Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 lutego 2003, 11:21

autor: Krzysztof Mielnik

FIM Speedway Grand Prix - recenzja gry

FIM Speedway Grand Prix kolejna cześć serii symulatorów sportu żużlowego pochodzących z firmy Techland.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Speedway, speedway – wszędzie speedway! W odniesieniu do moich ostatnich doświadczeń z grami, określenie „Speedwaye chodzą po ludziach” wydaje się być bardzo adekwatne. Po zrecenzowaniu produkcji z tym magicznym słówkiem w tytule, której producentem był polski zespół Nawar, przyszedł czas na...

...kolejną grę traktującą o „czarnym sporcie”. Żeby było ciekawiej, i ją stworzyli nasi krajanie. „FIM Speedway Grand Prix” oparta jest o oficjalną licencję związku żużlowego, co pozwoliło autorom na zaimplementowanie w niej oryginalnych imion, nazwisk, nazw własnych oraz realnych stadionów. To pierwsza różnica pomiędzy obiema grami. Bynajmniej jednak nie ostatnia.

Ta ma to, a tamta tamto

Ano właśnie. Nie sposób opowiadać o dwóch tak specyficznych tytułach nie przyrównując ich do siebie na każdym kroku. Tylko tak bowiem będziemy w stanie w miarę obiektywnie osądzić, która z gier zasługuje na większe uznanie.

Nazwiska i nazwy to element, który uderza w oczy jako pierwszy. Jak miło zauważyć, że w przeciwieństwie do wspomnianego „Demonic Speedway” tutaj ujrzymy wreszcie takie gwiazdy światowego żużla, jak: Tony Rickardsson, Tomasz Gollob, Billy Hamill, Nicki Pedersen, czy Mark Loram. Każdy z zawodników ma własny roster z fotografią i wykazem największych sukcesów odniesionych w karierze. Licencja pozwoliła także na użycie oryginalnych nazw sponsorów – takie smaczki, jak wymieniana w poprzedniej recenzji „Ikaa”, czy „Caiso” tu już nas więc nie spotkają.

Słowem; 1-0 dla „FIM SGP”

Kiedy pisałem „demoniczną” recenzję, nie wiedziałem, że w me ręce trafi jeszcze jakaś gra tego typu. Wydawało mi się więc, że jej wykonanie graficzne będzie stanowiło punkt wyjściowy przez dłuższy okres czasu. Jak się okazało, ma krótkowzroczność została skarcona nader szybko – „FIM SGP” pod tym względem przebija rywala o klasę. Różnice w wykonaniu zarówno aren, motocykli, jak i samych torów rzucają się w oczy już na screenshotach. Co prawda pewne zastrzeżenia miałbym do widowni, która składa się z malutkich, niewyraźnych ludzików. Autorzy zamiast bawić się w modelowanie poszczególnych widzów posunęli się do zabiegu ze zrobieniem z nich jednej wielkiej masy. Na całe szczęście wykonanie tego udało się im na tyle, że widok widowni nie przyprawia o śmiech/ konwulsje/ pomstę do nieba (niepotrzebne skreślić). Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do pochwał; weźmy na tapetę pierwszego lepszego zawodnika: lśniący kask, w którym odbija się światło rzucane z wielkich jupiterów, nieco zabłocony kombinezon poobklejany reklamami sponsorów... wreszcie motor, dopracowany w najmniejszym szczególe. Gra oparta jest o engine „Chrome”, o wielkich możliwościach którego słychać ostatnio coraz częściej. I mogę potwierdzić z całą premedytacją, że - w istocie - w tej grze owe możliwości widać!

Nie pozostaje zrobić nic innego, niż tylko dopisać drugi punkt produkcji Techlandu.

Z poprzedniej gry pamiętamy bardzo sugestywną muzykę. Ciężkie brzmienia podnosiły napięcie, dodawały zawodom jeszcze większej dynamiki. Można powiedzieć, że udźwiękowienie „Demonic Speedway” dawało nam „adrenalinowego kopa”. W jej rywalce takiego właśnie podkładu brakuje. Owszem, mamy tu chóralne okrzyki widowni, mamy groźne brzmienie silników startujących motocykli, jednak podkład muzyczny występuje tu jedynie w menu, a jego motywacyjny wpływ, co wynika z powyższego, nie daje o sobie znać w ogóle. Produkt Techlandu ma za to coś innego.

Tym „czymś” jest komentarz Tomasza Lorka; uznanego fachowca w dziedzinie wyścigów motocyklowych – dziennikarza piszącego do „Tygodnika Żużlowego”, niegdyś komentującego wyczyny żużlowców dla Wizji Sport, czy Canal+. Komentator bardzo dobrze spisuje się szczegółowo charakteryzując każdy ze stadionów, na których danym jest nam się ścigać. (są to m.in. Hammar Olympic Hall w Norwegii, Millenium Stadium w Cardiff, Stadion Olimpijski w Sztokholmie, czy swojska arena Polonii w Bydgoszczy) Nieźle wypada też wprowadzenie do zawodów, gdy wymieniani są poszczególni zawodnicy. W tym momencie następuje jednak regres.

Komentarze, które słyszymy podczas samego wyścigu są schematyczne, sztampowe, nudne. Każde ze spostrzeżeń dotyczy jedynie tego, którą pozycję zajmuje dany zawodnik. Miałem okazję kilkukrotnie usłyszeć komentarz pana Lorka w telewizji i przyznam szczerze, że podczas nagrywania materiału do gry musiał on chyba być wyjątkowo zmęczony.

Mimo wszystko, rachunek plusów i minusów w tym temacie skłania mnie ku temu, aby przyznać „DS” jedynie pół punktu więcej, niż jej konkurentce. W pierwszej z gier nie usłyszymy wszak żadnego słowa komentarza.

Czy na sali padło pytanie o Opcje gry?

Zaczyna się standardowo – krótkie i powiedziawszy prawdę, dość słabej jakości intro wprowadza nas do menu. Utrzymany w ciemnej tonacji, całkiem estetyczny ekran wyborów prowadzi nas do Grand Prix, wyścigu „towarzyskiego”, albo na trening. Dwa ostatnie wybory, jak łatwo dojść do wniosku, przydają się głównie na początku zabawy. Warto jednak zaznaczyć, iż rozgrywając „jeden wyścig” możemy zaprosić do rozgrywki trzech innych graczy. Szkoda tylko, że gracze owi muszą przepychać się przed naszym komputerem. Niestety, opcja multiplayer po sieci, czy tym bardziej przez Internet nie występuje w grze wcale. Ojjj, krecha...

Główny tryb - Grand Prix - stawia przed nami możliwość uczestnictwa w najbardziej prestiżowych zawodach żużlowego światka. W ich skład wchodzi 10 imprez rozgrywanych na największych arenach Europy. Pojedyncze zawody rozgrywane są systemem "knock-out". Startuje w nich 24 zawodników w 25 biegach, z czego pierwsze dwanaście to biegi eliminacyjne. Zawodnicy w całym turnieju mogą przejechać od 2 do 8 biegów. By wygrać zawody, nie trzeba wygrywać każdego z nich, wystarczy zajmować miejsce w pierwszej dwójce, a następnie wygrać bieg finałowy – taka jest teoria. A jak to wygląda w praktyce? Zabawa jest miła i przyjemna, ale krótka. Prawdę mówiąc, jeszcze jakiś czas po zakończeniu Grand Prix błędnie krzątałem się po opcjach wszelakich w poszukiwaniu kolejnych wyzwań. Rzecz jasna, nie znalazłem ich. I znowu na arenę wkracza odwieczny (przyjmując, że początek wieków miał miejsce jakiś miesiąc temu) rywal. Faktem jest, że w „DS” prócz Grand Prix mieliśmy jeszcze do rozegrania zawody w lidze polskiej. Ba! Mogliśmy rozgrywać kilka mających na siebie bezpośredni wpływ sezonów pod rząd. Tu – bieda. Niestety, ale „FIM: SGP” pod tym niezmiernie ważnym względem zawodzi. Punkt dla „Nawara”

Wreszcie dochodzimy i do kwestii przyjemności z samej jazdy. W grze oddano nam trzy poziomy trudności. Rzecz w tym, że jazda nawet na łatwym wymaga dużej dawki cierpliwości. Kilka pierwszych wyścigów, w których wziąłem udział skończyło się albo wjechaniem na murawę (wykluczenie), albo wypadnięciem przez bandę. Motor jest nadsterowny, a po wykonaniu jakiegoś prostego manewru na prostej ciężko jest go przywrócić do optymalnej pozycji. Inaczej jest zaś z wchodzeniem w zakręty – maszyna zbyt późno „kładzie” się na torze; w efekcie jesteśmy zmuszeni do wykonywania manewru skrętu na długo, zanim nakazywałaby to logika. Co autorzy chcieli uzyskać, udziwniając jazdę w ten sposób, nie wiem. Wiem za to, że choć takiej jazdy idzie się wyuczyć i następnie skutecznie wprowadzać ją w życie, to jednak przyjemność z owej była większa w „Demonic Speedway” (co nie znaczy, że tam jeździło się idealnie) Punkt dla „DS”

I po walce!

Choć system przydzielania „punkcików” wymyśliłem na użytek tej recenzji przypadkowo, i choć je same przydzielałem raczej spontanicznie; bez wcześniejszej debaty z własnym sumieniem, czy dana nota jest akurat jedynie słuszną - to jednak wydaje mi się, iż wynik „Demonic Speedway”: 3,5 – FIM Speedway Grand Prix: 3,0 pkt. jest jak najbardziej sprawiedliwy.

Pierwsza z produkcji jest graficznie słabsza, sama jazda jest bardziej uproszczona, ale jednak bawi dłużej. Przede wszystkim zaś sprawia więcej frajdy statystycznemu graczowi! A o to moi drodzy chodzi przede wszystkim. Chyba, że jest się nałogowcem żużla – tyle, że ci z pewnością nie omieszkają zakupić obydwu pozycji, by o ich wartości osądzić osobiście.

Bakterria

Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo

Recenzja gry

Wersja demo Test Drive Unlimited: Solar Crown gotowała nas na najgorsze. Z ulgą donoszę, że najgorsze nie nastąpiło. I choć TDU ma wielkie problemy, broni się na tyle, by rozpatrzeć go jako odświeżającą odskocznię od Forzy Horizon… za rok, może dwa.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.