Crysis 2 - recenzja gry
Drugi Crysis przynosi wiele nowości - fabułę luźno związaną z pierwowzorem, zmienioną filozofią rozgrywki, kompletnie inne środowisko. Czy zmiany te wyszły produktowi firmy Crytek na dobre?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Gdyby dwa miesiące temu ktoś powiedział mi, że będę zachwycać się drugą grą z serii Crysis, popukałbym się w czoło. Ukończenie „jedynki” zajęło mi ponad trzy lata – podchodziłem do tego tytułu wielokrotnie, ale zawsze dawałem sobie spokój po kilku godzinach zabawy. Owszem, podobała mi się ta spektakularna oprawa wizualna, która zdaniem niektórych do dziś nie ma sobie równych, doceniałem tę ogromną swobodę – znak firmowy wszystkich dotychczasowych gier niemieckiego studia – jednak wyspa Lingshan nie była w stanie oczarować mnie na tyle, żebym gościł na niej aż do ujrzenia napisów końcowych. Wstyd się przyznać, ale pierwszego Crysisa zaliczyłem dopiero w styczniu bieżącego roku i choć tym razem – o dziwo! – było to całkiem przyjemne doświadczenie, nie wierzyłem, że nadchodząca wielkimi krokami „dwójka” będzie w stanie mnie zauroczyć.
Jakże się myliłem! Dziś, kiedy mam już za sobą kontakt z drugim Crysisem, mogę powiedzieć szczerze: to jedna z najlepszych strzelanin, jakie miałem okazję testować w ostatnich latach. Już na początku zadaje potwornie mocny cios między oczy, a kiedy próbujesz się otrząsnąć, chwyta Cię za gardło i nie zwalnia uścisku aż do samego końca. Oszałamiająca jazda rollercoasterem, w którym wysiadły hamulce. Tym właśnie jest Crysis 2.
Produkt firmy Crytek ze swoimi poprzednikami powiązany jest bardzo luźno, co zapewne wymusiło pojawienie się gier na konsolach – „dwójka” praktycznie w żaden sposób nie odwołuje się do wydarzeń, które miały miejsce na wyspie Lingshan, nie wiadomo więc, co stało się z Nomadem i Psycholem po opuszczeniu pokładu tonącego lotniskowca. Fanom pierwowzoru musi wystarczyć informacja, że od tamtych pamiętnych wydarzeń minęły trzy długie lata, a w tym czasie obca zaraza zdążyła rozprzestrzenić się niemal na wszystkie zakątki globu.
Głównym bohaterem nowej gry jest żołnierz piechoty morskiej o pseudonimie Alcatraz, który wraz z kolegami z oddziału przypływa do Nowego Jorku łodzią podwodną. Słynna na cały świat metropolia przeżywa ciężkie chwile. Po ataku obcego wirusa wszyscy mieszkańcy Wielkiego Jabłka zostali przymusowo ewakuowani, a opustoszałe ulice Manhattanu opanowała paramilitarna organizacja C.E.L.L., utrzymywana przez firmę Crynet. Gdzieś w zrujnowanym mieście ukrywa się Nathan Gould i to właśnie jego zamierza odnaleźć zgromadzona w okręcie drużyna marines. Amerykańska armia podejrzewa, że ów mężczyzna jest w posiadaniu informacji, które mogłyby pomóc pokonać Cepidów – obcą cywilizację znaną z pierwszej odsłony cyklu. Jak to jednak w życiu bywa, misja szybko się komplikuje. Kosmici zatapiają łódź, a następnie likwidują prawie wszystkich żołnierzy, którym udało się wypłynąć na powierzchnię. Prawie, bo Alcatraz jakimś cudem unika śmierci. Po ataku ledwie dycha, ale o dziwo, żyje.
Wyczerpanego żołnierza odnajduje Prorok – znany z pierwowzoru dowódca grupy Raptor, który w bliżej nieokreślony na początku sposób przetransportował się z tropików do Nowego Jorku. Komandos ofiarowuje rannemu swój egzoszkielet i prosi o kontynuowanie misji. Nie mając nic lepszego do roboty, Alcatraz wyrusza na poszukiwania Nathana Goulda i tak rozpoczyna się jego wielka przygoda. W trakcie niej staje do walki nie tylko z atakującymi metropolię kosmitami, ale również z jednostką C.E.L.L. Firma Crynet czyni bowiem usilne starania, by dopaść Proroka, a biegający po mieście nowy właściciel nanoskafandra do złudzenia go przecież przypomina.
Twórcy drugiego Crysisa położyli znacznie większy nacisk na fabułę i trzeba uczciwie przyznać, że wyszło to grze na zdrowie, bo choć sama historyjka do wybitnych nie należy, to jednak mocniej wiąże się z właściwą rozgrywką, znacznie ją uatrakcyjniając. Widać tu wyraźny zwrot w stronę serii Call of Duty, bowiem nowa gra zbudowana jest z ciągu prostszych, mniej skomplikowanych, ale za to bardzo różnorodnych zadań. Niech za przykład posłuży jedna z początkowych misji, w której musimy zbadać rozbity statek kosmiczny. Najpierw sprawdzamy rozrzucone w okolicy kapsuły, potem szukamy sposobu, by dostać się do wraku, następnie pobieramy wymagane próbki i w końcu wychodzimy na zewnątrz. A wszystko to trwa raptem kilka minut.
Zmiana stylu prowadzenia rozgrywki miała oczywiście sprawić, że użytkownik nie odczuje znużenia podczas pokonywania kolejnych poziomów, a to właśnie zdaniem wielu było jedną z największych wad pierwowzoru. Zabieg się ewidentnie udał, bo „dwójka” nie sprawia wrażenia gry monotonnej, wręcz przeciwnie – cały czas coś się tu dzieje. Autorzy nie tylko wypełnili swoje dzieło wartką akcją, ale naszpikowali je również sporą ilością skryptów, dzięki którym jesteśmy świadkami zaprogramowanych, ale za to niezwykle efektownych zdarzeń. Śmigłowce i statki kosmiczne przelatujące nisko nad głową, nierówne starcia Cepidów z żołnierzami C.E.L.L., wreszcie masa atrakcji związanych z eksplorowanym otoczeniem, jak trzęsienie ziemi czy walące się na naszych oczach drapacze chmur – widowiskowości tej grze odmówić nie sposób.
Co ciekawe, znaczne zmniejszenie obszaru działania i wprowadzenie oskryptowanych wydarzeń nie uczyniły z nowego dzieła studia Crytek typowego klona Call of Duty. Co prawda w „dwójce” gracz ma zdecydowanie mniej swobody niż w znacznie bardziej otwartych poprzedniczkach, ale wciąż stanowi ona mocny punkt programu. Już sama możliwość pokonywania kolejnych etapów na różne sposoby jest dużym ukłonem w stronę fanów gatunku, zasypywanych w ostatnich czasach przez tzw. „corridor shootery”. W Crysisie 2 to my decydujemy, w jaki sposób rozwiążemy dany problem – wchodząc na teren zajęty przez wroga, możemy np. wdać się z nim w otwartą walkę, zlikwidować niektórych rywali po cichu bądź kompletnie zignorować wszystkich przeciwników, przechodząc z włączonym kamuflażem spory fragment mapy i nie oddając przy tym ani jednego strzału. Nawet w przypadku samej walki swoboda jest spora, bo otaczający nas świat i niesamowite umiejętności wyposażonego w nankombinezon komandosa pozwalają stosować przeróżne taktyki w zależności od sytuacji.
Egzoszkielet przeszedł w Crysisie 2 drobne zmiany. Przede wszystkim skafander nie pozwala już włączyć za pomocą panelu dwóch dostępnych poprzednio mocy: superszybkości oraz superskoku. Obie te umiejętności są teraz pasywne, co oznacza, że uruchamiają się automatycznie, gdy Alcatraz zaczyna biec bądź oddaje skok. W przypadku superzbroi i kamuflażu wszystko zostało po staremu – to my decydujemy o tym, kiedy należy je uruchomić. Zmiany nie objęły również modyfikacji broni, komandos może w dowolnym momencie zmieniać celowniki, a także dodawać do pukawek użyteczne gadżety. Nowością jest natomiast możliwość usprawniania kombinezonu. Alcatraz wykupuje rozmaite bonusy za pomocą tzw. nanokatalizatorów, które zabiera trupom obcych. Dostępnych jest kilkanaście dodatków, ale jednocześnie można używać tylko czterech.
Wymiana ognia w nowym Crysisie to czysta poezja – arsenał jest na tyle różnorodny, że z każdej pukawki strzela się zupełnie inaczej, na dodatek można je usprawniać, co również przekłada się na wrażenia płynące z walki. Twórcy włożyli sporo wysiłku, by prowadzenie ognia było płynne i soczyste – w porównaniu z wydanym tydzień temu plastikowym Homefrontem zmiana na plus jest kolosalna. Gra oferuje kilkanaście rodzajów środków zagłady, od pistoletów począwszy, poprzez strzelby i karabiny maszynowe, na wyrzutniach rakiet i działach energetycznych skończywszy. Do tego dochodzą granaty i materiały wybuchowe C4, które możemy umieszczać w dowolnym miejscu, np. pod wrogim pojazdem, i detonować je zdalnie. Żeby uatrakcyjnić walkę, Niemcy pokusili się również o prosty system osłon, który działa na podobnej zasadzie jak ten zastosowany w Call of Juarez: Więzy krwi. Po dotarciu do przeszkody Alcatraz wychyla broń zza wszystkich krawędzi zasłony i swobodnie prowadzi ogień, unikając przy tym wrogich pocisków. Autorzy zaimplementowali tu jednak pewne ograniczenia. Nie każdy obiekt program uznaje za osłonę, na dodatek, żeby bohater mógł się wychylać, trzeba wcisnąć dodatkowy przycisk. W ostatecznym rozrachunku rozwiązanie Polaków podobało mi się bardziej, ale i to jest niczego sobie.
Przeciwnicy nie grzeszą, niestety, inteligencją, choć niekiedy potrafią zaskoczyć i wykonać jakąś niestandardową akcję (podobało mi się np. że wrogowie rzucają w kierunku bohatera granat, czekają cierpliwie za osłoną na wybuch i zaczynają ostrzeliwać pozycję gracza, dopiero gdy dochodzi do detonacji). Żołnierze C.E.L.L. to niestety typowi chłopcy do bicia, którzy nie stanowią wielkiego zagrożenia nawet w grupie – Alcatraz ma nad nimi po prostu zbyt dużą przewagę. Jakby tego było mało, często się gubią i nie potrafią odpowiednio zareagować, nawet wtedy, gdy bohater stoi kilka metrów przed nimi. Coś tu ewidentnie nie gra i Crytek będzie musiał mocno popracować nad zachowaniem przeciwników w kolejnych łatach.
Kosmici tradycyjnie stanowią w Crysisie większe wyzwanie – przede wszystkim dlatego, że są znacznie bardziej od ludzi wytrzymali. Autorzy gruntownie przebudowali armię Cepidów i w miejsce znanych z pierwowzoru mackowatych maszyn wstawili w jej szeregi humanoidalne stwory. Wyszło to grze zdecydowanie na plus, zwłaszcza że poszczególni obcy znacznie różnią się między sobą zarówno umiejętnościami, jak i arsenałem. Podstawową jednostką są teraz szybcy i zwinni szturmowcy, ale nie brakuje również większych i bardziej niebezpiecznych monstrów, np. wyposażonych w wyrzutnie rakiet Dewastatorów.
Kampania dla jednego gracza oferuje około ośmiu godzin zabawy, choć trudno tak naprawdę wskazać konkretną wartość – wszystko zależy przecież od tego, jaki styl rozgrywki obierzemy. Crysis 2 jest w tej kwestii niezwykle elastyczny, dlatego te same fragmenty można pokonać w kilka (unikając kontaktu z przeciwnikami) bądź w kilkanaście (wdając się w walkę) minut. Od razu zalecam wskoczenie na wyższy niż standardowy poziom trudności. Zabawa jest znacznie ciekawsza, kiedy przewaga Alcatraza nad przeciwnikami zostaje odrobinę zniwelowana.
Graficznie nowy Crysis miażdży. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami produkt firmy Crytek pracuje tylko w DirectX 9 (obsługa „jedenastki” ma ponoć zostać udostępniona za pośrednictwem łaty), ale i tak trudno znaleźć powód do narzekań. Fantastyczna ciepła kolorystyka w połączeniu ze świetnie zaprojektowanymi i zapadającymi w pamięć lokacjami, ładnymi modelami postaci, okraszona na dodatek mnóstwem fajerwerków daje fenomenalny efekt końcowy – wiele gier chciałoby wyglądać tak dobrze w „dziewiątce” jak dzieło naszych sąsiadów zza zachodniej granicy. Brawa należą się Niemcom również za stworzenie najładniejszego wirtualnego Nowego Jorku w historii – może nie tak wiernie oddanego jak choćby w Grand Theft Auto IV, ale za to pięknie się prezentującego. Oczywiście twórcy wcisnęli do mapek wiele charakterystycznych budowli występujących w tej metropolii, więc jest na czym zawiesić oko.
Muzyka? Palce lizać. Borislav Slavov i Tillman Sillescu odwalili kawał dobrej roboty, dawno już nie słyszałem tak wyśmienitego soundtracku. Utwór Hansa Zimmera, który przewija się przez grę aż w trzech różnych wersjach również zasługuje na uwagę, ale nie da się ukryć, że to dwóm wymienionym wyżej panom należą się największe oklaski. Ścieżka dźwiękowa jest po prostu cudowna. Natomiast polska wersja niespecjalnie przypadła mi do gustu. Denerwował mnie zwłaszcza kombinezon – słuchając po raz pięćdziesiąty tego samego komunikatu o włączeniu kamuflażu, miałem ochotę przeinstalować produkt. Reszta głosów prezentuje bardzo różny poziom, o dziwo, spodobały mi się przekleństwa, które w drugim Crysisie brzmią naturalnie i przekonująco.
Jak już wspomniałem, Crysis 2 bardzo mile mnie zaskoczył. Podejrzewałem, że umiejscowienie akcji w Nowym Jorku odbije się negatywnie na rozgrywce, a tu proszę, jest dokładnie odwrotnie. Fakt, swoboda znana z poprzednich gier Cryteka odeszła w zapomnienie, ale i tak nie ma w tym względzie tragedii – nadal mamy jakiś wybór i nie jesteśmy zmuszani do beznamiętnego parcia naprzód z palcem na spuście. Przyjemna i bardzo efektowna kampania, nabierająca rumieńców z każdą kolejną misją, przyzwoity multiplayer, który fanom nastawionych na szybką akcję strzelanek zapewni wiele godzin doskonałej zabawy, o ile Crytek poprawi podstawowe błędy (śmiechu warte, ale gra nie potrafi nawet zapamiętać klucza seryjnego przypisanego do konta) wreszcie kapitalna oprawa audiowizualna – ta gra ma absolutnie wszystko, co definiuje prawdziwy hit.
Oczywiście Crysis 2 ideałem nie jest, choć szczerze mówiąc – niewiele mu brakuje. Gdyby autorzy popracowali nad sztuczną inteligencją przeciwników i wyeliminowali pojawiające się od czasu do czasu techniczne babole (naprawdę aż przykro patrzeć, jak w tak pięknym pod względem wizualnym tytule ciało zabitego przeciwnika i jego broń unoszą się kilkanaście centymetrów nad ziemią), mielibyśmy do czynienia z prawdziwą perełką. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy podzieli moje zdanie, ale zwrot w kierunku oskryptowanych strzelanek i zmiana filozofii rozgrywki okazał się w tym przypadku strzałem w dziesiątkę. Nie „ukonsolowienie”, jak twierdzi wielu, ale „naturalny progres”. Pierwszy Crysis miał ogromny potencjał, który nie został moim zdaniem w pełni wykorzystany. Drugi Crysis udowodnił, że Niemcy wreszcie nauczyli się robić produkty nie tylko ładne, ale też piekielnie wciągające. Nigdy nie przypuszczałem, że takie zdanie wypowiem o tej akurat serii, ale z niecierpliwością oczekuję planowanej już „trójki”. Wiem, że warto.
Krystian „U.V. Impaler” Smoszna
PLUSY:
- choć nie wybitna, to jednak całkiem zgrabnie opowiedziana fabuła;
- mocno urozmaicona rozgrywka (skrypty, zadania), nie nudzi na dłuższą metę;
- świetnie zrealizowana mechanika walki, różnorodne i ciekawe narzędzia zagłady;
- duża swoboda w pokonywaniu plansz, możliwość przyjęcia różnej taktyki;
- kapitalna grafika;
- fenomenalna muzyka;
- multiplayer z dużym potencjałem.
MINUSY:
- błędy techniczne związane z kolizją obiektów;
- niedopracowana sztuczna inteligencja przeciwników;
- niedoróbki w trybie multiplayer.