Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 16 marca 2007, 14:02

autor: Michał Basta

Code of Honor: Francuska Legia Cudzoziemska - recenzja gry

Gra pochodząca ze stajni City Interactive jest chyba pierwszą pozycją (przynajmniej ja innej nie kojarzę), traktującą o Legii Cudzoziemskiej. Szkoda tylko, że potencjał, jaki oferowało wybrane przez twórców zagadnienie, nie zostało w pełni wykorzystane.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Graczu, czy myślałeś kiedyś o prawdziwej wojennej przygodzie? Nie, nie chodzi mi o odbycie służby w podrzędnym polskim garnizonie, ale o zasileniu szeregów jednej z najbardziej elitarnych jednostek wojskowych na świecie. Jeśli masz ochotę przekonać się o tym, jak wygląda służba w Legii Cudzoziemskiej, to zainteresuj się rodzimą produkcją pt. Code of Honor.

Gra pochodząca ze stajni City Interactive jest chyba pierwszą pozycją (przynajmniej ja innej nie kojarzę), traktującą o Legii Cudzoziemskiej. Szkoda tylko, że potencjał, jaki oferowało wybrane przez twórców zagadnienie, nie zostało w pełni wykorzystane. Prawdę mówiąc to całość wygląda bardziej na chwyt marketingowy mający przyciągnąć jak największe rzesze odbiorców, aniżeli rzeczywistą chęć ukazania tej elitarnej jednostki od kuchni. Przejdźmy jednak do konkretów.

Na wirtualnego bohatera został tym razem wyznaczony Francuz Claude Boulet, który postanowił zasilić szeregi Legii Cudzoziemskiej. Traf chciał, że od razu znalazł się w samym środku wojennej zawieruchy ogarniającej coraz więcej terenów na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Jako postać nietuzinkowa (w końcu jest prowadzona przez gracza) Claude musi rozprawić się z rebeliantami i ochronić świat przed atomową zagładą. Jednym słowem: standard.

Europejskie pojazdy nie sprawdzają się w pustynnym klimacie.

Code of Honor nie odbiega zbytnio od schematu tanich strzelanin, którymi już wielokrotnie raczyło nas City Interactive. Krótko mówiąc jeden bohater i kilka kompanii wrogów do wycięcia. Niestety nie do końca tak wyobrażałem sobie przygodę w Legii Cudzoziemskiej. Kupując tę pozycję myślałem, iż otrzymam chociaż namiastkę wrażeń wynikających ze służby w tej elitarnej formacji. Chodzi mi tutaj przede wszystkim o współdziałanie z innymi żołnierzami, na które wskazywały odprawy przed misjami. No bo jak inaczej zinterpretować wiadomość, że wraz z oddziałem mamy przeprowadzić szturm na bazę wroga? Niestety po dotarciu na pole bitwy okazywało się, iż ów oddział składa się li tylko z jednej osoby – głównego bohatera. Wprawdzie w czasie kampanii trafiło się kilka zadań z innymi współtowarzyszami broni, jednak byli to bezużyteczni statyści. Niemniej, jeśli przymkniemy oko na ten element, to cała reszta okazuje się całkiem przyzwoita.

Głównym trybem rozgrywki jest pustynna kampania. W jej trakcie natkniemy się na szereg w miarę zróżnicowanych zadań. Oprócz standardowych w postaci wysadzenia w powietrze tajnego ośrodka rebeliantów, tudzież wystrzelania wszystkich wrogów na mapie, będziemy także chronić bazę przed falami przeciwników oraz jeździć po pustynnych wydmach jako strzelec opancerzonego pojazdu. Jakichś większych ekstrawagancji trudno się tutaj dopatrzyć, ale lepsze to niż powtarzanie w kółko jednego schematu. Bolączką może być natomiast liczba misji. Twórcy przygotowali osiem niezbyt długich zadań. Przejście jednego z nich zabiera średnio około pół godziny, co przy braku multiplayera nie jest liczbą powalającą.

Oddawaj strzelbę, tobie już się nie przyda.

Całkiem nieźle prezentuje się dostępny w grze arsenał. Oprócz zupełnie nieprzydatnego noża, którego nie wykorzystałem ani razu, dostępne są także pistolet, strzelba, kilka rodzajów karabinów (w tym wykorzystywany w Legii Cudzoziemskiej Famas i oczywiście nieśmiertelny Kałasznikow), wyrzutnie rakiet, snajperki i granaty. Z powodu typowo zręcznościowego charakteru rozgrywki całe to żelastwo nasz bohater może bez żadnych ograniczeń dźwigać na swoich plecach. Trochę to zastanawiające, jeśli weźmie się pod uwagę, że autorzy dodali taki szczegół jak pasek zmęczenia, uaktywniający się w czasie biegu. Do broni nie można się generalnie przyczepić. W sumie jedyna maszynka, której nie używałem, to była strzelba, co wynika z tego, że walk w budynkach jest jak na lekarstwo.

W trakcie naszej przygody będziemy musieli bezustannie zmagać się ze wszędobylskim piachem. Gdzie nie spojrzymy tam pustynia. Taki monotonny krajobraz, utrzymujący się przez wszystkie misje, zaczyna z czasem nudzić, ale cóż poradzić, skoro walczymy w Afryce. Na szczęście dość często odwiedzamy również wszelkiego rodzaju obozy, lotniska oraz twierdze przeciwników. Nie są to wprawdzie architektoniczne cuda (budynki są dość proste i składają się co najwyżej z kilku pomieszczeń), ale miło sobie od czasu do czasu postrzelać do wrogów w zamkniętym pokoju.

Trochę gorzej sprawa wygląda z tym, do kogo strzelamy. Przeciwnicy są zrobieni na jedno kopyto, a co najgorsze ich zachowanie jest nieprzewidywalne (w negatywnym znaczeniu tego słowa). Raz wypatrują cię z daleka i próbują zabić, jednocześnie chowając się za przeszkodami, natomiast innym razem jak barany idą wprost pod lufę lub nie dostrzegają cię z kilku metrów, pomimo tego że stoisz na wprost nich. Trochę lepiej prezentują się snajperzy. Jeśli nie dostrzeżemy ich w porę, to po kilku chwilach możemy leżeć w kałuży krwi. Generalnie sztuczna inteligencja stoi na średnim poziomie i wymaga sporej liczby poprawek. Podobnie jest z wrogimi pojazdami. O ile wozy bojowe mogą swoimi karabinami napsuć sporo krwi, o tyle śmigłowce są praktycznie niegroźne. W jednej z misji należało przy pomocy wyrzutni rakiet strącić ich ponad dziesięć. Zadanie to wykonałem za pierwszym razem, przy czym żadna z latających maszyn nie oddała do mnie ani jednego strzału.

Sama rozgrywka jest zadziwiająco przyjemna. Na pewno nie można w żaden sposób podciągać Code of Honor pod symulatory walki, ale jako lekka zręcznościówka sprawdza się nieźle. W trakcie wykonywania zadań cały czas coś się dzieje, nie ma tu miejsca na przestoje. Jeśli rozprawiliśmy się z jedną bazą wroga, to okazuje się, że nieopodal czeka na nas druga. Po odparciu wrogiego ataku możemy być pewni, iż niedługo ujrzymy na horyzoncie zagony pancerne przeciwnika i tak w kółko. Typowo zręcznościowy charakter rozgrywki podkreślają także porozrzucane tu i ówdzie apteczki i zapasy amunicji. Jak widać, najprostsze rozwiązania nadal sprawują się najlepiej. Interfejs jest bardzo intuicyjny. Z prawej strony znajdują się informacje na temat naszego stanu zdrowia, pancerza oraz ilości naboi, natomiast z lewej została umieszczona mini-mapa z zaznaczonymi celami. Pomimo że tereny na których przyjdzie nam walczyć, zaliczają się do małych, to autorzy przygotowali także szczegółowy plan okolicy, gdzie zaznaczona jest nasza pozycja oraz miejsca, do których musimy dotrzeć. Dzięki temu nikt nie powinien się zgubić.

Mała, przeciwpancerna niespodzianka na dobry początek dnia.

Pod względem graficznym Code of Honor wypada przyzwoicie. Otoczenie, żołnierze oraz modele pojazdów nie powalają wprawdzie na ziemię, ale nie wywołują u gracza odruchów wymiotnych. Inaczej jest z animacją, która w wielu miejscach szwankuje, przez co przeciwnicy wyglądają momentami bardzo dziwacznie. Jednak największym babolem graficznym pozostają ciała wrogów. Przenikanie przez ściany, wiszenie na niewidzialnej platformie czy też unoszenie się trupów nad powierzchnią ziemi są na porządku dziennym, co dość negatywnie odbija się na ogólnym klimacie rozgrywki. Zadziwiająco dobrze prezentuje się natomiast oprawa audio, a szczególnie muzyka dopasowana do wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Wprawdzie nie jest to dzieło pokroju soundtracków Jespera Kyda, ale skoro gracz wsłuchuje się w nią, zamiast myśleć o wyłączeniu głośników, to już o czymś świadczy.

To w sumie tyle jeśli chodzi o Code of Honor. Trzeba przyznać, że z każdym kolejnym tytułem City Interactive wydaje się rozkręcać i wypuszczać coraz grywalniejsze pozycje. Dlatego jeśli masz ochotę trochę postrzelać dla rozluźnienia się po ciężkim dniu, to sądzę, że warto w tę pozycję zainwestować te 20 złotych. Oczywiście cudów się nie spodziewaj.

Michał „Wolfen” Basta

PLUSY:

  • niezła grywalność;
  • dynamika rozgrywki.

MINUSY:

  • sporo bugów graficznych;
  • słaba SI;
  • zdecydowanie za krótka;
  • brak multiplayera.
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...