Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 maja 2009, 14:25

autor: Maciej Makuła

Fuel - recenzja gry

Wyścigi w olbrzymim, postapokaliptycznym świecie rodem z filmu Pojutrze – to nie mogło się nie udać. Na pewno nie mogło?

Recenzja powstała na bazie wersji PS3. Dotyczy również wersji X360

Techniki ograniczania obszaru działań gracza to rozległy, godzien osobnego artykułu, temat. Spotykaliśmy magiczne, niewidzialne ściany, czasami teren gry otaczany był górami nie do zdobycia lub okazywało się, że gracz ląduje na mniej lub bardziej rozległej wyspie. A to tylko pierwsze lepsze przykłady ograniczeń, które akurat przyszły mi na myśl. W przypadku Fuel pewnie też jakieś istnieją, ale – wyobraźcie sobie – nie miałem okazji się z nimi zetknąć.

Nie kryję, że przepis na Fuel od początku wydał mi się niezwykle intrygujący, kuszący i z miejsca uczynił zeń jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie gier. Otóż, zaczynamy od stworzenia olbrzymiego świata. Żeby było ciekawiej – niechaj będzie to ziemia przyszłości, nękana przez kataklizmy rodem z filmu Pojutrze (zatopione miasta, szalejące tornada, wichury, pożary etc.). To pozwoli bowiem na zachowanie pewnej spójności – będzie trochę pustawo, ale czegóż innego oczekiwać w końcu od postapokaliptycznego krajobrazu?

Fuel to historia dziewczynki i jej motocykla,przeniesionych przez tornado do krainy Oz.

A teraz gwóźdź programu – na takim tle tworzymy grę wyścigową, w której gracz, mogąc swobodnie ów świat przemierzać, ściga się z jemu podobnymi niedobitkami o resztki paliwa – najbardziej pożądanego surowca-waluty. Brzmi to jak marzenie wielu – przyjrzyjmy się więc, czy owo marzenie wyszło obronną ręką ze zderzenia z rzeczywistością.

Nowy, wspaniały świat

Miejsce akcji już przed premierą zdążyło urosnąć do miana czegoś wyjątkowego (patrz wpis do Księgi Rekordów Guinessa). Autorzy oddali do dyspozycji graczy 14400 kilometrów kwadratowych naprawdę zróżnicowanych krajobrazów. I jest to wreszcie świat bez uproszczeń – nie lunapark, w którym na małej przestrzeni mamy upchniętą gorącą pustynię, zaśnieżone góry, rzeczki, krzaczki i trzy skarłowaciałe miasta, między którymi można by spokojnie poruszać się pieszo, ale dla zachowania pozorów normalności – lata się samolotami. Nie, Fuel oferuje naprawdę realistycznie odwzorowane środowisko, w którym ze względu na skalę autorzy nie musieli uciekać się do żadnych sztuczek. Jest ono przy tym bardzo szczegółowe – co istotne, bo zawsze rodzi się obawa, że wszystko będzie, co prawda, rozległe, ale pustawe i grubo ciosane. Tymczasem twórcy zadbali, by pod tym względem Fuel nie odstawał od gier wyścigowych z terenem "mniejszego kalibru".

Niestety, gra w żaden sposób nie zachęca do angażowania się w eksplorację. Cały motyw swobodnego poruszania się po olbrzymim terytorium jest w zasadzie tylko dodatkiem do głównych trybów zabawy, którymi są wyścigi z serii Career oraz Challenge (ot, wyzwania). Można wprawdzie, wzorem Burnout Paradise, przemieszczać się między poszczególnymi imprezami własnoręcznie, niemniej zwyczajnie dużo prościej jest wybierać je z głównego menu – oszczędzamy wówczas czas. No i mamy pewność, że i tak niczego nie stracimy – postęp w grze wiąże się z postępem we wspomnianych trybach, a wałęsając się po mapie, możemy najwyżej podziwiać widoki i gdzieniegdzie znaleźć ukryte beczki z paliwem.

Ekonomia w czasach kryzysu

Cały motyw z walką o ostatnie krople paliwa jest tylko ładnie brzmiącym hasłem reklamowym. Gra osadzona w postapokaliptycznym świecie aż prosi się o rozbudowany wątek ekonomiczny – szczerze wierzyłem, że dostaniemy coś przynajmniej na poziomie Carmageddon (jeśli zapomnieć o jego krwistej stronie, był naprawdę świetną grą, osadzoną w podobnych realiach). Ot, proste ulepszenia pojazdów, podbijanie ich statystyk itd. Nadałoby to rozgrywce jakąś głębię.

Tymczasem tak naprawdę wątek ekonomiczny w Fuel nie istnieje. Zdobywane paliwo jest zasadniczo wskaźnikiem postępu w grze, a wydawać możemy je tylko na nowe pojazdy (bo bonusy pokroju nowych kurteczek i fryzur dla kierowcy dostajemy za darmo). Te nie podlegają absolutnie żadnym modyfikacjom – „jakiego mnie stworzyli, takiego mnie masz” – kupujemy je, by móc wziąć udział w danym wyścigu. A jeśli wspomnieć o różnych dziurach w logice (dostarczanie pojazdów helikopterami na miejsce akcji itd.) – obraz „okołowyścigowych” elementów okazuje się mizerny.

My tu się ścigamy, a gdzieś tam w oddalijakiś jaskiniowiec zaraz odkryje ogień.

Gra jest, ogólnie rzecz biorąc, kolejną ofiarą polityki „dla casuali”. Praktycznie więc wybieramy sobie pojazd (a spektrum jest całkiem spore: od motocykli po big-footy) i ścigamy się z innymi lub próbujemy sprostać różnym wyzwaniom. Wyścigi to, w założeniach, albo długie rajdy od jednego do następnego punktu kontrolnego, albo (dużo rzadziej) bardziej klasyczne pokonywanie kolejnych okrążeń. Wyzwania natomiast to pokonywanie danego odcinka w jak najlepszym czasie, gonienie wybranych pojazdów czy wyścigi z helikopterem – tyle. Całość atrakcji w grze. Niestety, o ile zubożenie tych elementów gry byłem jeszcze w stanie przeboleć, tak cięcia w departamencie samego ścigania mocno mnie ubodły.

Kataklizm na kołach

Ciężko mi wskazać jakikolwiek należycie działający element modelu jazdy. Męczył mnie nawet dobór możliwych widoków – autorzy udostępnili tylko trzy (dwa zza samochodu i jeden ze środka), przy czym żaden nie okazał się w pełni znośny (naturalnie kokpitów brak). W przypadku tych zewnętrznych samochód jest zbyt blisko i sporo sobą zasłania (do tego nawet napis „GO” na początku wyścigu blokuje widok w najbardziej kluczowym momencie – starcie), a wewnątrz kamera osadzona jest zbyt nisko (może komuś takie rozwiązanie odpowiada, niemniej ja wolę mieć zdecydowanie większy wybór). Prawdziwym skandalem jest brak lusterka i nawet jego substytutu – patrzenia do tyłu. W przypadku agresywnych wyścigów, gdzie spychanie się z trasy jest na porządku dziennym, jest to po prostu niedopuszczalne.

Model zniszczeń nie istnieje. W trakcie „ocierania się” zapełnia się malutki pasek, a gdy to w końcu nastąpi – dostajemy natychmiast nowy wóz. Sposób prowadzenia pojazdów to kolejne dziwactwo w stylu Race Driver GRID. Tam jednak dało się do niego przyzwyczaić, tutaj zaś po prostu drażni. Zasiadamy za sterami motocykli crossowych, z przyczepkami, quadów, buggy, SUV-ów, ciężarówek i zwykłych pojazdów drogowych – wszystkich w bardzo zgrabnym wizualnie, takim „madmaksowym”, ujęciu – tylko po to, by przekonać się, żaden typ nie prowadzi się tak, jak powinien. Brak im niestety charakteru i właściwie to sporo się między sobą nie różnią.

Do tego gra potwornie wolno się rozkręca i przez pierwszą połowę wyścigów jeździmy naprawdę wolnymi maszynami, próbując poznać trasę i przebrnąć przez nią naszym toczydłem w miarę idealnie, by uniknąć straty ciężko wywalczonej prędkości. Jednak nawet, gdy dotrwamy do bardziej zaawansowanej fazy, kiedy pojazdy osiągają już jako takie prędkości, a na trasach pojawiają się urozmaicające zabawę kataklizmy – zaczyna dawać o sobie znać kolejny bubel, czyli animacja. Gra na konsoli i tak chodzi z prędkością szczytową 30 klatek na sekundę, co drastycznie kaleczy dynamikę. To, co dzieje się w niektórych momentach, woła o pomstę do nieba. W najbardziej dramatycznych sytuacjach, gdy na ekranie szaleje np. tornado, musimy zmagać się nie tylko z kierownicą, ale również z partactwem twórców.

Przyszłość rysuje się w nieciekawych barwach

Fuel jest w moim prywatnym rankingu obecnie największym rozczarowaniem roku 2009. Grupa jego odbiorców to, moim zdaniem, tzw. gracze niedzielni, może dzieci, które cieszyć będzie sama możliwość obcowania z tak olbrzymim światem. Bo ten jest naprawdę rewelacyjny. Jednak osoba oczekująca się od gier wyzwań, wymagań i ciekawych mechanizmów rozgrywki, nie ma tu czego szukać.

Gra jest tak pusta, jak to wynika z powyższego tekstu – nie poruszyłem w nim jedynie tematu rozgrywki multiplayer, której ze względu na przedpremierowy czas mojego zapoznawania się z tytułem nie dane mi było sprawdzić (split-screena brak). Z nią też związany jest edytor tras, ale ten umożliwia jedynie rozstawienie punktów kontrolnych – co automatycznie wyklucza spotkanie podczas takiego rajdu jednej z katastroficznych atrakcji gry (te pojawiają się tylko w trakcie wybranych wyścigów).

Bardzo ważną rzeczą jest odpowiedni, aerodynamiczny,przy czym nadal chroniący przed urazami, strój.

Fuel nie jest grą tragiczną – z pewnością nadaje się na krótkie posiedzenia, raz na jakiś czas. Ot, np. by pokazać świat znajomym. Nie potrafi jednak wciągnąć, na dłuższą metę drażni i po okresie chwilowej euforii po prostu zawodzi. Cała nadzieja w tym, że ekipa deweloperska nie spocznie na laurach (w postaci nic nie znaczącego dla nas, graczy, wpisu do Księgi Rekordów Guinnessa) i może jeszcze kiedyś wykorzysta stworzony przez siebie świat (którego szkoda) w jakiejś bardziej zdatnej do grania produkcji.

Maciej „Von Zay” Makuła

PLUSY:

  • olbrzymi, rewelacyjny świat;
  • spory wybór różnych pojazdów;
  • duża ilość tras, wyścigów i wyzwań;
  • świetne efekty atmosferyczne;
  • wyścigi w trakcie trwania różnych kataklizmów.

MINUSY:

  • fatalne opcje wyboru widoku;
  • brak dynamiki;
  • katastrofalne spadki prędkości wyświetlanej animacji;
  • casualowa prostota rozgrywki;
  • dziwaczny model jazdy;
  • brak lusterka/patrzenia do tyłu.
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo

Recenzja gry

Wersja demo Test Drive Unlimited: Solar Crown gotowała nas na najgorsze. Z ulgą donoszę, że najgorsze nie nastąpiło. I choć TDU ma wielkie problemy, broni się na tyle, by rozpatrzeć go jako odświeżającą odskocznię od Forzy Horizon… za rok, może dwa.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.