sztylet w gardziel – gracz musi bardzo szybko naciskać przycisk, by ostrze dotarło do celu. W przypadku gorgony, dobicie polega na kręceniu analogową gałką w odpowiednim wskazanym kierunku. Trzeba to robić w odpowiednim tempie i kolejności, inaczej stwór zepchnie z siebie Kratosa i będzie kontynuował walkę. Podobnie jest z bossami, choć nie ma ich zbyt wielu, to walka z nimi jest niezwykle ekscytująca. Udana seria ciosów przenosi nas w mini-grę, w której musimy na przykład naciskać szybko przyciski w odpowiedniej kolejności. God of War w materii walki naprawdę trudno cokolwiek zarzucić. Przyczepić można się jedynie do może zbyt małego zróżnicowania wrogów – autorzy poszli tutaj troszkę na łatwiznę tworząc po prostu „dopakowane” wersje spotkanych wcześniej mitycznych stworów.
Śmierć, zabijanie i przemoc to temat przewodni tej gry. Autorzy z góry założyli, że jeśli tematem jest przemoc, to musi być ona widoczna na ekranie. Kratos absolutnie nie ma sobie równych wśród wrogów, depcząc wszelkie przejawy sprzeciwu – zabija nie tylko demony, ale też ludzi, którzy przypadkiem stają mu na drodze. Co ciekawe, mordowanie współplemieńców wcale nie jest w żaden sposób sankcjonowane. Wręcz przeciwnie, za każdego ubitego człowieka dostaniemy dodatkową energię. Z czasem poznamy mroczną tajemnicę szarego koloru skóry Kratosa oraz pochodzenia jego półboskiej siły. Niewiele jest gier akcji, które tak wielką uwagę przykładałyby do ewolucji charakteru głównego bohatera. Kratos, przy całym swoim sadyzmie i okrucieństwie, nie wzbudza w nas nienawiści, wręcz przeciwnie, jest w jakimś sensie postacią tragiczną i z czasem, gdy poznajemy całą historię, jego działania nabierają sensu. Nasz bohater stoczy bój o swoje człowieczeństwo, a wynik tej walki z całą pewnością zaskoczy wielu z Was. Co ciekawe, twórcy postanowili nie dzielić gry na poziomy – lokacje są ze sobą połączone, co sprawia, że podróż wydaje się być spójna i bardziej przejmująca. Czas ładowania jest ograniczony do minimum i praktycznie rzecz biorąc nie stanowi żadnego problemu.
Od strony wizualnej God of War należy do absolutnej czołówki wśród tytułów na PS2. Znajdziemy tutaj efekty graficzne, których ze świecą szukać u innych gier na platformie Sony oraz wprost fantastyczne wygładzenie konturów. Chodzą plotki, że na produkcję wydano 20 milionów dolarów. Ile w tym prawdy, nie wiadomo, ale pewne jest, że Bóg Wojny wymagał boskich środków, by móc się bosko zaprezentować. Gra nie jest piękna jedynie od strony technicznej, ale też powala wizją artystyczną. Mamy tutaj ogromne ilości pomieszczeń, które zwiedzamy tylko raz w ciągu całej gry. W niektórych lokacjach (szczególnie pod wodą) można wprost przysiąść z wrażenia. Trudno uwierzyć, że mając do dyspozycji stosunkowo wiekowy już sprzęt, utalentowani autorzy są w stanie wyczarować tak wspaniały, żywy świat.
Bossowie, choć niestety rzadcy, są opracowani z fantastyczną wprost precyzją – nie będzie ani trochę przesadą stwierdzenie, że dorównują swoim odpowiednikom z Ninja Gaiden. Szkoda, że takiej uwagi autorzy nie przyłożyli do szeregowych przeciwników – niewielka ilość poligonów sprawia, że niektórzy wyglądają z bliska ciut koślawo. Jest to jednak drobiazg, gdyż zwykle Kratos toczy walkę z kilkunastoma wrogami naraz, więc tego rodzaju drobny mankament nie odgrywa znaczącej roli. Nieważne, czy grywasz jeszcze na Xboxie, pececie, czy Gamecube’ie – God of War zaskoczy Cię rozmachem wizji i szaleństwem efektów graficznych, których po PS2 nigdy byś się nie spodziewał. Trzeba dodać, że nawet w najgorętszych miejscach Bóg Wojny nie dostaje czkawki i działa zupełnie płynnie. Oprócz znakomitej grafiki w czasie gry, mamy też perfekcyjnie opracowane przerywniki filmowe. Stworzone na najnowszej generacji sprzęcie, za grube pieniądze i przez prawdziwych magików, nie stanowią tylko dodatku do samej gry, ale są jakością samą w sobie. To trzeba po prostu zobaczyć.
Dźwięk jest dopracowany równie pieczołowicie jak grafika. Dialogi brzmią realistycznie i słychać, że aktorzy przyłożyli się do swoich ról. Jest to po prostu ten sam wysoki poziom, który reprezentują inne współczesne tytuły z najwyższej półki. Posiadaczy zestawów kina domowego ucieszy fakt, że God of War bez problemu wykorzystuje system Dolby Pro Logic II. Prawdziwą wisienką na deserze jest jednak ścieżka dźwiękowa. Stworzona z hollywoodzkim rozmachem, w iście hollywoodzkim stylu i z hollywoodzką jakością. Jeśli ktoś lubi pompatyczne orkiestrowe melodie, w dodatku okraszone chórami, to z całą pewnością będzie zachwycony.
Nic dodać, nic ująć. Znakomita siekanina, w której trzeba czasem ruszyć mózgownicą, a czasem przeskoczyć z półki na półkę. God of War wysuwa się zdecydowanie na pozycję lidera w tym gatunku i zapewne przez dłuższy czas tam pozostanie. Gra zrobiona z doskonałym wyczuciem, nigdy nie nuży, a co ważne, nie kończy się po jednym, słodkim wieczorze. Czas rozgrywki na standardowym poziomie trudności wynosi ok. 12-14 godzin. Jest to jeden z tego rodzaju tytułów, przy których gracz modli się, by to jeszcze nie był koniec. Krew i przemoc uzależnia, a jakże. W przypadku God of War jest jednak podana z niespotykaną gracją, a poza tym, kto powiedział, że gry są dla dzieci? Pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników gatunku.
Maciej „Shinobix” Kurowiak
PLUSY:
- niezwykle krwawa;
- niezwykle wciągająca;
- niezwykle opracowana technicznie.
MINUSY:
- bossów jest stanowczo za mało;
- szkoda, że kiedyś się kończy.