Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 listopada 2007, 17:17

autor: Artur Justyński

Clive Barker's Jericho - recenzja gry

W rajskim ogrodzie Eden znajdowało się pewne miejsce – The Box. Miejsce ponure, gdzie nic dobrego nie istniało. Tuż przed stworzeniem mężczyzny i kobiety Bóg stworzył coś człekokształtnego, bezpłciowego, obrzydliwego – The Firstborn.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Przyznam się bez bicia, że nie czytałem żadnej książki Clive’a Barkera, ani nie grałem w poprzednią produkcję – Undying, w przypadku której można znaleźć pozytywne komentarze na temat jej klimatu. Do najnowszego tytułu sygnowanego nazwiskiem pisarza – Clive Barker’s Jericho – podszedłem od strony zapatrzonego w monitor gracza, który czyta mało. Oczywiście ma to swoje dobre i złe strony.

W rajskim ogrodzie Eden znajdowało się pewne miejsce – The Box. Miejsce ponure, gdzie nic dobrego nie istniało. Tuż przed stworzeniem mężczyzny i kobiety Bóg stworzył coś człekokształtnego, bezpłciowego, obrzydliwego – The Firstborn. Stworzenie to było niedokończone i niekochane, przez co Bóg postanowił odesłać je do nieznanego nikomu miejsca, w inną rzeczywistość zwaną The Pyxis. Owo stworzenie nie umarło – przetrwało i bez duszy kontynuuje swój żywot we wspomnianym wcześniej „pudełku”.

Jericho Squad.

W tym momencie pojawia się drużyna Jericho – wysłana na pustynię w celu znalezienia źródła paranormalnych zjawisk, które mają tam miejsce. W efekcie z rąk straszliwej bestii ginie przywódca drużyny. Jego ciało umiera – dusza zaś wstępuje w jednego z członków drużyny, z czasem mogąc wnikać w kolejnych. Celem gracza jest zniszczenie pierwszej istoty na świecie – The Firstborn niszcząc przy okazji wszelkie zło. W kolejnych etapach wędrówki, ekipa cofa się o kolejne lata i wieki wstecz, odwiedzając czasy drugiej wojny światowej, wypraw krzyżowych czy też starożytnego Rzymu. Tak oto przedstawia się, dość zawiła, fabuła gry.

W grze przejmujemy kontrolę nad sześcioma postaciami (siódma ginie w pierwszym rozdziale). Trzy kobiety i trzech facetów składa się na całą drużynę Jericho, podzieloną dodatkowo na dwa zespoły – Alpha i Omega. Od czasu do czasu drużyna będzie się dzielić, a my podążymy śladem jednej z nich. Każda osoba z drużyny różni się od pozostałych, zarówno posiadanym arsenałem jak i specjalnymi zdolnościami, bardzo przydatnymi w walce. Jako że drużyna stanowi całość, poszczególni członkowie uzupełniają się wzajemnie. Dodatkowo każdy bohater ma możliwość konfiguracji broni pod kątem rodzaju pocisków lub częstotliwości strzałów.

W pierwszym rozdziale gry kierujemy kapitanem Rossem, który sprawuje funkcję głównodowodzącego całej kompanii. Nie jest wyposażony w żadne specjalne umiejętności, poza leczeniem innych, co potrafi akurat każdy członek drużyny. Dysponuje karabinem maszynowym oraz shotgunem. Na końcu pierwszej misji ginie, dzięki czemu w kolejnych, z biegiem czasu, jego duch – czyli gracz – będzie mógł przejmować kontrolę nad pozostałymi członkami drużyny. Ci posiadają już specjalne umiejętności, które są nieodzowne na polu walki.

W skład męskiej ekipy wchodzi żołnierz, wyposażony w karabin z opcją strzału z shotguna, posiadający nadludzką moc projekcji astralnej, dzięki której może przeniknąć do ciała wroga, po czym na przykład go podpalić lub wysadzić butlę z benzyną, by odblokować przejście. Nie może zabraknąć człowieka od broni ciężkiej. Piromanta, ważący i wyglądający jak cysterna, o niesamowitej sile fizycznej, opancerzony, strzelający z miniguna, to dość ciekawa postać. Może utworzyć „firewall”, by wszelkiej maści „wirusy” go nie drasnęły, przy okazji podpalając je. Może także wypuścić ognistego smoka, który automatycznie kieruje się w stronę wroga w celu podpalenia go. Ostatnim facetem w ekipie jest ojciec Paul, który czuwa nad resztą drużyny, w potrzebie ich leczy – co ważniejsze na odległość – a także wykonuje mroczne modlitwy w celu zaatakowania duszy wroga. Od święta posługuje się dwoma spluwami posiadającymi trzy konfiguracje pocisków.

Dieta fast-foodowa nie popłaca.

Płeć żeńska w niczym, pod względem umiejętności, nie ustępuje swoim kolegom. Do dyspozycji mamy panią snajper, w wolnych chwilach wystrzeliwującą pociski RPG. Posiada także moc telekinezy, dzięki czemu może odpychać wrogów lub przedmioty, torując dalszą drogę. Nieco ciekawszą umiejętnością jest sterowanie za pomocą myśli pociskiem snajperskim, dzięki czemu jesteśmy w stanie wyeliminować do trzech wrogów jednym strzałem. Zabraknąć nie może pani hacker, której mózg pracuje niczym ośmiordzeniowy procesor, potrafiący zwolnić czas – niestety tylko dla samej siebie. Drugą specjalną zdolnością pani od komputerów jest możliwość stworzenia płonących pocisków – w tym przypadku dla całej już drużyny – bardzo przydatnych na niektóre stworki. Ponadto posiada ona karabin maszynowy oraz granaty z czterema trybami wybuchania. Ostatnia, najostrzejsza – i to dosłownie – kobieta w grze wyposażona jest w pistolet maszynowy oraz miecz samurajski. Wyposażona w umiejętność tworzenia tzw. znaków krwi stanowi cennego sprzymierzeńca w walce przeciwko dużej liczbie wrogów.

Zła strona mocy jest równie obficie reprezentowana. W zależności od rozdziału, w którym się znajdujemy, napotykamy na potwory stylizowane na właściwy im czas. W czasach teraźniejszych potwory są jak... potwory. Bezkształtne bestie z dziubelcami zamiast rąk, strzelające z moździerzy i miotaczy ognia czy też potwory-samobójcy. Cofając się w kolejnych rozdziałach o kolejne lata i tysiąclecia spotykamy rycerzy z czasów krucjat, legionistów z potężnymi i niemalże nie do przebicia tarczami czy też stwory ze skrzydłami wyposażonymi w pociski typu powietrze-ziemia. Mimo obfitości, wrogowie z czasem zaczynają się powtarzać i będąc w czasach przed Chrystusem wpadamy na potwory z czasów teraźniejszych. Szkoda, że producenci nie zadbali o to, by takich powtórzeń nie było. Można myśleć również nieco inaczej – tamte potwory przeżyły do dziś, dlatego spotykamy je w każdym rozdziale.

Niewątpliwie należy skarcić autorów za wszystkie lokacje, przez które przyjdzie nam przejść w czasie gry. Od początku do końca jesteśmy prowadzeni po sznurku, brak jakichkolwiek odnóg – no, może kilka. Szkoda, dodałoby to niewątpliwie grozy – ciemne zaułki, pojawiające się za plecami gracza potwory – i przedłużyło rozgrywkę. Podziwianie widoków w większości również nie wchodzi w grę. Jesteśmy ograniczeni z każdej strony ścianami i nic, jak przejście kilku metrów w złą stronę, nie możemy zrobić. Podobnie ma się sprawa interakcji z otoczeniem. Kilka razy napotkamy na przykład wazony, które możemy zniszczyć. Dziury w ścianach widnieją przez chwilę – po wyprowadzeniu serii z karabinu, po kilkunastu strzałach zaczynają znikać. Zważywszy na ilość wystrzeliwanego ołowiu podczas każdej z potyczek, pobojowisko winno przypominać ser szwajcarski... Szkoda, że tak nie jest.

Rzymianie pokonali Asteriksa i Obeliksa, cała nadzieja w Nas.

Dość interesującym elementem są interaktywne filmy, podczas których musimy naciskać odpowiednie klawisze kierunkowe, które są wyświetlane na ekranie. Mamy na to mało czasu, decyzje musimy podejmować bardzo szybko. Jeśli się nam nie uda, efekt będzie jeden: zginiemy. Jednakże nie ma co się bać, gdyż przed każdą taką scenką następuje automatyczny zapis i gdy stracimy życie, dostaniemy kolejną szansę na naciśnięcie odpowiednich klawiszy. Minusem jest fakt, iż sekwencje te za każdym razem są identyczne. Nawet zmiana poziomu trudności na wyższy nic nie da. Podczas przechodzenia gry po raz wtóry filmy te można przejść za pierwszym razem.

Skoro jesteśmy już przy save’ach, te występują w formie checkpointów rozmieszczonych w wystarczająco małej odległości od siebie, by nie musieć powtarzać niemalże całej misji od początku. W sumie w większości przypadków potrzebne nie są, gdyż jeśli nie pozwolimy zginąć chociażby jednej osobie z drużyny, możemy przywrócić do życia pozostałe nie rozpoczynając rozgrywki od początku. Przy czym, jeśli tylko nie przestaniemy strzelać, to z pewnością nie zginiemy – wyjątkiem może być atak samobójczy na całą masę wrogów. W grze nie znajdziemy także żadnych apteczek – od tego właśnie jest leczenie – oraz skrzyń z amunicją – ta odnawia się podczas każdego checkpointa. Może to denerwować, bo czasem może braknąć nam amunicji, i jest to naciągane, bo niby w jaki sposób nagle dostajemy nowe magazynki?

Możliwość sterowania szóstką bohaterów ukazuje, jak ważna jest gra zespołowa. Co prawda nie jest to prawdziwy tryb co-op – w Jericho pozostałych członków drużyny wykorzystujemy tylko w sytuacjach, gdy potrzebujemy umiejętności pewnej osoby lub po prostu wolimy postrzelać w danym momencie z innej pukawki.

Strona dźwiękowa gry stoi na bardzo wysokim poziomie. W zależności od sytuacji słyszymy różne motywy, a jednak muzyka pozwala się skupić na grze – stonowana, idealnie wpasowana w klimat. Bywa, że ciarki przejdą po plecach.

Kaboom!

Graficznie gra prezentuje się bardzo ładnie. Spływające po ekranie krople podczas deszczu wyglądają tak... next-genowo. Pierwsze skojarzenie to F1 na PlayStation 3. Podobnie wygląda sprawa z krwią – zmasakrowane ciała przeciwników prezentują się nieźle. Wybuchy co prawda nie są mistrzostwem świata, jak te w World in Conflict, jednak wyglądają zacnie. Narzekać także nie można na widoki, szczególnie te na dalszym planie. Przez chwilę są rozmyte, po chwili wpatrywania się w nie obraz robi się ostrzejszy.

Na etapie dema gra bardzo przypadła mi do gustu. Kiedy w końcu dorwałem pełną wersję, przez pierwsze dwa rozdziały dalej dobrze się bawiłem. Później niestety zaczęło się dziać gorzej, a wszystko przez monotonię, prowadzenie gracza po sznurku niczym Tezeusza przez labirynt, brak oczekiwanej grozy... Całość starcza na ponad 10 godzin krwawej rozgrywki. Komu polecam grę? Fanom gier typu survival-horror raczej nie przypadnie do gustu. Clive Barker’s Jericho to shooter nie wyróżniający się spośród pozostałych gier tego gatunku – kto ma niedosyt FPS-ów lub kto gustuje w dziwacznych stworach nie z tej planety, zagrać może.

Artur „Arxel” Justyński

PLUSY:

  • oprawa audio-wideo;
  • ciekawa fabuła;
  • zróżnicowane postaci;
  • potwory;
  • wybuchy;
  • łatwa, nawet na poziomie Hard.

 

MINUSY:

  • za bardzo schematyczna;
  • brak interakcji z otoczeniem;
  • brak grozy.
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

sekret_mnicha Ekspert 5 grudnia 2010

(PC) Zaskakująco strawny FPS, zważywszy na ilość nieświeżego mięsa w nim zawartą.

7.5
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!