Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm Generations Recenzja gry
autor: Szymon Liebert
Burza z ninjobiciem – recenzja Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm Generations
Studio CyberConnect2 wypuściło kolejną odsłonę cyklu bijatyk o Naruto. Chociaż gra nie jest doskonała i nie zawiera zbyt wielu nowości, nadal potrafi bawić.
- widowiskowy i łatwy do opanowania system walki;
- dodatkowe tryby zapewniające sporo godzin rozrywki;
- kilka nienajgorszych dodatków do rozgrywki;
- rozbudowany tryb online z systemem kart.
- ograniczony tryb Story – chaotyczna narracja, brak specjalnych walk/scenek;
- tysiące niepotrzebnych dodatków do odblokowania;
- powtórka z rozrywki.
Gier z Naruto było tyle, że można by wytapetować nimi średnich rozmiarów pokój. Przez wiele lat dzielne studio CyberConnect2 potrafiło utrzymać zainteresowanie swoją serią Ultimate Ninja, co przecież nie jest takie łatwe. Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm Generations, kolejna odsłona sagi, nie przynosi zbyt wielu zmian, ale nadal potrafi wciągnąć i bawić.
W trzeciej części Ultimate Ninja Storm podsumowano dwie poprzednie edycje serii, zestawiając ponad 70 wojowników. Liczba jest imponująca, bo oznacza, że większość bohaterów znanych z serialu jest obecna i tutaj w tej czy innej postaci (grywalnej lub pomocniczej). Oczywiście wielu z nich pojawia się w co najmniej dwóch wersjach – doskonałym przykładem jest sam Naruto – więc faktyczna liczba wojowników jest nieco niższa (inną sprawą jest to, że większość z nich dostajemy w każdej części sagi). Tak czy inaczej, wybór jest duży i interesujący. Miło pograć tak zróżnicowaną gromadką i posprawdzać poszczególne ataki specjalne. Niestety, za tym pokaźnym katalogiem nie stoi równie rozbudowany tryb fabularny, bo rozwiązania znane chociażby z Naruto: Ultimate Ninja Storm 2 zastąpiono chaotyczną papką.
W drugiej części Ultimate Ninja Storm wcielaliśmy się w Naruto i przemierzaliśmy przepięknie narysowany świat w czymś, co przypominało japońskie RPG. Pierwsze kilka godzin gry było olśniewające, później wkradała się nuda, bo autorzy trochę przesadzili z zadaniami kurierskimi. Na plus odznaczały się jednak specjalne walki z minibossami i inne pomniejsze sceny, które urozmaicały całą przygodę. Ta niedoskonała narracja była o wiele lepsza od pomysłu z Generations, gdzie tryb Story został podzielony na rozdziały poświęcone poszczególnym postaciom i wyabstrahowany z ram ciekawego, kolorowego i intrygującego świata.
Fabularny chaos
Podczas gry poznajemy dogłębniej historię Naruto, jego ojca, przyjaciela, mistrza i innych bohaterów (kolejne epizody odblokowują się wraz z postępami). Problem polega na tym, że opcjonalne rozmowy i możliwość eksplorowania świata zastąpiono nudnym głosem narratora oraz statycznymi obrazkami. Osoby, które nie śledzą serii zbyt uważnie lub w ogóle jej nie znają, poczują się zagubione, bo nikt niczego nie tłumaczy. Skróty myślowe są ogromne, a monologi grafomańskie do bólu – w niektórych sytuacjach trudno więc zachować powagę.
Jeśli jednak przymknie się oko na niedociągnięcia, historie z Ultimate Ninja Storm Generations nie są takie najgorsze. Wynika to z siły uniwersum i tekstu, do którego gra się odnosi (mangi i serialu). Poszczególne wątki to prawdziwe dramaty – za pomocą takich emocji udaje się przyciągnąć uwagę gracza i zmotywować do rozegrania kolejnych rozdziałów. Sporą zachętą są animacje pojawiające się najczęściej na początku i końcu każdego z nich. Dostajemy godzinę filmu, złożonego także z kompletnie nowych scen. Zabrakło tu jednak urozmaicenia w postaci nieszablonowych walk i pamiętnych momentów z „dwójki”, wyłamujących się ze schematu bijatyki. Większość epizodów zbudowano według prostego szablonu: kilka zdań historyjki, standardowa walka. I tak w kółko.
Bijatyka dla wszystkich
System starć w nowym Naruto nie uległ wielkim zmianom i nadal pozwala prowadzić widowiskowe, emocjonujące potyczki, oparte na dobrze znanych zasadach (powielanych w wielu odsłonach serii). Podczas każdego z pojedynków znaczenie ma więc nie tylko odpowiednie wyprowadzanie ciosów (które samo w sobie jest banalne), ale też taktyczne ładowanie energii Chakra, pozycjonowanie wroga i umiejętne manipulowanie potężnymi atakami. W Ultimate Ninja Storm nie musimy martwić się o skomplikowane sekwencje – chodzi raczej o poznanie poszczególnych postaci i opanowanie ogólnej mechaniki.
Powyższe cechy sprawiają, że w dalszym ciągu jest to bijatyka, którą z łatwością opanuje niemal każdy gracz – nawet mashując bezmyślnie przyciski, możemy wyprowadzać potężne ataki. To bez wątpienia zaleta tej produkcji w oczach fanów serialu, którzy chcą spotkać się ze starymi znajomymi, a nie męczyć z opanowaniem sterowania. Przy tym wszystkim mechanika rozgrywki jest na tyle rozbudowana, że ma rację bytu w zmaganiach między graczami – weterani będą wyczyniali z nią cuda. Tym bardziej że mimo braku rewolucyjnych zmian autorzy pokusili się o kilka modyfikacji względem poprzedniej części serii.
Licytacja na drewienka
Przede wszystkim pojawił się wskaźnik odpowiadający za używanie uniku, pozwalającego wydostać się spod gradu ciosów przeciwnika. Podczas tego ruchu postacie korzystają z tak zwanego „drewienka”, teleportując się za plecy oponenta. Teraz możemy mieć na koncie maksymalnie cztery użycia tej techniki w danym momencie (oczywiście regenerują się one z czasem). Takie podejście do sprawy powoduje, że często „licytujemy” się z wrogiem na „drewno”. Wojownik, który ma go więcej podczas wymiany, wychodzi z niej zwycięsko. Ten całkiem niezły pomysł sprawia, że stosowanie uników jest łatwiejsze, ale wymagające.
Inną sprawą jest to, że zrezygnowano z quick time eventów, które może nie były sednem zabawy, ale w pewnym sensie odróżniały poprzednie części Ultimate Ninja Storm od pozostałych bijatyk. W zamian za to dodano dwa elementy. Pierwszym z nich jest tryb przebudzenia, pozwalający skorzystać ze zwierzęcych wersji wojowników w sytuacjach „podbramkowych”. Drugą nowością jest technika Chakra Dash Cancel, która przerywa kombosy. Za jej pomocą można szybko zmienić taktykę. Anulując kombinacje, otrzymujemy też możliwość wymknięcia się z trudnej pozycji i podjęcia kontrataku.
Żmudne zakupy
W Generations nie brakuje paru dodatkowych trybów: treningu, zestawu turniejów o różnym poziomie trudności lub chociażby serii survivalowych, podczas których musimy pokonać kilku wrogów na jednym pasku życia (ułatwieniem jest to, że po walkach odzyskujemy trochę energii). To miłe i niezobowiązujące dodatki do trybu story, który sam w sobie jest dość krótki (większość walk trwa zaledwie kilkadziesiąt sekund) i można ukończyć go w parę godzin. Zaliczenie nadprogramowych atrakcji zabiera sporo czasu, a odblokowanie wszystkich sekretów jest już wyzwaniem dla prawdziwie zdeterminowanych fanów Naruto.
Biorąc udział w jakichkolwiek starciach – nieważne w którym z trybów – gromadzimy pieniądze. Zdobyte monety wykorzystujemy w sklepie wypełnionym po brzegi dodatkami do trybu gry swobodnej i online. Setki przedmiotów, kart, obrazków i innych atrakcji byłyby w zasadzie w porządku, gdyby nie jeden minus. Zbieranie ich jest żmudną pracą. Każdy z elementów trzeba najpierw odblokować w walkach, a później zakupić. Niekoniecznie mam ochotę na przedzieranie się przez setki obiektów, z których większość w ogóle mnie nie interesuje.
Rzucając wyzwanie
Na szczęście część z nagród do odblokowania/kupienia ma zastosowanie. Autorzy wpadli na pomysł nawiązania do gry karcianej Naruto, oddając w nasze ręce setki kart modyfikujących postacie. W ten sposób możemy wpłynąć na styl walki i jednocześnie zabłysnąć w trybie online, który swoją drogą jest całkiem udany. Dostajemy w nim między innymi możliwość zapisywania i oglądania powtórek, organizowania turniejów i podglądania walk innych graczy w oczekiwaniu na naszą kolej. Całość jest spięta systemem punktów, które pomagają w dobieraniu odpowiednich przeciwników i jednocześnie podkręcają rywalizację.
Zainicjowanie gry online nie zawsze się udawało (prawdopodobnie za sprawą wad funkcji Quick Match), ale generalnie nie było większych problemów z szybkim znalezieniem partnera i stoczeniem z nim paru walk (w trybie rankingowym nie możemy jednak prosić o rewanż). Jakość rozgrywki stoi na niezłym poziomie, chociaż nie jest doskonała. Produkcja ma specyficzny sposób radzenia sobie z lagami – zatrzymuje na chwilę zabawę. Opóźnienia wymykające się temu systemowi i tak się pojawiały, co pewnie wynikało z doboru graczy z innych regionów świata. Można mieć pewne zarzuty co do płynności samej rozgrywki – w paru konkretnych sytuacjach animacja ewidentnie zwalniała. Zdarzało się to jednak na tyle rzadko, że specjalnie nie przeszkadzało.
Naruto Online
Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm Generations to dzieło, które kontynuuje chlubną tradycję serii, chociaż odbija w nieco inną stronę. Zamiast rozbudowanego trybu opowieści z możliwością zwiedzania kolejnych lokacji dostaliśmy grę przyciętą i ograniczoną (przez co trudniejszą w odbiorze). Jeśli ktoś chciał przeżyć epickie przygody Naruto, może się zawieść.
Nie znaczy to jednak, że Generations jest słabe. Studio CyberConnect2 postawiło na inne elementy – krótsze i mniej zobowiązujące wyzwania oraz tryb online. Nie wszystkie pomysły przypadły mi do gustu, ale ogólnie bawiłem się bardzo dobrze. Trudno jednak powiedzieć jednoznacznie, że to pozycja obowiązkowa – zagorzali fani Naruto pewnie kupią ją i tak, ale pozostali gracze mogą się wstrzymać.