Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 lipca 2005, 13:39

autor: Jacek Hałas

ER: The Game - recenzja gry

Serialu „Ostry dyżur” nie trzeba nikomu przedstawiać. Jednak pomysł wyprodukowania gry bazującej na nim może wydać się nieco dziwnym. Tym bardziej, że podczas gdy serial skierowany jest raczej w stronę starszej widowni, gra zainteresuje głównie młodzież.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Serialu ER (w Polsce – Ostry dyżur) nie muszę chyba nikomu przypominać ani specjalnie przedstawiać. Dość powiedzieć, iż był on wielokrotnie nominowany do prestiżowej nagrody Emmy. Pomimo odejścia wielu słynnych postaci, w tym ubóstwianego przez płeć piękną George’a Clooney’a, udało mu się jakoś utrzymać na antenie. Oficjalna zapowiedź 12 sezonu daje do zrozumienia, iż na taki typ rozrywki jest jeszcze zapotrzebowanie. Muszę przyznać, iż pomysł wyprodukowania gry bazującej na tym serialu wydał mi się nieco dziwny. Końcowy produkt, który przyszło mi zrecenzować wiele jednak wyjaśnił. W sytuacji, gdy sam serial skierowany jest raczej w stronę starszej widowni, omawiana gra zainteresuje głównie młodzież. Nie wiem, czy było to dobre posunięcie, tym bardziej że zabawa dość szybko zaczyna nużyć.

Dość niecodzienne skutki przepracowania. ;-)

Na początek mała zagadka dla osób, które wcześniej nie interesowały się recenzowaną pozycją. Jakiego typu gry spodziewalibyście się po omawianym produkcie, mając na uwadze wizerunek serialu? Osobiście obstawiałem dwa warianty: strategię pokroju nieśmiertelnego Theme Hospital bądź też skomplikowaną przygodówkę z pewnymi elementami gry logicznej. Pomyliłem się. ER: The Game to hybryda wielu różnych gatunków, przy czym na pierwszy plan zdecydowanie wysunęły się elementy zaczerpnięte z kultowej serii... The Sims! Rozwiązanie dość szokujące, ale niestety prawdziwe.

Opisywany tytuł na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie produktu pozbawionego sensownego wątku fabularnego. Przed rozpoczęciem właściwej zabawy, podobnie jak w każdej typowej grze cRPG, musimy utworzyć własną postać. Z racji zaprezentowanej tematyki jest to oczywiście młody lekarz, a nie dzierżący w rękach kilkunastokilogramowy młot wojownik. ;-) W tym miejscu ujawniają się już początkowe uproszczenia gry. Okazuje się bowiem, iż więcej czasu spędzamy na doborze wyglądu lekarza a nie ustaleniu jego zdolności. Jedyne, co można zrobić, to wpłynąć na jego podstawowe współczynniki (inteligencja, wytrzymałość, spostrzegawczość oraz urok osobisty). Rozczarowani będą też zapewne Ci gracze, którzy liczyli na możliwość wcielenia się w jedną z postaci znanych ze wspomnianego we wstępie serialu. Takiej opcji niestety nie przewidziano. W ramach pocieszenia dodam, iż w trakcie właściwej zabawy będzie można wchodzić z nimi w różnorakie interakcje (o nich później). W grze spotkamy między innymi Johna Cartera (szef stażystów, w serialu gra go Noah Wyle) czy Susan Lewis (Sherry Stringfield).

Po utworzeniu postaci trafiamy do znanej wszystkim sympatykom serialu izby przyjęć Głównego Szpitala Hrabstwa Chicago. Dopiero w tym miejscu zaczyna się właściwa zabawa. Ano właśnie, zapewne zastanawiacie się, jak to wszystko wygląda. W mojej osobistej opinii niezbyt przekonywująco. Podstawowy problem ER polega na tym, iż większość czynności do znudzenia wykonujemy po kilkadziesiąt (jeśli nie kilkaset) razy. Przy kilku pierwszych podejściach takie rozwiązanie może jeszcze cieszyć, stosunkowo szybko zaczyna się jednak odczuwać pewne znużenie.

Cała zabawa opiera się naturalnie na leczeniu pacjentów, którzy zjawiają się we wspomnianej już wcześniej izbie przyjęć. Warto jednocześnie dodać, iż przez cały czas sterujemy wyłącznie swoją postacią, ER daleko jest więc do klasycznych strategii, w których dowodziliśmy grupami ludzi. Wróćmy jednak do właściwej rozgrywki. Pierwszy etap to wybór pacjenta, którego spróbujemy wyleczyć. Sprawa nie jest prosta, gdyż wszyscy zainteresowani zachowują się podobnie. Jedynym wyjątkiem są osoby przywożone na noszach. Są one zazwyczaj w ciężkim stanie. Wybranego przez siebie delikwenta trzeba na początek zdiagnozować. W zależności od aktualnych zdolności (o nich za kilka chwil) możemy od razu rozpoznać typ schorzenia bądź też nie dowiedzieć się na jego temat absolutnie niczego. W tym drugim przypadku mamy kilka rozwiązań: możemy taką osobę zignorować (prędzej czy później ktoś się nią zajmie), od razu przekazać innemu lekarzowi (do wyboru są jedynie „wolni” w danym momencie medycy) bądź też wysłać delikwenta na dodatkowe badania (trwa to od kilku do kilkunastu minut czasu rzeczywistego).

Ręce, które leczą.

Drugi etap zakłada wybór sali, w której dany pacjent będzie leczony. Łagodniejsze przypadki mogą trafiać niedaleko izby przyjęć. Rozwiązanie to ma pewne oczywiste zalety. Można wybierać pomiędzy większą liczbą łóżek (mniejsze ryzyko braku miejsca), skraca się również sam czas leczenia. No dobrze, a czym grozi pomyłka? Zazwyczaj utratą czasu. Ciężej ranni pacjenci powinni od razu trafiać na stół operacyjny, gdyż w przeciwnym przypadku pomagająca w leczeniu siostra będzie musiała co kilka chwil dostarczać medykamenty potrzebne do pełnego wyleczenia danego delikwenta. Może się również zdarzyć tak, iż sam pacjent nie doczeka pomocy i odejdzie do krainy wiecznych łowów. Nie ma się jednak czego obawiać, gra nie jest zbyt skomplikowana i do tego typu sytuacji dochodzi wyjątkowo rzadko (oczywiście jeśli zachowa się pewną dozę ostrożności).

Trzeci i ostatni etap to właściwe leczenie. Niestety, po raz kolejny mamy tu do czynienia z wyjątkowo irytującymi uproszczeniami. Nasza rola ogranicza się właściwie do kliknięcia na pacjencie i obserwacji ikonki symbolizującej jego stan zdrowia, który może się oczywiście polepszać lub pogarszać. W tym drugim przypadku możemy poprosić o pomoc innego lekarza (przekazać mu pacjenta) bądź też spróbować swych sił na sali operacyjnej. W dalszej części gry dochodzą nieliczne utrudnienia, na przykład w postaci wykrycia kolejnych schorzeń bądź też konieczności jednoczesnego wyleczenia kilku z nich. Generalnie wszystko się jednak sprowadza do podjęcia kilku prostych decyzji. Po takiej produkcji spodziewałem się czegoś więcej, choćby niezbyt skomplikowanych minigier, dzięki którym można byłoby w jakikolwiek sposób wpływać na właściwe leczenie.

ER zawiera pewne elementy RPG, które jednak nie zostały należycie rozwinięte. Sterowana przez nas postać może a nawet powinna rozwijać swoją wiedzę w sześciu różnych dziedzinach, między innymi pediatrii czy kardiologii. Rozwiązanie to ma oczywiście niebagatelne znaczenie podczas leczenia zjawiających się pacjentów. Schorzenie delikwenta powinno być na zbliżonym „poziomie” do aktualnych umiejętności lekarza, w przeciwnym przypadku istnieje bowiem większe ryzyko wystąpienia powikłań.

Za każdą poprawnie wykonaną czynność (także zdiagnozowanie danej osoby w izbie przyjęć) otrzymuje się punkty. Po uzbieraniu określonej ich ilości zdobywamy gwiazdkę, dzięki której można rozwinąć jedną ze wspomnianych wcześniej zdolności. Warto jednocześnie zaznaczyć, iż aby móc przeskoczyć na wyższy poziom, czynność tę należy wykonać kilkakrotnie. Istnieje również możliwość wpływania na wspomniane współczynniki w nieco inny sposób. Najczęstszy widok to tzw. strefy wpływów. Przebywanie w otoczeniu osoby pozytywnie nastawionej do naszego lekarza może je tymczasowo zwiększać. Mechanizm ten działa również w odwrotną stronę. Na pocieszenie dodam jednak, iż zazwyczaj nie ma się zbyt wielu wrogów. Kolejny element to dodatkowe skille, które się uaktywnia. W danym momencie można mieć maksymalnie trzy takie profity. Kolejne skille odblokowują się w miarę rozwijania swoich zdolności. Ostatni element to otrzymywane od niektórych pacjentów prezenty (a mówi się, że korupcja rozpowszechnia się tylko w naszym kraju ;-)). Obiekty te są niestety wyłącznie jednorazowego użytku.

Pacjent z żółtą obwódką proszony jest na stół operacyjny.

Wspomniane we wstępie skojarzenia z serią The Sims można zauważyć między innymi na przykładzie pasków symbolizujących aktualny stan kierowanego przez nas lekarza. Są to współczynniki higieny, zmęczenia oraz komfortu. Ich funkcji nie muszę chyba szerzej objaśniać. Warto tylko dodać, iż najczęściej musimy wybierać pomiędzy krótko a długotrwałymi próbami przywrócenia ich do odpowiedniego stanu. W przypadku higieny może to być konieczność wybrania pomiędzy zwykłym umyciem rąk a zajmującym o wiele więcej czasu prysznicem. Z pomocą mogą również przyjść wspomniane już wcześniej prezenty. Najmocniejsze przedmioty potrafią błyskawicznie przywracać wszystkie trzy współczynniki. Jak można się łatwo domyślić, zdobywa się je wyjątkowo rzadko (maksymalnie 1-2 razy na każdą zmianę). Kolejne podobieństwo do Simsów widać na przykładzie interakcji z innymi osobami. Rozmowy nie przebiegają w typowy dla przygodówek czy gier role-playing sposób. Nasza rola ogranicza się wyłącznie do wyboru tematów rozmów. Wszystko uzależnione jest od cech charakteru osoby, z którą zamierzamy wejść w ten rodzaj interakcji. Szkoda tylko, iż poszczególne przyjaźnie czy związki resetują się w momencie przejścia do kolejnego etapu. W rezultacie dochodzi więc do sytuacji, w których poza wymuszonymi przez grę spotkaniami element ten jest najzwyczajniej w świecie pomijany.

Przygotowana przez producentów kampania podzielona została na kilkanaście misji. Trzeba przyznać, iż jest to jeden z mocniejszych punktów opisywanego programu. Na samym początku recenzji powiedziałem, iż gra sprawia wrażenie pozbawionej fabuły. W miarę rozwoju zabawy zaczynają się jednak pojawiać coraz to ciekawsze wątki. Szkoda tylko, iż sytuacje te są w pełni wyreżyserowane. Co więcej, zawalenie danego zadania może zaowocować zakończeniem całego etapu.

Przygotowane przez producentów atrakcje można podzielić na kilka grup. Zdecydowanie najczęściej ma się do czynienia z ważnymi dla poszczególnych członków personelu pacjentami, którymi musimy się oczywiście zająć. Proces leczenia takich osobistości (mistrz sztuk walki, bokser, klaun itp.) jest zazwyczaj skomplikowany i wymaga wielokrotnego odsyłania ich na dodatkowe badania. O wiele ciekawsze są sytuacje, w których możemy się czemuś przyjrzeć bądź też wykonywać jakieś dodatkowe czynności. Może to być na przykład konieczność obsłużenia gromadzących się w izbie przyjęć pacjentów czy też odnalezienia ukrywających się na terenie szpitala niepożądanych osób. Każde z zadań obłożone jest wyraźnie zaznaczonym limitem czasowym. Tak jak już wspomniałem nieco wcześniej, zawalenie „questa” jest zazwyczaj równoznaczne z przegraniem aktualnego scenariusza.

Pierwsze zawody w myciu rąk na odległość. ;-)

Na zakończenie kilka słów o tych elementach, które zdecydowanie nie przypadły mi do gustu. Idiotycznie rozwiązano kwestię sterowania kamerą. Zamiast znanego z większości gier operowania kursorami czy przybliżania kursora myszy do brzegu ekranu musimy najeżdżać na charakterystyczne ikonki. Rozwiązanie to jest bardzo niewygodne, tym bardziej, że w wielu sytuacjach musimy ścigać się z czasem, tak aby zaliczyć wszystkie wyznaczone zadania. Oprawa wizualna ER zdecydowanie nie zachwyca. Modele postaci zostały wykonane dość dobrze, ale często zdarza im się przenikać przez inne obiekty, jak na przykład łóżko, na którym leży pacjent. Dość często miewałem również problemy z wydaniem sterowanej postaci odpowiedniego polecenia. Dopiero po kilkukrotnym kliknięciu w dane miejsce lekarz łaskawie przystępował do działania. Gra ma spore problemy z wydajnością. Dzieje się tak między innymi dzięki złemu wykorzystaniu dostępnych zasobów pamięci. Ten błąd (i wiele innych) załatany został już jednak w opublikowanym jakiś czas temu patchu.

ER zdecydowanie nie zachwyci sympatyków serialu, dla których omawiana gra okaże się zapewne zbyt prosta i stosunkowo „dziecinna”. Opisywana produkcja może natomiast przypaść do gustu miłośnikom serii The Sims, o ile nie będą przeszkadzały im liczne uproszczenia poszczególnych elementów rozgrywki. Podsumowując, przeciętny tytuł żerujący na popularności serialu.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • różnorodność zadań, do których należy przystępować;
  • oprawa dźwiękowa.

MINUSY:

  • liczne uproszczenia rozgrywki (głównie leczenia pacjentów);
  • grafika i związane z nią błędy;
  • idiotycznie rozwiązane sterowanie kamerą;
  • niski poziom trudności.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Farming Simulator 25 - Giants Software, nie można tak było od razu?
Recenzja gry Farming Simulator 25 - Giants Software, nie można tak było od razu?

Recenzja gry

Choć Farming Simulator 25 nie przynosi wszystkich zmian, o jakie prosili fani, to dzięki takim funkcjom jak deformacja terenu i GPS jawi się jako najlepsza dotychczas odsłona cyklu. Odsłona, która daje mnóstwo frajdy - a z modami będzie jeszcze lepiej!

Recenzja gry MechWarrior 5 Clans - dla fanów uniwersum BattleTech ta gra jest jak gwiazdka
Recenzja gry MechWarrior 5 Clans - dla fanów uniwersum BattleTech ta gra jest jak gwiazdka

Recenzja gry

MechWarrior 5: Clans zapowiadał powrót serii do motywów, które stanowiły o jej świetności w połowie lat 90. XX wieku. O grze było jednak dość cicho przed premierą, co wzbudzało moje obawy. Czy studio Piranha Games stworzyło w końcu tytuł godny przodków?

Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE
Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE

Recenzja gry

Expeditions: A MudRunner Game to powolna jazda w terenie dla cierpliwych kierowców. Świetną mechanikę jazdy ze SnowRunnera opakowano tu jednak w nudną otoczkę ekspedycji naukowych, które głównie irytują prymitywnymi minigrami.