autor: Bartłomiej Kossakowski
Forza Motorsport 2 - recenzja gry
Emocje, kurz, lakier i jaranie gumy. Najbardziej oczekiwana gra wyścigowa tego roku nadjechała.
Recenzja powstała na bazie wersji X360.
Forza Motorsport 2 to pozycja, która (według planu Microsoftu) ma pomóc w sprzedaniu kolejnych egzemplarzy Xboksa 360 i zarazem pierwsza gra dla tej konsoli, potrafiąca doprowadzić mnie do takiej furii, że trzymałem już ręce zaciśnięte na padzie i chciałem wyrwać obie gałki, a potem rzucić kontrolerem o ścianę. Albo w konsolę.
Nie umiem dokładnie określić, kiedy nadszedł moment, w którym przestało dochodzić do podobnych sytuacji. Kiedy nie wyszukiwałem już w najgłębszych zakamarkach pamięci dawno nie używanych przekleństw, by opisać mój stosunek do kierowców jadących obok samochodów, do twórców gry oraz do wszystkich mieszkańców wszechświata, którzy mogli mieć jakiś związek z tym, że po przejechaniu pięciu okrążeń, pod koniec ostatniego nie wszedłem w zakręt, tak jak trzeba, przez co dojechałem do mety jako drugi. Ale to się w końcu stało i ostatecznie uznałem, że jazda Porsche 911 to jedno z najbardziej relaksujących zajęć. Zdaje się, że ta chwila nadeszła jakoś niedługo po tym, jak odkryłem, do czego może się przydać stosowanie w układzie dolotowym filtrów powietrza o niższych oporach przepływu i trochę przed tym, jak zacząłem poważnie żałować, że gdy kumple w podstawówce interesowali się samochodami, to ja całymi dniami siedziałem przy tych durnych grach video.
Chodzi o forsę
Czym jest Forza Motorsport 2? Ktoś mógłby powiedzieć, że grą wyścigową. I pewnie miałby sporo racji. Ale jeśli ktoś inny stwierdzi, że managerem, erpegiem albo encyklopedią multimedialną, to ja nie będę się z nim kłócił. Tak naprawdę jednak w nowej Forzie chodzi o to, o co chodzi na ogół, gdy niby nie wiadomo, o co chodzi. O kredyty. Zrezygnowano z dolarów, euro czy yenów, a waluta, którą się posługujemy, oznaczona jest literkami KR. Kredytów potrzebujemy po to, żeby ulepszać nasze ulubione samochody w taki sposób, by wygrywać nimi wyścigi, dzięki czemu zarobimy kredyty niezbędne do kupienia nowych samochodów o określonych parametrach, pozwalających nam na wystartowanie w kolejnych zawodach, które zwyciężymy i... I tak w kółko. Zdobywamy zniżki u producentów, powiększamy kolekcję samochodów, kupujemy części, inwestujemy, oszczędzamy i powtarzamy wyścig szesnasty raz – nie dla złotej statuetki, ale po to, by dostać kilka tysięcy kredytów. Chyba nie muszę dodawać, co jest nagrodą za wygrane w rywalizacjach z innymi graczami przez Xbox Live.
Ano właśnie – bo obok samego jeżdżenia dostajemy całą tę nieco erpegową zabawę w karierę. Jest też tryb zręcznościowy, zresztą bardzo przydatny, bo pozwala w spokoju poznać trasy i zachowania poszczególnych samochodów, czy pościgać się z własnym duchem (czyli autem jadącym dokładnie tak samo, jak my podczas poprzedniego okrążenia – bywa to czasem bardziej motywujące do polepszania wyników niż pokonanie setki przeciwników), ale to nie przy nim spędzicie najwięcej czasu. Kolejne godziny będą Wam mijać przy zdobywaniu (niespodzianka) kredytów i (tym razem naprawdę) punktów doświadczenia. Zarówno kierowca, jak i konkretne wozy potrzebują ich, by awansować na kolejne poziomy. Uczestnictwo w dowolnych zawodach wymaga osiągnięcia konkretnego poziomu – te dla początkujących są dostępne od razu, ale puchar amatorów wymaga już trzeciego, klub producentów – piątego, zawody półzawodowców – siódmego i tak dalej.
Jeżdżenia w trybie kariery jest naprawdę bardzo dużo. Gdy już osiągnięcie odpowiedni poziom i odblokujecie sobie dostęp do wybranych zawodów, musicie spełnić inne wymagania – mieć auto z danego regionu, pochodzące od konkretnego producenta, wyposażone w odpowiedni napęd, czy posiadające określoną moc. Trzy wygrane z rzędu dają wam złoto – czyli kredyty i nagrody w postaci nowych samochodów. Na początku nie ma co wybrzydzać. Producenci nie podsyłają nam może najlepszych aut, ale nowe fury na pewno się przydadzą, bo zabawę zaczynamy z 11 tysiącami kredytów w kieszeni, a to starcza na jeden, niezbyt szybki samochód. Przypomnicie sobie sporo przekleństw, zanim będzie Was stać na te za 350 000 KR.
Wszystko zostało skonstruowane w taki sposób, że naprawdę gracz ma konkretną motywację, by jeździć dalej, polepszać wyniki, zarabiać kasę. A przede wszystkim – by nie zauważyć, że w grze jest dostępnych tak naprawdę tylko dwanaście torów, przedstawionych w przeróżnych konfiguracjach. I jak na erpega przystało, na początku wybieramy rasę (tzn. region, z którego pochodzi nasz kierowca – Europa, Azja lub USA). Nie ma to wpływu na dostępność torów, ale na ceny samochodów poszczególnych producentów i to, od kiedy są osiągalne konkretne furki, już tak.
Samochody, auta, fury, bryki i wozy
W Forza Motorsport 2 dostępnych jest nieco ponad 300 samochodów, czyli prawie setkę więcej niż w pierwszej części i ponad dwa razy mniej niż w Gran Turismo 4. Nie ma jednak powodów do narzekań, bo to i tak bardzo dużo. Znajdziemy tu auta wszystkich ważnych i mniej ważnych producentów, od azjatyckich (m.in. Honda, Mazda, Mitsubishi, Toyota, Nissan), przez amerykańskich (choćby Cadillac, Chevrolet, Ford), na europejskich kończąc (na przykład Audi, BMW, Mercedes, Porsche, Ferrari). Jeśli do tej pory kojarzyliście te nazwy, ewentualnie niektóre modele, ale nigdy nie mieliście okazji dowiedzieć się o nich czegoś więcej, to właśnie się ona pojawiła. W mini-encyklopedii znajdziecie informacje o każdym z producentów (również tych mniej znanych, nie wymienionych przed chwilą). Są napisane w prosty, przystępny i przede wszystkim ciekawy sposób (i po polsku). Wiedzieliście, że Ford produkował kiedyś rakiety kosmiczne, Honda zaczynała od motorowerów, Mitsubishi od statków, a Mazda od pojazdów trójkołowych? Z Fordem oczywiście żartowałem, ale reszty dowiedziałem się z Forza Motorsport 2.
Wszyscy wiemy jednak, że nie o czytanie tu chodzi. Czas na przejażdżkę. Auta wybieramy spośród dziesięciu klas, odpowiadających poziomowi osiągów fur. Samochody produkcyjne oznaczono literami alfabetu – od najwolniejszych (D – tutaj między innymi Volkswagen Beetle czy Honda Civic Type-R), po te z tzw. klasy bez limitów (U – choćby Chrysler ME Four-Twelve). Wyścigowe auta oznaczone są literką R i jedną z cyferek od 1 do 4 (kolejno: mocno zmodyfikowane produkcyjne, wyścigowe o zwiększonej mocy, wyścigowe o ekstremalnie zwiększonej mocy, prototypy). Co tu dużo mówić, furki wyglądają prześlicznie, choć widać, że niektóre modele przygotowano z większą dbałością o szczegóły niż inne. Jeśli odpowiednio pogrzebiemy w samochodzie i wymienimy części, może on awansować o klasę wyżej (w końcu to erpeg). Każdy samochód opisują statystyki, takie jak prędkość, przyspieszenie, sterowność, ale też na przykład unikatowość, za którą można dostać premię po wygranym wyścigu.
Jak się jeździ? Przede wszystkim, każdym samochodem trochę inaczej (podobnie jest z różnymi rodzajami podłoża, bo takie się zdarzają) Dla mnie model jazdy jest tak realistyczny, jak to możliwe. Podobno chodzą po tej planecie osoby, dla których Forza 2 to typowa zręcznościówka i nie powinno nazywać się jej symulacją. Ja tam nie wiem. To znaczy, jeśli ktoś lubi grać w takie tytuły, jak GTR, GT Legends, Grand Prix Legends, Live for Speed czy rFactor, a one symulują te zachowania samochodu, których Forzie się nie udaje, to ja takim maniakom gratuluję ciekawej pasji, zacięcia, wiedzy i przede wszystkim cierpliwości. Poważnie. Ale podejrzewam, że dla 95% graczy, wychowanych jednak na takich tytułach jak Need for Speed, Burnout czy nawet Project Gotham Racing, model jazdy w Forzie 2 nie tylko wymaga zachowania spokoju i pewnej nauki, ale też jest przyjemny i daje sporo satysfakcji z kolejnych sukcesów. Mniejsza więc z definicjami i tym, czy Forza Motorsport 2 jest symulatorem. Ważne, że jazda sprawia przyjemność.
Warto zacząć od krótkiego pogrzebania w ustawieniach pada, bo choć na najniższym poziomie trudności z włączonymi wszystkimi ułatwieniami będziemy używać tylko lewej gałki i triggerów odpowiedzialnych za przyspieszanie i hamowanie, potem nie jest już tak prosto. A warto powalczyć, bo wyłącznie linii pomocniczych czy automatycznej skrzyni biegów to nie tylko dodatkowa kasa w wygranych wyścigach, ale i wspomniana satysfakcja. Wracając do pada – zmienić można właściwie wszystko: od konfiguracji poszczególnych przycisków począwszy (nic nie stoi na przeszkodzie, żeby na krzyżaku ustawić sterowanie, a pod prawą gałką biegi), przez ustawienie poziomu mocy wibracji, na bardziej zaawansowanych opcjach kończąc (zewnętrzne i wewnętrzne martwe strefy osi sterowania, hamulca i gazu). Późniejsze ułatwienia (choćby ABS i TCS czy zużycie paliwa i opon) również ustawiamy sobie dokładnie tak, jak nam pasuje, jak lubimy i na ile czujemy się na siłach. Czasami odnosiłem wrażenie, że ta gra po prostu chce, żeby było nam dobrze.
Można też ustalić, jaki wpływ na osiągi samochodu mają wywierać uszkodzenia. Jeśli chcemy, by były jak w symulacji (premia za wygraną +10%), możemy popsuć absolutnie wszystko, ale nigdy nie zatrzemy silnika i nie skasujemy fury całkiem, jak to jest możliwe choćby w Colin McRae DIRT. Aha, radzę szybko zrezygnować z pojawiającej się linii pomocniczej, prezentującej m.in. punkty, na których dobrze przyhamować. Tak bardzo nie pomaga, a kredyty w kieszeni zawsze się przydadzą.
Zabawa w mechanika
Nie bez powodu mówi się o tej grze jako o „motoryzacyjnej wersji Pokemonów”. Poza zbieraniem kasy, kolekcjonujemy też kolejne samochody. A potem je modyfikujemy. Można nabyć zarówno części mające usprawnić działanie auta, jak i poprawiające jego wygląd. Wymiana spojlerów, progów czy felg na pewno spodoba się amatorom tuningu, ale zabawa zaczyna się, gdy zajrzymy do środka. Na dobrą sprawę, jeśli już poznacie działanie poszczególnych układów i dowiecie się, jak wymiana konkretnych części wpływa na jazdę, możecie stworzyć swój własny, wymarzony samochód, bazując wyłącznie na szkielecie jakiegoś producenta. Dzięki odpowiednim zabiegom da się zwiększać i zmniejszać wagę wozu, wpływ na jazdę ma nawet dobranie opon. Trzeba też pamiętać, żeby nie wrzucać bez zastanowienia wszystkich najdroższych części, ale robić to z rozwagą. Ulepszenia ładnie pogrupowano w kategorie (silnik i moc, układ jezdny i kierowniczy, opony i felgi, aerodynamika i karoseria). Nie wiesz, po co modyfikować wałki rozrządu albo instalować amortyzatory o niskim współczynniku tarcia? Spokojnie, Forza Motorsport 2 nie tylko Ci to wyjaśni, ale od razu pokaże też, jaki dokładnie będzie skutek zmian w działaniu samochodu (a potem, już podczas jazdy, na ekranie telemetrii sam sprawdzisz, czy faktycznie tak jest). Co ważne, wszystko opisano w języku polskim. Lokalizacja jest naprawdę dobra – nie zauważyłem większych błędów. Jest za to wpadka w instrukcji (drugie zdanie na stronie 20 – ktoś chyba zapomniał wyrzucić kawałek angielskiego tekstu).
Gdy już ustawicie ciśnienie w każdej z opon, wybierzecie rodzaj napędu, pobawicie się z zawieszeniem i hamulcami, przyjdzie moment na lakierowanie auta. Stworzony do tego celu edytor jest naprawdę fajny i daje mnóstwo możliwości oraz – podobnie jak cała gra – nagradza cierpliwych. Nie można zaimportować sobie gotowego obrazka z peceta, a jednak na Xbox Live jeździ już masa osób z samochodami ozdobionymi przepięknymi wizerunkami postaci z anime, filmów czy innych gier. Niektóre z nich to małe dzieła sztuki, a ich stworzenie wymagało wielu godzin pracy (poszukajcie na YouTube filmików prezentujących fanatyków podczas malowania). Oddzielnie lakierujemy każdą z części, nakładając na nie kolejne warstwy farby (zawierające jakieś oznaczenie lub ozdobę). Są też dostępne różne czcionki do napisów, symbole czy loga producentów. Zapisywanie projektów pozwala na przykład na dzielenie się nimi z przyjaciółmi i stworzenie wspólnego klanu, w którym każdy jeździ charakterystycznym wozem. Nieźle.
Jeśli bardziej interesuje Was, co dzieje się pod maską, Forza 2 zaskoczy Was ekranem telemetrii. Tutaj sprawdzamy liczbę obrotów na minutę, szczegóły związane z tarciem, zawieszeniem czy temperaturą wozu. To już opcje dla maniaków – tym bardziej że można obserwować nie tylko swoje parametry, ale też wszystkich rywali. A jeśli podczas wyścigu wolicie skupić się na trasie, można to obejrzeć także podczas powtórki i wtedy dokładnie sobie wszystko prześledzić i przeanalizować.
Co widać, co słychać
Wspominałem o małej liczbie tras. Na szczęście, mimo że jest ich tylko dwanaście, jeździmy w kilkudziesięciu konfiguracjach i w sumie jest dość różnorodnie – poza męczącym Test Track Infield, którego wystrzegajcie się w trybie kariery jak tylko możecie (na początku niestety nie da rady). Kolejne tory, zarówno te rzeczywiste (m.in. Laguna Seca, Nürburgring Nordschleife, Silverstone Circuit czy Tsukuba Circuit), jak i stworzone na potrzeby gry, prezentują się nieźle i wierzę ekipie z Turn 10 na słowo, że wyglądają dokładnie, tak jak w rzeczywistości. New York Circuit, jedyna trasa po mieście, budzi skojarzenia z tymi z Ridge Racer. Jako jedyny tor prezentuje też naprawdę bogate w detale otoczenie. Znaczy, że się da – liczę niebawem na paczuszkę z jakimiś nowymi, fajnymi torami do ściągnięcia z Xbox Live Marketplace.
No właśnie – poza wspomnianą przejażdżką po Nowym Jorku, otoczenie wygląda dużo biedniej niż choćby we wspomnianym już Colin McRae DIRT (podobnie jak menu, które w produkcie Codemasters po prostu mnie oczarowało!). Na trasie i przy niej jest pusto, a kibice nie wyglądają zbyt atrakcyjnie. Samochody czasami za bardzo świecą, pojawiają się też na nich niezbyt ładne ząbki (co jest podobno spowodowane odpowiedzialnymi za cieniowanie obiektów shaderami i niedługo zostanie naprawione aktualizacją; sam nie wiem, czy to dobrze czy źle, ale na pewno jest to zabawne, bo gra czasami lepiej prezentuje się na zwykłych TV niż panelach LCD). Jeśli ktoś chce, jest więc na co ponarzekać. Tak naprawdę jednak Forza 2 to piękna gra. Może nie ma rewolucji w oprawie wizualnej, jakiej niektórzy się spodziewali, ale na tle konkurencji nie ma się też na pewno czego wstydzić. Dostajemy płynną animację, podwójny antyaliasing, a modele samochodów, mimo opisanych wyżej problemów, są ładne i wyjątkowo szczegółowe (choć niektóre sprawiają wrażenie bardziej dopieszczonych niż reszta). Oczywiście, w zależności od uderzenia, niszczą się inne części, a jeśli np. odpadnie nam zderzak, zostanie na torze już do końca wyścigu.
Nie można narzekać na pracę kamery – wprawdzie nie dostaliśmy widoku FPP (są cztery inne, w tym taki z kamerą umieszczoną na masce), ale jest za to bonus w postaci możliwości rozdzielenia obrazu na trzy wyświetlacze (niestety, potrzeba do tego trzech konsol). W trybie foto mode z przyjemnością pobawicie się w fotografa. To kolejna czynność w tej grze wyścigowej, która daje mnóstwo frajdy, a ze ściganiem nie ma absolutnie nic wspólnego. Tym bardziej że gracze podłączeni do Xbox Live mogą przesłać gotową fotę i ściągnąć ją potem z oficjalnej strony internetowej Forzy 2.
Ścieżka dźwiękowa również nie zawodzi, mimo że osoba wybierająca kawałki próbowała raczej trafić w masowe gusta i znajdziemy tu utwory popularnych kapel (głównie grających muzykę elektroniczną, choć nie tylko). Jest Paul Oakenfold, N.E.R.D., LCD Soundsystem, Faithless, Apollo 440 i masa innych, na ogół znanych wykonawców. Co ważne, kawałki słyszymy jedynie podczas poruszania się po menu – w trakcie wyścigu są już tylko odgłosy wydawane przez auta i otoczenie. Może i nadaje to grze realizmu, ale po kilku godzinach wytrzymają chyba tylko najwięksi twardziele, więc warto puścić coś z twardego dysku X360 albo podłączonego odtwarzacza mp3. Wracając na chwilę do odgłosów: w menu można osobno ustawić poziom głośności dźwięków środowiska, opon, silnika, samochodów przeciwników i kolizji.
Wszyscy grają w Forzę
Forza Motorsport 2 posiada co prawda opcję gry dla dwóch osób na podzielonym na pół ekranie przy jednej konsoli, ale nie chce mi się wierzyć, że ktoś będzie wolał wybrać taki sposób spędzania wolnego czasu, a nie potyczki multiplayer online. Zaraz po premierze gry na serwerach był ogromny ruch – nie ma szans, żeby o jakiejś porze dnia i nocy nie znaleźć kogoś do wspólnej zabawy. Trochę martwi, że w wyścigu może wziąć udział tylko osiem osób (już zapowiedziano, że w Gran Turismo 5 będzie ich dwadzieścia). Poza ściganiem, można kupić (lub oczywiście sprzedać) na aukcji samochód, co jest bardzo fajne, ale niestety też wymaga konta Xbox Live w wersji Gold. Jest też Forza Motorsport TV, gdzie można pooglądać, jak ścigali się inni. Są często organizowane turnieje (w których może brać udział do 256 graczy – to dużo).
Omawiając kolejne elementy gry, starałem się unikać porównań z pierwszą częścią. Nie da się ukryć, że przez słabą popularność pierwszego Xboksa, nie dotarła ona do dużego grona odbiorców. Minęło kilka lat, 360-tka nieźle radzi sobie na rynku, o Forzie mówią wszyscy gracze i nie tylko, czytałem jej recenzję w tygodnikach społeczno-politycznych, a na polskiej premierze gry mogłem popatrzeć, jak Anna Mucha kompromituje się z padem w dłoni. Na tej samej imprezie prowadzący próbował wszystkim wmówić, że Forza Motorsport 2 to przełom, rewolucja i w ogóle nowa jakość. Ale tak nie jest. To naprawdę bardzo dobra gra, ale jest to w gruncie rzeczy mocno rozbudowana wersja pierwszej części – jeśli w nią nie graliście, to tylko możecie się cieszyć, bo odkrywanie wszystkiego dopiero przed Wami. Gdyby porównać ją do innych wyścigów, w pewnych aspektach może i niektóre mają nad nią przewagę, ale w klasyfikacji ogólnej wygrywa: nie znajdziecie w tej chwili tak rozbudowanej, solidnej i dobrze zrealizowanej gry z tego gatunku, która da Wam tyle radości. Nawet jeśli nie macie prawa jazdy.
Bartłomiej Kossakowski
PLUSY:
- doskonały, realistyczny model jazdy, nagradzający cierpliwych;
- duży wybór samochodów i możliwość ich modyfikacji;
- encyklopedia motoryzacji gratis;
- rozbudowany tryb kariery;
- świetny tryb multiplayer online i mnóstwo graczy na Xbox Live;
- polska wersja językowa.
MINUSY:
- brak spodziewanego przełomu w oprawie wizualnej;
- trochę za mało tras;
- w gruncie rzeczy to tylko rozbudowana wersja pierwszej części.