Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 11 listopada 2010, 10:13

God of War: Duch Sparty - recenzja gry

Wydawało się to niemożliwe, a jednak - nowy God of War kopie jeszcze mocniej od swojego poprzednika. Jedna z najlepszych gier, o ile nie najlepsza, jaka kiedykolwiek powstała z myślą o konsoli PSP.

Recenzja powstała na bazie wersji PSP.

Nie należę do osób lubiących przesadne okrucieństwo, bo nie sprawia mi satysfakcji oglądanie w grach scen, w których zabawa polega na masakrowaniu oponentów poprzez odcinanie im poszczególnych członków tudzież wbijanie ostrza w oko, po uprzednim naciągnięciu powieki w górę, coby lepiej weszło. Normalnie ignoruję więc produkty gloryfikujące bezsensowną przemoc, ale... no, właśnie... dla tego jednego tytułu zawsze robię wyjątek. Ilekroć sięgam po nowe przygody największego rzeźnika w historii elektronicznej rozrywki, chyba tylko dla ponurego żartu nazywanego Duchem Sparty, przestaję przejmować się brutalną jatką i hektolitrami krwi zalewającymi ekran – zaczyna liczyć się wyłącznie dobra zabawa! Bo nazwa God of War to dla mnie synonim prawdziwego slashera – świetnie zrealizowanego i najbardziej grywalnego symulatora mordu, jaki kiedykolwiek ujrzał światło dzienne.

Duch Sparty – piąta już odsłona niezwykle popularnego cyklu i zarazem druga, jaką stworzono z myślą o PSP – to produkt bliski ideału. Ludzie z Ready at Dawn najpierw wybadali teren skądinąd świetnym Chains of Olympus, a gdy krytycy i fani zgodnym chórem obwieścili, że pierwsza wizyta Kratosa na przenośnej konsoli firmy Sony zakończyła się powodzeniem, uderzyli trzy razy mocniej, nie pozostawiając złudzeń, kto nadal powinien zajmować się handheldowym bogiem wojny. W porównaniu z pierwowzorem Duch Sparty to produkt po prostu lepszy: dłuższy, efektowniejszy, sprytniej skonstruowany i pompujący adrenalinę do krwi w tempie niedostępnym dla konkurentów.

Uczta dla miłośników sieczki.

Fabuła nowej gry została umiejscowiona pomiędzy pierwszą a drugą odsłoną cyklu God of War, a więc już po tym, jak Kratos zajął miejsce Aresa na Olimpie. Wbrew radom Ateny, nowy bóg wojny postanawia udać się do chronionej przez Posejdona Atlantydy, by odnaleźć odpowiedzi na pytania związane z nieustannie dręczącymi go wizjami. Wizyta w legendarnym mieście owocuje spotkaniem z matką herosa, która zdradza mu bardzo ciekawe informacje na temat jego brata Deimosa. Okazuje się, że krewniak wciąż żyje, choć jego położenie trudno uznać za korzystne – aktualnie jest bowiem więziony w Królestwie Śmierci Thanatosa. Kratos natychmiast decyduje się wyruszyć mu na ratunek, a że nasz śmiałek nie zwykł się patyczkować, droga do celu naznaczona zostanie setkami ciał zamordowanych ze szczególnym okrucieństwem istot.

Historyjka na kolana nie powala, ale na szczęście nie ona jest tu najważniejsza. Jak Duch Sparty prezentuje się w praniu? Po prostu znakomicie! Twórcy zorientowali się najwyraźniej, że oprócz typowej dla serii God of War młócki przydałoby się grzetrochę urozmaicenia, dlatego rzadziej natrafiamy na sytuacje, w których zabawa ogranicza się wyłącznie do przemierzania kolejnych plansz i eksterminowania coraz większych i silniejszych grup przeciwników. Od tego typu starć nie dało się oczywiście uciec – w końcu nieustanna jatka to kwintesencja dobrego slashera – ale pomiędzy nimi znacznie częściej jest coś innego do roboty. A to Kratos musi przepłynąć fragment planszy pod wodą, a to trzeba przesunąć kamień, by nasz śmiałek mógł skoczyć wyżej, a to należy pędzić przed siebie na złamanie karku, bo spod nóg grunt znika w zastraszającym tempie, a to znów na drodze herosa pojawia się prosta łamigłówka, rozwiązanie której jest konieczne do utorowania sobie dalszej drogi. Częściej niż w Chains of Olympus dochodzi też do starć z bossami, wymagającymi obmyślenia planu na ich pokonanie i wcielenia go w życie. Z niektórymi takimi stworami, tak jak np. ze Scyllą na początku przygody, będziemy stawać twarzą w twarz wielokrotnie, zanim w końcu je ubijemy. Takie podejście sprawia, że w Duchu Sparty nie można w ogóle narzekać na nudę – cały czas dzieje się coś nowego i co najważniejsze – emocjonującego.

Swoje w grze robi też sam Kratos i jego morderczy arsenał, począwszy od znanych i lubianych Ostrzy Ateny, na potężnych artefaktach magicznych kończąc. Nowością w handheldowym odłamie serii jest pojawienie się przedmiotu o nazwie Zguba Tery, który pozwala podstawowej broni zadawać dodatkowe obrażenia od ognia. Płomienie pomagają naszemu śmiałkowi przebijać się przez tarcze i pancerze wrogów odporne na zwykłe ciosy, ale same zużywają energię (trzeci, oprócz zdrowia i many, pasek, który na dodatek można rozwijać zbierając rogi minotaura), regenerującą się po kilku sekundach. Umiejętne użycie ognia niejeden raz okazuje się kluczem do sukcesu i to nie tylko w walce ze stworami – niektóre bariery oraz inne obiekty poddają się woli Kratosa dopiero wtedy, gdy potraktujemy je tym antycznym dopalaczem.

Zguba Tery jest przyjemnym dodatkiem, choć nie pozbawionym pewnej uciążliwej wady. Ogień dostępny jest bowiem pod przyciskiem R, wykorzystywanym również do przewrotów. W ferworze walki często zdarza się, że zamiast efektownych kombosów wzmocnionych płomieniami (np. Cyklona Chaosu), Kratos uparcie wykonuje niepotrzebne w danym momencie uniki. Przyznam szczerze, że z tego powodu zakląłem nieraz soczyście pod adresem sterowania. Zdaję sobie sprawę, że PSP ma ograniczone możliwości jeśli chodzi o obłożenie dostępnych przycisków, ale można było pomyśleć nad innym rozwiązaniem.

Wrogowie reprezentowani są przez bogaty garnitur paskud, od małych pająków począwszy, na wspomnianych wcześniej wielkich bossach kończąc. Pojawiają się zarówno starzy dobrzy znajomi (cyklopy, gorgony czy minotaury), jak i zupełni nowi przeciwnicy – doświadczenia wyniesione z poprzednich odsłon cyklu z pewnością nie pójdą na marne. Tradycyjnie już niektóre monstra można wykończyć w wyjątkowo paskudny i brutalny sposób. Gdy nad głową męczonej zwykłymi ciosami bestii pojawi się odpowiedni symbol, Kratos rozpoczyna morderczą serię uderzeń, wymagającą wciskania pokazywanych na ekranie klawiszy. Większość tych scen jest tradycyjnie obrzydliwa, ale liczy się przecież efekt końcowy, czyli unieszkodliwienie oponentów.

Oprawa wizualna – palce lizać.

Od strony wizualnej Duch Sparty prezentuje się bajecznie. Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że autorzy wycisnęli z konsoli absolutnie wszystko co się da. Statyczne obrazki oglądane w sieci nie oddają stanu rzeczy – dopiero gdy ujrzymy grę w ruchu, na niewielkim ekranie PSP, docenimy pracę, jaką wykonało studio Ready at Dawn. Imponująco przedstawia się nie tylko animacja, ale również odwiedzane przez Kratosa lokacje. Twórcy zadbali o to, by było na czym zawiesić oko. Duża różnorodność terenów sprawia, że nie ma mowy o żadnej monotonii.

W parze ze świetną grafiką idzie oprawa dźwiękowa. Na uwagę zasługuje przede wszystkim fakt, że gra została w pełni zlokalizowana. Bogusław Linda, który po raz drugi wcielił się w Kratosa, brzmi nie tylko przekonująco, ale też oryginalnie, zwłaszcza, gdy porównamy jego wykonanie z pierwowzorem. Zwolennicy angielskiej wersji językowej nie powinni mieć jednak powodów do zmartwień. Ona również jest dostępna – wyboru dokonujemy w trakcie uruchamiania gry.

Pożegnanie serii God of War z dogorywającą powoli konsolą PSP wypadło bardzo okazale – śmiem twierdzić, że to najlepszy produkt, jaki ujrzał światło dzienne w pięcioletniej historii tego urządzenia. Swoją wielkość ludzie ze studia Ready at Dawn pokazali już przy okazji bardzo udanego Chains of Olympus, a teraz okazało się, że bez problemu mogą posunąć się jeszcze dalej. Duch Sparty nie tylko przewyższa swojego poprzednika pod każdym względem, ale również udowadnia, że nawet na handheldzie da się stworzyć slasher, który bez żadnych kompleksów może stanąć obok swoich starszych braci i mierzyć się z nimi jak równy z równym. Bez wątpienia jest to jedna z najlepszych produkcji tego roku w swojej kategorii. Gorąco polecam!

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUSY:

  1. slasher pełną gębą – kapitalne kombosy, multum przeciwników do ubicia, itd.
  2. nowe narzędzia zagłady i artefakty, miły dodatek w postaci Zguby Tery;
  3. bardziej urozmaicona od poprzednika, więcej rzeczy do roboty poza walką;
  4. świetnie zaprojektowane, różnorodne i zapadające w pamięć lokacje;
  5. oprawa audiowizualna – majstersztyk;
  6. polska wersja językowa.

MINUSY:

  1. niezbyt rajcująca fabuła;
  2. uciążliwe momentami sterowanie.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

hedasw Ekspert 7 stycznia 2011

(PSP) God of War: Duch Sparty to druga odsłona serii wydana w tym roku. Czy ta brutalna adaptacja mitologii nie powinna nieco wyhamować lub wprowadzić poważniejszych zmian?

7.5
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!